poniedziałek, 20 października 2014

Nie lubię Zyskowskiej-Ignaciak

Najpierw przebudziła się ze snu o niebieskich migdałach, a potem w upalne lato uciekła znad rozlewiska, by opowiedzieć w fabularnej formie tragiczne dzieje Barbary i Krzysztofa Baczyńskich. Natomiast teraz "machnęła" taką powieść, że szczęka opada, nieładnie mówiąc. Nie lubię jej, bo teraz będę musiała przeczytać wszystko, co wyszło spod jej pióra ;-) I pomyśleć, że jakiś czas temu nie mogłam zapamiętać nazwiska Katarzyny Zyskowskiej- Ignaciak, usilnie je przekręcając (pamiętasz, Klaudia?)

Okładka książki Nie lubię kotów"Nie lubię kotów" to powieść, której absolutnie nie można wrzucać do jednego worka z  tzw. "babską literaturą", bo to nie jest ani komedia romantyczna, ani  ciepła i optymistyczna opowieść o spełnianiu marzeń, ani nawet słodko-gorzka malownicza "obyczajóweczka". To proza rasowa, syjam lub maine coon wśród dachowców, z ostrymi pazurami i iskrami sypiącymi się podczas głaskania pod włos. Z kotami nie ma ona jednak nic wspólnego, a ci, którzy z góry spisali ją na straty ze względu na tytuł - niech żałują i czym prędzej zmienią zdanie.

Sześć opowieści o szóstce  trzydziestoparolatków, których łączą różne relacje. Tak z grubsza rzecz biorąc, przedstawia się to następująco: Wojtek i Malina są małżeństwem. On kumpluje się z Konradem - wydawcą książki Dagmary. Ona - z Karoliną, siostrą Daniela, który miał niegdyś styczność z wspomnianą autorką. Z kolei Konrada i Karolinę też łączy pewna nić znajomości. W każdej z 6 części o odrębnych, istotnych tytułach (Archetyp, Dies irae, Lepszy, Prowincjonalna gwiazda chic-litu, Mistrz drugiego planu, Nie lubię kotów) na pierwszym planie jest jedno z nich. Zyskowska-Ignaciak nie opowiada jednak sześciu życiorysów ot tak, jako kolejne, gdzieś tam przecinające się wątki. Te 6 historii narysowanych ostrą, ciemną kreską (czasem też białą i sypką) posłużyło autorce do pokazania charakterystycznego rysu wspólnego pewnej części (bo nie można uogólniać) pokolenia dzisiejszych +/-30-latków. A może też jako przykład  tego, czego coraz częściej doświadcza współczesny człowiek.
Nakładanie masek. Gra pozorów, Udawanie kogoś innego niż się jest, także przed samym sobą. Kreowanie własnego wizerunku (również poprzez media, portale społecznościowe, blogi). Świat kariery i bogactwa. Moda na sukces. Droga po trupach, przez łóżko, kokainową ścieżką. Egoizm. Brak skrupułów. Perfekcja na pokaz. Samotność wśród czterech ścian i w  towarzystwa tłumie. Ucieczka w uzależnienia, ucieczka przed odpowiedzialnością za własne i cudze życie. szukanie remedium na problemy. Gonienie własnego ogona. Świat wiecznych Piotrusiów panów. I pań.

W 6 opowieściach autorka zawarła szeroki zasób  życiowych sytuacji, dramatycznych zdarzeń, dylematów, uwikłań.  Każdy z bohaterów dźwiga swój bagaż. Każdy nadawałby się na terapię u psychoterapeuty. Ze swoją zmorą zmaga się jednak sam, zagubiony  "między niewypowiedzianymi słowami, między płytkimi zdaniami" ( s. 372), bez prawa do strachu,niepowodzeń i słabości, bez odwagi, by się do nich przyznać, żeby żyć po swojemu, "jednolita, choć brudna masa" ( s. 373).
Trudno wśród tych postaci wybrać sobie "ulubieńca", nawet, gdy komuś współczujemy, to okazuje się, że i ów ma coś za uszami i nie jest do końca tym, za jakiego chce być uważany. To jednak nie jest ten typ powieści, gdzie kibicujemy bohaterowi śledząc jego perypetie i przeżycia. Tu mamy 6 obrazów, pozornie oddzielnych, z życia "warszawki" (ale podpiąć pod to można też inne środowiska), 6 odcinków reality-life.

Zyskowska -Ignaciak napisała powieść mocną, do bólu prawdziwą, śmiało obnażającą współczesną społeczność i ostro punktującą kondycję pokolenia trzydziestoparolatków, dla których życiowa gra zmierza do kwestii "pobite gary" (w nawiązaniu do książki "Znaki szczególne" P. Wilk), albowiem nie udźwignęli ciężaru, jaki wzięli na swe barki, rozczarowali się rzeczywistością, która skrzeczy, zgubili się w labiryncie pozorów i przyjmowanych masek.
 Język tej prozy jest również ostry, siecze bez owijania w bawełnę. Idealnie współgrający z treścią. Zakończenie - moim zdaniem znakomite. Teatralne zdemaskowanie bohaterów głosem pijanej postaci, która i o sobie szczerze mówi. Czy te "głosy prawdy" były wygłoszone realnie, czy tylko były alkoholową wizją w głowie bohaterki - do końca nie wiadomo. Ostatnie słowa fabuły - "wszystko będzie dobrze" niosą pozorną pociechę, to jakby kolejna złuda...

"Nie lubię kotów" należy do serii "Cztery pory roku". Nic mi o niej bliżej nie wiadomo, nie czytałam innych tytułów. Jeśli jednak są tak dobre jak 'Koty' to chciałabym je poznać. Współczesna proza polska ma wiele odmian, często zmierza w kierunku literatury lekkiej, łatwej i przyjemnej albo - wprost przeciwnie - w stronę ambitnej, trudnej, ciężkiej, wymagającej. Powieść Zyskowskiej jest pośrodku i jest cholernie, przepraszam za ekspresję, dobra.

Nie lubię Zyskowskiej - Ignaciak, noo....

7 komentarzy:

  1. Nie czytałam do tej pory tak dogłębnie rozłożonej na czynniki pierwsze recenzji tej książki. Bardzo ale to bardzo mnie zachęciłaś do tego tytułu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się zachęcić do lektury.
      Tak dogłębnie to nie rozkładałam, bo trzeba by zbyt wiele wyjawić z treści opisując poszczególne postaci, ich problemy. Taki zarys tylko miał być w mojej koncepcji. Powieść zrobiła na mnie duże wrażenie, stąd i taka opinia, starałam się o wielu rzeczach napisać, zaakcentować je, a zarazem nie streszczać fabuły.
      Miłego czytania, pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. No. Książka której się mówi na WY

    OdpowiedzUsuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów