wtorek, 30 października 2012

Rzutem na taśmę...

... czyli przewagą jednego głosu oddanego w ostatnim dniu trwania ankiety pod hasłem 'Kryminalny listopad' zwyciężyła "Boska trucizna" Antona Cziża. Zatem wkrótce przeniosę się  ponad sto lat wstecz, do Rosji i wraz z Wanzarowem będę wędrować tropem kryminalnej zagadki.
 Poza tym, tak jak wspominałam, zamierzam przeczytać "Szopkę", a także pokończyć zaczęte i zarzucone lektury, ze 2-3 będzie. Czy coś jeszcze się zmieści, czas pokaże ;-) Notatki zapewne jakoweś poczynię.

Z ciekawostek: wyczytałam na opakowaniu mydła  płynie, że zawiera pochodną masła murumuru. Od razu milej myć ręce, aż chce się mruczeć z zachwytu!




poniedziałek, 29 października 2012

Ankieta - dogrywka i różne dopiski

Nie wiem, na czym rzecz polega, ale odnalazły się "zniknięte" glosy w ankietce pt. Kryminalny listopad.
Wcześniej wyświetlały się "cząstkowo", albo wcale. Zdążyłam jednak je zapamiętać i zapisać.
I tak: najpierw były 2 głosy na "Liczby..", 1 na "Boską...", potem 1 na "Zimne..." ( plus mój głos -ale był testowy, jak sprawdzałam, co się dzieje z ankietką,  więc nie liczy się), następnie przybył 1 na "Boską...".
Mamy na chwilę obecną stan:
"Zimne serca" - 1
"Liczby Charona" - 2
"Boska trucizna" - 2
Ankieta jeszcze trwa, jak ktoś ma ochotę - zapraszam do głosowania. Zwycięski tytuł doczeka się wynurzenia z czeluści regału i w listopadzie zmieni status na "przeczytane" (swoją drogą  nie mam cierpliwości i systematyczności do prowadzenia wirtualnych biblioteczek na LC, i innych Biblionetkach).
 W kolejce rewolucję zrobiła "Szopka" - wepchnęła się  do pierwszych szeregów - na listopad.
Ciekawe,  na co jeszcze mnie najdzie w najbliższym czasie. Czekam na listopadową Trójkę E-pik, a nuż zadania będą kompatybilne z zawartością moich zbiorów...

Śnieżkowato i pluchowato u mnie, ogólnie całkiem znośnie. Dziękuję za miłe słowa i wsparcie pod poprzednim wpisem ględzącym ;-)
Poczytałam dziś co nieco relacji z Targów Książki, fajnie, ale ten ścisk... ;-)
Czytam nadal "Kobietę w lustrze" plus Kraszewskiego uroczą ramotkę (określenie zapożyczone ;-) )

Dokonałam zakupu obuwia zimowego dla Elwi, a przy okazji wyprawy na miasto  zajrzałam do nowego (nieciekawego zresztą jak się okazało) second-handu i zdybałam coś w rodzaju makatki - obrusika - świetne jakościowo płótno, obrazek przedstawia dwójkę dzieci w holenderskich strojach, obok tulipany, w tle wiatrak... i napis "Schep wreugde in het leven" . Wie ktoś może co to znaczy?
 (zdjęcia nie mogę teraz dodać, bo bateria padła, ale pokażę kiedyś tę zdobycz)

Tymczasem!



czwartek, 25 października 2012

Szafa... nie gra, czyli ludzie, co się tu dzieje...!

Jak się człowiek zorientuje w środku dnia, że założył majtki na lewą stronę, to już się przestaje dziwić, że ma pecha, choć niby ludowe porzekadło głosi, iż to niespodziankę zwiastuje, a nie niefart. Cóż, niespodzianki też bywają niefajne.

Rano Elwira z rozbrajającą logiką zareagowała na polecenie "Zostaw tę lampkę", zostawiając ją tam, gdzie ją trzymała, czyli w powietrzu. Łubudu! Się stłukło. Taki korpus ceramiczny. Dobrze, że się dziecię nie skaleczyło. Lampki nie tyle, że szkoda, ile jest niezbędna - nocna. Potem twarożek przy śniadaniu frunął z Elwi pomocą. Krzesło, podłoga, mata - do natychmiastowego sprzątania.Normalne, powiecie, tak to już jest z małym dzieckiem. Zgadzam się, to żaden problem. Nic to, że ciągle latam ze szczotką i  ścierą.
Tylko, że to tylko kropla w morzu....
Od tygodnia pół  pokoju na podłodze zajmowało w kartonie leżące skrzydło drzwi od szafy (od przesuwnej, to nadal skrzydło?), bo przy montażu okazało się, że brakuje "kółeczka" (taka część z kółeczkami właściwie). Miało być sprowadzone na wtorek, nie było. Na czwartek w końcu się udało. Przy zakładaniu owo kółeczko (jego część) trzasło.  Drzwi są niby zamontowane, ale czy wytrzymają...Do tej pory mam nie przeniesione wszystko do nowej szafy, bo bez drzwi, to by mi Elwi wywlekła z niższych półek.
Nie dalej jak wczoraj był pan od pralki.... To niby tylko śrubka, ale był kłopot z praniem - bo się drzwiczki nie domykały i się lało. 
Lało się też mi z nosa. Przeziębienie notoryczne. Przez to wiele rzeczy leży odłogiem, a mam co nieco na głowie. Może nie są to jakieś megaistotne sprawy, ale też wymagają trochę czasu, uwagi, wykonania.
Wczoraj brałam udział w konkursie na fb. Wysłałam szybko odpowiedź (dobrą) ale potem okazało się, że nadal nie ma poprawnej odpowiedzi, potem ktoś przysłał i wygrał. Nie zgadzało mi się to czasowo. Próbowaliśmy dociec co i jak. Niestety, mój wysłany mejl zaginął. Nie dotarł. WHY????
Nie powiem, zależało mi na książce, o która toczyła się gra. Były kolejne zadania konkursowe, ale nie mogłam brać udziału o danych godzinach.
Dziś patrzę, a wcięło mi głosy w ankietce. Były trzy- dwa na Krajewskiego, jeden na Cziża.  Teraz kliknęłam sama na "Zimne serca", ale to głos testowy, nie liczy się. Głos można zmienić, ale czy można anulować? Można wyzerować ankietę? Wątpię. Zupełnie nie mam pojęcia, o co chodzi.
Taka byłam dumna, że odkryłam jak się robi te ankietki... a tu proszę, blogspot zeżarł mi głosy.
Zła jestem nooooooooo.
Jeszcze Elwi umęczyła przy zasypianiu tak długo, że ja zamiast brać się teraz za zajęcia domowe tudzież czytanie, łapię oddech przy przeglądaniu blogów, pisaniu, podjadaniu.
Poględziłam.  The end.
Wykasowywać nie zamierzam.

PS. W dodatku okazało się, że z zamówionych odbitek (200 sztuk z kuponem  typu grupon czy inszy mydeal do jakiegoś Pamprofilu czy jakoś tak) sporej części brakuje. Mam foldery przygotowane do wysłania i sobie porównuję, zresztą widzę, że mam jedną odbitkę czegoś, co na pewno chciałam ze 3 kopie. Na reklamacje już za późno. Nie sprawdziłam wcześniej, czy się zgadza, bo założyłam, że tak.
Nigdy więcej nie zamówię tam.



wtorek, 23 października 2012

Skarb domowej biblioteczki

Baśnie i legendy polskie (wybór)  Nasza Księgarnia 2012, s. 280.
Nie wyobrażam sobie domowej biblioteczki bez co najmniej jednego zbioru baśni, a wręcz uważam, że powinno być ich tam sporo. Nie wyobrażam sobie dzieciństwa bez baśniowych opowieści. Klasyką, wręcz "żelazną", są utwory H. Ch. Andersena, braci Grimm, czy Ch. Perraulta. Obok światowego kanonu i  baśni z egzotycznych zakątków naszego globu ( mam tu na myśli np. te opracowane przez Wandę Markowską i Annę Milewską) nie może zabraknąć naszych rodzimych legend, klechd i podań.

