piątek, 15 lutego 2013

Oliwki, kobiety i żółw - "Sekret drzewa oliwnego"C. Miller Santo

Wydawnictwo Wielka Litera 2013
 Dotychczas drzewo oliwne wiązałam jedynie z treściami biblijnymi i kulturą śródziemnomorską, dopiero debiutancka powieść amerykańskiej dziennikarki Courtney Miller Santo poszerzyła mój zakres literackich  skojarzeń, i choć nie przepadam za oliwkami, to przez pryzmat tej książki patrzę na nie z większą przychylnością. Już sam tytuł "Sekret drzewa oliwnego" mnie zaintrygował, nota wydawnicza skusiła, a lektura okazała się warta zachodu i zainspirowała do oliwkowych dywagacji.
Według Słownika Symboli W. Kopalińskiego oliwka symbolizuje pokój i pojednanie oraz zwycięstwo, chwałę, honor, dumę, wolność, bezpieczeństwo, prawdę, sprawiedliwość, mądrość, rozum, oczyszczenie, miłosierdzie. Popularne powiedzenie głosi, iż "oliwa- sprawiedliwa". Oliwki i wytłaczana z nich oliwa obecne są w przemyśle spożywczym oraz kosmetycznym, kojarzą się z czymś dobrym, zdrowym, wartościowym dla naszego ciała, a także ducha. Te wszystkie symboliczne  znaczenia w pewien sposób odzwierciedlone są w opowieści o pięciu pokoleniach kobiet zamieszkujących w kalifornijskiej dolinie Sacramento. Dla bohaterek "Sekretu..." plantacja drzew oliwkowych to rodowe dziedzictwo, rodzinna chluba, źródło utrzymania, nieodłączny element  życia, a może i coś więcej...  
Co bowiem sprawia, że seniorka rodu Anna, licząca już 112 wiosen, cieszy się zdrowiem oraz znakomitą formą  i jest na dobrej drodze, by  zostać najstarszym człowiekiem na świecie? Jej córka Bets również wykazuje tendencję do długowieczności, a prawdopodobnie to samo czeka kolejne panie z rodziny Kellerów. Czyżby zbawienny wpływ na ich kondycję miała oliwa z najstarszego szczepu przywiezionego przez imigrantów z Australii? Czy zrywane o świcie ostatnie owoce pozostawione na gałązkach po zbiorach to składnik "eliksiru nieśmiertelności" i gwarancja dobrego zdrowia?  Zapachniało realizmem magicznym. Autorka jednak nie wiedzie nas w klimat baśniowej cudowności. Kluczem do zagadki długowieczności jest nauka, a dokładnie genetyka. Pracujący nad teorią "superstulatków" doktor Hashmi objął badaniami genetycznymi  mieszkanki posiadłości Hill House i ich rodziny.  Nikt nie przypuszczał, że naukowy projekt pociągnie za sobą tyle konsekwencji....
Stopniowo odsłaniają się rodzinne tajemnice, niektóre zaskakujące i kontrowersyjne. Zaburzony zostaje wieloletni ład, ulegają zmianie relacje i jakby wszystko chciało wywrócić się do góry nogami... Nie dla wszystkich będą to pozytywne zmiany, choć wiele się wydarzy i wyjaśni.
Trzeba zaznaczyć, że życie bohaterek nie jest sielankowe, ich relacje są pełne napięć, konfliktów, wzajemnych żali, zawiedzionych oczekiwań i nadziei. Nie stanowią jednolitego frontu. Znamienne jest to, iż babka łatwiej dogaduje się z wnuczką niż matka z córką. Różnice pokoleniowe i paradoksalnie zniwelowanie tychże po przekroczeniu pewnego wieku - umownej granicy starości - sprawiają, że współistnienie kobiet Kellerów na pewnej płaszczyźnie przestaje być możliwe, staje się piekielnie trudne i wzbudza potrzebę wyrwania się z "oliwnego" kręgu.
 Sporo dramatycznych zdarzeń i sytuacji dotyczących bohaterek miało miejsce w przeszłości, ukazane zostały one w licznych retrospekcjach. Nie bez powodu tytuł oryginału brzmi "The roots of the olive tree", albowiem korzenie są tu bardzo istotne, i nie chodzi tu tylko o dendrologię. To właśnie przeszłość rzutuje na obecny stan rzeczy, ale to nie stanowi żadnego filozoficznego odkrycia. W każdym razie porównanie rodziny opisanej w powieści do rozrastającego się drzewa, oczywiście oliwnego, sięgającego swymi korzeniami antypodów, nie wydaje się bezzasadne.
 Jeszcze słówko o żółwiu. Ten znany z długowieczności gad, symbolizujący też mądrość i doświadczenie pojawia się w baśniowej opowieści o Dziewczynce i Żółwiu, która przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Słuchają jej też prapraprawnuki Anny, a wraz z nimi czytelnik- znów owiany magiczną nutą - zaczyna się zastanawiać, czy w tej historii leży ziarnko prawdy i skrywa się tajemnica długiego życia....

Autorka  przedstawiła wciągającą fabułę w bardzo uporządkowany sposób, na pewno taki układ ułatwił jej pisanie, a czytelnika pozbawił wrażenia chaotyczności czy zagmatwania. Jednak nie każdy lubi, jak ma tak wszystko ułożone równo w szufladach.
Powieść składa się z 5 części, każda z nich liczy 7-8 rozdziałów i skoncentrowana jest wokół jednej z bohaterek reprezentującej dane pokolenie, przy czym ich kolejność nie jest według wieku, ale  według tego, która postać wysuwa się na pierwszy plan zgodnie z bieżącymi wydarzeniami. Dzięki temu nie ma tu pięciu odrębnych opowieści (opartych mocno na retrospekcjach), bo wszystkie splata ciąg wydarzeń w planie teraźniejszym. Ciągłość tę podkreśla dodatkowo przemijanie kolejnych pór roku, zaznaczone w podtytułach poszczególnych partii tekstu np. 'Anna jesienią', Erin zimą'.
Na początku umieszczone zostało drzewo genealogiczne w postaci koncentrycznie ułożonych okręgów, gdzie umieszczono wszelkie istotne dane dotyczące Anny, Bets, Callie, Deb, Erin: daty urodzin, nazwiska mężów, informacje o innych potomkach( choć historia skupia się tylko na linii kobiecej rodu, to cała familia była dość liczna).
Dodatkowo zamieszczone zostały materiały dokumentujące działania doktora Hashmi, artykuły, prelekcje,  czy też  fragmenty korespondencji mailowej. Stanowi to pewną odmianę od toku powieściowego, w którym autorka wiele miejsca poświęca na dialogi i  relacjonowanie wydarzeń (także retrospektywnych). Nie ma tu nadmiernych, czy rozwlekłych opisów,  natłoku epizodów czy nużących dysertacji. Pisarka, sprawnie i lekko snując narrację,  skupiła się na postaciach i zdarzeniach z ich życia.

Odniosłam wrażenie, że Courtney Miller Santo napisała powieść rzetelnie, ale jakby według recepty, która podaje, jakie składniki są konieczne, jakie wątki trzeba ująć, by odnieść wydawniczy sukces. "Żelazny zestaw" to romans, zbrodnia, motyw homoseksualizmu. Wiadomo, że fabuła musi na czymś się opierać, czymś zaskakiwać, ale czy wszędzie muszą być  te same tematy? Zastanawiam się, czy akurat romans Callie i Amrita jest rzeczywiście niezbędny dla całości, ale to tylko moje prywatne spostrzeżenie.
Mam jeszcze parę uwag. Otóż, nie wiem czemu, ale nastawiłam się na większą dawkę realizmu magicznego i tego mi zabrakło. Trochę jakby "uciekł" po drodze motyw sekretu długowieczności związanego z oliwkami. Przydałoby się więcej malowniczości, zapoczątkowanego w pierwszej części urokliwego klimatu gajów oliwnych nie odnalazłam już potem. Wydaje mi się, że niektórym czytelnikom może nie podobać się metoda "eksploatowania" jednej postaci i przechodzenia do następnej, przy jednoczesnym odsuwaniu w cień pozostałych. Mi to w sumie nie przeszkadzało, przyjęłam po prostu ten zamysł autorki.
Nurtuje mnie kwestia - czy, i w jakim stopniu,  historia przedstawiona w "Sekrecie..." ma podłoże autentyczne.

Sądzę, że "Sekret drzewa oliwnego" może podbić serca czytelników, zwłaszcza płci żeńskiej, nie tylko ze względu na gatunek, jaki reprezentuje (saga obyczajowa), ale na kreacje postaci- kobiet niezależnych i biorących życie we własne ręce, przekraczających granice konwenansu i moralności. Nie bez znaczenia na poczytność tej książki okaże się  płynny styl i wartki przebieg fabuły.  Trudno się oprzeć, by nie przedłużyć codziennej porcji lektury o jeszcze parę stron, o kolejny rozdział, czy nawet całą część.
Dla mnie spotkanie z debiutem powieściowym Courtney Miller Santo było całkiem miłe, i choć nie wróżę autorce prestiżowych literackich nagród, o Noblu nie wspominając, to chętnie przeczytam jej kolejne publikacje, a kto wie, może i obejrzę filmy nakręcone na ich podstawie, bo mniemam, iż powstaną.

Za możliwość przeczytania "Sekretu drzewa oliwnego" serdecznie dziękuję 
wydawnictwu Wielka Litera




2 komentarze:

  1. Książka wydaje się być interesująca, tym bardziej że lubię, kiedy każda szufladka ma swoją zawartość, choć w życiu realnym nad swoimi szufladami zupełnie nie panuję. No i lubię oliwki. Miałam też kotkę która oliwki uwielbiała. Miskę po oliwkach wylizywała godzinami. Więc pewnie rozejrzę się za ksiązką. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. O oliwkach samych to tu aż tak wiele nie ma, to nie są żadne toskańsko-prowansalskie klimaty z przepisami kulinarnymi i trattoriami w tle, to raczej- powiedziałabym- piętrowy dramat obyczajowy.
    Przyjemnie się czyta, fakt.
    Kotka -oliwkożercą? Zadziwiające!

    OdpowiedzUsuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów