"Na słońce i na deszcz. Na radość i na smutek. Na co dzień. Na co tydzień. Do czytania w kółko. Po cichu i na głos.
Przyjaciołom i nieznajomym. Dowcipne, mądre, przynoszące otuchę - po prostu - pocieszki"
/z okładki/
Mówcie sobie co tam chcecie, ja tam lubię Katarzynę Grocholę. Za jej osobowość i za twórczość, za poczucie humoru, szczerość i klasę. Nie przeczytałam wszystkich jej książek, ale też nie zatrzymałam się na etapie trylogii "Nigdy w życiu" - "Ja wam pokażę" i "A nie mówiłam!", nie patrzę tylko przez pryzmat ekranizacji. Czytałam m.in. "Zielone drzwi", opowiadania z tomu "Zagubione niebo", mam "Trzepot skrzydeł". Podobała mi się powieść "Przeznaczeni" i w nosie mam marudzenie innych, że to pogmatwane, słabe, takie i owakie... Liczą się moje odczucia. Tak też jest w przypadku "Pocieszek", o których już zdążyłam poczytać opinie, że " banalne, frazesy, nic nie wnoszą, są o niczym.". Tylko czasem można odnieść wrażenie, że ktoś bierze zbiór felietonów rodem z "babskiego magazynu" i spodziewa się traktatu filozoficznego, albo czyta kryminał i narzeka, że krwawe sceny, bierze komedię i dziwi się, że śmieszne... Oczywiście, każdy ocenia subiektywnie, ale czasem warto się zastanowić co się czyta, dla kogo i po co to jest napisane. Nie wiem, czy łapiecie, o co mi chodzi.
"Pocieszki" to zbiór kilkudziesięciu dykteryjek, refleksyjnych zabawnych, ciepłych i optymistycznych krótkich historyjek, takich właśnie "ku pokrzepieniu serc". Autorka we wstępie zaznacza, że to, co tu opisała, naprawdę się zdarzyło, wszystkie pocieszki są prawdziwe. Niektóre teksty były kiedyś drukowane w czasopismach (niektóre rzeczywiście brzmiały znajomo...).
Właśnie to są takie formy gazetowe, idealne do czytania przy kawce, herbatce, pisane tzw. lekkim piórem, prosto z serca, szczerze, otwarcie. To takie historie z życia wzięte, bardzo zwyczajne, znane z codzienności, bardzo nam bliskie.
Na pewno każdy kiedyś miał na przykład sytuację, że słyszał dziwny hałas w domu, oczyma wyobraźni widział wybuchający piecyk gazowy, popsutą lodówkę,czy inny "kataklizm", a to był ptak, który wleciał przez otwór wentylacyjny i się szamotał, albo jakaś kuna na strychu, czy coś w tym stylu... Każdy na pewno był niezadowolony, bo miał - dajmy na to - plany pracować w ogrodzie czy robić grilla, a tu deszcz od samego rana - jednak z pewnych powodów to był udany dzień... albo pomylił daty, wydał kupę kasy na same "potrzebne" rzeczy w "okazyjnej promocji", spotkał znajomą, która opowiedziała ciekawą/dziwną/inspirującą historię... No takie tam życiowe sytuacje, obserwacje i przemyślenia.
Żadne mecyje, ale też nie wydumane i nie sztucznie napompowane, nie żadne "bądź sobą" "ciesz się życiem" i "czytaj książki, bo są dobre". Żadnego modnego motywowania i nadmiernego psychologizowania.
Raczej mamy tu: zobacz, wydarzyło się to i tamto, czułam tak i tak, ktoś lub coś sprawiło, że spojrzałam na coś w inny sposób, coś doceniłam, dostrzegłam, zmieniłam itp.
Jakbyśmy rozmawiali z koleżanką, sąsiadką, tak zwyczajnie, "po ludzku".
Każda z opowiastek Grocholi ma jakiś "morał" ( ale nie nachalny), prowadzi do konkluzji, refleksji, uświadamia nam coś może i oczywistego, ale nie zawsze i nie przez wszystkich dostrzeganego. Są tu teksty lepsze i słabsze, ale ogólnie ciepłe, miłe, mądre, podnoszące na duchu.
Bardzo przyjemna lektura, zwłaszcza w ostaniach czasach.
Projekt okładki i stron tytułowych - Andrzej Pągowski.
Bardzo ładne wydanie, twarda oprawa, wstążeczka.
kategoria: "Będzie dobrze", czyli coś optymistycznego
Muszę sięgnąć znowu po Grocholę;)
OdpowiedzUsuńTen powrót był miły, ale za jej ostatnią powieść "Zranić marionetkę" nie mam siły się zabierać, nie mam zapotrzebowania na trudne tematy.
Usuń