Pomyślałam ostatnio, że chyba każdy (z grona nie stroniących od literatury) ma taki swój prywatny, subiektywny kanon książek, których znajomość uważa na ważną i niezbędną." No jak to, nie czytałaś/-eś X.???" Musisz koniecznie przeczytać Y!!!" Oczywiście nikt nikogo siłą nie zmusza, ale czasem sobie nie wyobrażamy, jak można nie znać tego czy owego. W sensie, że bardzo warto poznać.
Na mojej osobistej liście utworów "obowiązkowych" znajduje się "Cudzoziemka" Marii Kuncewiczowej. Z ogromną radością dowiedziałam się, że sporo osób zamierza przeczytać tę książkę w ramach "Marca z Marią", albo sobie ją przypomnieć i podzielić się - mam nadzieję - wrażeniami.
Nie chcąc przedwcześnie psuć komuś lektury jakimikolwiek istotnymi szczegółami na temat treści, pozostanę przy formie ogólnikowego wspomnienia.
"Cudzoziemkę" czytałam w liceum w ramach kółka polonistycznego. Do dziś pamiętam emocje, jakie wywołała we mnie ta powieść, a raczej jej główna bohaterka - Róża Żabczyńska. Byłam wręcz oburzona, jak można być taką egoistką, tak kapryśną i nieznośną, zatruwającą życie innym. Okazuje się, że można, zważywszy na jej przeżycia i kompleksy. Nie da się przejść obojętnie nad tym znakomitym portretem psychologicznym kobiety z muzyką w tle, zwłaszcza koncertem Brahmsa.
"Cudzoziemka" nie bez powodu uznawana jest za najwybitniejszy przykład prozy psychologicznej dwudziestolecia międzywojennego, widoczne są związki z psychoanalizą Freuda, ciekawie potraktowany jest także czas powieściowy - narracja to zaledwie jeden dzień z życia Róży, podczas gdy w retrospekcji, we wspomnieniach, poznajemy zdarzenia na przestrzeni kilkudziesięciu lat - przeszłość bohaterki. To, co najważniejsze, rozgrywa się w świecie wewnętrznym. Zagubienie, brak poczucia tożsamości, niespełnienie, zawód, niedosyt, odrzucenie, wyobcowanie itd.... mają ważny wpływ na czyny i decyzje bohaterki.
Później czytałam jeszcze raz "Cudzoziemkę", już z większym zrozumieniem dla psychologicznych motywacji postaci. Wtedy nie znałam autobiograficznych związków. I może nie teraz, ale kiedyś przeczytam ją jeszcze raz...
Moim zdaniem, powieść Kuncewiczowej powinna zajmować poczesne miejsce w spisie szkolnych lektur, nawet zastąpić "Granicę" Nałkowskiej, której szczerze mówiąc, nie lubię. Nie jest to dzieło obszerne, ale niezwykle bogate.
W sumie to dziwię się, że nie mam "Cudzoziemki" w swoich zbiorach.
"Granica" mi się podobała, za to "Cudzoziemkę" chyba muszę przeczytać, ponieważ nie przypominam sobie, abym ją wcześniej czytała. Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńPo Twojej interesującej refleksji również zdziwiło mnie, że jeszcze nie masz jej w swoich zbiorach. I nie jest to żaden przytyk, nigdy w życiu, po prostu ja te swoje 'obowiązkowe' pozycje staram się gromadzić. Fakt - jeszcze nie wszystkie zdobyłam, ale kiedyś na pewno zakupię i umieszczę na półce. Bo niby mówię, że są takie ważne, a sama czytałam tylko egzemplarz biblioteczny kilkanaście lat wstecz :)
OdpowiedzUsuńMoja przygoda z Kuncewiczową zaczęła się właśnie od "Cudzoziemki", też przeczytanej w czasach licealnych. I tak już zostało. :)
OdpowiedzUsuńW tej chwili powieść też robi wrażenie, ale w roku 1936, w którym została wydana, musiała być odbierana wręcz jako książka awangardowa, głównie za sprawą psychologii i wycieczek w czasie, ale też wykorzystania motywów muzycznych.
Dziękuję, że zechciałaś podzielić się nie tylko wrażeniami z lektury, ale i wspomnieniami.
Nie wiem, czy to byłaby dobra lektura dla maturzystów. Chyba im później się ją czyta, tym lepiej. Pamiętam mój zachwyt po przeczytaniu i pamiętam też miny koleżanek, które chciałam zachęcić do lektury. Dla mnie pozycja wyśmienita.:)
OdpowiedzUsuńŚciśle rzecz biorąc, to "Cudoziemka" jest na liście lektur maturalnych, tylko na poziomie rozszerzonym.
UsuńJa czytałam na studiach jako lekturę. Bardzo mi się podobała, nieprawdopodobnie prawdopodobny portret Róży, świetne postacie, takie to wszystko było prawdziwe...
OdpowiedzUsuńDzięki wyzwaniu przeczytam jeszcze jakąś inną pozycję :)
Książkozaurze, świetne określenie: nieprawdopodobnie prawdopodobny portret Róży. Moim zdaniem on właśnie taki jest.
UsuńDołączam do grona osób, które "Cudzoziemkę" czytały w liceum. Pamiętam, że od samego początku poczułam niechęć do Róży. Cała powieść wywarła na mnie silne wrażenie. Na studiach chyba do książki nie sięgnęłam, a przynajmniej nie pamiętam. Teraz, dzięki Lirael widzę, że Kuncewiczowa to nie tylko "Cudzoziemka", a mnóstwo innych - nie mniej ważnych - tytułów.
OdpowiedzUsuń