wtorek, 8 lipca 2014

"Zawód spikerka" Iwona Schymalla

Z  przyjemnością sięgam po różnego rodzaju wspomnienia, autobiografie, biografie, wywiady, reportaże itp. dotyczące  znanych osób świata kultury i sztuki, a także mediów. Ślady tych lektur widnieją w moich blogowych zapiskach, mam też wiele jeszcze w planach.

Wyd. FILIA 2014
Niestety, muszę przyznać, że sięgnąwszy po książkę "Zawód spikerka" sygnowaną nazwiskiem dziennikarki, redaktorki, prezenterki telewizyjnej, pełniącej przez pewien czas funkcję dyrektora TVP1 Iwony Schymalli  nieco się rozczarowałam. Sugerując się zapowiedzią na okładce liczyłam na barwną, pełną anegdot opowieść o kulisach pracy  przy "Kawie czy herbacie", relacjach z wizyt papieskich i innych ważnych wydarzeń, na wspomnienia, ciekawostki, pokazanie "od kuchni" pracy po drugiej stronie ekranu.  To wszystko niby jest, ale  po pierwsze -w moim odczuciu wcale nie barwne, a suche, rzeczowe i sztuczne, po drugie - przytłoczone przez treści "rozrachunkowe" dotyczące politycznych spraw w kadrach Telewizji Polskiej.

Całość w ogóle ma formę wywiadu, i ta forma jako taka wcale mi nie przeszkadza, jednak razi jej realizacja. Na przodzie okładki nie ma informacji o tym, że jest  to rozmowa, nie widnieje nazwisko osoby, która ją przeprowadziła, dopiero z tyłu okładki wspomniano o Małgorzacie Talarek, na końcu tekstu zaś umieszczono o niej  kilka słów. Spodziewałam się wspomnień, zupełnie innej narracji, a okazało się, że to wywiad, w dodatku bardzo sztywny i sztuczny. Owszem, bywają pasjonujące wywiady-rzeki, ale nie w tym przypadku! Tutaj ta sztuczność wyłazi z każdej strony. Kto bowiem wymieniając osoby, z którymi się spotkał, wylicza je w kolejności alfabetycznej? Kto mówiąc o już nieżyjącej osobie dodaje na końcu wypowiedzi literki R.I.P? To nie jest wywiad "mówiony", naturalny, to wywiad ułożony "pod linijkę", pod to, co główna bohaterka chce przekazać, czy raczej "zakomunikować". W niektórych wypowiedziach miałam wrażenie, że czytam notkę z encyklopedii. Trafiały się ciekawsze fragmenty, ale nie uważam, by była to "przejmująca opowieść", jak głosi rekomendacja na okładce.

Nie chciałabym zostać źle zrozumiana. Nie mam zastrzeżeń co do profesjonalizmu pani Schymalli, jej kompetencji, wiedzy, doświadczenia itp. Nie uważam, że jej decyzje i działania były nieodpowiednie. Daleka jestem od tego, by przyznawać rację którejkolwiek ze stron w problematycznej sytuacji na linii ówczesne władze- Iwona Schymalla. Po prostu nie znam się tym, nie wnikam w to. Patrzę z perspektywy zwykłego telewidza i czytelnika i właśnie z tej perspektywy stwierdzam, że książka "Zawód spikerka" brzmi jak jakaś próba usprawiedliwienia się, wytłumaczenia, (obrony?), pokazania szerokiemu gronu swojej racji. Owszem, była dyrektor  anteny jak każdy ma do tego prawo. Ale czy człowieka, który z ciekawości sięgnął po wspomnienia o pracy w telewizji interesuje przedstawianie kolejnych punktów wypowiedzenia wręczonego p.Schymalli i ich komentarz? Może i kogoś to interesuje, ale nie sądzę, by to dotyczyło większości odbiorców.

Szczerze powiem, jak odebrałam znaną spikerkę na postawie tej książki. Otóż, jako osobę ambitną, pracowitą, konsekwentną, ale przemądrzałą, dumną, sztywną, chłodną. W wywiadzie na każdym kroku podkreślała swój profesjonalizm, słuszność racji, merytoryczność  decyzji. Piętnowała układy polityczne w zarządach, dyrekcjach, nepotyzm. Skądinąd to słuszne, ale czy musiało być tak nachalne w książce o kulisach "Kawy i herbaty"? Czy o tym chcemy czytać? Ta warstwa "rozliczeniowa" położyła się cieniem na całej publikacji, zdominowała treści anegdotyczne, prywatne, związane bezpośrednio z pracą dziennikarską.
Dziwną rzeczą jest umieszczenie na końcu  książki wywiadu, który nie ukazał się w prasie, a raczej jego połowy - samych odpowiedzi udzielonych przez p. Schymallę, gdyż wydawcy nie posiadają praw autorskich do  tamtych pytań.

Nie będę udawać, że jestem tą książką zachwycona, bo nie jestem. Zdecydowanie bardziej trafiały do mnie fragmenty dotyczące tego jak wyglądała praca spikera i przygotowanie porannego, prekursorskiego w Polsce, programu "Kawa czy herbata", czy dziennikarskich relacji niż te wszystkie "rozrachunki", które jednak przesłoniły wszystko inne. Może to była "kawa na ławę", ale ja w takim razie wolę herbatę. Styl tej publikacji nie przypadł mi do gustu. Co ciekawe, mało opinii o niej pojawia się na portalach i blogach. Warto jednak wiedzieć o istnieniu tej książki, a nawet po nią sięgnąć, by przekonać się samemu, czy podzielacie moje zdanie, czy macie zgoła inne....


Za egzemplarz dziękuję Księgarni Matras.

9 komentarzy:

  1. Zdecydowanie nie przeczytam.Jak widać była mocniej skupiona na udowodnieniu, że jest nieskazitelna, aniżeli na stworzeniu miłej atmosfery. Trudno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie zaprzeczam jej nieskazitelności, uczciwości i racji, ale moim zdaniem to się obroniłoby samo. Chodzi mi o ton, w jakim zostało to przedstawione.

      Usuń
  2. Szkoda, że rozczarowuje, bo Schymallę cenię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tylko moje odczucia. Nie odmawiam p.Schymalli profesjonalizmu itp., ale rozczarowała mnie forma tej książki, ta dominacja rozrachunków nad wspomnieniami z kulisów tv.

      Usuń
  3. Szukałam jakiejkolwiek recenzji tej książki bo czytałam o niej w gazecie interesuje mnie świat mediów dziennikarstwa więc kusiła. Jednak z tego co piszesz to rzeczywiście chyba nie do końca warto. Nie znoszę sztuczności , więc sobie daruję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie ma recenzji, o dziwo! Skoro interesuje Cię świat mediów, dziennikarstwa, to jednak proponuję chociaż przejrzeć w księgarni. Nie chciałabym by moje prywatne odczucie rzutowało jakoś generalnie na opinie o tej książce, bo to zależy od kąta spojrzenia. Może ktoś się akurat skupiłby na innych aspektach tego wywiadu. Na pewno można wyłowić też dobre rzeczy, bo jak wspomniałam - wspomnienia, ciekawostki są, tylko przyćmiła je druga część publikacji.

      Usuń
  4. Od jakiegoś czasu mam dziwne wrażenie, że ten niewinny z pozoru program "Kawa i herbata" pod sweet płaszczykiem" kryje układy i klimaty panujące w telewizji publicznej. Schymalla to nie pierwszy taki przykład i nie pierwsza osoba, która pierze publicznie brudy, żeby sie zrehabilitować. Tam w redakcji chyba jest polskie piekiełko. Okropne.

    OdpowiedzUsuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów