niedziela, 31 maja 2020

"Lewisville", A. Tidswell

Dodaj podpis

powieść nowozelandzka "Lewisville", Aleksandra Tidswell
Średnio mi się podobała, taka skondensowana saga rodzinna, dramatyczne losy, dążenie do lepszego życia, ale za jaką cenę...!!!
Rzecz dzieje się w XIX w, Anglia i Nowa Zelandia.
Klimat trochę jak z Dickensa, ale  sęk w tym, że ja nigdy Dickensa nie czytałam (!) - no to może jak z... Orzeszkowej? chodzi mi o przedstawianie nizin społecznych, biedy, nędzy, krzywdy dzieci, sieroctwa, próby awansu społecznego itp.

Za mało Nowej Zelandii jak dla mnie, liczyłam na inną opowieść. Autorka jak rozumiem jest Nowozelandką, powieść na faktach, dotyczy jej prapraprapraprapra....przodków.
Ogólnie średnia, ale czytając nie zgrzyta się zębami.

Książka przeczytana w ramach majowego Book-Trottera ( kraje pozaeuropejskie)
oraz pasuje do majowego "Pod hasłem"

środa, 27 maja 2020

"Asteroid i półkotapczan. O polskim wzornictwie powojennym" K. Jasiołek

Książka i asteroidy
Kiedy podzieliłam się  opinią o książce “Polski New Look, Ceramika użytkowa lat 50. i 60. XX w. ” na grupie “książkowej”, ktoś polecił mi grupę “Perły Vintage” i to był dopiero początek góry lodowej… Zaczęłam obserwować, podziwiać zdobycze innych i uczyć się.
I tak, dowiedziałam się na przykład, że niemal prawie całe życie siedziałam na “hałasach 296” i tony ciasta zjadłam z talerzyków “Cora” projektu Eryki Trzewik-Drost. Nabrałam nie tylko jeszcze większego sentymentu do starych mebli i przedmiotów, ale również zainteresowania.

Sięgniecie po książkę “Asteroid i półkotapczan” było kwestią czasu i jakby kolejnym krokiem w fascynujący świat polskiego wzornictwa powojennego.
Cieszę się, że go uczyniłam i nie zamierzam z tej ścieżki zawrócić. Z ciekawością śledziłam spotkania on-line i wywiady z autorką publikacji, przekonałam się, że oprócz bogatej wiedzy w danej dziedzinie ma także pasję,  z którą dzieli się z odbiorcami w sposób niezwykle przekonujący.
(...)

ciąg dalszy tutaj:
http://zycieipasje.net/2020/05/27/szpieg-w-ksiegarni-asteroid-i-polkotapczan-o-polskim-wzornictwie-powojennym-katarzyna-jasiolek/

Książka pasuje do majowej Trójki E-pik- kategoria "Zajrzyj w głąb siebie" ( zainteresowania)
oraz do majowego wyzwania "Pod hasłem".



"Lista nieobecności" M. P. Urbaniak

Lista nieobecności to jedna z najsmutniejszych i najlepszych książek, jakie ostatnio czytałam. Powieść pełna mroku, osnuta wokół tematu śmierci i skomplikowanych relacji, trudna, odważna i na swój sposób piękna. Warto ją przeczytać.

Kiedy zaczynałam czytać Listę nieobecności miałam wobec niej duże oczekiwania, ale nie sądziłam, że aż tak mnie zaskoczy, tak wciągnie i tak…przygnębi. Krótko mówiąc, to świetna, dojrzała proza, którą warto poznać lecz trzeba być przygotowanym na trudną tematykę, wnikliwe przyglądanie się psychologicznym portretom i podążanie mrocznymi ścieżkami bohaterów.

(...)
Na dalszy ciąg recenzji zapraszam tutaj:

http://zycieipasje.net/2020/05/27/szpieg-w-ksiegarni-lista-nieobecnosci-m-p-urbaniak-recenzja/#more-11286

Książka pasowała do majowego wyzwania "Pod hasłem"

poniedziałek, 25 maja 2020

Bałwanek w maju??? Posłuchajcie....

Nie spodziewałam się, że zawartość tej płyty będzie bardziej przypominała słuchowisko muzyczne niż zwykłe opowiadanie czytane przez lektora. Tymczasem Przygody żółtego bałwanka to opowieść z muzycznym tłem i piosenkami, w dodatku bardzo łatwo wyobrazić sobie można ją jako sztukę teatralną. Sądzę, że takie przedstawienie miałoby powodzenie w przedszkolach.
(...)

Cała moja recenzja pod linkiem:

http://zycieipasje.net/2020/05/25/poczytaj-mi-na-ucho-przygody-zoltego-balwanka-danuta-markowska-resich-recenzja-audobooka/

sobota, 23 maja 2020

"Ja cię kocham, a ty miau" Katarzyna Berenika Miszczuk

"Ja cię kocham, a ty miau" Katarzyna Berenika Miszczuk (audiobook wysłuchany w Empik Go, czyta Leszek Filipowicz)


Ala ma kota? Nie, to kot ma Alę Komedia kryminalna z kotem w roli narratora, w sumie to taka sobie, ale przyjemnie się słuchało (tak "na drugą nóżkę", bo w czytaniu "Lista nieobecności" M. P. Urbaniaka i to już dość ciężka pod względem tematyki proza). Momentami nużąco, ale przeważnie zabawnie. Zaczęłam czytać e-book, ale szybko się przerzuciłam na audio - i to był znacznie lepszy wybór, lektor czytał tak, jakby był starym, leniwym kocurem, świetnie wcielił się w rolę i to dodało punktów tej książce u mnie.
Króciutko o fabule ( przecież sobie kto chce, znajdzie opis):
Bohaterka- Ala, zawodowo ilustrująca książki dla dzieci, bierze udział w konkursie plastycznym, w którym stawką jest zostanie spadkobiercą słynnego, ekscentrycznego kolekcjonera sztuki. Akcja rozgrywa się w położonej na odludziu posiadłości, artyści wykonują kolejne zadania malarskie, ale mało która praca trafia w gust gospodarza domu, uczestnicy odpadają, rezygnują. Okazuje się, że...
giną. Sprawa staje się coraz bardziej podejrzana..Kot Lord zwiedza po kryjomu rezydencję, obserwuje i komentuje, często dość sarkastycznie... Ta kocia narracja i wątek plastyczny (poznamy różne techniki, dowiemy się, co to np.sangwina - ja nie wiedziałam!!!) są fajne, ale ogólnie intryga, kulminacja i zakończenie wypadają słabo.
Na plus - trawestacje tytułów ( np" Duma i zakłaczenie", "Lot nad kocim gniazdem"), postać kota Lorda (świetnie oddane kocie zachowania).
Podsumowując: nie narzekam, ale nie padłam z zachwytu. Miau!

piątek, 15 maja 2020

"Pocieszki" K. Grochola


"Na słońce i na deszcz. Na radość i na smutek. Na co dzień. Na co tydzień. Do czytania w kółko. Po cichu i na głos.
Przyjaciołom i nieznajomym. Dowcipne, mądre, przynoszące otuchę - po prostu - pocieszki"
/z okładki/

Mówcie sobie co tam chcecie, ja tam lubię Katarzynę Grocholę. Za jej osobowość i za twórczość, za poczucie humoru, szczerość i klasę. Nie przeczytałam wszystkich jej książek, ale też nie zatrzymałam się na etapie trylogii "Nigdy w życiu" - "Ja wam pokażę" i "A nie mówiłam!", nie patrzę tylko przez pryzmat ekranizacji. Czytałam  m.in. "Zielone drzwi", opowiadania  z tomu "Zagubione niebo", mam "Trzepot skrzydeł". Podobała mi się powieść "Przeznaczeni" i w nosie mam marudzenie innych, że to pogmatwane, słabe, takie i owakie...  Liczą się moje odczucia. Tak też jest w przypadku "Pocieszek", o których już zdążyłam poczytać opinie, że " banalne, frazesy, nic nie wnoszą, są o niczym.". Tylko czasem można odnieść wrażenie, że ktoś bierze zbiór felietonów   rodem z "babskiego magazynu" i spodziewa się traktatu filozoficznego, albo czyta kryminał i narzeka, że krwawe sceny, bierze komedię i dziwi się, że śmieszne... Oczywiście, każdy ocenia subiektywnie, ale czasem warto się zastanowić co się czyta, dla kogo i po co to jest napisane. Nie wiem, czy łapiecie, o co mi chodzi.

"Pocieszki"  to zbiór kilkudziesięciu dykteryjek, refleksyjnych zabawnych, ciepłych i optymistycznych krótkich historyjek, takich właśnie "ku pokrzepieniu serc". Autorka we wstępie zaznacza, że  to, co tu opisała, naprawdę się zdarzyło, wszystkie pocieszki są prawdziwe. Niektóre teksty były kiedyś drukowane  w czasopismach (niektóre rzeczywiście brzmiały znajomo...).
Właśnie to są takie formy gazetowe, idealne do czytania przy kawce, herbatce, pisane tzw. lekkim piórem, prosto z serca, szczerze, otwarcie. To takie historie z życia wzięte, bardzo zwyczajne, znane z codzienności, bardzo nam bliskie.

Na pewno każdy kiedyś miał na przykład sytuację, że słyszał dziwny hałas w domu, oczyma wyobraźni widział wybuchający piecyk gazowy, popsutą lodówkę,czy inny "kataklizm", a to był ptak, który wleciał przez otwór wentylacyjny i się szamotał, albo jakaś kuna na strychu, czy coś w tym stylu... Każdy na pewno był niezadowolony, bo miał - dajmy na to - plany pracować w ogrodzie czy robić grilla, a tu deszcz od samego rana - jednak z pewnych powodów to był udany dzień... albo pomylił daty, wydał kupę kasy na same "potrzebne" rzeczy w "okazyjnej promocji", spotkał znajomą, która opowiedziała ciekawą/dziwną/inspirującą historię... No takie tam życiowe sytuacje, obserwacje i przemyślenia.
Żadne mecyje, ale też nie wydumane i nie sztucznie napompowane, nie żadne "bądź sobą" "ciesz się życiem" i "czytaj książki, bo są dobre". Żadnego modnego motywowania i nadmiernego psychologizowania.
Raczej mamy tu: zobacz, wydarzyło się to i tamto, czułam tak i tak, ktoś lub coś sprawiło, że spojrzałam na coś w inny sposób, coś doceniłam, dostrzegłam, zmieniłam itp.
Jakbyśmy rozmawiali z koleżanką, sąsiadką, tak zwyczajnie, "po ludzku".

Każda z opowiastek Grocholi ma jakiś "morał" ( ale nie nachalny), prowadzi do konkluzji, refleksji, uświadamia nam coś może i oczywistego, ale nie zawsze i nie przez wszystkich dostrzeganego.  Są tu  teksty lepsze i  słabsze, ale ogólnie ciepłe, miłe, mądre, podnoszące na duchu.
Bardzo przyjemna lektura, zwłaszcza w ostaniach czasach.

Projekt okładki i stron tytułowych - Andrzej Pągowski.
Bardzo ładne wydanie, twarda oprawa, wstążeczka.


Książka pasuje do majowej Trójki E-pik,
kategoria: "Będzie dobrze", czyli coś optymistycznego

czwartek, 7 maja 2020

"Cudowny chłopak" R. J. Palacio

wyd. Albatros

Nie oglądałam filmu nakręconego na podstawie tej powieści. Może kiedyś to nadrobię, ale jak zerkam na filmowe fotosy, to już teraz odnoszę wrażenie, że często marudziłabym, że "w książce było inaczej!" ;-)  Przede wszystkim główny bohater w filmie wygląda całkiem nieźle w porównaniu z książkowym opisem, a noszenie hełmu kosmonauty w powieści pojawia się tylko we wspomnieniach z wcześniejszych lat, a nie  w teraźniejszej akcji.  Ale mniejsza o to. Najważniejsze jest przesłanie.  I dobro dziecka. Tak właśnie brzmi jedna z kategorii majowej Trójki E-pik:
na pierwszym miejscu - dobro dziecka i to jest powód, dla którego sięgnęłam po powieść "Cudowny chłopak" R. J. Palacio.
Książka znalazła się u mnie dość przypadkowo - była częścią wygranego zestawu książek, nie wybierałam jej celowo. To był jednak szczęśliwy przypadek, bowiem lektura (choć sporo czekała na swoją kolej) okazała się nie tylko przydatna, ale i naprawdę satysfakcjonująca.


To bardzo wartościowa, wzruszająca i zabawna  książka nie tylko dla dzieci i młodzieży. O empatii, tolerancji, akceptacji, przyjaźni, odwadze... o relacjach z rówieśnikami, rodzicami, nauczycielami...
Główny problem to postrzeganie i traktowanie (w szkole, na ulicy, w rodzinie, w grupie rówieśniczej...) dziecka o wyglądzie odbiegającym od powszechnie przyjętego za normę;  kogoś "innego", uświadomienie sobie jego uczuć, potrzeb, konieczność akceptacji, zmiany nastawienia.
Autorka zaznaczyła też inne problemy - np. sytuacja rodzeństwa dziecka wymagającego szczególnej troski i zajmującego większą uwagę rodziców;  odnalezienie się i zaistnienie w nowej szkole, poczucie własnej wartości, relacje w grupie rówieśniczej, status materialny wyznacznikiem popularności społecznej, rozwód rodziców.

Dziesięcioletni August Pullman z przyczyn genetycznych ma mocno zdeformowaną twarz, przeszedł wiele operacji, ale nadal różni się znacznie pod względem fizycznym od innych dzieci. Jego widok  - zwłaszcza po raz pierwszy - budzi zdziwienie, szok, wstręt, strach....
Chłopiec do tej pory uczył się w domu, ale w końcu rodzice postanowili, że już pójdzie do szkoły, do 5 klasy. Mimo obaw, Auggie podejmuje wyzwanie, ma ogromne wsparcie rodziców, siostry, wicedyrektora, nauczycieli. Wydaje się, że wśród dzieci też zostaje dobrze przyjęty, przynajmniej początkowo i przez niektórych uczniów. Zanosi się na to, że zaprzyjaźnią się z Jackiem ( ale tu też pojawią się perypetie i komplikacje...)

August jest bystry, mądry, zabawny, ma do siebie dystans, ale pewne sytuacje nie spływają po nim jak woda po kaczce. Nie da się uniknąć "sensacji" na szkolnych korytarzach,
ostracyzmu, na stołówce nikt nie chce z nim usiąść (oprócz Summer, która początkowo usiadła z nim, bo było jej  go żal, ale potem przekonała się, że to naprawdę fajny kumpel), dochodzi nawet do tego, że dzieci bawią się w "trąd" - nikt nie chce, nie może dotknąć Auggiego. Mali prześladowcy nie dają mu spokoju. Na szczęście są też prawdziwi przyjaciele, których poznaje się w biedzie,  a dokładnie w kłopotach.
Przełomowym momentem okaże się wyjazd na "zieloną szkołę".....
Finał - klasyczny happy end pełen miłości i nadziei. Na filmie ponoć trzeba mieć dużo chusteczek ;-)


Powieść podzielona jest na kilka części, w których narratorem jest ktoś inny ( August, Jack Will, Via, Miranda....) Poznajemy dzięki temu ich własne problemy, odczucia oraz patrzymy na Auggiego i całą historię z ich perspektywy. Ciekawym i ważnym elementem są "wskazania pana Browne'a - krótkie cytaty,  mądre myśli, wskazówki dotyczące ważnych spraw, przesłania.... Uczniowie co miesiąc zastanawiają się nad zadanym tekstem, a w wakacje mają przysyłać nauczycielowi pocztówki z wybranymi przez siebie albo własnymi wskazaniami. Ten pomysł  wydaje się godny naśladowania, ale nie chodzi już nawet o wysyłanie kartek, ale o pracę nad sobą, poczuciem własnej wartości, kształtowanie charakteru i dzielenie się ważnymi myślami.

Mimo trudnej tematyki i smutnych momentów, książka jest lekka, zabawna, pokrzepiająca, optymistyczna i bardzo pouczająca, ale nie nie poprzez prawienie kazań a poprzez prezentowanie przykładów. Nietrudno odnieść powieściowe treści do sytuacji znanych z naszego podwórka.

"Cudowny chłopiec" stanowi wspaniałą lekcję empatii, tolerancji, szlachetności, przyjaźni, wrażliwości. Świetny punkt wyjścia do rozmów wychowawczych z dziećmi w klasie i w domu. 





na pierwszym miejscu - dobro dziecka
zajrzyj w głąb siebie
"Będzie dobrze", czyli coś optymistycznego

środa, 6 maja 2020

"Orwell" - komiks


Chciałam zacząć banalnym stwierdzeniem, że George’a Orwella nie trzeba nikomu przedstawiać. Doszłam jednak do wniosku, że tak naprawdę to chociaż nazwisko pisarza jest znane, to o nim samym przeciętny czytelnik wie niewiele, o ile oczywiście nie jest zafiksowanym na jego punkcie pasjonatem. Nota na okładce książki, w podręczniku czy encyklopedii to za mało, by dowiedzieć się dokładnie, co go ukształtowało, co wpłynęło na jego życie i twórczość.  Dzięki  komiksowi francuskich  autorów mamy szansę przyjrzeć bliżej się biografii Orwella, jednocześnie obcując z grafiką na wysokim poziomie artystycznym.
Przyznam, że niekoniecznie sięgnęłabym po typową biografię, a forma komiksu okazała się idealna, by zaspokoić ciekawość.

Cała moja recenzja pod linkiem:
http://zycieipasje.net/2020/05/06/orwell-p-christin-s-verdier-recenzja-komiksu/

wtorek, 5 maja 2020

"Taśmy rodzinne" Maciej Marcisz

Wydawnictwo W. A. B 2019

Nadrabiam zaległości w notatkach
To jedna z pierwszych książek, jakie dorwałam w EmpikGo, jeszcze w połowie marca.... Utknęłam, porzuciłam, wreszcie skończyłam.
Okładka super. Na niej mogłam poprzestać. O fabule nie chce mi się pisać (są dokładne opisy na LC) ogólnie - o toksycznej rodzinie, przemocy, pieniądzach, biznesach, czasach transformacji lat 90. O trzydziestolatku, który ma kłopoty i długi, liczy na kasę od ojca, a tu zonk! Próbuje coś zdziałać wracając do rodzinnego domu, poznajemy całą historię rodziny, jej "taśmy". Zakończenie - banalne i jakby "przyszyte" na siłę.
Achów i ochów co niemiara nad tą powieścią, niezadowolone głosy są w mniejszości. Ja dopisuję się do tych drugich. Może to jest udany debiut, świetna proza, ważny temat itp,itd a ja się na tym nie poznałam. Zupełnie nic mi ta powieść nie "zrobiła" - nie zachwyciła, nie zaskoczyła, nie zdenerwowała, no nic! Zero emocji.
Jest w niej jakaś szczerość, autentyczność scen, obrazki z życia jakie znamy z obserwacji, wspomnień, z doświadczenia.... Całość jednak nie robi większego wrażenia, także pod względem literackim.
Dla mnie to powieść mocno przeciętna, wręcz nijaka.
Przeważnie zawsze znajdzie się jakaś postać, którą czytelnik darzy sympatią, choćby to miał być pies sąsiada wstępujący w epizodzie. Tu nikt - w moim odczuciu - nie był sympatyczny. Chociaż wiem, że wcale nie chodzi o to, by lubić bohaterów, dziwnie jednak tak zupełnie być wobec nich obojętnym.
Już wolę kryminały poczytać chyba

poniedziałek, 4 maja 2020

"Malowany welon" Wiliam Somerset Maugham


W  kwietniowej edycji "Book-Trottera"  obowiązywała literatura brytyjska. Sięgnęłam po leżący od dawna na półce "Malowany welon" W. S. Maughama, już nie pamiętam, dlaczego kupiłam tę książkę i nie wiem, czemu tak długo czekała. Może spodziewałam się typowego romansidła?A tu jednak niespodzianka: to raczej dramat obyczajowo-psychologiczny; romans, ale bez happy endu, za to z refleksją o konsekwencjach wyborów i czynów.  Smutna opowieść o relacjach damsko-męskich, o miłości i jej braku, o zdradzie i jej konsekwencjach, o desperacji i determinacji, o pragnieniach i rozczarowaniach, straconych złudzeniach, o ludzkich charakterach... O nabraniu życiowej mądrości, dojrzałości  i duchowej przemianie (wiem, że to brzmi górnolotnie i niezbyt zachęcająco, ale powieść  nie jest w moim odczuciu "natchniona" i moralizatorska).

Akcja toczy się w latach 20.XX w. w Chinach, w angielskiej kolonii, miasteczku Tching-Yen, następnie  w opanowanym epidemią cholery Mei- Tan Fu (retrospekcja obejmuje wcześniejsze czasy w Londynie, w finale również mamy powrót do Anglii).
Główni bohaterowie to młode małżeństwo: piękna i próżna Kitty,  nieśmiały i ponury z usposobienia Walter - lekarz bakteriolog. On zakochany po uszy, ona - wyszła za niego nie tyle z rozsądku, ile ze strachu by nie zostać starą panną i nie dać się wyprzedzić w zamążpójściu młodszej siostrze (ech, te konwenanse...). Para nie jest szczęśliwa. Kitty romansuje z Charlesem, starszym od niej wysokiej rangi urzędnikiem.  Gdy zdrada wychodzi na jaw, Walter stawia żonie ultimatum.... Skandal wisi w powietrzu. Wyjazd do Mei-Tan- Fu miał być szansą...
Czy Walter wybaczył Kitty? Czy związała się z Charlesem?  Jaki wpływ na młodą Angielkę miało przebywanie w zagrożonym chorobą rejonie i praca w klasztorze? Kto zapłacił największą cenę?
To smutna historia, ale z niosącym nadzieję finałem.

Pod czas lektury nasuwa się wiele pytań, każda z sytuacji wymaga "rozpatrzenia" racji z kilku stron, z perspektywy różnych osób i okoliczności. Nie da się pochopnie oceniać, trzeba dokłądnie przemyśleć uczucia, motywacje, czyny postaci. Na zachowanie Kitty  na pewno miało wpływ jej wychowanie i rodzinne relacje, a tych nie zaliczymy do idealnych. Owszem, była irytująca, naiwna, ślepa na pewne sprawy, egoistyczna. Nie chodzi o to by ją usprawiedliwiać, ale spróbować zrozumieć. Nie można jej potępić, zwłaszcza, że w końcu nabrała rozumu, tylko drogo opłaciła tę życiową lekcję.

Mottem powieści są słowa w wiersza P. Shelleya - "malowana zasłona, którą żyjący życiem zwą" - łatwo ten cytat odnieść do opadania zasłon kolejnych pozorów i złudzeń, odkrywania prawdy o sobie, innych ludziach, o uczuciach i charakterach... Kitty zerwała zasłonę, zrozumiała życiowe błędy. Jej losy nie są dobrym wzorem, ale dającym do myślenia przykładem.
"Malowany welon" świetnie nadawałby się do dyskutowania w klubie czytelniczym.

Powieść w tłumaczeniu Franciszki Arnsztajnowej ma swój nieco staroświecki urok, ale są "mielizny" - niekonsekwentnie tłumaczone imiona, lepiej w tytule pasowałąby "zasłona" niż "welon" ( choć z drugiej strony to słowo od razu kieruje skojarzenia ku małżeńskiej tematyce utworu);
wiele zdań mogłoby mieć zgrabniejsze brzmienie, przydałby się współczesny przekład.

Nie oglądałam filmu ( jest parę adaptacji), ale podobno różni się od powieści przedstawieniem wątku i zakończeniem. Chyba nie chcę oglądać. Ogólnie jestem zadowolona z lektury.


Moja lista blogów