niedziela, 19 października 2014

Książka z wisienkami

ZdradaZacznę od tego, że nie lubię wytrząsania się nad twórczością Paulo Coelho (czy jakiegokolwiek innego autora) wyśmiewania się i szydzenia z niego przy każdej nadarzającej się okazji. Rozumiem, że komuś z jakichś powodów nie podoba się dana książka - wtedy  wygłasza negatywną opinię; komuś nie odpowiada styl danego autora- więc nie sięga po więcej jego twórczości. Natomiast takiego szydzenia "dla sportu" zdecydowanie nie pochwalam, nieważne czy chodzi o Coelho, czy kogokolwiek.
Nie ma wątpliwości, że P. Coelho nagrody Nobla nie dostanie, to nie ta półka, ale udało mu się porwać tłumy i odnieść wydawniczy sukces. Niejeden pewnie tego mu zazdrości.  
Dobrych kilkanaście lat temu czytałam "Alchemika" ( wyobraźcie sobie, że na kółko polonistyczne!) - to było wówczas coś nowego, innego, świeżego, wywierającego wrażenie na nastoletnich czytelnikach, szukających własnej drogi we wszechświecie. Przyjemna odmiana od tych wszystkich Rolandów, Tristanów, Kordianów i Granic.Odtąd zaczęła się moja "znajomość" z tym pisarzem, przeczytałam prawie wszystkie jego książki. Prawie.  Podobały mi się "Weronika postanawia umrzeć", "Na brzegu rzeki Piedry...", "Piąta góra". Chętnie bym je sobie przypomniała i sprawdziła, jak odebrałabym je teraz.
Później kolejne powieści przyjmowałam z mniejszym entuzjazmem ("Demon i panna Prym" - przegadane), ale w grę już wchodziło przyzwyczajenie, więc sięgałam po następne ("Jedenaście minut", "Brida", "Czarownica z Portobello"). "Pielgrzyma" i "Zahira" nie zmogłam, szczerze przyznam. Im dalej w las, tym było gorzej. "Walkirie" - ale o co chodzi??!!?? Dopiero "Zwycięzca jest sam" to było coś innego, mniej "coelhowego", ale już i tak miałam dość. "Alef" odpuściłam z góry. Nie podchodzę bezkrytycznie do książek P. Coelho i chyba nie ma nikogo, kto jednakowo zachwycałby się każdą z nich, bo trzeba oddać sprawiedliwość, że są wśród nich lepsze i gorsze.. Mam świadomość, że to nie jest "wielka literatura", ale nie można pomijać jej roli, bo i taka jest potrzebna, a naprawdę niejednej osobie coś ta twórczość wniosła w życie. Zatem będę bronić tego autora, a przynajmniej się starać.
O "książce z wisienkami", jak ją określiła - po okładce rzecz jasna -  moja trzylatka, niestety,  nie mogę się dobrze wypowiedzieć.
"Zdrada" to napisana w formie monologu opowieść o kobiecie, która miała wszystko (dom, rodzinę, pracę, bezpieczeństwo itp.), ale nie czuła się szczęśliwą, wręcz zmierzała ku depresji. Zmianą w jej życiu było nawiązanie pikantnego romansu z dawnym znajomym, a obecnie aspirującym politykiem, Jakubem.  Zapowiadało się ciekawie, ale zrealizowane zostało miałko i nudno.
Linda ma 31 lat, ale czuje się staro, ukazana jest jako ta, która młodość ma za sobą, przechodzi "kryzys wieku średniego". Swoją drogą jest młodsza ode mnie i zapewne od wielu czytelniczek. Pomyślałby kto, że po 30-tce to się wymiera jak dinozaury...
Ani bohaterka, ani jej motywacja nie wydają się przekonujące. Już nie wspominając o braku konsekwencji, zakończenie po prostu przechodzi nad całą sytuacją do porządku dziennego i mamy happy end jakby się nigdy nic nie stało. Zero -nie wiem jak to nazwać - dramatyzmu, pogłębienia problemu.
Zachowanie Lindy irytuje i kwalifikuje się do psychiatry. Powieść zresztą czyta się dość nerwowo, gdzie jest stary Coelho, gdzie jest "wszechświat"? Uff, jednak się znalazł. Pod koniec.
Coelho, oprócz tego, że poczarował złotymi myślami w swoim stylu, uległ "modzie na Greya" i nie byłoby w tym nic złego, gdyby całość powieści miała jakiś sens, a tu nie bardzo go widać, przynajmniej w moim odczuciu.
Nie podobało mi się. Gdyby to była moja książka, wyrzuciłabym ją do kosza na śmieci. Na szczęście tylko ją pożyczyłam.

( Przeczytane już dawno, ale dopiero teraz nadrabiam zaległości w notatkach)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów