czwartek, 17 sierpnia 2017

Nie polecam...

Edipresse 2017
Nie polecam "Szkoły żon" na pierwsze spotkanie z twórczością Magdaleny Witkiewicz. Bo w ogóle  - to owszem, czemu nie.
Ta powieść jest specyficzna.
Kiedyś wydawnictwo Filia na fali popularności Greya wypuściło serię z tulipanem,w której wydawano erotyczne i zmysłowe powieści polskich autorek. Właśnie w tym cyklu ukazała się "Szkoła żon" - napisana na zamówienie wydawcy.
I jeśli ktoś nie gustuje w literaturze tego typu, to może się do twórczości Witkiewicz zrazić, zbyt łatwo ją wrzucając do jednego wora.
A szkoda by było, bo autorka ma w swym dorobku sporo różnych powieści, obyczajowych, romantycznych, komediowych, w lekki sposób pisze o poważnych problemach, wkłada w swoje książki dużo serca, ciepła i optymizmu.
Byłoby więc bardzo niesprawiedliwie oceniać na podstawie jednej książki.

Szkoda byłoby patrzeć na "Szkołę żon" tylko przez pryzmat "pikantnych momentów" (swoją drogą według mnie całkiem znośnie napisanych, a to trudna sztuka), bo to powieść, która pod płaszczykiem (czy raczej bielizną!) erotyki, ukrywa ważne przesłanie. Mianowicie  - chodzi tu o to, by nie tracić poczucia własnej wartości, dbać o siebie, o swoje szczęście, by wyzbyć się kompleksów, wyrwać się z kieratu szarej codzienności, uwierzyć w siebie, a przede wszystkim siebie polubić. I na zmianę nigdy nie jest za późno.
Bohaterki (w różnym wieku, różnego stanu cywilnego i o różnej sytuacji rodzinnej) pod wpływem obfitującego w atrakcje pobytu w pensjonacie pod szyldem "Szkoła żon" przechodzą przemianę, nabierają odwagi, by wziąć życie we własne ręce, wrasta ich poczucie wartości i niezależności, zmienia się ich postrzeganie samych siebie.

Nie będę nad tą książką "achać" i "ochać", bo też nie uważam jej za rewelację. Wrażenia jednak mam z lektury pozytywne. Książka "przeczytała się sama", jest kobieca, życiowa, choć wiadomo - troszkę "bajkowa".
Dużo zależy od nastawienia i umiejętności wychwycenia tego, co jest naprawdę istotne. Erotyczne opisy nie są tu najważniejsze, prosta fabuła też nie.
Bez opowieści o Jadzi, Julce, Misi i Marcie, można przeżyć. Warto jednak je poznać, by na ich przykładach podbudować się i też zacząć otwierać drzwi szczęściu.

Zastanawiam się, dlaczego akurat "Szkoła żon" stanowi 1 tom kolekcji "Bestsellery na obcasach". Zapewne wydawca zbadał grunt, ale ja mam poważne wątpliwości.
Ci, którzy twórczość M. Witkiewicz już znają, owszem, sięgną, dokupią brakujące, jeszcze nie czytane tytuły. Nawet jeśli im erotyczna literatura nie odpowiada, to jakoś to przetrawią. Natomiast wiele osób może się, brzydko mówiąc "naciąć" i zrazić do twórczości Witkiewicz i pozostałych autorek wydawanych w kolekcji (K. Mirek, A. Krawczyk), a przecież szkoda by było.


Ze strony wydawnictwa Edipresse:

Wyjątkowa kolekcja współczesnych powieści obyczajowych napisanych przez uznane polskie autorki - Magdalenę Witkiewicz, Agnieszkę Krawczyk i Krystynę Mirek . Książki opisują kwestie bliskie pokoleniu dzisiejszych 30- i 40-latek. Mówią o miłości, zdradach, rozwodach, romansach, poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi, samotności, rutynie życia codziennego i problemach w pracy. Choć dotykają spraw poważnych, są napisane w lekkim stylu. Cechuje je wartka akcja, cięty język, humor i pogoda ducha.


5 komentarzy:

  1. U nas Witkiewicz, oczywiście Michalak, Cygler i Ulatowska schodzą jak świeże bułeczki. Nie ważne jaka seria - wszystko znika z bibliotecznych półek.
    Ja rzadko sięgam po literaturę polską, a po kobiecą, niech no sobie przypomnę - to chyba tylko Bridget Jones; kusi mnie, żeby coś tam jednak przeczytać, ale tak samo to odkładam, jak Steel i Roberts.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są poczytne te autorki bardzo. Witkiewicz czytam, Cygler - jedną jak dotąd, Ulatowskeij tez jedną - w duecie ze Skowrońskim, Michalak - 3,1 i więcej nie, bo już to 0,1 książki wiele mówi :-D
      Jak Cię kusi - spróbuj np. M. Kordel, K. Wilczyńską.
      Roberts już znam i polubiłam,ale nie da się czytać jej dużo i ciągle.
      Steel - chcę tez spróbowac, nawet mam 2 książki.
      Za dużo książek, za dużo autorek i autorów, za mało czasu :/

      Usuń
  2. Nie pamiętam, co czytałam z polskiej literatury kobiecej. Chyba coś od pani Michalak. Po tamtych doznaniach raczej mijam tego typu literaturę. Roberts tez mijałam szerokim łukiem, ale jakiś czas temu stwierdziłam, że ma lekkie pióro i dar opowiadania. Oczywiście, dużo tych książek nie czytałam. Może dwie, trzy... Z polskich autorek zauroczona jestem Janiną Lesiak. Pisze o kobietach królowych z punktu widzenia współczesnej kobiety i daje się to czytać jak najlepszą powieść sensacyjną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedna Michalak o tzw. literaturze kobiecej nie świadczy... I szkoda ją przekreślać, bo jest wiele autorek całkiem zdatnych do czytania, a nawet bardzo zdatnych ;-)
      Np. Alina Białowąs, Karolina Wilczyńska - uderzają w bardziej psychologiczne tematy.
      M. Kordel, M. Witkiewicz - przyjemne, optymistyczne malownicze powieści.
      Norę Roberts fajnie się czyta ( przekonałam się na własnej skórze po latach oporów), ale nie w ilościach hurtowych, tak co jakiś czas lubię sięgnąć.
      Natomast o Janinie Lesiak mam jak najlepsze zdanie, choć królowych jeszcze nie znam, tylko "Alusia Curunię".

      Usuń
  3. Czytałam ją w starym wydaniu i było to moje pierwsze spotkanie z tą autorką. Pamiętam, że ogólnie wrażenia miałam niezłe, ale raziła mnie schematyczność i przewidywalność. Jakoś nie skłoniło mnie to do sięgnięcia kolejny raz po tę autorkę. Może jeszcze kiedyś spróbuję :)

    OdpowiedzUsuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów