poniedziałek, 31 sierpnia 2015

"Przedszkolny sen Marianki" Jacek Podsiadło

Szkoła ze snu

Już za chwileczkę, już za momencik
nowy rok szkolny zacznie się kręcić...
lecz zanim staniemy z nim w szranki
przeczytajmy "Przedszkolny sen Marianki".

Jacek Podsiadło nas zabierze
w podróż przedziwną, nie na rowerze,
ale na skrzydłach  imaginacji
i językowej akrobacji.

Książka nie  tylko jest dla dzieci,
bo nieraz ten poeta leci
takim konceptem i takim chwytem,
że się wspaniale bawimy przy tym.

Dziewczynce małej śniła się szkoła, 
nieco dziwaczna, bardzo wesoła,
trochę od czapy, ale w dechę
- czytelnik reaguje śmiechem.

Ilustrował de Latour Daniel
i zrobił to wspaniale,
kolorowo, odjazdowo
- ubawimy się z nim zdrowo.

Marianka miała piękny sen,
dzięki poecie weszliśmy weń
i poprawiły się nam humory
 - o takiej szkole marzymy od tej pory.

Dobrze, koniec już tej "częstochowszczyzny" w moim wydaniu. Umówmy się, że to taki żart - inna forma recenzji. Teraz już na poważnie.

Biuro Literackie 2015
Chciałabym napisać kilka zdań o najnowszej książce Jacka Podsiadły, poety, prozaika, felietonisty, laureata Nagrody Fundacji im. Kościelskich,  Nagrody  im. Czesława Miłosza, czterokrotnie nominowanego no Nagrody Literackiej Nike, uhonorowanego tegorocznym "Silesiusem" za całokształt twórczości. Tym razem ten niepokorny, niepozorny, acz nad wyraz utalentowany literat wydał książkę dla dzieci. I tu znowu mnie zachwycił i zaskoczył,  podobnie jak powieścią "Życie z zwłaszcza śmierć Angeliki de Sance". Zachwycił rymami, humorem, pomysłami.

W grupie Marianki panie opowiadały dzieciom, "co je czeka za pół roku, kiedy już pójdą do szkoły" - nowi nauczyciele, wiele fajnych przedmiotów, stopnie w dzienniku, "gąbka, tablica i kreda" itp.
Dziewczynka była zaciekawiona, ale też śpiąca, bo poprzedniego dnia zbyt długo siedziała przed telewizorem, nic więc dziwnego, że zasnęła.
"We śnie to, co słyszało się wcześniej
i na co się wcześniej patrzyło
staje się inne niż było"
Zgodnie z "logiką" snu,  wszystko się stało inne, przeobrażone. Przesiane zostało przez filtr sennych marzeń - fantazji,  przez zasoby pamięci o przeczytanych książkach, zasłyszanych treściach. I  tak zabawki z przedszkolnej półki  wcieliły się w role szkolnych nauczycieli.

Zajrzyjmy razem z poetą do snu Marianki:
Języka polskiego uczy lala z klocków lego - Pola Legowiczyńska (  tu nam przypomina się przecież Pola Goajwiczyńska!). Ona wdraża dzieci w zawiłe arkana gramatyki i ortografii, dyktuje arcytrudne dyktando. Dzieci nie mogą się doczekać, kiedy wreszcie (dosłownie) pokaże im ten język... .
Matematyk Patyk uważa, że królowej nauk nie można bezcześcić licząc na kalkulatory, trzeba posługiwać się własną głową, ewentualnie liczydłem i piórem. A do rozwiązania mamy  niesłychanie trudne zadanie o   zebrach, ich paskach oraz odległości między miastami A i B. Jest zagwozdka.
Na lekcjach muzyki prowadzonych przez Kota Trzpiota panuje kocia muzyka. Nawet "Śmierć" z symfonii Bethoveena zamiast "do drzwi"  - "puka się w czoło". Furorę robią rap i hip-hop. Będą też nauki ścisłe. Poznamy Regułę Ryzyka-Fizyka o Nieokreśloności Modułu Zderzających się Brokułów i Prawo Zachowania Klasy Gdy Rozlega się Dzwonienie. Na chemii odbędą się eksperymenty, które zaprezentuje  "Remik, ni osioł, ni koń" -  to on  jest twórcą tezy, że w syntezie wodorotlenku miodu i wodoromiodku sodu w kwasie po ogórkach w wyniku utleniania powstanie kamień filozoficzny.
O wojnie Burów i Kafrów opowie Historyk Scyzoryk - wróg słówka "hista", lubujący się w przeszłości. 
Na przyrodę z Pająkiem Wodnikiem każdy chętnie się zapisze. Akurat  był wykład o gadach, które  mają liczne wady, są niezgodne i złośliwe. Przy okazji dowiadujemy się, że pewien kumak, choć nie kuma bazy, to czytał "Damę Kameleonową" i "Kumaczka Wanię" (Czechowa), a gad - kameleon Leon czyta wyłącznie... Gadamera i gadzinową prasę. Zaraz, zaraz, czy to naprawdę  wiersze dla dzieciaków? Dorosły ma tu mnóstwo zabawy wychwytując te wszystkie "smaczki"- odniesienia, skojarzenia.
Z Fafikiem (psem) ruszamy w podróż dookoła świata i poznajemy ciekawostki o hienach, Pigmejach, krajach afrykańskich ("Ludzie w Czadzie dają czadu/ od śniadania do obiadu./ Od obiadu po kolację/ dają czadu inne nacje") opowieść o chichoczącym hipopotamie, przenosimy się  do Azji -  do Turcji, do krajów arabskich, gdzie obowiązkowa jest turbanizacja, gdzie dawniej "kalif pełł a mułła mełł/ziarna w żarnach" zanim trysnęła ropa, zaglądamy do Chin ( fenomenalne naśladowanie języka chińskiego: "ping pong pękł i gong mi pęka,/ gang do tańca pędząc stęka,  ring do kung-fu ma pięć lin (...)), do Japonii, wreszcie do Australii (paradna historyjka o tym jak Aborygen darł koty z dziobakiem, głowił się, jak mu dać w dziób i rzucał weń czym popadnie, aż przez przypadek wynalazł bumerang... i to jeszcze nie koniec tej lekcji geografii.
Kto włosy oszczepem czesze? goryl Miki - spec od gimnastyki, mistrz footballu. To właśnie jego wyczyn i okrzyk  budzą Mariankę z błogiej drzemki. Czy nie za bardzo przejęła się szkołą? Ależ ona nie spała, tylko się uczyła...
Natomiast my nauczyliśmy się, że Jacek  Podsiadło ma nieprzebrane pokłady humoru i potrafi fantastycznie bawić się językiem, wciągając czytelników w wir jazdy bez trzymanki po wybojach poezji. Dla dziecięcego odbiorcy "Przedszkolny sen Marianki" będzie lekturą zabawną, przykuwającą uwagę swoją dynamiką, poczuciem humoru, mocnym osadzeniem we współczesności. Dorośli - wydobędą więcej, nie gorzej się bawiąc. Jest w tym poemacie nuta abstrakcyjności, ale od czego wyobraźnia...  
Tekst wspomagają ilustracje w wykonaniu Daniela de Latour -  kolorowe, zwariowane, śmieszne. Idealnie współgrające z całością.
Jednak niekoniecznie jest to publikacja dla przedszkolaków,  raczej dla starszych dzieci, które mają pewien zasób wiedzy, bogatsze słownictwo i łatwiej odnajdą się w świecie pojęć naukowych, nazw geograficznych itp. zastosowanych w tekście. Niewykluczone, że młodsze dzieci zachwyci rym i rytm oraz cała "abstrakcyjność" wierszowanej opowieści. To dla nich zaproszenie do świata brzmień i znaczeń, do świata poezji. Każdy tu może znaleźć coś dla siebie.

Książkę wydano bardzo starannie -  w twardej oprawie i dużym formacie, z okładką stylizowaną na szkolny zeszyt. Warto jej się przyjrzeć: poogladać, poczytać. Poprawa humoru gwarantowana, a ewentualne lęki przed szkołą - zniwelowane. Nie do końca "pedagogiczny" jest obraz szkoły ukazany w poezji Jacka Podsiadły, ale nie można wszystkiego zawsze brać na poważnie. Stąd  też konwencja snu i masa humoru na różnych płaszczyznach. 

Aż się chce więcej takiej twórczości: Jacek Podsiadło - dzieciom!





środa, 26 sierpnia 2015

Wyspy i muchy

Tym razem coś do kolorowania i gimnastykowania wyobraźni:

„A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź...” – do tej prośby słowami wiersza Gałczyńskiego dołączam następującą uwagę: tylko nie zapomnij zabrać z sobą kredek i flamastrów. Przydadzą się bardzo, ponieważ Anita Graboś przygotowała książkę do kolorowania dla wszystkich od lat 5 do 105, a jej głównym motywem uczyniła archipelag na Bardzo Spokojnym Oceanie (...)

 Moja  recenzja: TUTAJ.








oraz do ćwiczenia aparatu artykulacyjnego:
  

" (...) Z muchą na luzie ćwiczymy buzie” to znakomita publikacja edukacyjna zachęcająca do rodzinnego treningu logopedycznego, do wspólnego czytania, opowiadania, oglądania i odpowiadania na pytania (....)"

Moja recenzja: TUTAJ.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Sposób na upały - "Lody dla królowej"

Marginesy 2015
Co powstanie z połączenia pamiętników francuskiej damy dworu i zapisków włoskiego cukiernika specjalizującego się w deserach lodowych?  Przepyszna, słodko-pikantna powieść, aż ślinka leci przy niektórych opisach.
Autorem tego literackiego smakołyku jest Anthony Capella. Urodził się w Ugandzie, studiował literaturę angielską w Oxfordzie. Podróżnik poszukujący ciekawych smaków i  potraw, autor artykułów w "Sunday Times" oraz powieści "Afrodyzjak", "Ulotny urok kawy", "Oficer ślubny". Jego książki przetłumaczono na 19 języków, planowane są ekranizacje. Już same tytuły kuszą, a co dopiero wersje filmowe... Nie mogę się doczekać.
"Lody dla królowej" to moje pierwsze, ale  może nie ostatnie, spotkanie z tym pisarzem. Zaskoczył mnie oryginalną tematyką. Przyznam, że niekoniecznie sięgnęłabym po powieść historyczno-obyczajową z czasów Ludwika XIV i Karola II, niespecjalnie bowiem mnie to interesuje. Capella jednak  pokazał świat Wersalu i ówczesne rozgrywki polityczne z Anglią od zupełnie innej strony - od kuchni. I to dosłownie.
Impulsem do stworzenia fabuły było odnalezienie pakietu starych dokumentów z XVII w.  i odkrycie, że napisano je szyfrem po francusku - był to dziennik Ludwiki de Kerualle, francuskiej damy dworu, kochanki angielskiego króla Karola II, która - jak się  okazuje - miała znaczny wpływ na jego decyzje. Drugim elementem znajdującym się "u podwalin" powieści Capelli była rozprawa pióra Carla Demirco wydana po raz pierwszy drukiem w 1678 r. i  kilkakrotnie wznawiana jako "Księga deserów mrożonych".

"Lody dla królowej"  to zanurzona w historii opowieść o pasji, ambicji, władzy i miłości. Autor rozpisał ją na dwa głosy: śledzimy akcję okiem Carla oraz Ludwiki. Rozdziały, w których narratorem jest cukiernik poprzedzone są odpowiednim cytatem z "Księgi deserów..." - przepisem na lody, czy wskazówką przydatną przy ich sporządzaniu. Nie ma tu dłużyzn, zbędnych wątków, nadmiaru dat, wszystko jest w idealnych proporcjach, przyrządzone niczym najwykwintniejsze danie. Lektura sprawia ogromną przyjemność. Zwolenników prawdy historycznej powinien usatysfakcjonować fakt, iż Capella w posłowiu wyjaśnia, co "naciągnął" na potrzeby fabuły  np. skąd zaczerpnął "lodowy pałac", jakie wydarzenie przesunął o rok). Postaci  - w większości autentyczne - są barwne, wyraziste. Całość okazała się niesamowicie filmowa, bardzo plastyczna, zmysłowa. Tylko jak oddać na szklanym ekranie smak lodów truskawkowych z białym pieprzem albo sorbetu nieszpułkowego....

Na tę książkę można spojrzeć z różnych punktów widzenia. Jedni uznają ją za  nudną ( zawsze się znajdą jakieś marudy), bo może i niewiele tu się dzieje, jeśli chodzi o tempo zdarzeń i nie wszyscy przepadają za wątkami kulinarnymi, drudzy określą ją cudną, bo jest klimatyczna, oddająca koloryt epoki. Siłę tej powieści stanowią opisy smakowitych lodów, sorbetów, kordiałów, granit wytwarzanych drogą eksperymentu przez Demirco z coraz to nowych składników. Nawet dość "ekscentrycznych":
"Gdy tylko na targach pojawiał się nowy owoc lub warzywo... zamrażałem je. Szparagi, karczochy jerozolimskie, seler korzeniowy, nawet kapusta. Zaskakująco dobrze spisały się rzodkiewki i zimowany szpinak. Pewnymi zasługami mógł się też pochwalić szczaw. Chodziłem do portu i kupowałem dziwne owoce wprost ze statków, które właśnie wróciły z kolonii. Robiłem lody z papryki,melonów, mango i owoców tak brzydkich, że nie poznałem nawet ich nazwy" (s .334)

Są też intrygi, dworskie układy, plotki, romanse... A wszystko skomponowane w całość bardzo smaczną i gustowną. Literacka uczta, która rozgrzewa i chłodzi  jednocześnie!

 

środa, 12 sierpnia 2015

"Nie ma nieba" ale jest...wywiad

Podróżuje, pisze powieści i leczy pacjentów w praktyce przyjaznej cudzoziemcom w Dreźnie, kilka dni temu ukazała się  jej czwarta książka "Nie ma nieba". Lektura już za mną, wkrótce spiszę wrażenia, póki co wyjawię, że są bardzo pozytywne, a powieść daje do myślenia.
Zapraszam do lektury mojego wywiadu z Jolantą  Kosowską:
http://medycynaipasje.com.pl/a2524/Od-jednej-do-drugiej-podrozy--od-jednej-do-drugiej-powiesci---.html

wtorek, 11 sierpnia 2015

Haśka, poetka z krwi i kości

Gdyby przeprowadzić sondę i zapytać przypadkowych przechodniów o Halinę Poświatowską, zapewne padłoby parę haseł: poetka, chora na serce, pisała o miłości i śmierci, miała operację za granicą, zmarła młodo. Może nawet ktoś wspomniałby, że była absolwentką filozofii, może ktoś zacytowałby któryś wiersz.
Ogólniki, podręcznikowe wiadomości, portret rodem z encyklopedii, suche fakty. Tymczasem nie mamy pojęcia, jaka Poświatowska była naprawdę, znamy tylko jej literacki obraz, a przecież była to niezwykła osobowość. Chcąc ją poznać - warto sięgnąć po biografię pióra Kaliny Błażejowskiej pt. "Uparte serce".
Znakomitym uzupełnieniem i przy tym pasjonującą lekturą będzie natomiast tom "Haśka. Poświatowska we wspomnieniach i listach" opracowany przez Mariolę Pryzwan. Tę samą autorkę, która przybliżyła nam postaci Anny German, czy Zbigniewa Cybulskiego.

Marginesy, 2015
Jest to poszerzone i uzupełnione wydanie ""ja minę, ty miniesz...." O Halinie Poświatowskiej. Wspomnienia,listy, wiersze" sprzed 20 lat. W nowej edycji dodano wspomnienia Wisławy Szymborskiej, Magdaleny Samozwaniec  Yasuko Nogami-Suzuki oraz Grażyny Panczenko. Premierowo  opublikowano wspomnienia Ireneusza Morawskiego, któremu poświęcona była "Opowieść dla przyjaciela". Pojawia się mnóstwo reprodukcji i zdjęć z rodzinnego archiwum - udostępnił je brat poetki, Zbigniew Myga. To właśnie jemu oraz jego siostrze Małgorzacie Mariola Pryzwan zadedykowała  publikację.
 
Zbiór zawiera szereg  wspomnień  skrupulatnie zebranych i opracowanych. W wypowiedziach znajomych, przyjaciół, rodziny, profesorów, współpracowników budujących obraz Haśki  pojawiają się czasem pewne nieścisłości, ale biografka  dba o ich "wyprostowanie " np. ktoś wspomina, że coś działo się w 1965 r., a to faktycznie miało miejsce w 1966 r. r., więc zostało zaznaczone w nawiasie.  Do tego dochodzi kalendarium,  spis źródeł, indeks osób, ilustracji. Niezwykle bogaty i uporządkowany materiał świadczy  o tym, że biografka wykonała mrówczą pracę. Nieocenioną skarbnicą wiedzy o legendarnej wręcz poetce są jej listy, przepiękne teksty, jakie pisała  do bliskich osób. Cudne są jej listy do "Śliwiaka Kochanego". Z listów wyłania się właśnie ta postać "z krwi i kości", ze wszystkimi swoimi obawami, lękami, zachwytami, całą paleta uczuć, jakie przeżywała, czy to podczas pobytu w Ameryce, w oczekiwaniu na operację,  czy w trakcie studiów, czy przy wydawaniu kolejnych tomików. Dzięki listom "usłyszeliśmy" głos poetki, która czasem nie przebierała w słowach, szczerze i swobodnie komentując rzeczywistość i własne odczucia.

Jaka była Poświatowska? Niezłomna. Kochająca życie. Radosna i melancholijna. Nieznośna. Ironiczna. Zmysłowa. Uwielbiała muzykę hiszpańską. Pasjonowała się nauką. Niesamowicie inteligentna, pełna samozaparcia, zdeterminowana. W ekspresowym tempie nauczyła się angielskiego. Zapalona filozofka. A przy tym skromna, wrażliwa.  Nie do końca przekonana o własnym talencie.
W liście do I. Morawskiego z września 1958 r. napisała:
"Do dupy są te wiersze, wiesz o tym tak samo, jak ja! Pisanie nie jest na pewno moją najmocniejszą stroną, Na ogół wszyscy  twierdzą, że najładniejsze mam usta, a potem dopiero nogi. Poza tym, szanują mnie za zgryźliwy charakter i bardzo ich dziwi moje  szatańskie poczucie humoru". (s. 131)
Po ukazaniu się pierwszego tomiku "Hymn bałwochwalczy" (w zielonej okładce) w liście do Tadeusza Śliwiaka  ( 26 I 1959) tak oceniła swoją twórczość:
"Abstrahując od różnych obiektywizmów - one mi się podobają, chociaż najchętniej schowałabym głęboko i  nie pokazałabym nikomu. Jakie to śmieszne, że teraz będą się nad tym pastwić, jak nad całkiem rzetelną poezją - a to przecież tylko wierszyki. Chwilki - mogą być nawet zielone - czemu nie." (s. 183)
 Tak, będą się nad nimi pastwić i w szkołach o nich nauczać, ech, pewnie przez myśl poetce to nie przeszło... Ani też, że  jej korespondencja zostanie opublikowana.

Wspaniale, choć nie bez nuty smutku, czytało się ten zbiór listów i wspomnień. Tyle emocji, tyle faktów, westchnień, zachwytów i zadumań!Z pewną satysfakcją stwierdziłam, że mam z nią coś wspólnego - Halina za szybko mówiła, uwielbiała koty. Miło było wędrować od listu od listu, od wspomnienia do wspomnienia, i poznawać jej krótkie, tragiczne, ale jakże piękne, intensywne życie.


 Częstochowa, 2009 r.



poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Jedenastka z "Setnej strony"

Jakiś czas temu zostałam poproszona przez Agatę Adelajdę o udzielenie odpowiedzi na taki oto zestaw pytań. Zatem - do dzieła!

1. Najstarsza książką, która czytałaś/czytałeś (najstarsze wydanie, które wpadło ci w ręce, najdawniej wydana książka)?
 wyd .1910 r. - dramat francuski "cośtam de cremone", przepraszam, ale nie mam tego pod ręką,  "Męczennica na tronie", "Starosta warszawski" J. I. Kraszewski wyd.   1929, 1930
vide:
http://projekt-kraszewski.blogspot.com/2011/07/zabytkowe-znaleziska.html
2. Pisarz, którego warto poznać szerzej, a o którym "świat zapomniał"?
Władysław Zambrowski, Axel Munthe, Maria Kuncewiczowa
3. W książkach, które wybieram najbardziej interesuje mnie...
 narracja
4. Ulubiony gatunek literacki i czym go przełamujesz?
powieść/ reportaż /biografia
Generalnie lubię mix gatunkowy. Ostatnio zaglądam do poezji współczesnej.
5. Czy jest coś, na co czekasz? Powieść ulubionego autora, ekranizacja, etc.
Czekam jak kania dżdżu na książkę o Zofii Stryjeńskiej .
6. "Niektórzy lubią poezję",  czy należysz do tych, którzy ją czytają, cytują?
Należę :-) Lubię, czasem sięgam.
W cytowaniu nie jestem najlepsza.
7. Wymarzona ekranizacja...
A może coś na podstawie prozy Weroniki Murek? Albo wiem!!!! Serial wg "Stulecia Winnych"Ałbeny Grabowskiej.
8. Czy wąchasz książki, czy je głaszczesz? Jak je traktujesz?
Szanuję. Nie wącham. Głaszczę - być może. Nie robię jakichś specjalnych rytuałów. Podczytuję czasem na wyrywki.
9. Jak duży masz księgozbiór? A może częściej wymieniasz, korzystasz z biblioteki? 
Sporo, nie liczę, tylko upycham gdzie tylko się da. Korzystam też. Nie wymieniam, chomikuję.
10. Gdybyś miała/miał napisać książkę, to jaki byłby jej temat?
 Gdybym miała. hmmm.... ;-) Nie porywam się.
11. Twój stosunek do książkowych gadżetów?
Pozytywny.
Przyznaję jednak szczerze, że nie mam raczej nic z motywami książek, ani wyszukanych zakładek.
O, nie, wróć! Mam koszulkę z napisem "Nie jestem statystycznym Polakiem, lubię czytać książki", czasem ją zakładam ( nie "ubieram"!!!), ale rzadko, bo nie przepadam za t-shirtami z napisami. Mam też długopis  reklamowy - związany z książką Ewy Seno, wygrana w konkursie, dość przypadkowa, ale fajny gadżet, praktyczny :-) Ładnie pisze.

Moja lista blogów