Jacek Skowroński, Był sobie złodziej, Wydawnictwo Otwarte 2009 |
Bohater miał to nieszczęście znaleźć się w nieodpowiednim miejscu o niewłaściwej porze, został wzięty omyłkowo za kogoś innego i wpadł jak śliwka w kompot (bardzo niesmaczny zresztą). Uwikłano go w sprawę porwania syna biznesmena, nie obyło się bez mrożącej krew w żyłach strzelaniny i ofiar. "Nasz" złodziej trafił w ręce policji i to na nim miało się wszystko skrupić. Ale jak tu wypić piwo, którego się nie nawarzyło, w dodatku za więziennymi kratami? Trzeba coś wykombinować...
Rusza lawina wydarzeń. Napady, zasadzki, ucieczki, pościgi, mylenie tropów... Co chwilę coś się dzieje. Na scenie zdarzeń występują też kobiety, tajemnicze i zjawiskowe, a wątki z nimi związane są nietypowe, czy raczej to same postaci (zwłaszcza Marta ) nietypowo postępują.
Bohater znajduje między młotem a kowadłem, a dokładnie między glinami a gangsterami -i jedni, i drudzy mają wobec niego pewne zamiary, niekoniecznie odpowiadające samemu zainteresowanemu. Wiele razy niemal psim swędem udaje mu się ujść z życiem.
Skoro już o głównej postaci mowa - nie da się Rafała jednoznacznie ocenić, z jednej strony nie można pochwalać jego procederu, ale z drugiej - trudno nie być pod wrażeniem jego technik i umiejętności w swoim "fachu". Czy można go nazwać czarnym charakterem, skoro staje się narzędziem w rękach jeszcze czarniejszych person? Czy można mu współczuć, skoro bywa tak wyrachowany i cyniczny?
Średnio co dziesięć stron zaskakiwał mnie zwrot akcji albo kolejny element powieściowej rzeczywistości. Wszystko toczyło się z prędkością rakiety, a podane było z perspektywy... tytułowego złodzieja. Splot wydarzeń może wydawać się zbyt nieprawdopodobny, ale w trakcie lektury nie ma czasu się nad tym zastanawiać. Jest przygoda, akcja, napięcie i zaskoczenie. Znakomity materiał na film sensacyjny.
Czego jak czego, ale wyobraźni i pomysłowości Jackowi Skowrońskiemu nie brakuje. Zresztą już czytając notę na okładce, gdzie widnieje informacja, iż autor potrafi prowadzić lokomotywy elektryczne, a w wolnym czasie m.in. uprawia winogrona i wędzi mięsiwa, można było się spodziewać ułańskiej niemal fantazji.
"Był sobie złodziej" to lektura dość nietypowa jak na moje czytelnicze preferencje, trafiła do mnie drogą konkursową już jakiś czas temu (jeszcze chyba w zamierzchłych czasach przedblogowych), odczekała swoje i wpasowała się znakomicie w potrzebę odmiany. Tak się bowiem złożyło, że zanim po nią sięgnęłam, miałam za sobą dwie spokojne, nastrojowe, wręcz statyczne pod względem akcji, książki i byłam żądna wrażeń, że tak powiem. Dostałam niebanalną, wciągającą powieść z gatunku kryminalno- sensacyjnych, której przeczytanie było świetną odmianą i przyjemnością.
Przyznam się, że mam na półce "Muchę" pióra tego samego autora. Słyszałam, że jest podobno jeszcze lepsza.... Zatem już wiem, co przeczytam, gdy znużą mnie dotychczasowe lektury i będę miała ochotę na odrobinę sensacji w niebanalnym ujęciu.
Skoro już o głównej postaci mowa - nie da się Rafała jednoznacznie ocenić, z jednej strony nie można pochwalać jego procederu, ale z drugiej - trudno nie być pod wrażeniem jego technik i umiejętności w swoim "fachu". Czy można go nazwać czarnym charakterem, skoro staje się narzędziem w rękach jeszcze czarniejszych person? Czy można mu współczuć, skoro bywa tak wyrachowany i cyniczny?
Średnio co dziesięć stron zaskakiwał mnie zwrot akcji albo kolejny element powieściowej rzeczywistości. Wszystko toczyło się z prędkością rakiety, a podane było z perspektywy... tytułowego złodzieja. Splot wydarzeń może wydawać się zbyt nieprawdopodobny, ale w trakcie lektury nie ma czasu się nad tym zastanawiać. Jest przygoda, akcja, napięcie i zaskoczenie. Znakomity materiał na film sensacyjny.
Czego jak czego, ale wyobraźni i pomysłowości Jackowi Skowrońskiemu nie brakuje. Zresztą już czytając notę na okładce, gdzie widnieje informacja, iż autor potrafi prowadzić lokomotywy elektryczne, a w wolnym czasie m.in. uprawia winogrona i wędzi mięsiwa, można było się spodziewać ułańskiej niemal fantazji.
"Był sobie złodziej" to lektura dość nietypowa jak na moje czytelnicze preferencje, trafiła do mnie drogą konkursową już jakiś czas temu (jeszcze chyba w zamierzchłych czasach przedblogowych), odczekała swoje i wpasowała się znakomicie w potrzebę odmiany. Tak się bowiem złożyło, że zanim po nią sięgnęłam, miałam za sobą dwie spokojne, nastrojowe, wręcz statyczne pod względem akcji, książki i byłam żądna wrażeń, że tak powiem. Dostałam niebanalną, wciągającą powieść z gatunku kryminalno- sensacyjnych, której przeczytanie było świetną odmianą i przyjemnością.
Przyznam się, że mam na półce "Muchę" pióra tego samego autora. Słyszałam, że jest podobno jeszcze lepsza.... Zatem już wiem, co przeczytam, gdy znużą mnie dotychczasowe lektury i będę miała ochotę na odrobinę sensacji w niebanalnym ujęciu.
Książki nie czytałam, ale podobno jest wciągająca i bardzo ciekawa. Może też się skuszę...
OdpowiedzUsuńNic nie stoi na przeszkodzie, by spróbować ;-)
Usuńtematycznie, niestety książka nie trafia w mój gust :)
OdpowiedzUsuńLiteratura sensacyjno-kryminalna nie jest w moim przypadku tym, co tygrysy lubią najbardziej, ale czasem lubię sięgnąć i do tej półki, dla odmiany.
UsuńAutor jest mi znany, ale jego literatura juz nie. Czas to nadrobić.
OdpowiedzUsuńChciałabym spróbować choć po jednej książce wszystkich znanych mi ( z nazwisk, nie osobiście) autorów, ale chyba życia by nie starczyło ;-)
UsuńZ chęcią bym przeczytała:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cię zainteresowałam tą książką ;-)
UsuńDobra, wklepałam do listy "do przeczytania".
OdpowiedzUsuńPS puszczam w komentarzach link do konkursu, może ktoś skorzysta
http://www.facebook.com/szuflada/posts/601646076517756
Okej, nie mam nic przeciwko linkom do konkursów, nie zrobiłam o tym wpisu, bo akurat "puściłam" opinię książkową ;-)
UsuńAga, a jakbyś swoim dziewczynom podesłała (swoim, znaczy blogowym swoim), może ktoś chciałby też skorzystać. Do wygrania w sumie 3 knigi, więc gra warta świeczki. Mnie jest głupio, bo ich nie znam
Usuń