poniedziałek, 15 listopada 2010

Tysiące twarzy, setki miraży...

Może nie tysiące, ale dziesiątki. Na płotach, słupach, oknach i bramach. Na każdym skwerze, banerze, szyldzie. Gęby kandydatów na stanowiska radnych, wójtów,  burmistrzów... Skrzynka pocztowa codziennie pęka w szwach od ulotek. Fajnie, jak przynajmniej jest kalendarzyk na kolejny rok, zawsze może się przydać. Dobrze, jeśli oprócz zdjęcia kandydata, hasła i numeru na liście są jakieś informacje o jego poglądach, programie, planach. Inaczej to tylko makulatura. Atak plakatów i ulotek na ulicach i w skrzynce można znieść, ale dzwonek do drzwi w sobotni wieczór " Proszę o głos na X.Y." to gruba przesada. Zwłaszcza, że to nie sam kandydat przedstawia się potencjalnym wyborcom, ale jakaś osoba agitująca w kampanii.

Jestem zwolenniczką świadomego udziału w wyborach, ale między rzetelnym informowaniem obywateli a zaśmiecaniem miasta jest duża różnica. Bolą mnie pinezki i gwoździe wbite w pnie drzew, bo słupów ogłoszeniowych im za mało. Przeszkadza mi nachodzenie w domu. Razi marnowanie papieru.


Tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów