Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Maeve Binchy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Maeve Binchy. Pokaż wszystkie posty

piątek, 24 lipca 2020

"Liliowy autobus" Maeve Binchy



Wydane w serii "Biblioteczka Pod Różą", sądząc po okładce tanie romansidło, ale nie, nie - to całkiem dobra proza obyczajowa. Tylko nie miała autorka szczęścia do okładek (i polskich tytułów, już kiedyś "odczarowałam" jedną jej książkę: http://agnestariusz.blogspot.com/…/nie-sadz-ksiazki-po-tytu…)

Na powieść składa się 8 opowiadań - każde poświęcone jednemu pasażerowi tytułowego pojazdu i kierowcy (ale całość jest spójna, akcja obejmuje jeden weekend, choć fabuła przedstawia bohaterów w szerszej perspektywie czasu. Czasem widzimy tą samą scenę z innej strony - np. w jednym opowiadaniu ktoś kogoś gdzieś widzi, w drugim - dowiadujemy się co ta osoba tam robiła... itp.)) .
Bohaterowie pracują na co dzień w Dublinie, na weekendy wracają do rodzinnego Rathdoon, ich ścieżki przecinają się, bo to małe miasteczko, jeden pub, smażalnia ryb...Wszyscy się tu znają. Nancy, Dee, Celia, Mikey, Judy, Kev, Rupert, Tom - w różnym wieku, o różnym statusie, są zwyczajni, ich problemy nie odbiegają od przeciętnych. Co my tu mamy... romans z żonatym, skąpstwo, alkoholizm, homoseksualizm, bulimię, kłopoty rodzinne, finansowe... 

Binchy pokazuje różne punkty widzenia, porusza życiowe problemy, kreuje prawdopodobne postaci i zdarzenia. Nie brak tu ciepła, humoru. Bardzo przyjemnie się czyta.
Mam jeszcze jeden tomik "Dublin 4", idealne na rozczytanie się po "niemocy", lekki relaks.
Nie jest to absolutnie nic, co koniecznie trzeba przeczytać, ale w poszukiwaniu do czytania jakiejś prozy obyczajowej, warto się nad twórczością Maeve Binchy pochylić, no i nie sądzić po okładce ;-)


Książka przydała się do lipcowego "Pod hasłem" ( szminka na okładce)

piątek, 21 września 2012

Nie sądź książki po tytule, że nie wspomnę po okładce

Prawdopodobnie nigdy nie sięgnęłabym po twórczość Maeve Binchy, gdyby nie kasia.eire i ten wpis. Przyznam, że nazwisko pisarki nie było mi tak do końca obce, kojarzyłam je z  grzbietów i okładek książek w bibliotece, jednak to nie był "mój" regał.  Tym razem jednak z premedytacją wypożyczyłam "Miłość i kłamstwa".  Tytuł i okładka z góry skazują książkę na miejsce  wśród romansideł i harlekinów. Wiele osób, które takowych lawstorów nie czytuje, ominie ją szerokim łukiem, a szkoda,  bo to bardzo bardzo ładna i mądra powieść obyczajowa.

Oryginalny tytuł brzmi "Quentins". To nazwa restauracji, miejsca wielce istotnego dla fabuły, splatającego wiele wątków. Poznajemy bowiem historie założycieli, pracowników i klientów lokalu. O Quentins ma powstać film dokumentujący przemiany  zachodzące w dublińskim społeczeństwie na przestrzeni lat, ale to właściwie tylko pretekst dla zaprezentowania galerii postaci i ich losów. Są one  równorzędnym  elementem do głównego wątku opowiadającego życiowe perypetie Elli Brady, która tak niefortunnie ulokowała swoje uczucia jak niektórzy swoje oszczędności. Dodam, że motyw oszustwa finansowego jest tu kluczowy, a czytałam tę powieść akurat jak media trąbiły o aferze z pewną parabankową instytucją.Bohaterów występuje sporo, do moich ulubieńców zaliczają się Deidre, oddana przyjaciółka Elli oraz Blouse - chłopak taki nieco w stylu Forresta Gumpa, najbystrzejszy nie był, ale wiedział to,co najważniejsze.
Troszeczkę  w tych opowieściach mieści się baśniowości  - odnaleźć można motywy typu: król w przebraniu chłopa sprawdza swych poddanych, dobra wróżka nagradza kogoś za dobroć i pracowitość, głupi Jaś odnosi sukces.... - ale to nie  stanowi żadnego mankamentu książki, wręcz przeciwnie. W życiu nieraz też dzieją się rzeczy na pozór nieprawdopodobne,  nie zdziwiłabym się, gdyby autorka czerpała z autentycznych zdarzeń i osób.

Maeve Binchy nie szczędziła wrażeń i rozterek wykreowanym przez siebie bohaterom, zadbała o realność i różnorodność postaci, o emocje i nasuwające się refleksje. Nie pozwoliła, by czytelnik się nudził. Tchnęła w tekst wiele ciepła, optymizmu, pogody ducha. Oczywiście, że jest happy end, ale czyż nie tego oczekujemy?

Z przyjemnością wsiąknęłam w świat "Quentins" i niewykluczone, że jeszcze się spotkam z prozą zmarłej niedawno Irlandki.

Moja lista blogów