Moja recenzja:
http://zycieipasje.net/2021/01/szpieg-w-ksiegarni-szajka-lajos-grendel-recenzja/
Jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku - ciekawa, ambitna, łącząca osobistą opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości i korzeni z reportażem / esejem o specyfice Górnego Śląska i śląskości. To cenna i wartościowa lektura zarówno dla osób mieszkających, czy pochodzących ze Śląska, jak i dla tych, zupełnie z tym regionem nie związanych , pozwalająca uświadomić sobie wiele historycznych i socjologicznych faktów.
Czytałam ją z czystego zainteresowania tematyką śląską, mam za sobą
"Czarny ogród" Małgorzaty Szejnert, "Piątą stronę świata"
Kazimierza Kutza, w dzieciństwie wertowałam "Bery śmieszne i
ucieszne" opracowane przez Dorotę Simonides - to
jednak kropla w morzu.
Z przyjemnością sięgam po publikacje z serii Sulina, których autorzy
"przekraczają granice geograficzne, kulturowe, mentalne", prezentują
treści w ujęciu antropologicznym, etnicznym, historycznym, uważnie badają znane
i mniej znane miejsca w Polsce i całej
Europie, opowiadają o pograniczach i peryferiach.
Zbigniew Rokita zgrabnie połączył własną rodzinną historię z ogólnym
analizowaniem śląskości i różnych problemów związanych z Górnym Śląskiem.
Opowiedział o skomplikowanej przeszłości i trudnej teraźniejszości, o niejasnym
statusie mieszkańców, o pamięci, o granicach i takim "pomiędzy".
Czym jest ta "śląskość"? Kim są Ślązacy? Co my właściwie wiemy o
Śląsku?
Okazuje się, że niewiele (mam tu na myśli takich laików jak ja, szkolna wiedza
w sumie ma się nijak do złożoności tego zagadnienia). Jak ma się historyczny
Górny Śląsk do terenu obecnego
województwa śląskiego? Jak to było powstaniami i plebiscytem? Czy możliwa
była/jest autonomia Śląska? Jak czuli się mieszkańcy, którym nakazano
deklarować narodowość i dokonywać wyborów? Jaki status mają Ślązacy i ich język
we współczesnej Polsce?
"Nie
przekraczaliśmy granic, to one nas przekraczały" - mówi Ketzler, miejscowy
Niemiec, jeden z rozmówców - "Moi przodkowie nie przyjechali tu jako
okupanci, przyjechali w XVIII wieku, bo pruski król zaprosił na Śląsk
rzemieślników. Jesteśmy obywatelami Polski, a przy tym jesteśmy narodowości
niemieckiej. Jesteśmy u siebie, nie w jakiejś tam diasporze. Chcemy być
traktowani jak ktoś, kto tu był i został. Bo kto mi da gwarancję, że za sto lat
nie będzie tu innego państwa?" ( s. 186)
Bardzo trafne i wymowne to słowa.
Autor dzieli się osobistymi poszukiwaniami i
rozważaniami: "Czuję sie i Polakiem, i Ślązakiem. Tym drugim od
kilku lat. I szukam odpowiedzi, czym jest ta śląskość. Może czyśćcem? Poczuciem
odrębności od polskości i niemieckości, zawieszeniem między nimi. I ja teraz
obserwuję, jak ta śląskość się tworzy. Pojawiają się pisarze, trwają dyskusje,
spory, z roku na rok to się rozwija." ( s. 193)
Troszkę irytujący bywał styl tej książki, momentami zbyt podręcznikowy albo
zbyt potoczny, dygresyjny, autor przeskakiwał tak jakby między snuciem pięknej
opowieści (momentami nawet trafiały poetyckie zdania, weźmy pierwsze: “Moi
przodkowie użyźniali sobą dzieje. Dzieje się na nich pasły i rosły tłuste i
obłe” s. 13) ) a artykułem prasowym. Nie wpływa to jednak aż tak znacząco na
odbiór całości. Bo tak jak Górny Śląsk jest niejednorodny i skomplikowany, to i
opowieść o nim nie może być jednolita.
Rokita nam ten Śląsk przybliża, odczarowuje, odziera z mitów i fałszywych
przekonań.
![]() |
MG, 2020 |
Nigdy wcześniej nic pióra Hena nie
czytałam. Teraz żałuję, że tak późno trafiłam na jego prozę. Na pewno
spróbuję nadrobić zaległości.
Bez strachu. Dziennik współczesny to nie są, za przeproszeniem,
“zapiski starego piernika”, czego się nieco obawiałam. To wyborne
notatki intelektualisty, erudyty, skromnego i szczerego człowieka z
ogromnym doświadczeniem, poczuciem humoru i dystansem do samego siebie.
“Starość. Zdarzyło mi się to po raz pierwszy. Obserwuję ją nie bez
ciekawości literackiej. Jakby stanowiła tworzywo. Nie chodzi o
niedomagania fizyczne, słabość organizmu – wiadomo, tkanki zużyte, ale
jakoś się poruszam, oddycham, krzątam – nie powinienem narzekać. (
Chociaż trochę mi wolno).” (s. 7)
Są w tym dzienniku, obejmującym lata 2018-2020 (do lipca), zapiski z lektur, cytaty i refleksje; komentarze do bieżących wydarzeń kulturalnych i politycznych, opisy sytuacji z codziennego życia, anegdoty, liczne dygresje i retrospektywne powroty do lat minionych. Sporo można się dowiedzieć z tych notatek o życiu i twórczości samego autora, o dziejach wydawania i recepcji jego książek.
Hen śledzi z uwagą to, co się dzieje w
Polsce i na świecie. Odnotowuje ważne wydarzenia jak Nagroda Nobla dla
Olgi Tokarczuk czy wybory prezydenckie, ale i też te dotyczące życia
prywatnego jak wydanie książki syna, choroba czy śmierć kogoś znajomego.
Rejestruje spotkania autorskie, nagrania radiowe, listy od
czytelników, rozmowy. Dużo czyta – książek i gazet. Ma swoje zdanie,
swoje poglądy, które wyraża w wyważony sposób. Nie jest tak, jak to
często się zdarza u ludzi w podeszłym wieku, że żyją tylko przeszłością.
Ponadto nie uważa się za wszystkowiedzącego, choć nie można powiedzieć,
aby się słusznie nie cenił.
“1923 – no, trudno, ten rocznik usprawiedliwia mój brak znajomości
pewnych realiów. Ale nie poczuwam się do braku orientacji w dzisiejszej
rzeczywistości politycznej. Odwrotnie: moje doświadczenia osobiste, od
lat 30. ubiegłego wieku, twórczość na tle historycznym (Jagiełło,
Stanisław August, Montaigne i jego czasy), pozwalają mi na trzeźwą ocenę
także tego, co dzieje się teraz. ” (s. 161)
Zarzekała się żaba błota. Po przeczytaniu Rany i Wyrwy (która w sumie wypadła pozytywnie w odbiorze) stwierdziłam, że jednak fanką twórczości Wojciecha Chmielarza nie zostanę. Niemniej sięgnęłam, zgodnie z zasadą “do trzech razy sztuka”, po najnowszą książkę tego autora i… zmieniłam zdanie.
Muszę przyznać, że Prostą sprawę
czytałam w burzliwym, trudnym emocjonalnie czasie, gdy niełatwo było
skupić się nad wymagającą lekturą, a dzięki tej książce mogłam się
oderwać się od problemów codzienności, odpocząć, przenieść się w świat
niezwykle wciągającej fikcji, dynamicznej akcji, nie roztrząsając
zbytnio jej prawdopodobieństwa. Doskonale się bawiłam, choć to może nie
brzmi najlepiej w odniesieniu do powieści sensacyjnej, w której nie
brakuje krwawych i brutalnych scen, strzelaniny, walk, brudnych
interesów i bezlitosnych porachunków. Na tym jednak polega specyfika
tego gatunku i jeśli powieść napisana jest sprawnie warsztatowo, ma
ciekawą fabułę, nic w niej “nie zgrzyta”, to nic dziwnego, że czytelnik
czuje się usatysfakcjonowany lekturą.
Dla porównania – to nie jest “kino moralnego niepokoju” czy inne
“bergmany”, to taki “James Bond vel Rambo na wariackich papierach”,
“szukają go i uciekł”, tajemniczy agent wkracza do akcji, bang – bang,
mistrz sztuk walki zwycięża złych, pomaga dobrym, na końcu znika i nikt
tak naprawdę nie wie, kim on był i po co właściwie to wszystko robił.
(...)
ciąg dalszy pod linkiem:
http://zycieipasje.net/2020/11/szpieg-w-ksiegarni-prosta-sprawa-wojciech-chmielarz-recenzja/
![]() |
Marginesy 2020 |
To taki specyficzny portret, nakreślony w bardzo subiektywny sposób, oparty na prozie autobiograficznej, z wplecionymi gęsto cytatami z utworów i wypowiedziami z prasy. Zebrano też wypowiedzi przyjaciół i znajomych.
Z portretu “namalowanego”, czy raczej ułożonego przez Turowską wyłania się Agnieszka Osiecka jako osoba niesamowicie zdolna, twórcza, pracowita, wrażliwa, samotna i nieszczęśliwa, ciągle uciekająca, bujająca w obłokach, ale dbająca o własne sprawy zawodowe, żyjąca po swojemu, wbrew konwenansom. Sama o sobie pisała: “Mam skłonność do życia we śnie, do zmyślania sobie ludzi i sytuacji. Do urabiania życia na kształt teatru. Do nierzeczywistości” (s. 125)
Całość wypada bardzo sympatycznie i ciekawie, o ile się już wcześniej o tym nie czytało. Uczciwie informuję, że ta publikacja to ubrane w nowy tytuł wznowienie książki Agnieszki. Pejzaże z Agnieszką Osiecką (pierwsze wydanie – 2000r., kolejne – 2008 r.). Przyznam, że tamten tytuł znakomicie oddaje zamysł tej książki – bo poznajemy Osiecką właśnie jakby w różnych “pejzażach” – na tle społecznym, historycznym, kulturalnym, na tle rodziny, środowiska artystycznego, w różnych momentach jej życia. Z założenia nie jest to pełna biografia, ale taki jakby “pamiątkowy album”.
całość mojej recenzji:
http://zycieipasje.net/2020/11/szpieg-w-ksiegarni-osiecka-nikomu-nie-zal-pieknych-kobiet-zofia-turowska-recenzja/
Książka pasuje do listopadowej Trójki E-pik- kategoria: Siła jest kobietą