Zbiór wydany przez Naszą Księgarnię zawiera aż  51 utworów. Są  tu baśnie, legendy i podania z różnych regionów Polski, od Podhala przez Śląsk, Mazowsze, Kurpie, aż po Pomorze; zarówno te najsłynniejsze i najbardziej popularne (np. Legenda o Warsie i Sawie, Złota Kaczka, Żywa woda, Królowa Bałtyku, O śpiących rycerzach w Tatrach), jak i mniej znane (np. Legenda o babiem lecie, Jak łomżyńskie wiedźmy wyniosły się z miasta, czy  Łopata małego piekarczyka). Wśród autorów znajdziemy takie znamienite nazwiska jak m.in. G. Morcinek, A. Oppman, . K. W. Wójcicki, J. Kasprowicz, M. Kruger, W. Chotomska, F. Fenikowski, L. Siemieński, a nawet J. Korczak. I choć mi osobiście zabrakło "Kwiatu paproci" J.I. Kraszewskiego, to wybór tekstów dokonany przez Elzbietę Brzozę generalnie uznaję za trafny i różnorodny.

Baśnie opowiadają o fantastycznych zdarzeniach, występują tam fantastyczne postaci - diabły, zjawy, wróżki, zazwyczaj realizują pewien schemat, dobro zwycięża, a zło zostaje ukarane. Nie obywa się też bez morału. Legendy otaczają fantastyką wydarzenia i postaci historyczne, wyjaśniają pewne zjawiska, tłumaczą pochodzenie nazw, stanowią wykładnię ludowej historii. Podania zaś wiążą się z danym regionem, miastem, czy miejscem. Wszystkie te gatunki wywodzą się z tradycji ustnego przekazu, stanowią o poczuciu wspólnoty ludu, o sile płynącej z "małych ojczyzn". Spisane przez badaczy folkloru i literatów, utrwalone w literaturze stały się dziedzictwem pokoleń. Warto je nadal ocalać od zapomnienia.

Baśnie i legendy rozwijają wyobraźnię i ciekawość świata, uczą wartości, pomagają przyswoić pewne treści, mogą być przyczynkiem do nauki historii, ale przede wszystkim dają przyjemność czytania. 

  Niewielka objętość poszczególnych utworów  oraz optymalna czcionka sprawiają, iż księga znakomicie sprawdzi się u najmłodszych odbiorców w rozwijaniu umiejętności samodzielnego czytania, nadaje się także oczywiście do głośnego czytania np przez rodziców dziecku przed snem. Dorośli również chętnie przypomną sobie znane baśnie i legendy, a może i w niektórych przypadkach poznają całkiem dla nich nowe.

O szatę graficzną zadbał Mirosław Tokarczyk( na końcu publikacji znajduje się krótki biogram artysty grafika). Ilustracje są kolorowe, przyjazne, nieprzesadne. Twarda oprawa i kredowy papier przydają książce jakości. 

"Baśnie i legendy polskie" zasługują na miano skarbu domowej biblioteczki, mogą być wspaniałym i uniwersalnym prezentem dla dziecka, ale i cała rodzina skorzysta z lektury.


 Za  egzemplarz recenzyjny dziękuję serdecznie:


http://www.matras.pl/basnie-i-legendy-polskie-7.html



poniedziałek, 22 października 2012

Fog on the blog

Mgła dziś się nieźle rozpanoszyła spowijając świat w wilgotne tiule i mięciutkie waciki. Ograniczyła pole widzenia, ale nie ograniczyła pola czytania. 
Mgłą czasem zachodzi lustro, ale nie wtedy, gdy przegląda się w nim kobieta, a zwłaszcza trzy - z  różnych epok. Czytam  właśnie "Kobietę w lustrze" E. E. Schmitta i całkiem mi się podoba.
Mglistych poranków pewnie nie doświadczają w Bułgarii.... Mam za sobą lekturę "Wczesną jesienią w Złotych Piaskach" S. Fleszarowej- Muskat - nastrój tej krótkiej powieści był równie gęsty jak dzisiejsze zjawisko atmosferyczne.  Napisać więcej wrażeń?
Ponury dzień rozświetliła mi ( i to dość dosłownie, bo okładka - ta pod obwolutą - słonecznie żółciutka) "Szopka" Zośki Papużanki. Świeżutka i pachnąca przybyła dziś pocztą (wygrana w konkursie). Już troszeczkę nadczytałam, mniam mniam....
Zbliża się listopad, jaka będzie pogoda - to się okaże, a moja czytelnicza prognoza głosi, iż nadciąga front kryminalny. Naszło mnie na coś z tego typu literatury. Książek- kandydatek do przeczytania mam parę, na co się zdecydować? Pomóżcie - zapraszam do udziału w ankietce.
(Oczywiście nie tylko kryminały będę czytać w najbliższym miesiącu).
Znikam tymczasem w oparach absurdu, 
Pozdrawiam przeciwmgielnie ;-)



piątek, 19 października 2012

W Afryce z Budrewiczem

O. Budrewicz, Równoleżnik zero,
PWN 2010
 Kiedyś w teleturnieju "Postaw na milion" padło pytanie, kto z wymienionych podróżników/reporterów wydał najwięcej książek? Do wyboru były - o ile dobrze pamiętam - takie nazwiska: Wojciech Cejrowski, Olgierd Budrewicz, Beata Pawlikowska, Arkady Fiedler. Nie wiem, na co postawili zawodnicy, ale prawidłowa odpowiedź to 'Budrewicz'. Dziennikarz, pisarz, podróżnik, publicysta o pokaźnym dorobku twórczym.  
Autor wielu reportaży zagranicznych wydanych w kilkudziesięciu książkach, programów telewizyjnych, scenariuszy i komentarzy do dokumentów filmowych. Twórca publicystyki poświęconej zagadnieniom polonijnym przewodników, publikacji podróżniczych. Autor wydawnictw poświęconych historii i współczesności Warszawy, artykułów, felietonów, szkiców i esejów dotyczących tematyki varsavianistycznej/ podaję za Wikipedią/.

"Równoleżnik zero" trafił do mojej biblioteczki jako nagroda w konkursie i pewnie długo czekałby w kolejce do przeczytania, albo i nie doczekałby się nawet, gdyby nie zadanie z pażdziernikowej Trójki E-pik -literatura przygodowa/podróżnicza. Nie przyszło mi jakoś do głowy potraktować oddzielnie te przymiotniki i zupełnie nie szukałam na półkach niczego przygodowego, a zastanawiałam się nad lekturą przygodowo-podróżniczą,  z naciskiem na podróżniczą, której w swoich zasobach raczej nie posiadam. Przypomniałam sobie jednak o Budrewiczu.

Książka opatrzona logo serii "Odkrywanie świata" zawiera obszerny reportaż z podróży dziennikarza po Afryce wydany po raz pierwszy w 1964 roku. Składa się z trzech części;: Kongo Leopoldville, Kongo Brazaville, Burundi i Rwanda. We wstępie autor zaznacza, że wiele się zmieniło od tamtych czasów (np. sytuacja polityczna państw afrykańskich) i nazywa tekst prezentowany czytenikom wspomnieniem przygody na Czarnym Lądzie. Rzeczywiście da się zauważyć pewną nieaktualność opisywanych treści. Przyznam też, że fragmentami nie czytałam zbytnio uważnie, albowiem nieszczególnie mnie interesuje historia, gospodarka krajów Afryki. Czasem jednak Budrewicz przykuwał moją uwagę żywym językiem, humorem, anegdotą, reporterskim ujęciem otaczającej go rzeczywistości, a także literackimi nawiązaniami -głównie do "Jądra ciemności " J. Conrada. Z ciekawością czytałam o polowaniu na krokodyle, spływie rzeką, przedzieraniu się przez dżunglę, o Pigmejach,  polskich lekarzach na kongijskiej ziemi. Poznałam legendarną postać polskiego myśliwego, łowcy krokodyli Stanisława Hempla oraz jego dzielnej partnerki Iwony. Obejrzałam czarno - białe fotografie. Była to podróż w czasie i przestrzeni, do Afryki lat 60-tych XX wieku. Niby czasy nie tak odległe, ale jakże inne...

W sumie to jakoś specjalnie zachwycona tą lekturą nie jestem. Wolałabym przypomnieć sobie "Przygody Tomka na Czarnym Lądzie" A. Szklarskiego. Niestety, nie mam na podorędziu.

środa, 17 października 2012

Słówko o "Korzeńcu"

Z. Białas, Korzeniec, Wydawnictwo MG, 2011
Nie chciałabym, aby jedna z moich sierpniowych lektur przeszła bez echa, więc w ramach "nadrabiania zaległości", kreślę kilka zdań o debiucie powieściowym Zbigniewa Białasa - anglisty, literaturoznawcy, profesora nauk humanistycznych  Uniwersytetu Śląskiego. O "Korzeńcu" po raz pierwszy usłyszałam na antenie radiowej Jedynki i nabrałam ogromnej ochoty na przeczytanie. Intuicja mnie nie zawiodła, albowiem książka okazała się być jak najbardziej w moim guście. 

Tak jak o niektórych piosenkach, głównie tych dawniejszych,  mówimy  "piosenka z tekstem", to o tej powieści można powiedzieć "powieść z narracją" (dla odróżnienia od takich, w których fabuła jest najważniejsza i po prostu odautorsko opowiedziana). Nie znaczy to wcale, że cokolwiek zbywa w warstwie fabularnej. Chcę tylko podkreślić, że sposób budowania narracji i postać narratora są tu tym, co sprawia, że całość pysznie się czyta. Przynajmniej ja lubię, gdy autor odezwie się czasem z dygresyjką, gdy miesza narrację auktorialną, personalną i pierwszoosobową, gdy zmienia punkt widzenia oddając głos postaciom. Wszelkie urozmaicenia w narracji, a także gra z konwencją to dla mnie czytelnicza gratka. "Korzeniec" świetnie się sprawdził pod tym względem.

Rzecz dzieje się w Sosnowcu przed pierwszą wojną światową (1913 r.). Alojzy Korzeniec - znakomity glazurnik, kafelkarz ( co za ironia, żeby taką książkę czytać podczas remontu łazienki!) traci głowę - w dosłownym znaczeniu. Klandestyn Bizukont pisze sentymentalne powieści drukowane w odcinkach w "Iskrze". Redaktor Monsiorski chcąc nie chcąc bawi się w detektywa. Fińska bona (skąd tu Finka? ;-)) wpada w oko pewnemu kapitanowi... Postaci występuje sporo, razem stanowią barwną mozaikę (skoro już mowa o kafelkach...), reprezentując wielokulturową społeczność miasta.
To nie jest typowy kryminał, w ogóle dość trudno zaklasyfikować ten utwór. Wątek kryminalny, czy też sensacyjny, stanowi jakby oś powieści, ale wokół niego urasta cała otoczka obyczajowo-historyczno-kulturowa. To właśnie koloryt Sosnowca z początku XX wieku z autentyczną topografią i realiami zanurzonymi w fikcyjną opowieść stanowi istotę "Korzeńca". 

Białas znakomicie buduje klimat, posługuje się humorem, nienachalnie daje wyraz swojej erudycji, panuje nad skonstruowaną przez siebie całością. Sprawia, iż czytelnik zanurza się po uszy w świat przedstawiony i dobrze się bawi, choć nieraz grozę i widmo wybuchu wojny odczuwa.

Mam nadzieję, że napis "koniec tomu pierwszego" nie jest jedynie elementem konwencji i mrugnięciem okiem do czytelnika. Mimo iż z Sosnowcem i okolicami nie jestem związana, to z ciekawością czekam na kolejne tomy.

Moja lista blogów