![]() |
Wyd. Marginesy 2015 |
Przyznam, że rzadko sięgam po literaturę
sensacyjną, kryminały i thrillery. W tych gatunkach raczej podążam
utartymi tropami, wybieram już znanych i sprawdzonych autorów, naprawdę
sporadycznie próbuję czegoś nowego, bo przeważnie rozczarowuję się. Z
twórczością szwedzkiego pisarza, z wykształcenia prawnika, Jensa
Lapidusa już kiedyś się spotkałam. Jego powieść „Szybki cash” wywarła na
mnie spore wrażenie, i choć nie miałam później okazji, by poznać dalsze
części „czarnej trylogii sztokholmskiej”, to autor od razu znalazł się
na mojej liście czytelniczych „pewniaków”. Po lekturze „Vip roomu” tylko
utwierdziłam się w tym przekonaniu i nie mogę się doczekać polskiego
przekładu „STHLM DELETE” – kolejnego tomu z Emelie i Teddym w rolach
głównych.
„Vip room” wprowadza czytelnika w
mroczny, brudny świat, o którym wolałby nie wiedzieć, ale niestety,
takie rzeczy, jak te opisane, też – o zgrozo – mają miejsce. Powieść
cały czas intryguje i trzyma w napięciu. Tu nie jest tak, że już od
połowy albo jednej trzeciej książki wiemy, kto stoi za zbrodnią. Tu
trzeba trochę pomęczyć szare komórki i spiąć nerwy, bo czekają nas mocne
wrażenia i zaskakujące rozwiązania. Co ciekawe, śledztwa nie prowadzi
żaden komisarz policji, sędzia śledczy ani detektyw, czy chociażby
dziennikarz. Pole do popisu ma ktoś spod znaku Temidy i ktoś, kto zna
świat przestępczy od podszewki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)