wtorek, 17 maja 2011

Pod prąd, Władysław Bartoszewski


Pod prąd. Moje środowisko niepokorne 1945-55, wspomnienia dziennikarza i więźnia, Władysław Bartoszewski, opracował Michał Komar, PWN, Warszawa 2011.

Przyznam, że z początku nie byłam przekonana do tej książki. Nie przepadam za tego typu literaturą faktu, historia nie jest moją pasją. Sądziłam, że przejrzę ją pobieżnie i odstawię na półkę, albo dam dziadkowi, który interesuje się historią. Tak się jednak nie stało, bo zaczęłam czytać i okazało się, że to całkiem ciekawa publikacja.
„Pod prąd” wydano w serii „Na dwa głosy”, którą tworzą- cytuję z okładki-  „rozmowy wybitnych Polaków i znakomitych dziennikarzy. Poruszają sprawy ciekawe, niekiedy trudne, zawsze ważne i pobudzające do myślenia."
Władysława Bartoszewskiego chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. To nietuzinkowy człowiek, który swoim bogatym życiorysem mógłby obdarować kilka osób. Jego doświadczenie, wiedza i pamięć są nieocenione.
W swoich wspomnieniach z okresu powojennego daje świadectwo wydarzeń, przeżyć i losów ludzi, z którymi dane mu było się zetknąć. Ocala od zapomnienia.  Mamy tu 19 historii różnych osób, z różnych środowisk (np. żołnierzy AK, adwokatów, dziennikarzy,  aktorki) Szczególną uwagę zwróciłam na wspomnienie o Kazimierzu Kumanieckim – filologu klasycznym –autorze słownika łacińsko –polskiego, z którego korzystałam na studiach. Pozostałe nazwiska poznałam dopiero dzięki tej publikacji. Dowiedziałam się m. in, o zapomnianym pisarzu Kazimierzu Zenonie Skierskim, autorze opowiadań okupacyjnych, powieści (np. „Barwa świata”- o malarzu Chełmońskim). Cieszę się, że miałam wgląd w historię, której nie uczono mnie w szkole (chyba nadal na historię najnowszą, obejmującą czasy od końca II wojny światowej do dziś, nie ma dostatecznie dużo miejsca w programie nauczania).
Sam Bartoszewski stwierdza, że książka jest dlań eksperymentem, mieści w niej sylwety osób, które wpływały na niego, a może i on  na nich. Nie czuje się sędzią; przyznaje, że może się mylić w swych orzeczeniach i mniemaniach.
 To rzetelna opowieść, podana przystępnym językiem, taka „historia opowiedziana do czytania” (określenie użyte przez W. Bartoszewskiego we wstępie). Narrację przetykają pytania, dookreślenia Michała Komara, fotografie, listy i noty biograficzne.
To nie jest książka do pochłonięcia za jednym zamachem, przynajmniej ja preferuję dawkować sobie co jakiś czas wybrany rozdział.
Myślę, że trafi w gusta pasjonatów historii, ale i zwolenników biografii. Stanowi bogaty zbiór faktów, na szczęście nie suchych, ale ujętych w barwną, żywą opowieść.
Jeszcze nie przeczytałam całości- czynię to sukcesywnie, od czasu do czasu nurkując w historię, do czego szczerze zachęcam. 
Do „Pod prąd.. ”dołączono płytę CD z rozmową autorów o tym, jak powstawała ta książka.

Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Księgarni MATRAS.

5 komentarzy:

  1. Może być ciekawa lektura, chociaż ja nie za bardzo lubię tego typu ksiażki

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie, ja też nie za bardzo lubię, ale jakoś mnie zaciekawiło. Ładnie opowiedziane. Sama "gawęda" chyba bardziej przyciąga niż fakty (jeśli chodzi o tych, którzy nie przepadają za publikacjami historycznymi).

    OdpowiedzUsuń
  3. Aga, przekonałaś mnie. Czy Ty masz ją jeszcze w swoich zbiorach? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aga, przekonałaś mnie. Czy Ty masz ją jeszcze w swoich zbiorach? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szukałam jeszcze zanim przypomniałam ten wpis,ale nie zlokalizowałam. Musiałam ją zawieźć do dziadka, jak odnajdę - dam znać.

      Usuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów