Ostatnio wieczorami, a raczej już nocą, podczytywałam pewien utwór w formie e-booka. Miałam właściwie odłożyć czytanie go na późniejszy termin, ale nieopatrznie otworzyłam plik i....wsiąkłam. Efekt był taki, że potem bałam się poruszać po mieszkaniu, a nawet odwrócić, bo wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje...Ze stron książki wieje bowiem grozą i tajemnicą. Ciekawe tylko, czy nie zwieje czytelnik nieprzepadający za paranormalnymi, mrocznymi i dziwnymi historiami, a taką właśnie zaserwował nam Andrzej Paczkowski, z którym wywiad można przeczytać tutaj.
Bohater, a zarazem narrator, Tomasz wskutek traumatycznych doświadczeń z dzieciństwa obsesyjnie lęka się śmierci, nie chce się pogodzić z przemijaniem i pragnie zachować wieczną młodość. Odcina się od rówieśników, ucieka w świat książek. Na własne życzenie staje się odludkiem, jedyna silna relacja wiąże go z matką, która go samotnie wychowywała. Od pewnego czasu nęka chłopca dziwny sen, a na jawie prześladuje go tajemnicza postać. Tomek postanawia poznać to, co niezbadane, odkryć tajemnice niedostępne zwykłym śmiertelnikom. Fascynują go demony, rozpoczyna poszukiwania wampira. Jeszcze nie wie, że dostał się w krąg działania pewnych mocy. W swych poszukiwaniach młodzieniec udaje się do Krakowa, gdzie wuj mnich umożliwia mu dostęp do klasztornej biblioteki skrytej w podziemiach. Przypadkiem ujrzany portret naprowadza Tomka na pewien trop związany z założycielem zakonu, Montelupim. I tu dopiero zaczyna się dziać... Dziwne, niewytłumaczalne zdarzenia, pełne grozy chwile, mrożące krew w żyłach sytuacje. Pojawia się wątek cygański, alternatywna wersja stworzenia świata, zbrodnia, motyw wędrówki poza życiem oraz metafizyka, nadprzyrodzone, trudne do pojęcia postaci. Jest też miłość, dojrzewanie, poszukiwanie własnej tożsamości, wtajemniczenie, czyli tematy z kręgu tzw.literatury inicjacyjnej. Realizm splata się z fantastyką, a ukazany świat jest mimo wszystko dość ciemny, tak jak to zaznaczone w podtytule.
Mam trudny orzech do zgryzienia, albowiem ciężko mi się odnaleźć w tematyce zaproponowanej przez A. Paczkowskiego. O ile cała "demonologia", włącznie z wampirami, jest mi obca, to postać głównego bohatera dosyć mnie zainteresowała, choć nie uwolniłam się też od irytacji w odniesieniu do jego postawy (gardzenie innymi, alienacja, wywyższanie się). Fabuła, przyznam, ciekawa. Wspomnienia dotyczące dzieciństwa i obsesji śmierci wydają mi się najbardziej zajmujące. Zwróciłam także uwagę na cytaty stanowiące motto utworu (Myśliwski, Cioran).
Powieść "Melancholii, czyli poszukiwanie ciemnego świata" czytałam w wersji przed korektą, zatem powinnam spuścić zasłonę milczenia na pewne kwestie. Powiem tylko, że korekta jest konieczna, bo tekst zgrzyta, a autor nie powinien skazywać czytelnika na zgrzytanie zębami.
Pozwolę sobie przy okazji na dygresję. W moim wyobrażeniu osoba pisząca, pretendująca do wydawania swoich utworów, cyzeluje każde zdanie, waży słowa, dopieszcza i wygładza tekst, szlifując go jak jubiler drogie kamienie. Czyta po raz wtóry, a nawet po wielokroć kolejne akapity niwelując nierówności i tropiąc chochliki. Zdaję sobie sprawę, że w roztargnieniu, przez pomyłkę, przez nieuwagę, czy jeszcze z innych przyczyn, mogą spod pióra (klawiatury) wyjść różne "kwiatki", jednak zadaniem autora, który winien być dla siebie najsurowszym sędzią, jest poprawienie tekstu. Owszem, korektor zadba o ortografię, interpunkcję i gramatykę, ale czy ma prawo ingerować w słownictwo? Czy ma prawo zmieniać słowa i zwroty użyte przez twórcę danego dzieła? Zastanawia mnie ta kwestia. Czasem bowiem mam wrażenie, że piszący nie czytają tego, co napisali. Gdy bowiem czytam, że "z wieży kościoła Mariackiego rozległ się hymn" to już wiem, iż ta książka u mnie nie zajmie "poczytnego miejsca na półce".
O, ebooka tyknęłaś ;))))) Tylko na kompie się ciężko czyta. Szybko wzrok się męczy, a mnie, geriatrii, jeszcze kręgosłup....
OdpowiedzUsuńGwoli ścisłości- to nie mój pierwszy e-book w życiu, jednego już nawet recenzowałam, a wziąwszy pod uwagę te różne prace, artykuły itp. to się naczytałam, więc mam wprawę.
Usuń"Melancholii..." nie był zbyt długi, bodajże 219 stron, co w pdf-ie śmiga szybciutko, jeszcze przy czytaniu na raty to mój wzrok się nie nadwyrężył.
Chociaż zdecydowanie wygodniej mi czytać papierowe.
W życiu bym nie czytała takiej książki w nocy, albo wszystkie światła by były pozapalane. Coś jest w tej historii ciekawego i mimo strachu pewnie bym się na nią skusiła, ale już po korekcie, bo mnie też takie kwiatki uczulają.
OdpowiedzUsuńOwszem, historia jest ciekawa, zwłaszcza wątek związany z Trzecią Osobą w Dziele Stworzenia, że tak go nazwę; nie wiem jakie to ma odniesienie w kontekście kulturowym, ale tak czy owak jest interesujące.
UsuńOczywiście można tę powieść czytać w dzień, wtedy na pewno nie będziemy się bać ;-)
oooo nie, już czytając Twoje wrażenia miałam ciary. Ja to za strachliwa jestem. Chyba bym zeżarła wszystkie paznokcie. Pamiętam jak się bałam wróbli po przeczytaniu "Mrocznej połowy" Kinga...Brrrrr
OdpowiedzUsuńTo nie jest horror, trochę (z)grozy jeszcze nikomu nie zaszkodziło ;-)
UsuńNie ma mowy ;P
Usuńoj ja też się boję zgrozy, no chyba że w dzień czytam :)
OdpowiedzUsuńAle też się kiedyś zastanawiałam nad tym czytaniem, i chyba nie była bym w stanie oddać nie poprawionego tekstu, niedopieszczonego :)
ps. ten hymn robi wrażenie, chciałabym go kiedyś usłyszeć hehehe
OdpowiedzUsuń;-) Gdyby polska drużyna wyszła z grupy i dzielnie walcząc o piłkę na podium stanęła, to może i hymn narodowy z wieży mariackiej by popłynął... ;-)
UsuńDobranoc ;-) I przyjemnych lektur!
Polskie dreszczowce bardzo lubię, obecnie zaczytuje się w książkach Stefana Dardy, gdzie demonów, klątw i innych cudów nie brakuje. Samo przez się, powieść Paczkowskiego bardzo mnie zainteresowała, a jeszcze bardziej językowe wpadki :). Cóż poradzić, że ciekawi mnie to co innych zniechęca ;)
OdpowiedzUsuńMiłego, słonecznego dnia.
O książkach Dardy słyszałam, ale raczej nie sięgnę, nie moja półka. Odezwij się do pana Paczkowskiego, może będzie zainteresowany recenzją kogoś, kto ma rozeznanie w "dreszczowcach".
UsuńPozdrawiam.
Ja "melancholii" przeczytałem kilka miesięcy temu chyba jako pierwsza osoba po jej napisaniu. Autor od lat nie mieszka w Polsce i to tez wpływa na to, że język powoli traci swoją giętkość. Tak czy inaczej uwazam że Melancholii jest pozycją bardzo ciekawą.
OdpowiedzUsuńAle, wybacz, co ma giętkość języka, do ewidentnego babola rzeczowego, jakim jest pisanie o graniu hymnu z wieży kościoła Mariackiego. Moim zdaniem czasem warto posłuchać czytelników i jak pisze Agnesto, a my z ZWL postulujemy od dawna, rozsiąść się wygodnie ze swym dziełem na kolanach i powtórnie je po napisaniu przeczytać. A nie uprawiać pisarską polkę galopkę i liczyć na sito korekty i redakcji, które zresztą coraz częściej bywa dziurawe.
