środa, 30 grudnia 2020

"Historia amuletu" Edith Nesbit

 


"Historia amuletu" Edith Nesbit, 
tłumaczenie: Irena Tuwim
Podróż sentymentalna do książek z dzieciństwa.
To 3 tom serii, poprzednie "Pięcioro dzieci i"coś"", "Feniks i dywan", kiedyś czytałam, pamiętam też słuchowiska w audycji "Radio Dzieciom".
Londyn, 1905 r., Antea, Robert, Cyryl i Janeczka znów spotykają Piaskoludka (uroczy, ale trochę wredny, bardzo go lubię), znajdują amulet i muszą zdobyć jego drugą część, w tym celu podróżują w czasie i przestrzeni (m.in. do starożytnego Egiptu, Babilonu, na Atlantydę...a także w przyszłość - tu piękna idealistyczna wizja). Fantastyka, przygoda i historia. Dziecięca fantazja, przyjaźń, miłość,życzliwość, rodzina.
Przemiła powieść, pomogła mi przełamać świąteczny impas czytelniczy. Teraz namawiam córkę, ciekawe czy się skusi;-)
 

niedziela, 20 grudnia 2020

Zbigniew Rokita "Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku"

 

Wydawnictwo Czarne 2020



Jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku - ciekawa, ambitna, łącząca osobistą opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości i korzeni z reportażem / esejem o specyfice Górnego Śląska i śląskości. To cenna i wartościowa lektura zarówno dla osób mieszkających, czy pochodzących ze Śląska, jak i dla tych, zupełnie z tym regionem nie związanych , pozwalająca uświadomić sobie wiele historycznych i socjologicznych faktów.

Czytałam ją z czystego zainteresowania tematyką śląską, mam za sobą "Czarny ogród" Małgorzaty Szejnert, "Piątą stronę świata" Kazimierza Kutza, w dzieciństwie wertowałam "Bery śmieszne i ucieszne" opracowane przez Dorotę Simonides  -  to jednak kropla w morzu.
Z przyjemnością sięgam po publikacje z serii Sulina, których autorzy "przekraczają granice geograficzne, kulturowe, mentalne", prezentują treści w ujęciu antropologicznym, etnicznym, historycznym, uważnie badają znane i mniej znane  miejsca w Polsce i całej Europie, opowiadają o pograniczach i peryferiach.

Zbigniew Rokita zgrabnie połączył własną rodzinną historię z ogólnym analizowaniem śląskości i różnych problemów związanych z Górnym Śląskiem. Opowiedział o skomplikowanej przeszłości i trudnej teraźniejszości, o niejasnym statusie mieszkańców, o pamięci, o granicach i takim "pomiędzy".
Czym jest ta "śląskość"? Kim są Ślązacy? Co my właściwie wiemy o Śląsku?
Okazuje się, że niewiele (mam tu na myśli takich laików jak ja, szkolna wiedza w sumie ma się nijak do złożoności tego zagadnienia). Jak ma się historyczny Górny Śląsk do  terenu obecnego województwa śląskiego? Jak to było powstaniami i plebiscytem? Czy możliwa była/jest autonomia Śląska? Jak czuli się mieszkańcy, którym nakazano deklarować narodowość i dokonywać wyborów? Jaki status mają Ślązacy i ich język we współczesnej Polsce?

"Nie przekraczaliśmy granic, to one nas przekraczały" - mówi Ketzler, miejscowy Niemiec, jeden z rozmówców - "Moi przodkowie nie przyjechali tu jako okupanci, przyjechali w XVIII wieku, bo pruski król zaprosił na Śląsk rzemieślników. Jesteśmy obywatelami Polski, a przy tym jesteśmy narodowości niemieckiej. Jesteśmy u siebie, nie w jakiejś tam diasporze. Chcemy być traktowani jak ktoś, kto tu był i został. Bo kto mi da gwarancję, że za sto lat nie będzie tu innego państwa?" ( s. 186)
Bardzo trafne i wymowne to słowa.

Autor dzieli się osobistymi poszukiwaniami i  rozważaniami: "Czuję sie i Polakiem, i Ślązakiem. Tym drugim od kilku lat. I szukam odpowiedzi, czym jest ta śląskość. Może czyśćcem? Poczuciem odrębności od polskości i niemieckości, zawieszeniem między nimi. I ja teraz obserwuję, jak ta śląskość się tworzy. Pojawiają się pisarze, trwają dyskusje, spory, z roku na rok to się rozwija." ( s. 193)

Troszkę irytujący bywał styl tej książki, momentami zbyt podręcznikowy albo zbyt potoczny, dygresyjny, autor przeskakiwał tak jakby między snuciem pięknej opowieści (momentami nawet trafiały poetyckie zdania, weźmy pierwsze: “Moi przodkowie użyźniali sobą dzieje. Dzieje się na nich pasły i rosły tłuste i obłe” s. 13) ) a artykułem prasowym. Nie wpływa to jednak aż tak znacząco na odbiór całości. Bo tak jak Górny Śląsk jest niejednorodny i skomplikowany, to i opowieść o nim nie może być jednolita.
Rokita nam ten Śląsk przybliża, odczarowuje, odziera z mitów i fałszywych przekonań.


 




niedziela, 15 listopada 2020

“Bez strachu. Dziennik współczesny” Józef Hen

 

MG, 2020
Całość mojej recenzji:
http://zycieipasje.net/2020/11/patronat-medialny-bez-strachu-dziennik-wspolczesny-jozef-hen-recenzja/

Nigdy wcześniej nic pióra Hena nie czytałam. Teraz żałuję, że tak późno trafiłam na jego prozę. Na pewno spróbuję nadrobić zaległości.
Bez strachu. Dziennik współczesny to nie są, za przeproszeniem, “zapiski starego piernika”, czego się nieco obawiałam. To wyborne notatki intelektualisty, erudyty,  skromnego i szczerego człowieka z ogromnym doświadczeniem, poczuciem humoru i dystansem do samego siebie.
“Starość. Zdarzyło mi się to po raz pierwszy. Obserwuję ją nie bez ciekawości literackiej. Jakby stanowiła tworzywo. Nie chodzi o niedomagania fizyczne, słabość organizmu – wiadomo, tkanki zużyte, ale jakoś się poruszam, oddycham, krzątam – nie powinienem narzekać. ( Chociaż trochę mi wolno).”  (s. 7)

Są w tym dzienniku, obejmującym lata 2018-2020 (do lipca), zapiski z lektur, cytaty i refleksje; komentarze do bieżących wydarzeń kulturalnych i politycznych, opisy sytuacji z codziennego życia, anegdoty, liczne dygresje i retrospektywne powroty do lat minionych. Sporo można się dowiedzieć z tych notatek o życiu i twórczości samego autora, o dziejach wydawania  i recepcji jego książek.

Hen śledzi z uwagą to, co się dzieje w Polsce i na świecie. Odnotowuje ważne wydarzenia jak Nagroda Nobla dla Olgi Tokarczuk czy wybory prezydenckie, ale i też te dotyczące życia prywatnego jak wydanie książki syna, choroba czy śmierć kogoś znajomego. Rejestruje spotkania autorskie, nagrania radiowe,  listy od czytelników, rozmowy. Dużo czyta – książek i gazet. Ma swoje zdanie, swoje poglądy, które wyraża w wyważony sposób. Nie jest tak, jak to często się zdarza u ludzi w podeszłym wieku, że żyją tylko przeszłością. Ponadto nie uważa się za wszystkowiedzącego, choć nie można powiedzieć, aby się słusznie nie cenił.
“1923 – no, trudno, ten rocznik usprawiedliwia mój brak znajomości pewnych realiów. Ale nie poczuwam się do braku orientacji w dzisiejszej  rzeczywistości politycznej. Odwrotnie: moje doświadczenia osobiste, od lat 30. ubiegłego wieku, twórczość na tle historycznym (Jagiełło, Stanisław August, Montaigne i jego czasy), pozwalają mi na trzeźwą ocenę także tego, co dzieje się teraz. ”  (s. 161)

czwartek, 5 listopada 2020

"Prosta sprawa" W. Chmielarz

 


Zarzekała się żaba błota. Po przeczytaniu Rany i Wyrwy (która w sumie wypadła pozytywnie w odbiorze) stwierdziłam, że jednak fanką twórczości Wojciecha Chmielarza nie zostanę.  Niemniej sięgnęłam, zgodnie z zasadą “do trzech razy sztuka”, po najnowszą książkę tego autora i… zmieniłam zdanie.

Muszę przyznać, że Prostą sprawę czytałam w burzliwym, trudnym emocjonalnie czasie, gdy niełatwo było skupić się nad wymagającą lekturą, a dzięki tej książce mogłam się oderwać się od problemów codzienności, odpocząć, przenieść się w świat niezwykle wciągającej fikcji, dynamicznej akcji, nie roztrząsając zbytnio jej prawdopodobieństwa. Doskonale się bawiłam, choć to może nie brzmi najlepiej w  odniesieniu do powieści sensacyjnej,  w której nie brakuje krwawych i brutalnych scen, strzelaniny, walk,  brudnych interesów i bezlitosnych porachunków. Na tym jednak polega specyfika tego gatunku i jeśli powieść napisana jest sprawnie warsztatowo, ma ciekawą fabułę, nic w niej “nie zgrzyta”, to nic dziwnego, że czytelnik czuje się usatysfakcjonowany lekturą.
Dla porównania – to nie jest “kino moralnego niepokoju” czy inne “bergmany”, to taki “James Bond vel Rambo  na wariackich papierach”, “szukają go i uciekł”, tajemniczy agent wkracza do akcji, bang – bang, mistrz sztuk walki zwycięża złych, pomaga dobrym, na końcu znika i nikt tak naprawdę nie wie, kim on był i po co właściwie to wszystko robił.

(...)
ciąg dalszy pod linkiem:
http://zycieipasje.net/2020/11/szpieg-w-ksiegarni-prosta-sprawa-wojciech-chmielarz-recenzja/

środa, 4 listopada 2020

"Osiecka. Nikomu nie żal pięknych kobiet"Zofia Turowska

 

Marginesy 2020
(...)

To taki specyficzny portret, nakreślony w bardzo subiektywny sposób, oparty na prozie autobiograficznej, z wplecionymi gęsto cytatami z utworów i wypowiedziami z prasy. Zebrano też wypowiedzi przyjaciół i znajomych.

Z portretu “namalowanego”, czy raczej ułożonego przez Turowską wyłania się Agnieszka  Osiecka jako osoba  niesamowicie zdolna, twórcza, pracowita, wrażliwa,  samotna i nieszczęśliwa, ciągle uciekająca, bujająca w obłokach, ale dbająca o własne sprawy zawodowe,  żyjąca po swojemu, wbrew konwenansom.  Sama o sobie pisała: “Mam skłonność do życia we śnie, do zmyślania sobie ludzi i sytuacji. Do urabiania życia na kształt teatru. Do nierzeczywistości” (s. 125)

Całość wypada bardzo sympatycznie i ciekawie, o ile się już wcześniej o tym nie czytało. Uczciwie informuję, że ta publikacja to ubrane w nowy tytuł wznowienie  książki Agnieszki. Pejzaże z Agnieszką Osiecką (pierwsze wydanie – 2000r., kolejne – 2008 r.).  Przyznam, że  tamten tytuł znakomicie oddaje  zamysł tej książki – bo poznajemy Osiecką właśnie jakby w różnych “pejzażach” – na tle społecznym, historycznym, kulturalnym, na tle rodziny, środowiska artystycznego, w różnych momentach jej życia. Z założenia nie jest to pełna biografia, ale taki jakby “pamiątkowy album”.

 

całość mojej recenzji: 
http://zycieipasje.net/2020/11/szpieg-w-ksiegarni-osiecka-nikomu-nie-zal-pieknych-kobiet-zofia-turowska-recenzja/

 
Książka pasuje do listopadowej Trójki E-pik- kategoria: Siła jest kobietą

czwartek, 29 października 2020

"Kobiety z Vardø" Kiran Millwood Hargrave,

Recenzja ukazała się tutaj:
http://zycieipasje.net/2020/10/szpieg-w-ksiegarni-kobiety-z-vardo-kiran-milwood-hargrave-recenzja/

 

wydawnictwo Znak LiteraNova 2020

 Wściekłość i wrzask. Nie chodzi jednak o tytuł powieści W. Faulknera. To najkrótsze podsumowanie moich odczuć po lekturze “Kobiet z Vardø “, książki opartej na faktach, opowiadającej o procesach “czarownic”, jakie miały miejsce na północy Norwegii w XVII wieku. Absurdalność zarzutów postawionych kobietom oraz sposób ich traktowania budzi oburzenie, którego nie sposób wyrazić. Nad tą powieścią nie można przejść obojętnie. Zwłaszcza, że łatwo dostrzec, iż w pewnych aspektach nic się nie zmieniło nawet przez  czterysta lat.

Kobiety z  Vardø to pierwsza powieść dla dorosłych napisana przez  brytyjską pisarkę i poetkę, Kiran Millwood Hargrave, której Dziewczynka z atramentu i gwiazd została nagrodzona m.in. British Book Award w kategorii literatury dziecięcej, a kolejne powieści dla młodych czytelników również były docenione.

Kanwą utworu są wydarzenia historyczne – akcja dzieje się w latach 1617-1619 na najdalej wysuniętym na północ krańcu Norwegii. Za panowania króla Chrystiana IV w XVII w.  wprowadzono rozporządzenia prawne wymierzone przeciwko  rdzennej ludności, w rzekome “czary”,  sankcjonujące prześladowania. Skazano i spalono na stosie 91 osób. Procesy zostały udokumentowane, pokłosiem prac badawczych są książki  np. “Witchcraft Trials in Finnmark in Northern Norway”  dr Liv Helene Willumsen. Upamiętnia je umieszczona na wyspie Vardø  instalacja P.Zumthora i L. Bourgeois, która zainspirowała Kiran Millwood Hargrave do napisana powieści.
Jak wspomina autorka w posłowiu – książka poświęcona jest nie tyle samym procesom, ile okolicznościom, które mogły do nich doprowadzić. “Pisząc z perspektywy  czterystu lat odnajdywałam wiele podobieństw między tak różnymi epokami jak wiek siedemnasty i nasz” – stwierdza – “Ta opowieść mówi o ludziach i o tym, jak żyli” ( s. 393).

O tak, te podobieństwa są zaskakujące. Tym samym powieść nabiera uniwersalnej wymowy. To bowiem nie tylko historia kobiet z rybackiej osady, które po stracie – w wyniku nagłego sztormu – swoich mężów, ojców, synów, braci musiały stawić czoła przeciwnościom losu i z determinacją walczyć o przetrwanie.
To opowieść o tym, do czego może doprowadzić fanatyzm, ślepe poddawanie się zasadom, żądza władzy i sławy, a także zawiść i nienawiść. O tym, jak ważne są solidarność i wzajemne wsparcie  w rodzinie oraz w grupie społecznej. Z przykrością trzeba stwierdzić, że to ich brak przyczynił się w znacznej mierze do tragedii. To jedne kobiety oskarżyły drugie – ten fakt wydaje się szczególnie bolesny. Wszystkie, można powiedzieć, “jechały na tym samym wózku”, ale zazdrość i nienawiść, a także chęć przypodobania się władzom (komisarzowi, szeryfowi) i pastorowi  popchnęła niektóre z nich ku niecnemu postępkowi.
Ponadto bardzo wyraźnie widoczny jest w powieści problem nierówności płci, instrumentalne traktowanie kobiet. Współcześnie noszenie przez kobiety spodni już nie stanowi skandalu, ale nadal bywają one traktowane gorzej niż mężczyźni, spychane do stereotypowych ról, ich zdanie się nie liczy, a prawa nie są szanowane.
To także książka o miłości i śmierci,  odwiecznej walce dobra ze złem, o nieuchronnym konflikcie między narzucanym siłą prawem a opartymi na tradycji zwyczajami.

Wracając do fabuły – choć oparte na historycznej podstawie, to postaci i wydarzenia są fikcyjne. Pierwszoplanową bohaterką jest dwudziestoletnia Maren, świeżo upieczona narzeczona, pełna marzeń i planów.  To z jej perspektywy śledzimy wydarzenia, choć narracja jest trzecioosobowa.
Obserwujemy jej relacje z matką i bratową – z pochodzenia Laponką,  ze starszą przyjaciółką Kristen oraz z innymi kobietami z wioski. Każda inaczej przeżywała żałobę po stracie najbliższych. Zastanawiały się też nad tragedią, wypatrywały znaków, rozważały czy wieloryb, który przygnał ławicę ryb,  został zesłany przez Złego, a może ktoś przyzywał diabła?
Koniecznością było, by w sytuacji, gdy w osadzie zostali tylko starcy i małe dzieci,  to kobiety zakasały rękawy, przejęły męskie obowiązki, podjęły się wyruszania łodzią na połów ryb, hodowania reniferów itp. Powinny też opiekować się sobą nawzajem. Spotykały się co  środę w  dużym domu Fru Olufsdatter, niedoszłej teściowej Maren, na wspólne robótki, rozmowy i posiłek – coś w stylu Koła Gospodyń Wiejskich. Szybko jednak wytworzyły się między nimi animozje. Powstał  – nazwijmy to “obóz kościółkowy”, ze złośliwą, zawistną Toril na czele,  skupiony wokół zboru, nowego pastora (w sumie dość biernego człowieka) oraz nowego komisarza Corneta – wielce bogobojnego, fanatycznego Szkota, słynącego z polowań na osoby parające się czarami.
Należało zapomnieć o runach, tradycyjnych  ludowych figurkach, zaklinaniu pogody, czy zbieraniu ziół,  wszelkie zachowanie odstające od narzuconych norm było podejrzane i osądzanie. Edykt “O czarach” wszedł w życie. Niezależność, samodzielność, zaradność i odwaga stały się dla niektórych mieszkanek Vardo powodem do zguby.
Wraz z komisarzem do Vardo przybyła jego młodziutka żona, Ursa – niedoświadczona i naiwna, wydana za mąż jak towar; samotna, zagubiona. W Maren znajduje pomocnicę, nauczycielkę zajęć domowych, a także więcej niż przyjaciółkę. Z czasem potem rodzi się świadomość uczucia i pożądania..

Wraz z przewracaniem kolejnym kartek tej książki narasta oburzenie zachowaniem postaci takich jak komisarz, szeryf, Toril, matka Maren, rośnie natomiast współczucie dla, Maren, Diinny, Kristen i innych niesłusznie posądzonych i okrutnie potraktowanych. Pod koniec akcja przyspiesza i można rzec, że nabiera rumieńców. Czy można było ocalić uwięzione Norweżki?  Kto i czym zawinił? Czy Dinnie udało się bezpiecznie uciec?  Co się wydarzyło w szopie na łodzie? Jak postąpiła Ursa? Jaką decyzję podjęła Maren?
Trudno tę książkę odłożyć, póki się nie dowiemy.

Oryginalny tytuł brzmi “The mercies”. Miłosierdzie? To wręcz oksymoron w odniesieniu do tej historii, wielka ironia dziejów. Według pastora Bóg okazał miłosierdzie  – kobiety ocalały podczas sztormu, przeszły przez trudną próbę. I tu aż prosi się o pytanie, na które nie ma odpowiedzi…. Gdzie był Bóg, gdy płonęły stosy? Czyżby to ludziom zabrakło miłosierdzia?

Proza Kiran Millwood Hargrave jest dość prosta, surowa jak skandynawski klimat, niemniej sugestywna i poruszająca. Opisy warunków życia, zajęć, potraw, ubrań, tamtejszej pogody i krajobrazu są realistyczne. Autorka dba o szczegóły, które obrazują nieraz więcej niż uczyniłyby to długie opisy. Potrafi oddać emocje bohaterów, zbudować napięcie.
Kobiety z Vardo to ciekawa, dobrze opowiedziana historia, z wyrazistymi postaciami, mocno osadzona w realiach historycznych, uniwersalna, ważna i potrzebna,  skłaniająca do refleksji i gorzkiej konstatacji, że polowanie na czarownice nadal w takiej czy innej wersji trwa…

 
Książka wpasowała się z październikowe zdanie wyzwania "Pod hasłem"

 

środa, 21 października 2020

"Chłopcy Jo" Louisa May Alcott

Bardzo się cieszę, że  dzięki wydawnictwu MG czytelnicy mogą poznać  w jednolitej szacie graficznej cały cykl powieści amerykańskiej pisarki Louise May Alcott, nie tylko najpopularniejszy pierwszy tom, czyli “Małe kobietki”, ale także jego kontynuację – “Dobre żony” oraz dalsze części – bezpośrednio ze sobą związane, a są to mianowicie: “Mali mężczyźni” (Little Men: Life at Plumfield with Jo’s Boys)  i “Chłopcy Jo” ( Jo’s Boys and How They Turned Out).

Tom 1 i 2 przedstawiają losy rodziny March, następne 3 i 4 dotyczą dorosłego życia sióstr oraz ich potomków i wychowanków. Napisane zostały najwyraźniej na życzenie czytelników. Wszystkie są utrzymane w podobnym stylu, nie da się jednak ukryć, że najlepsze i najbardziej ujmujące są te początkowe.

(...)
W książce podzielonej na rozdziały, stanowiące zgrabne opowieści poświęcone poszczególnym postaciom, znajdziemy obraz obyczajowo-społeczny tamtych czasów, w którym brylują damy i dżentelmeni, podany z lekkością i szczyptą humoru.  Będzie trochę sentymentalizmu i trochę przygód.

 Cała recenzja:
 http://zycieipasje.net/2020/10/patronat-medialny-chlopcy-jo-louisa-may-alcott-recenzja/

 


Książka pasuje do październikowej Trójki E-pik do kategorii:

ortografia (tytuł z ó/u, ż/rz, ch/h)

 

"Zagadka drugiej śmierci" Karolina Morawiecka

 (...)
Tak jak niektórym trudno odmówić sobie serniczka, tak mnie trudno odmówić sobie kolejnej klasycznej powieści kryminalnej o wdowie, zakonnicy i psie (z kulinarnym podtekstem) pióra Karoliny Morawieckiej. Toż to takie smakowite! Lekkie, inteligentne, literacko nadziane! Wytrawne i zarazem słodyczą kuszące, starą szkołę kryminału przypominające.

(...)

Miłośnicy klasycznych kryminałów nie powinni mieć powodów do narzekań. W powieści Karoliny Morawieckiej pobrzmiewają echa książek A. Christie, A. Conan-Doyle, B. Akunina, M. de Giovanniego oraz innych. Nazwiska bohaterów, autorów, tytuły pojawiają się bezpośrednio, ale uważni czytelnicy dostrzegą też inne literackie nawiązania – w stylizacji tekstu, czy wręcz cytatach.
Nie zabraknie poczucia humoru, choć raczej to komediowy kryminał niż komedia kryminalna, ale nie spierajmy się o gatunki. Autorka świetnie bawi się konwencją, żongluje słowami, puszcza oko do czytelnika zapraszając go do podjęcia gry i  zabawy. Kreuje nietuzinkowe postaci, którym nadaje wiele indywidualnych cech, jednocześnie czyniąc je jakby nam znajomymi. Wady i przywary, czy też cechy charakteru niejednej osoby zobaczymy tu jak w lustrze.

Do lektury tej książki (jak i poprzednich tomów) nie powinno się zabierać z pustym brzuchem i lodówką, od opisów przeróżnych potraw aż cieknie ślinka. Karolina Morawiecka jest świetną detektywką, ale także (a może i bardziej) znakomitą kuchmistrzynią. Jedzenie przez nią przygotowane znika co do ostatniego okruszka. Aptekarzowa trafia przez żołądek nie tylko do serca,  potrafi swym kulinarnym talentem  wydobyć nawet tajemnice służbowe.

Cała  moja recenzja:
http://zycieipasje.net/2020/10/szpieg-w-ksiegarni-zagadka-drugiej-smierci-karolina-morawiecka-recenzja/

Książka pasuje do październikowej Trójki E-pik do kategorii:

ortografia (tytuł z ó/u, ż/rz, ch/h)

 

środa, 7 października 2020

"Raport W. Opowieść rotmistrza Pileckiego" G. Nocq ( komiks)

 


Powieść graficzna francuskiego rysownika i malarza Gaetana Nocq została poświęcona postaci rotmistrza Witolda Pileckiego, który pod nazwiskiem Tomasza Serafińskiego dostał się do obozu Auschwitz z misją zorganizowania tam ruchu oporu (ZOW – Związek Organizacji Wojskowej) i rozpoczęcia powstania. Przebywał tam do kwietnia 1943 r., uciekł brawurowo z dwoma współwięźniami.
Pilecki pisał raporty o panujących w obozie warunkach i wydarzeniach. Przekazywał meldunki, wiadomości, na zewnątrz, trafiały do dowództwa AK i na Zachód.

Mamy tu do czynienia z artystycznym przetworzeniem treści, opartym na rzetelnych historycznych podstawach. Podkreślić należy szczególną dbałość o realizm i autentyczność, oraz ogromną wrażliwość autora.
Śledząc kolejne kadry nie tylko poznajemy działalność Pileckiego vel Serafińskiego,  ale z bliska oglądamy obozowe realia i odczuwamy grozę tego miejsca.

Rysunki są proste, realistyczne, minimalistyczne zarówno w formie jak i kolorystyce.  Gwasze i szkice. Dość ciemne, jakby zamglone. Dużo tu granatów, niebieskości, szarości, ale i stonowanej czerwieni/rudości.
Osobiście nie przepadam za takim stylem rysowania, jednak muszę przyznać, że dzieło francuskiego artysty robi wrażenie. Kadry są sugestywne, przekazują znacznie więcej treści i emocji niż dialogi, idealnie dopełniają tekst.

Całość recenzji:
http://zycieipasje.net/2020/10/raport-w-opowiesc-rotmistrza-pileckiego-gaetan-nocq-recenzja-komiksu/

 

Książka pasuje do październikowej Trójki E-pik


 

me, myself and I 

 dwie twarze

ortografia (tytuł z ó/u, ż/rz, ch/h)

 

czwartek, 24 września 2020

"Kowalska. Ta od Dąbrowskiej" Sylwia Chwedorczuk

Zazwyczaj sięgamy po biografie osób, które znamy, cenimy, podziwiamy, lubimy ich twórczość, chcemy o nich dowiedzieć się więcej. Czasem jednak wybór pada na nazwisko mało znane,  gdzieś tylko przewijające się w tle, czy nawet całkiem zapomniane. Nie bez kozery w tytule książki Sylwii Chwedorczuk odwołano się do autorki słynnych “Nocy i dni”, wszak tę pisarkę znamy i z nią kojarzymy (albo i nie) Annę Kowalską. To uściślenie pozwala też jednoznacznie wskazać, o którą Kowalską chodzi: nie o autorkę “Pestki”, nie o współczesną piosenkarkę, projektantkę meblościanki, ani o świętą Faustynę.
Osobiście sięgnęłam po tę książkę wiedziona czystą ciekawością, skuszona okładkowym opisem, nie szukałam obyczajowych skandali, chciałam poznać zapomnianą autorkę, której korespondencja z Dąbrowską i prowadzone przez nią latami dzienniki stały się cennym dokumentem i dziełem życia.

Biografia okazała się  barwną, wciągającą, fascynującą, solidnie udokumentowaną lekturą. 

 To przepiękna historia skomplikowanych związków, opowieść o “głodzie czułości”, miłości, niespełnieniu, samotności, o emocjach i relacjach międzyludzkich. Barwna, fascynująca, wciągająca niczym powieść biografia pozostającej dotąd w cieniu autorki Nocy i dni Anny Kowalskiej – pisarki, redaktorki, żony profesora filologii klasycznej, prowadzącej przez ponad 40 lat dzienniki oraz obfitą korespondencję.

 Moja recenzja:
http://zycieipasje.net/2020/09/23/kowalska-ta-od-dabrowskiej-sylwia-chwedorczuk-recenzja/



niedziela, 30 sierpnia 2020

"Małe Licho i anioł z kamienia" Marta Kisiel

 

Weź szczyptę Opowieści z Narnii, trochę Krainy Lodu, dodaj garść mitologii słowiańskiej oraz baśni, polej obficie poezją romantyczną i wszystko wywróć na lewą stronę.  Co powstanie? Nie mam pojęcia. Książki Marty Kisiel są niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju. Seria “Małe Licho” dostarcza radości i dzieciom i dorosłym. Nietuzinkowe postaci, zwariowane motywy, literackie nawiązania, ważne sprawy i wartości, a do tego ciekawy język i mnóstwo niespodzianek.
(....)
cała moja recenzja:
http://zycieipasje.net/2020/08/26/male-licho-i-aniol-z-kamienia-marta-kisiel-recenzja/

sobota, 29 sierpnia 2020

"Głos" Arlandur Indriðason



Islandzki kryminał/thriller z Erlendurem Sveinssonem po raz trzeci. O ile 1i 2 tom wciągnęłam, to z tym się grzebałam i mam mieszane uczucia. Nadal lubię i chcę czytać kolejne części, ale tu tak jakoś miałam w nosie, kto zadźgał portiera. Główny wątek kryminalny był pretekstem do podjęcia innych tematów. Mianowicie: los dziecięcych gwiazd, przemoc domowa, skomplikowane relacje rodzinne, wygórowane oczekiwania rodziców itp...Plus traumy z przeszłości i psychiczne zaburzenia. A to jeszcze nie wszystko (nie chcę aż tak spojlerować).

Akcja dzieje się w hotelu, w okresie przedświątecznym, Elinborg nie ma czasu napiec ciasteczek... Erlendur nie kwapi się skorzystać z zaproszenia na święta, wytrawny odludek Ten kryminał to akurat "miła" odmiana w słodkopiernikowym nurcie powieści bożonarodzeniowych, których co roku powstaje na pęczki;-)

Na razie mam dość brutalnej tematyki, przerwa . Teraz muszę skończyć "Ginczankę".

"Małe Licho i tajemnica Niebożątka" Marta Kisiel

 

Gdzież ja się uchowałam, iż dotychczas nic pióra Marty Kisiel nie czytałam! Wszak mam na półce Dożywocie, a autorka, pardon, ałtorka (zwana tak w pewnych kręgach,  zupełnie niepejoratywnie) wydaje się mi pokrewną duszą,  chociażby dlatego, że ja też uważam, że Słowacki wielkim poetą był. Romantyzm, książki zbójeckie, różowe króliki… Dogadałybyśmy się na pewno. Póki co, jednak zabrałam się za czytanie i wsiąkłam po uszy odkrywając tytułową tajemnicę.
(....)
Cała moja recenzja :
http://zycieipasje.net/2020/08/19/male-licho-i-tajemnica-niebozatka-marta-kisiel-recenzja/

sobota, 15 sierpnia 2020

"Turbulencje" David Szalay


 "Turbulencje" David Szalay, wydawnictwo Pauza 2020
literatura kanadyjska, przeczytana w ramach sierpniowego Book-Trottera

Niewielka objętościowo i  w moim odczuciu dość przeciętna książka.  Rzekomo "wciąga bez reszty" - mnie  nie wciągnęła, wręcz nużyła, ale zdecydowałam się poznać ją w całości, by może coś z niej wyłuskać. "Mocno zapada w pamięć"?  Raczej dość szybko mi umknie, owszem zapamiętam ogólnie jej kompozycję, formę ale na pewno nie będę wracać do tej opowieści, ani nie będę sięgać po inne książki tego autora. Może nie zrozumiałam finezji "Turbulencji"?

Autor, David Szalay jest Kanadyjczykiem,ale  mieszka w Budapeszcie. Znalazł się na liście  najlepszych młodych powieściopisarzy pisma "Granta" w 2013 r. Jego powieść "Czym jest człowiek" była nominowana do Nagrody Bookera.

Na "Turbulencje" składa się 12 opowiadań połączonych ze sobą postaciami na zasadzie, że jakaś postać poboczna, czy wspomniana w jednym tekście staje się główną w kolejnym, mamy w sumie taką "pajęczynkę" powiązań. Poza tym mamy połączenia "samolotowe". Bohaterowie podróżują po całym świecie i tak  mamy kolejno loty: Londyn-Madryt, Madryt-Dakar.. na trasie pojawią się m.in Seattle, Wietnam, Delhi... Zakończymy   znów w Londynie. Tytuły opowiadań, czy też może rozdziałów, noszą  nazwy  typu LGW-MAD,  MAD-DSS,  DSS-GRU...

Zawiedzie się jednak ten, kto oczekuje szczegółowych opisów lotnisk, samolotów i podniebnych podróży. Proza Szalaya jest  prosta, nieprzekombinowana, oszczędna, zarówno w opisy jak i emocje; skupiona na ludzkich sprawach, ale przedstawia je jakby szkicując, nie dopowiadając, pokazując urywek z życia bohatera, zostawiając wiele czytelnikowi do domysłu, ale też zbyt mało, by do głębi przejąć się problemami przeżywanymi przez postaci. Trochę to tak na zasadzie "kadr kamery" i "następny proszę". Nie zdążyłam się wczuć w żadną historię. Żadna mnie nie zaskoczyła, co nie znaczy, że była przewidywalna. Po prostu wszytko przyjmowałam ze spokojem, takim "acha, okej". W pewnym momencie przywykłam do monotonii, do tego, że nie ma tu wyraźnych puent.

Mam również wrażenie, że autor nie przekazał nic nowego, oryginalnego. Tytułowe "turbulencje" to rozmaite życiowe zawirowania, sytuacje i problemy (nie wymieniam konkretnych, żeby nie spojlerować), które spotykają ludzi na całym świecie niezależnie od ich miejsca zamieszkania, narodowości, koloru skóry, wyznania itp.  Może pisarz chciał podkreślić, że świat stał się, jak to się mówi, "globalną wioską" , ale  choć niemal wszędzie jest "blisko", bo można polecieć samolotem, to ludzie stali się od siebie dalecy, coraz bardziej samotni...?


Fajna, psychodeliczna okładka (projekt Tomasz Majewski)

Arnaldur Indriðason "W bagnie"oraz "Grobowa cisza"

 


Zaczęłam słuchać audiobooka "W bagnie" (wspaniale czyta A, Ferenc), ale że treści niezbyt do słuchania przy dzieciach i poczucie, że szybciej bym czytała sama, przerzuciłam się na e-booka (wszystko na EmpikGo), w końcu pomyślałam, że najwygodniej jednak papier- sprawdziłam w bibliotece- jest! Przyniosłam od razu 3 tomy, planuję poznać całą serię. Bardzo mi przypadły do gustu, choć raczej nie siedzę w tym gatunku. Mocne, mroczne, konkretne.

Śledztwa prowadzi Erlendur Sveinssonn ( towarzyszą mu Sigurður Óli i Elínborg) - taki starej daty, dość zasadniczy, jego wydające się czasem dziwne pomysły, okazują się zazwyczaj słusznymi tropami. Prywatnie - skomplikowane życie, m.in. córka narkomanka. Dużo problemów społecznych w tych powieściach, nie tylko wątek kryminalny.

"W bagnie" - zaczyna się od morderstwa w kamienicy, w śledztwie zamiast szukać zabójcy zajmują się całkiem innymi, pozornie niezwiązanymi z tym sprawami z przeszłości....Temat chorób genetycznych.

"Grobowa cisza"
- przypadkowo znaleziono ludzką kość na terenie budowy osiedla... Zaczęto więc grzebać. W ziemi i w przeszłości. Motyw przemocy domowej. I nie tylko...


W moim odczuciu drugi tom był lepszy, zupełnie też inaczej prowadzona narracja - bo mamy też sceny z przeszłości tzn. czytelnik "widzi" więcej niż policja, która szuka i czekając na badanie kości, łapie się różnych tropów, które mogą być prawdopodobne czy pomocne do dalszego rozwikływania zagadki.
Wydaje mi się jednak, że to nie ten typ kryminału, gdzie czytelnik ma też rozwiązywać sprawę. Ważniejsze chyba jest islandzkie tło społeczno-obyczajowe.

 
"Grobową ciszę" ujęłam w kategorii "Trup w szafie " w  sierpniowej Trójce E-pik.
To nie jest "domestic noir", ale jak na "mroczną serię" przystało są trupy i tajemnice rodzinne z przeszłości, które przez przypadek "wyłażą na wierzch". I tu tych tajemnic mamy wiele: jedna dotyczy przeszłości komisarza Erlendura, druga - narzeczonej Benjamina ( wątek poboczny, ale istotny dla śledztwa), a trzecia to główny wątek pewnej rodziny, którego przecież nie będę spojlerować.

Zanim zabiorę się za kolejny tom, czytam coś lekkiego, by odetchnąć.

( tu nastąpiła przerwa na  Chmielewskiej - "Wszystko czerwone" oraz "Wielka Księga Klary" Wichy i jeszcze "Małe Licho i tajemnica Niebożątka" i "Turbulencje" Shalaya )

piątek, 14 sierpnia 2020

"Wielka Księga Klary" Marcin Wicha

 "Wielka Księga Klary" Marcin Wicha, wyd. Mamania 2019 r, ilustrowała Zosia Dzierżawska


Już wiem, dlaczego moja córka jak się dopadła do tej "Klary" to czytała do 1 w nocy! Ja też nie mogłam się oderwać i płakałam ze śmiechu. 

Życie codzienne, szkoła i wakacje opisane z perspektywy dziesięcioletniej dziewczynki, z przymrużeniem oka w kierunku dorosłych. Każdy mając na pokładzie dzieci w wieku wczesnoszkolnym i przedszkolnym zna z własnego doświadczenia podobne czy wręcz identyczne sytuacje jak te opisane. Ach, te problemy wieku dziecięcego
I tylko trzeba wziąć pod uwagę, że pierwsze wydanie 1 części pamiętnika było w 2011, obecnie dzieci w szkole nie mają już KZIN (kształcenie zintegrowane) tylko EW (edukacja wczesnoszkolna), w sumie jak zwał, tak zwał, ale córce musiałam wyjaśnić. I też współcześnie nie ma grzybków i kwiatków, tylko normalne oceny (przynajmniej u nas). Niemniej ogólnie to śmichy chichy i dla dziatek i dla matek (reszta rodziny też będzie boki zrywać)
Trochę to jakby skrzyżowanie Mikołajka z Emi i Tajnym Klubem...ale inne. Przezabawne, niezwykle życiowe.
A przy tym kawałku, jak w nocy wypatrzyli zwierzątko w kratce wentylacyjnej, padłam kwicząc ;-):
„Tata blednie i mówi, że nie zbliży się do kratki, zanim mama nie znajdzie rękawiczek. Są tylko takie do zmywania z żółtej gumy, ale mama mówi, że to nawet dobrze, na wypadek, gdyby tatę miał porazić prąd z wentylatorka. Koszatka macha ogonem, a tata ustawia drabinę:
- Ona na mnie robi! – krzyczy.
- Co robi?
- Jak to, co robi? Kupy robi! Mam je we włosach!
- Bidulka jest przerażona.
- Ja też jestem przerażony, a na nią nie…
- Dziecko słucha!”

środa, 5 sierpnia 2020

"Wzgórze" Ivica Prtenjača

(...)
Dzięki Bibliotece Słów, łączącej różne odcienie literatury i prezentującej oryginalną prozę na wysokim poziomie artystycznym, także polski czytelnik może skosztować prozy Ivicy Prtenjačy, nieco poetyckiej, nieco filozoficznej, klimatycznej, pełnej melancholii  oraz zadumy nad życiem i śmiercią. To ponoć takie chorwackie Życie Pi. Co prawda już  bardzo dawno czytałam tę słynną powieść Yanna Martela, ale tak, coś w tym niewątpliwie jest, to porównanie podsuwa ciekawe tropy interpretacyjne. Zresztą i bez literackich skojarzeń książka chorwackiego pisarza daje do  myślenia i nie trudno dostrzec w nim “drugie dno”.

Najkrócej i z lekkim przymrużeniem oka o Wzgórzu mogłabym powiedzieć: nudne, ale ładne. Z pewnością nie jest to dobra lektura dla tych, którzy oczekują wartkiej akcji, sensacji i przygód. Natomiast to świetna propozycja dla czytelników preferujących niespieszną fabułę, w której niewiele się dzieje w sensie wydarzeń, ale w sumie sporo się dzieje z bohaterem oraz na poziomie tekstu. Niektóre fragmenty są tak ładne, czy zaskakujące, że chce się je czytać powtórnie. Autor wykazuje się ogromną wrażliwością i wyczuciem słów, prowadzi narrację dość oszczędnie, ale wystarczająco, by sugestywnie odmalować przed czytelnikiem niepowtarzalny klimat upalnego lata na wyspie i oddać stan bohatera, jego obserwacje i przemyślenia. Pojawiają się gdzieniegdzie iskierki humoru, ogólnie jednak  to proza smutna, poważna, melancholijna.
(...)

Całość recenzji:

 
Książka pasuje do sierpniowej Trójki E-pik - kategoria: tytuł bez litery "o"

http://ksiazki-sardegny.blogspot.com/2020/08/trojka-lipiec26.html

niedziela, 2 sierpnia 2020

"Offline" Mark Boyle

W ostatnich miesiącach sytuacja zmusiła nas do bycia bardziej “online” niż kiedykolwiek, toteż z tym większą ochotą i ciekawością sięgnęłam po książkę Offline, irlandzkiego działacza i pisarza, który podjął się życia bez pieniędzy i technologii. Jaki był efekt tego eksperymentu? Czy Mark Boyle odzyskał wolność i szczęście? Jakich trudów doświadczył? Czy taki tryb życia w ogóle ma rację bytu we współczesnym świecie?

W tej książce nie znajdziemy gotowej recepty jak być wolnym, szczęśliwym i jak żyć w zgodzie z naturą, choć zawarto tu sporo praktycznej wiedzy.
To swoisty pamiętnik, zbiór osobistych doświadczeń i przemyśleń człowieka, który podjął odważną, ale przemyślaną decyzję, wykraczającą znacznie dalej poza rezygnację z internetu, telewizji, telefonu, zegarka itp., dotyczącą wyboru życia bez udogodnień, technologii, opartego na pracy własnych rąk, niemal samowystarczalnie, łącznie z budową domu, zdobywaniem pożywienia i wykonywaniem podstawowych narzędzi, przedmiotów codziennego użytku.
To także wpleciona dodatkowo opowieść o wyspie Great Blasket, na której nieliczni mieszkańcy utrzymywali się z rolnictwa i rybołówstwa w trudnych warunkach przyrodniczych, aż do 1953 r. (ta historia wyróżniona jest kursywą).

Prawdziwym celem “wyciagnięcia wtyczki”, jak twierdzi Mark Boyle, było “zgłębianie istoty człowieczeństwa – z wszelkimi jego zawiłościami, sprzecznościami i chaosem – po odrzuceniu tego, co nas rozprasza i zakłóca nasz kontakt z człowieczeństwem” ( s. 18)

Całość mojej recenzji pod linkiem:


http://zycieipasje.net/2020/07/29/szpieg-w-ksiegarni-offline-mark-boyle/

piątek, 24 lipca 2020

"Liliowy autobus" Maeve Binchy



Wydane w serii "Biblioteczka Pod Różą", sądząc po okładce tanie romansidło, ale nie, nie - to całkiem dobra proza obyczajowa. Tylko nie miała autorka szczęścia do okładek (i polskich tytułów, już kiedyś "odczarowałam" jedną jej książkę: http://agnestariusz.blogspot.com/…/nie-sadz-ksiazki-po-tytu…)

Na powieść składa się 8 opowiadań - każde poświęcone jednemu pasażerowi tytułowego pojazdu i kierowcy (ale całość jest spójna, akcja obejmuje jeden weekend, choć fabuła przedstawia bohaterów w szerszej perspektywie czasu. Czasem widzimy tą samą scenę z innej strony - np. w jednym opowiadaniu ktoś kogoś gdzieś widzi, w drugim - dowiadujemy się co ta osoba tam robiła... itp.)) .
Bohaterowie pracują na co dzień w Dublinie, na weekendy wracają do rodzinnego Rathdoon, ich ścieżki przecinają się, bo to małe miasteczko, jeden pub, smażalnia ryb...Wszyscy się tu znają. Nancy, Dee, Celia, Mikey, Judy, Kev, Rupert, Tom - w różnym wieku, o różnym statusie, są zwyczajni, ich problemy nie odbiegają od przeciętnych. Co my tu mamy... romans z żonatym, skąpstwo, alkoholizm, homoseksualizm, bulimię, kłopoty rodzinne, finansowe... 

Binchy pokazuje różne punkty widzenia, porusza życiowe problemy, kreuje prawdopodobne postaci i zdarzenia. Nie brak tu ciepła, humoru. Bardzo przyjemnie się czyta.
Mam jeszcze jeden tomik "Dublin 4", idealne na rozczytanie się po "niemocy", lekki relaks.
Nie jest to absolutnie nic, co koniecznie trzeba przeczytać, ale w poszukiwaniu do czytania jakiejś prozy obyczajowej, warto się nad twórczością Maeve Binchy pochylić, no i nie sądzić po okładce ;-)


Książka przydała się do lipcowego "Pod hasłem" ( szminka na okładce)

niedziela, 19 lipca 2020

"Londyński bulwar" Ken Bruen


 "Londyński bulwar" Ken Bruen, wydawnictwo G+J 

literatura irlandzka

Czytadło sensacyjne, gangsterskie, zawadiackie, w sumie niezłe,  ale specyficzne: brutalne, pełne przemocy,  zbrodni, alkoholu, narkotyków i... czarnego humoru, sarkazmu.  
Np. zakopali zwłoki i chwilę po tym "Napijmy się herbaty" .
 albo:"- Nie słuchasz zbyt wiele muzyki, co?
 - Jedynie Wagnera.
Na to nie ma chyba rozsądnej odpowiedzi. Ja przynajmniej jej nie znalazłem".

Książka z rodzaju: dopiero zaczęłam czytać, a już jestem na 80 stronie...
Proza oszczędna, mocna, konkretna,  czasem niektóre zdania rozbite są na wersy jak w wierszu. Bywają zabawne momenty, choć raczej na poziomie tekstu niż wydarzeń, bo te są zupełnie nie śmieszne. Bywają też nieco irytujące momenty ( np. częste wyliczenia w co się ubrał, co zjadł, wypił itp.). Plusem: obecna muzyka i książki - gł. bohater dużo czyta, przeważnie stare kryminały.
W sumie to fajna postać, za którą trzyma się kciuki, choć w pewnych momentach trudno zrozumieć jego postępowanie.

Miejsce akcji - Londyn.
Mitchell wychodzi na wolność po odsiedzeniu trzyletniego wyroku, pomaga kumplowi w zbieraniu haraczy, nadal ma kontakt z półświatkiem, ale chciałby żyć zwyczajnie, uczciwie. Znajduje pracę - jako  "człowiek do wszystkiego" w rezydencji u niemłodej, ale efektownej (ok. 60 l.) aktorki, która żyje złudzeniem, że wróci na scenę... Tam jest tajemniczy kamerdyner, zasadniczy, sztywny, ale  ma też drugie oblicze - staje z Mitchem ramię w ramię, by dokonać zemsty...
Motyw porachunków okazuje się piętrowy, nikt nikomu nie może ufać. Morderstwa z zimną krwią. Kwestia honoru. Przypadek zaburzeń borderline u siostry Mitchella, Briony.
Jest też  dobrze rokujący romans głównego bohatera z Aisling i motyw irlandzki (.
Zakończenie zaskakujące i wywracające wszystko, co tam sobie czytelnik ułożył i polubił, do góry nogami.
Unikajcie spojlerów.
Powieść przeniesiono na ekran (reż. W. Monahan - ten od "Infiltracji", wyst. Colin Farell, Keira Knightley), ale nie zamierzam oglądać, bo już zdążyłam się zorientować, że fabuła została zmieniona - z dwóch postaci kobiecych - aktorki i Aisling zrobiono jedną, jakąś Charlottę nękaną przez paparazzich ( tego w książce nie było!) i w takim razie to zmienia  (psuje) przebieg wydarzeń w stosunku do powieści.

Lektura wybrana do wyzwania Book-Trotter (lipiec- Irlandia)

Moja lista blogów