sobota, 31 grudnia 2011

Ostatni dzień....

Ostatni dzień tego roku mija tak szybciutko.... a był bardzo miły, wygrałam zakładkę w konkursie u Lirael, zapisałam się do kolejnego wyzwania, udało mi się zrobić całkiem smaczną sałatkę  i w ogóle jakoś tak przyjemnie jest.
Sylwestrujemy w domku, na spokojnie tak, kameralnie.
Podsumowanie jakieś pewnie zrobię, ale to na początku kolejnego roku.
Wszelkiej szczęśliwości życzę Wam wszystkim! Książkowej i osobistej.
Trzymajcie się ciepło!
Ag.

czwartek, 29 grudnia 2011

Zagadka ;-)

Ogłosiłam blogowe ferie...ale co to za ferie, skoro i tak zaglądam tu i tam, a to komentarzyk skrobnę, a to w konkursie udział wezmę....Nie wytrzymałam długo, tydzień raptem. Powiedzmy, że to była raczej przerwa świąteczna.
Dojadając piernik (teraz dopiero nabrał mocy urzędowej,) podczytuję coś fajnego. Coś nieco innego, niż zazwyczaj. Co?
To właśnie zagadka dla Was.
Podpowiedź brzmi:
Uuk.

A w nagrodę za odgadnięcie:


czwartek, 22 grudnia 2011

Hej kolęda, kolęda....

Wszystkiego dobrego, niech Wasze święta będą piękne i  radosne!
Do zobaczenia po Nowym Roku!
Ogłaszam zimowe ferie blogowe.

Stosik zaległy i zaległości na zamówienie

 Kalendarzowa zima za chwilę, a ta pogodowa jakby zaczynała się pokazywać... U nas dziś szronik zabielił świat za oknem, ale nie prószył śnieżek. Może jutro...

Oto, co zapałętało się u mnie od czasu ostatniej prezentacji. Nie ma tu tylko paru Elwirkowych nabytków, te może innym razem.
Cztery z nich już przeczytane, w tym jedna dawno("Fikołki..." - inny egzemplarz), dwie jakiś czas temu ( te na dole, już o nich pisałam), a jedna na świeżo (Evans- piękne!). Tę "kocią" też już przyswoiłam, ale raz to za mało, będzie o niej mowa po świętach.

Mam takie postanowienie (jeszcze staroroczne, ale do realizacji już chyba od Nowego Roku...), aby pisać może krócej, ale częściej i nie pomijać milczeniem czytanych książek, bo do tej pory nie każda znajdowała tu ślad w postaci wypowiedzi. W związku z "zaległościami", mam pomysł, a raczej pytanie, do Was -  Drogie Czytelniczki/Drodzy Czytelnicy - skierowane:
O których książkach z mojej listy przeczytanych w 2011 r. chcielibyście ujrzeć słowo a nawet więcej?
Które z książek prezentowanych w stosikach, a jeszcze nie tkniętych, mam teraz przenieść na kupkę do bieżącego czytania?
Sama jakoś nie umiem się zmobilizować, więc niech to będą książki na życzenie. O zebranych propozycjach opowiem w zbiorczym poście najprawdopodobniej już w styczniu.
Ale jeszcze nie znikam.
Do jutra!

środa, 21 grudnia 2011

Top10: książek/autorów przeczytanych pod wpływem blogerów

Znowu się bawię. Tym razem w Kreatywowy Top10. Temat bardzo mi podpasywał, bo chodziła mi po głowie myśl, by o czymś takim napisać w ramach podsumowania roku czytelniczego, o inspiracjach blogowych. Zatem do dzieła. Jak zwykle u mnie bez obrazków. Kolejność przypadkowa.
  • "Dziewczyna, która pływała z delfinami" Sabina Berman -  recenzje tej książki spotykałam wszędzie, aż miałam wrażenie, że już wszyscy ją czytali oprócz mnie, nawet chciałam kupić tę powieść, ale był traf, że dostałam ją jako nagrodę w konkursie (nawet nie grałam specjalnie o tę książkę, tylko przyznawano odgórnie 3 książki z kilku tytułów w puli nagród).

  • "Rok w Poziomce"Katarzyna Michalak - o tej pisarce dowiedziałam się dopiero z blogów, i zdziwiłam, że to nie debiutantka, a ja nic nie słyszałam o niej... "Rok." chciałam kupić, ale tak wyszło, że mam ją w sumie w drodze wymiany. Za mną "Zmyślona". Na lekturę czeka "Lato w jagódce".

  • Agnieszka Lingas - Łoniewska -  twórczość autorki "Bez przebaczenia" zagościła  u mnie dzięki blogom. Mam za sobą 3 jej książki. Na razie....

  • Katarzyna Ennerlich - to nazwisko wpisałam sobie na listę i udało mi się znaleźć w bibliotece "Oplątani Mazurami", chętnie przeczytam więcej.

  • "Samotny mężczyzna" Ch. Isherwood - na blogu o nim się dowiedziałam, dzięki blogerce przeczytałam, innej blogerce przekazałam ;-)

  • "Trzy" Piter Murphy - tego e-booka przeczytałam nie tyle pod wpływem, co za sprawą blogera-samego autora.
  • Po twórczość J.I. Kraszewskiego sięgnęłam za sprawą blogowej inicjatywy "Projekt Kraszewski"

  • Dzięki akcji Włóczykijka i blogowi Słowem Pisanym O polskich Autorach poznałam "Katharsis futurum. P. Omena, "Spaloną różę"A. Walczak, "Efekt  kobiety" M. Kalinowskiej, "Strażnika marzeń"M. Surmacza, "Póki pies nas nie rozłączy"R. Pawlaka.

  • "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" - M. V. Llosa- niewątpliwie zachęta blogerów przyczyniła się do tego, że ta książka znacznie przesunęła się w kolejce do czytania, ba- nawet wepchnęła się na sam przód- bym rzekła.
  • "Szukając Noel"  - pośrednio przez blogosferę "zawisło" nade mną nazwisko Richarda Paula Evansa, a książka ta przybyła do mnie wymiance "Z książką przy kominku"

    O, już mam dziesiątkę!Dodam jednak punkt jedenasty - zbiorowy:
  • Pod wpływem recenzji na blogach na mojej półce znalazły się (jeszcze nieprzeczytane) "Wiktoriańska herbaciarnia"Debbie Macomber i "Dłoń pełna gwiazd"Rafik Schami. A na uwadze mam na przyszłość słynną "Cukiernię..." i "Mariolę..." M. Gutowskiej Adamczyk  i książki Renaty L. Górskiej, i Colette koniecznie Colette!!!, i jeszcze pewnie parę by się znalazło przykładów, ale w tej chwili tylko te przyszły mi do głowy.

wtorek, 20 grudnia 2011

Mój dzień w książkach


 Pobawię się i ja. Korzystałam z tytułów z listy przeczytanych 2011, nie wszystkie są recenzowane, nie linkowałam. Zasady zabawy (gdyby ktoś nie wiedział, o co chodzi)- tutaj.
Generalnie chodzi o uzupełnienie tekstu tytułami książek.


:-)

Zaczęłam dzień (z) _Serenadą____.
W drodze do pracy zobaczyłam Sklep Pod Dziewiątą Chmurką_____
i przeszłam obok __Strażnika marzeń___,
żeby uniknąć ___Zakrętów losu__ ,
ale oczywiście zatrzymałam się przy ____Białym zamku_.
W biurze szef powiedział: Wciąż o tobie śnię_____.
i zlecił mi zbadanie __Exlibris- wyznań czytelnika___.
W czasie obiadu z _____Czytelniczką znakomitą
zauważyłam _Marię i Magdalenę___
pod ___Osterią w Chianti_ _ .
Potem wróciłam do swojego biurka w Ogrodzie wiecznej wiosny_____.
Następnie, w drodze do domu, kupiłam Srebrne dzwonki_____
ponieważ mam Podróż poślubną_____.
Przygotowując się do snu, wzięłam __Krótki przewodnik przekraczania granic___
i uczyłam się ___Szeptem__,
zanim powiedziałam dobranoc _Samotnemu mężczyźnie____ .

czwartek, 15 grudnia 2011

Szelma z Peru rodem

"(...)w życiu rzeczy  rzadko układają się tak, jak my, chudopachołki, sobie planujemy"*  
Ba, a nawet bardzo rzadko. Z zaplanowanego listopada z Llosą, na który przewidziałam aż trzy książki tego autora, zrobił  się grudzień, a ja wciąż "męczyłam" jeden tom. Oj, zalazła mi za skórę ta niegrzeczna dziewczynka. Po potężnej dawce prozy wypełnionej toksyczną miłością, cierpieniem, destrukcyjną uczuciową szarpaniną, emocjami oraz przeskokami w czasie i przestrzeni musiałam odpocząć i typowego harlekina z happy endem przeczytać. Odetchnęłam już na tyle, że mogę spisać garść refleksji po lekturze dzieła noblisty.

  "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" to nieprawdopodobna historia, będąca właściwie autobiografią głównego bohatera, Ricarda Somocurcio. Wszelkie nieprawdopodobieństwa, niesamowite zbiegi okoliczności są wszakże prawem fikcji literackiej. To opowieść o miłości, ale daleka od romantycznej idylii, raczej droga przez mękę, gra w kotka i myszkę, żonglowanie ludzkimi uczuciami.

Gdyby Ricardo znał piosenki grupy Bajm, mógłby zaśpiewać swojej ukochanej "pojawiasz się i znikasz, mam na twym puncie bzika". Mógłby też zanucić rzewnie "miłość ci wszystko wybaczy" (choć jemu raczej wypaczyła). Tymczasem "chilijeczka" z fałszywą minką wyszeptałaby słowa przeboju Manaamu "Kocham cię, a kochanie moje to rozstania i powroty...". Istna kobieta - bumerang to była,  odchodziła i ciągle powracała, a kochała tak naprawdę chyba tylko bogactwo i potęgę. To wieczna blagierka, szachrajka, świetna aktorka życiowych ról.  Kameleon z fałszywym paszportem przybierający coraz to inne dane personalne. Żerowała na uczuciach Ricarda, pomiatała nim, z premedytacją sprawiała mu ból, a gdy wpadła w tarapaty, zawsze do niego zwracała się o pomoc. Uciekała od przeszłości, ciągle goniła za lepszym życiem, bardziej "ustawionym" partnerem. Chłodna, wyrachowana, co za sucz, chciałoby się powiedzieć. Z drugiej strony to bardzo nieszczęśliwa, zagubiona kobieta, szukająca swego miejsca na ziemi, próbująca spełnić swe oczekiwania wobec życia. Kojarzy mi się nieco z Holly Golightly, zawsze "w podróży", z niemal dziecięcą naiwnością podchodząca do świata. Jednak o ile bohaterkę "Śniadania u Tiffany'ego" bardzo lubię, to do niegrzecznej dziewczynki nie żywię pozytywnych uczuć. Nawet jej ciężkie przeżycia i choroba nie wzbudziły we mnie zbyt wiele współczucia, zwłaszcza, że podszyte zostały niepewnością, czego doświadczyła a co zmyśliła bohaterka. Ricardo natomiast wydał mi się podobny do Don Kichota, tyle, że zamiast walczyć z wiatrakami, walczył o miłość swojego życia. Był rycerzem w blaszanej (bo na złotą go nie było stać) zbroi, zawsze przybywał z odsieczą, ratował, pomagał, wybaczał.  Grzeczny chłopczyk.Wierny jak pies. Miał też cechy bohatera romantycznego- opętany  niespełnionym uczuciem próbował się zabić. Przez całe życie, które poświęcił pracy tłumacza, borykał się z "atrakcjami", jakie mu zafundowała niegrzeczna dziewczynka.

Podobało mi się bogate tło historyczno - kulturalne i przedstawianie kolejnych etapów życia bohatera w różnych miejscach.  Najpierw lata 50-te i  limeńska dzielnica Miraflores, gdzie dorastał Ricardo z przyjaciółmi. Potem Paryż początku lat 60-tych, gdy  bohater szuka pracy, a szykuje się rewolucja peruwiańska,  następnie podglądamy hipisowski Londyn..... Zajrzymy jeszcze do Tokio i Madrytu. Poznamy sylwetki ciekawych postaci np. "dragomana" Salomona, artystę Juana Baretto, perwersyjnego Fukudę, sympatycznych sąsiadów Gravosky'ch, zakręconą scenografkę teatralną Marcellę. Najbardziej chyba zapadł mi w pamięć Arquimedes, odczytujący znaki, gdzie można zbudować falochron, a gdzie  to się nie uda. Właściwie każdy rozdział to historia innej postaci, zapis czasów i miejsca, w którym obecnie przebywa Ricardo, a zawsze jak diabeł  z pudełka wyskakuje nasza szelma. Ona stanowi łącznik wątków.

Mieszane mam uczucia po tej lekturze. Nie to, żeby mi się nie podobało, ale jakaś przytłoczona jestem. Powieść odebrałam  zdecydowanie pozytywnie, ale bohaterowie zapewnili mi niezłą jazdę, ja nie mam zdrowia do takich historii. Na pewno na długo zapamiętam emocje towarzyszące tej książce. Polecam, oczywiście, ale zastrzegam, że każdy czyta na własną odpowiedzialność, a moja wypowiedź jest bardzo subiektywna i nie stanowi wyroczni.

Za pożyczenie książki dziękuję Justynie:-)
________________________
*M. V. Llosa, Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki, Wydawnictwo Znak 2010, s.151.

środa, 14 grudnia 2011

Diagnoza

Jedni o północy pieką paluszki serowe, drudzy o pierwszej w nocy zakładają serwetę pod telewizor...
Poza tym wszyscy zdrowi....

;-)

Dobranoc.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Cudowna moc miłości, Kristin Hannah

 Kristin Hannah, Cudowna moc miłości, Świat Książki 2010, s. 335.

Według mnie tytuł stanowi integralną część dzieła literackiego. Jest jak  imię, które autor nadaje swojemu "dziecku". Są sytuacje, kiedy np. wydawca, redaktor  sugeruje inny tytuł, być może bardziej odpowiedni, bardziej chwytliwy, zwłaszcza dotyczyć to może debiutantów, ale zawsze to dzieje się to w fazie przed oddaniem książki do druku i chyba jednak to autor podejmuje ostateczną decyzję. Wybrać tytuł to jedno. Nieważne kto go wymyślił, pisarz, jego sąsiad, pani z kiosku, gdzie kupuje gazetę, czy spec od marketingu. Druga sprawa to zmienić tytuł, a tak niekiedy dzieje się w tłumaczeniach. Ta refleksja towarzyszyła mi podczas lektury "Cudownej mocy miłości"

Oryginalny tytuł powieści Kristin Hannah, bestsellerowej pisarki amerykańskiej( swoją drogą pierwszy raz o niej słyszę) brzmi "Angel Falls" - "Wodospad Anioła" i odnosi się do miejsca występującego w akcji. Nie mam pojęcia, czym się sugerowano, dokonując całkowitej zmiany. Czy wydawcy polskiej wersji liczyli, że słowo "miłość" w tytule zadziała na czytelników jak lep na muchy? Nie przeczę, są i tacy, których zwabiła ta "Cudowna moc...". Będą też tłumy takich, którzy na widok takiego napisu na okładce będą się niemal "otrząsać z obrzydzenia", albo przynajmniej krzywić. Osobiście nie sięgnęłabym po tę książkę właśnie za sprawą tytułu. Nie przepadam za takimi "wzruszającymi opowieściami  o potędze miłości" ( hasło z okładki). Skoro jednak przyniosła mi ją koleżanka( w ramach wymiany za te, które ja jej pożyczyłam), to nie wypadało nie przeczytać. Od czasu do czasu nawet harlekin nie zaszkodzi, a więc i takie powieścidło też ujdzie - stwierdziłam.

Przeczytałam nawet "bezboleśnie", średnio mi się podobało, ale jak już wspominałam - nie jestem fanką takowych powieści. Kojarzyła mi się z filmami z cyklu "Okruchy życia", albo amerykańskimi filmami familijnymi, bardziej obyczajowa niż romans.
Rzecz dzieje się w miasteczku Lost Bend, spokojnym zakątku "na końcu świata", w górach w stanie Waszyngton. Dziewięcioletni Bretster stara się zaimponować swojej mamie, pokazać jej, że jest już na tyle duży i samodzielny, by pojechać z nią na konną wyprawę do Wodospadu Anioła. Mikaela zajmuje się końmi, podczas porannej przejażdżki i skoku przez przeszkodę niefortunnie spada z wierzchowca. Stan jest poważny, kobieta zapada w śpiączkę. Walczy o życie. Cała rodzina robi, co tylko może, by jej pomóc. Mąż, Liam jest lekarzem, próbuje uleczyć ukochaną przywołując wspomnienia. Przez przypadek znajduje pamiątki z przeszłości i musi stanąć na wysokości zadania, gdy okazuje się, że właśnie w przeszłości leży klucz do przyszłości Mikaeli. Istnieje duża szansa, że jej były partner życiowy - słynny aktor- zostanie tym, który obudzi "śpiącą królewnę". Nie zdradzę chyba żadnej tajemnicy, bo trudno się nie domyślić, że kobieta się wybudzi ze śpiączki. Pamięć jednak spłata jej figla... i o tym już nie opowiem. Bardziej niż główną parą bohaterów przejęłam się przeżyciami dzieci, małego Breta i nastoletniej Jacey- tak mało brakowało by straciły mamę, a potem była dla nich jakby obca.

To opowieść o tym, jak cała rodzina wystawiona na ciężką próbę okazuje hart ducha, o pożegnaniu ze wspomnieniami, rozliczeniu z przeszłością, ustaleniu wartości. Może i trąci banałem, ale czasem miło poczytać takie historie. Wynotowałam cytacik:
" (...)prawdziwa miłość, to nie namiętny seks pod gołym niebem rozświetlonym sztucznymi ogniami, ale zwykły niedzielny poranek, kiedy mąż ci przynosi szklankę wody, dwie aspiryny i elektryczną poduszkę na bolący krzyż (...)" 
(s. 325)
No piękne... nieprawdaż?


Za książkę dziękuję Ani F.

sobota, 10 grudnia 2011

Kto chce książkę?

Koleżanka ma do sprzedania stosik książek. Niezniszczone, w twardych oprawach, tanie. Kto ma ochotę poczytać po angielsku - polecam. Lista tytułów tutaj.

piątek, 9 grudnia 2011

Niespodzianka

Mówcie sobie co tam chcecie, a ja powiem wam w sekrecie: Mikołaje są na świecie ;-)
Napisałam o tym tutaj.

czwartek, 8 grudnia 2011

Wymień się.... na Walentynki ;-)

Jeszcze nie skończyłyśmy się cieszyć z paczuszek - niespodzianek z wymianki "Z książką przy kominku"
(niektórzy nadal czekają na listonosza), a już nasza nieutrudzona Sabinka zorganizowała kolejną zabawę. 
Tym razem będziemy się wymieniać książkami pod hasłem "Z miłością w tle".  Zapisy do 26 grudnia, czas na zrealizowanie zadania do 10 lutego 2012 r. Zapraszam do przyłączenia się. Szczegóły i zasady znajdziecie tutaj.

 PS. Herbatka jagodowa i Twix....idealny zestaw na wieczorną chwilę odpoczynku ( zasłużyłam - oprócz standardowego zmywania i prania -wysprzątałam prawie całą łazienkę, wywaliłam worek niepotrzebnych rzeczy, no na co komu puste buteleczki po perfumach i próbki kremów, których nie używam, zresztą przeterminowane, i cała masa rupieci...)
"Szelmostw..." zostało mi parę stron.... Ciekawe, co teraz zacznę czytać... coś z poprzednich stosików. Ktoś ma pomysł? ;-)



Nareszcie...

....za oknem biało. W końcu grudzień, a tu tak do tej pory mało zimowo było, mało świątecznie. Już kolejny dzień jak nie wyrobiłam się z napisaniem o książce. W ogóle jakoś z niczym się nie wyrabiam. Jak nie urzęduję z Elwi, to ciągle coś robię, a końca nie widać. Porządki nie zaczęte. Niektórzy już pierniki pieką, a ja nawet planów/pomysłów/produktów nie mam. Właściwie to ja nie przepadam za świętami.
Dziś już jest baaardzo późno, więc tylko tyle.

piątek, 2 grudnia 2011

Kluczowa sprawa i takie tam

 Znalezione w "wyszukiwanych słowach kluczowych":
kiedy zabłysną lampki na nowym świecie
Ha, oto jest pytanie! Podejrzewam, że chodzi o świetlne dekoracje świąteczne. Nie wiem jak tam na Nowym Świecie, ale u nas, na Piłsudskiego, koło tzw. Skwerku, już są. Idą święta!

W ramach przedświątecznych przygotowań kupiłam łańcuch- srebrno - fioletowy, bo mi brakowało. Sezon mandarynkowy rozpoczęty. W czytaniu - nadal przestój. Najwięcej czytam blogów. "Zwierciadło" przeglądam. Suskinda przeczytałam w międzyczasie, bo krótki tekst, a "Szelmostwa..." nadal w trakcie. I pomyśleć, że miałam ambitny plan - listopad z Llosą, trzy jego książki, w tym najnowsze "Marzenie Celta". Nie wyszło, nim skończyłam jedną, nastał grudzień. W grudniu miał być czas na klasykę rosyjską ("Bracia Karamazow"), ale będzie zmiana, albowiem szykują się książki recenzyjne. Co to będzie- zobaczymy. Wybrałam z listy swoje typy, a co dostanę-  to się okaże.

Elwirka pełza po całym dywanie, najczęściej na wstecznym. Przymierza się powoli do raczkowania. Udaje też, że pływa  i robi "brrrrrr" jak samochodzik (tak parska).

O, a na koniec tak mi się przypomniało.... Wznowiono "Księgę z San Michele"Axela Munthe! Wydał ją Videograf. Kiedyś upolowałam stare wydanie w antykwariacie. Bardzo mi się podobało. Autor, szwedzki pisarz i lekarz, obdarzony niezwykłym zmysłem obserwacji barwnie i z humorem opisuje swoje podróże, perypetie, spostrzeżenia. Uwiecznia malownicze miejsca ludzi i klimat tamtej epoki, przełom wieku XIX i XX. Ciekawa, ładna proza. Z klasą.
Polecam!

czwartek, 1 grudnia 2011

O miłości i śmierci, Patrick Suskind

Patrick Suskind, O miłości i śmierci, przeł. z niem. R. Wojnakowski, Świat Książki 2009.

Gdyby nie ekranizacja  powieści "Pachnidło" (reż. T. Tykwer, 2006), mało kto słyszałby o tym autorze. Patrick Suskind, niemiecki prozaik, dramaturg i scenarzysta unika bowiem rozgłosu, odmawia przyjmowania nagród, nie stara się zawojować rynku wydawniczego na całym świecie, nie dobija się do czytelników. Można by rzec, że jest niekomercyjny. I chwała mu za to. Dobrze, że są twórcy,  którzy mają inne priorytety niż wysoka lokata na liście bestsellerów i nagłówki w kolorowej prasie.

Przyznam, że moja przygoda z twórczością Suskinda zaczęła się właśnie od "Pachnidła", choć wybaczcie, ale nie pamiętam, czy najpierw tę historię oglądałam czy czytałam. W każdym razie impulsem były medialne informacje na temat filmu. Podobało mi się. Było tajemniczo, mrocznie, ale i pięknie. Potem wpadła mi w ręce "Historia pana Sommera" (ilustrował ją J.J. Sempe!), dla odmiany lekka, zabawna.ale i refleksyjna. Polubiłam prozę Suskinda. Po "Trzy historie i jedno rozważanie" sięgnęłam z radością. Autor jest mistrzem krótkich form, literackich puent, łączy prostotę z wyrafinowaniem, a jego teksty mają filozoficzną głębię (oj, górnolotnie to zabrzmiało, ale niech nikogo nie odstrasza ta "filozofia", po prostu - mądra, ambitna proza). Powzięłam wyzwanie przeczytać wszystkie publikacje pisarza, przede mną "Gołąb" i jednoaktówka "Kontrabasista" (choć głowy nie dam, czy już nie czytałam...), więc gdy zobaczyłam w bibliotece "O miłości i śmierci" ucieszyłam się bardzo.

Opis z okładki: "Miłość i jej odwieczna rywalka śmierć są tematem prowokujących rozważań Patricka Suskinda. Na przykładach z filozofii i literatury (od Platona  przez Kleista po T. Manna) oraz ze współczesnego życia, autor przedstawia miłość jako potęgę zarówno niebiańską, jak i piekielną..."Nic dodać, nic ująć. Notka świetnie oddaje tematykę i zawartość tego kilkudziesięciostronicowego eseju.  
Motto stanowią słowa św. Augustyna: "Jeżeli mnie nikt o to nie pyta, wiem; gdy zaś chcę wyjaśnić pytającemu, nie wiem."(Wyznania).
Autor wysnuwa tezę, że artyści dlatego tak szczególnie zajmują się tematem miłości, gdyż tak naprawdę niewiele o niej wiedzą, jest ona tajemnicą, ma w sobie coś niewyjaśnionego. Rozważania rozpoczyna od przykładu z "Uczty" Platona. Eryksimachos pojmuje Erosa jako stałą fizyczną, która porządkuje świat we wszystkich możliwych dziedzinach. Miłość ma aspekty fizyczne, chemiczne, mechaniczne i wegetatywne. Stendhal nazwie ją krystalizacją, gorączką. Sokrates pojmuje zakochanie jako odurzenie, chorobę i szaleństwo, ale to najlepsze odurzenie jakie istnieje, boskie szaleństwo, mania tęskniąca za boskością. Eros-potężny demon wszczepia ludziom pożądanie tego, czego im brakuje (piękna, dobroci, szczęścia itp.) Dalej Suskind przywołuje przykłady z życia i sięga do niemieckiej literatury w kontekście istoty miłości i śmierci, ich związku. Przedstawia bardzo ciekawą interpretację mitu o Orfeuszu, porównuje go z Jezusem, zestawia ze sobą ich walki ze śmiercią. Jedna to historia niepowodzenia, druga- triumfalna. Dochodzi do ciekawych wniosków. Nie chcę ich wyjawiać, ani też nie streściłam rozważań, aby nie odbierać przyszłym czytelnikom przyjemności z  czytania i rozmyślania. 
Polecam  twórczość Suskinda wymagającym czytelnikom, którzy szukają czegoś innego niż nurt literatury popularnej.
 

Moja lista blogów