Drodzy Entuzjaści i Wielbiciele twórczości Joanny Chmielewskiej!
Z przykrością zawiadamiam, iż do Waszego zacnego grona niestety nie dołączę. Mimo usilnie podejmowanych prób, nie zaraziłam się bakcylem "chmielewszczyzny". W trakcie czytania, o ile nie natrafiam na nużące fragmenty, bawię się nawet nieźle, ale na dalszy ciąg ochoty nie nabieram. Z przyjemnością wyłuskuję drobne smaczki, żarty i powiedzonka autorki, ale całościowo niestety to nie moja bajka.
Łączę wyrazy szacunku,
Agnesto
Jak już nieraz wspominałam (najczęściej gościnnie komentując adekwatny post na blogach okołoksiążkowych), z bogatego dorobku twórczego pisarki poznałam tylko "Zapalniczkę" (kilka lat temu) oraz "Klin" (będzie ze dwa lata wstecz), a także gdzieś w odchłaniach pamięci kołaczą mi się jakieś Pawełki (?) i Okrętki, coś o skarbach i krokodylu (?). Chciałam spróbować kolejnych, a nuż w końcu załapię ten fenomen? Cóż...
Właśnie skończyłam "Całe zdanie nieboszczyka". Przez część "kopenhasko - brazylijską" ledwo przebrnęłam, męczyłam niemal tydzień, nie wciągało mnie zupełnie. Część "francusko - polska", skoro już tak geograficznie sobie oznaczam, na szczęście sprawiła, że moje czytanie ruszyło z kopyta - było żwawiej i śmieszniej. Bohaterka ma niebywałą tendencję do wpadania w tarapaty, ale i niesamowite sposoby, by się z nich wykaraskać. Nie straszne jej chyba nic. Ani karkołomna jazda po górskich serpentynach, ani samotna żegluga super-jachtem, ani uwięzienie w lochu, ani cała banda gangsterów wraz z Interpolem i Diabłem. Galimatias i heca na sto fajerek. Przy tym można dowiedzieć się wielu praktycznych rzeczy: warto zaopatrzyć się w atlas świata, nawet za "bardzo drogie pieniądze", znać języki obce i tabliczkę mnożenia, a parafrazując pewien tytuł można dodać "szydełko noś i przy pogodzie".
Muszę też wspomnieć o kalendarzyku Domu Książki z użytecznymi tabelkami zawierającymi np. przelicznik mil morskich, odległości między wybranymi miastami oraz inne ciekawostki. Dziś to już niemal eksponaty muzealne, ale pamiętam takie kalendarzyki kieszonkowe.
Poniekąd z okazji Dnia Języka Ojczystego, ale i nie tylko, odnotowałam kilka specyficznych słówek i powiedzonek, jakie w powieści padają (gdybym zaznaczała na bieżąco, byłoby ich więcej):
"urżnąć się w czarnoziem"
"mięta z bubrem" (co to jest ten "buber"/"bubr"????!!!!)
"chała"
"łysy knur" (hi, hi ;-) )
Zapis 'maquillage' to już językowy relikt ;-)
No w końcu nie czuję się osamotniona;)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak się cieszę, że nie ja jedna...
Usuń:) ja póki co tylko "Gwałt" przeczytałam i też bakcyla nie złapałam :) Koleżanka mi mówiła, że u Pani Chmielewskiej to różnie bywa z tymi książkami, jedne są SUPER (tu polecała "Wszystko czerwone") inne do bani. Jeszcze spróbuję jej twórczości, kto wie może ...
OdpowiedzUsuńWłaśnie, ponoć te starsze są lepsze. Wychodzę z założenia, że warto spróbować, a jak dany autor ma liczny dorobek, to nie spisywać go na straty po jednej książce, tylko tak ze 3-4 nawet spróbować, bo wiadomo, bywa różnie ;-)
UsuńPóki co, to ja już Chmielewskiej próbować dalej nie będę, bo mam całkiem spora listę "kandydatów do spróbowania".
Oj, tam, oj tam nie jesteś sama. :-) Ja parskałam śmiechem tylko przy "Wszystko czerwone", przy dwóch pozostałych jakie czytałam, zdarzało mi się to okazjonalnie, ale ogół nużył.
OdpowiedzUsuńPoza tym już niedługo przez Ciebie ;-) przeczytam pierwszą w swoim życiu Norę Roberts, zobaczymy, zobaczymy...
Dobra, skoro i Yllla wspomniała i Ty parskałaś, to kiedyś przeczytam "Wszystko czerwone", ale to jak mniemam, w dalekiej przyszłości ;-)
UsuńPrzeze mnie... ;-) W takim razie będę się czuć odpowiedzialna za Twoją lekturę Nory - życzę przyjemnego odpoczynku z tą książką (skręca mnie ciekawość jaki tytuł....)
"Hołd" - posiadam osobisty, domowy, nabyty w którejś z wymian organizowanych przez Sabinkę. :-)
UsuńAcha :-)
UsuńCiekawe, czy złożysz hołd "Hołdowi" ;-D Jestem ciekawa o czym to (nie czytałam) i jak to odbierzesz.
Chmielawską albo się kocha albo nie, specyficzna jest po prostu. Ja należę do grupy pierwszej odkąd 20 lat temu z okładem przeczytałam "Romans wszechczasów" i pozostanę wierną wielbicielką na zawsze :)
OdpowiedzUsuńDużo chyba zależy od tego, co czytamy na początek i kiedy ma to miejsce w naszym życiu.
UsuńMnie w sumie twórczość Chmielewskiej ani ziębi, ani grzeje. Nie odstręcza, ale i nie przyciąga. Stawiam ją na półce "ewentualnie" ;-)
A ja kocham Chmielewską, po parę razy czytałam jej książki, i może ta nie jest najlepsza, ale nie jest też zła. Zawsze tak jest że jedna książka uda się bardziej inna mniej. Jednakże pomimo, że uwielbiam jej twórczość to tej najnowszej niestety nie trawię ;)
OdpowiedzUsuńNie mówię, że jest zła. Tylko daleko mi do zaczytywania się w książkach J. Ch.
UsuńMusi być równowaga w przyrodzie ;-)
Podzielam twoje zdanie, ja wiele słyszałam o geniuszu Chmielewskiej, w końcu postanowiłam sama się z jej twórczością zapoznać, przeczytałam "Krokodyla z kraju Karoliny" fajerwerków nie było, ale postanowiłam nie palić mostów, jakiś czas potem sięgnęłam po "Nie-boszczyk mąż" i kompletna klapa. Bohaterowie, akcja do przewidzenia i brak jakiegokolwiek polotu, obiecałam sobie, że jeżeli jeszcze kiedyś sięgnę po książkę tej pani, to tylko po "Wszystko czerwone"; gdyż ponoć to jej najlepsza książka, ale szczerze na nic szczególnego się nie nastawiam
OdpowiedzUsuńzapraszam w wolnej chwili do mnie
http://mieedzykartkami.blogspot.com/
pozdrawiam serdecznie
"Całe zdanie nieboszczyka" klapą bynajmniej nie jest, tylko nie każdemu odpowiada chyba konwencja Chmielewskiej i ja do tych osób akurat należę.
UsuńCoś jest na rzeczy z tym "Wszystkim czerwonym", kiedyś też w końcu jednak przeczytam, dla spokoju ;-)
Pozdrawiam
Zdecydowanie coś jest na rzeczy z tym "Wszystko czerwone", ja również polecam! :)
UsuńPozdrawiam.
Nie czytałam nic tej autorki, więc nie chcę za bardzo się wypowiadać na temat jej twórczości.
OdpowiedzUsuńMoże więc warto spróbować po coś sięgnąć i przekonać się, czy dołączysz do wielbicieli czy wręcz przeciwnie...
UsuńCałe zdanie uwielbiam, ale najbardziej rżałam ze śmiechu przy "Lesiu"-czytałam chyba z 5 razy i za każdym razem ryję :) Polecam
OdpowiedzUsuńBo ja Ci miałam powiedzieć, żebyś tego nie czytała i chyba zapomniałam... Wyjątkowo męcząca Chmielewska;)
OdpowiedzUsuńNie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej o mięcie z bubrem się dowiedziałam i o pożytkach z szydełka i atlasu świata ;-)
UsuńTo je dobre! :D Uśmiałam się i z ochotą dorzucę coś do "łysego knura"
OdpowiedzUsuń- wół nieskrobany i muł pasiasty. Ale to już nie Chmielewska, a twórczość anonimowa ( ale nie jest to Gall A. ) Pozdrawiam :-)
Muła pasiastego znam, więc pewnie ma to jakieś korzenie kulturowe, bo wszak my z innych regionów.
Usuń