UsuńHymn z wieży Mariackiej to nawet ładne:) Ja tam ostatnio czytałem o ciężarnej, w której szaleje gulasz hormonów, najwyraźniej autorka była przed obiadem:P
OdpowiedzUsuń"W moim wyobrażeniu osoba pisząca, pretendująca do wydawania swoich utworów, cyzeluje każde zdanie, waży słowa, dopieszcza i wygładza tekst, szlifując go jak jubiler drogie kamienie. Czyta po raz wtóry, a nawet po wielokroć kolejne akapity niwelując nierówności i tropiąc chochliki." I to jest wyobrażenie teoretycznie słuszne, ale w praktyce aspirującym autorom tak się spieszy, żeby objawić własny talent światu, że publikują bez czytania.
OdpowiedzUsuńTak, te teksty powyżej pisaliśmy właśnie MY Jak zwykle zgryźliwi i zazdrośni o sławę :P
UsuńJa jestem ten bardziej zasępiony:PP
UsuńWitam Szanownych Zgryźliwych w moich skromnych progach ;-)
OdpowiedzUsuńA propos mojego wyobrażenia - zawsze byłam idealistką... ;-D
Mam nadzieję, że sito korekty nie okaże się dziurawe i historia o Melancholim ukaże się w formie bezbłędnej.
Nie jestem czepialska, nie wytykam szczegółów, jak mnie wciągnie fabuła, jak czytam "w afekcie", to na wiele rzeczy przymykam oko.
Błędy rzeczowe jednak rażą mnie bardzo. W poprzednim wpisie też wskazałam jeden taki "humor z zeszytów".
Pozdrawiam znad miseczki jagód.
Jak fabuła dobra, to się sporo wybacza, fakt:P Niestety, fabuły u pani od hormonalnego gulaszu nie było.
UsuńEj, bo robię się głodna... tylko wolałabym "Gulasz z turula" ;-)
UsuńAgnesto, a jak Twoje plany na czerwcową Trójkę?
OdpowiedzUsuńNiestety- poległam, wyciągnęłam nawet z półki ibero i stwierdziłam, że nie teraz, nie mam ochoty, a z dzieł noblistów też nic mi nie pasowało.
UsuńSpełniłam tylko jeden punkt- babskie czytadło, ale nie podłączałąm pod "Trójkę.." skoro wiedziałam, że pozostanie "Jedynką" ;-)
Na lipiec pewnie też nie 'odrobię lekcji', bo znów mam dostawę książek- kusicielek, które proszą "Nie okładaj na potem" ;-)
Uściski!
Witam, z ciekawością czytam wasze komentarze. Jestem autorem Melancholii, ale widze, że tu wiele osób wie, co robilem a czego nie. Otóż dla każdego komentującego, ksiażkę Melancholii poprawiałem parę razy ale niestety nie da mi się wszytskich błędów wyłapać, nie jestem aż tak wspanialy jak ci wszyscy tutaj, którzy by to zrobili bezbłednie. Nie wiem czy ma to sens komentować, ponieważ od początku nie chodziło mi o zrobienie z tej książki tematu do omawiania pt czy autorowi spieszy się wydać książkę, czy zrobilaki czy owaki błąd. Niestety, piszę książkę w komputerach czeskich, dokument world czasem sam zmienia mi słowa, więc poprawiam je i czterokrotnie. Ale co tam, jezeli ważna nie jest fabuła a to co sobie ktoś myśli i jak każdy wie wszytsko lepiej, to co tu pisać więcej. Jakkolwiek by nie było, dziękuję za recenzję, przynajmniej nieomylni ludzie mogą pośmiać się z hymnu, ponieważ nawet nie przyjdzie im do głowy, że słowo to przez przypadek mogło zostać zmienione w książce automatycznie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńW takim razie wyłączenie opcji autokorekty w Wordzie zaoszczędziłoby Panu wiele pracy i przykrych niespodzianek w gotowym tekście.
UsuńWidzę, że wyznaje Pan zasadę - najlepszą obroną autora jest atak. Proszę jednak zrozumieć. Nam nie chodzi o to, że fabuła nieważna, ale o to, że nawet najlepszy pomysł fabularny można zarżnąć przy pomocy błędów językowych czy, jak pokazuje przykład hymnu (swoją drogą przeprowadziłem eksperyment i nijak nie chciał mi Word poprawić hejnału na hymn, ale mniejsza), rzeczowych. Zganianie swoich niedociągnięć na edytor tekstu i czeskie komputery jest co najmniej śmieszne. Jeśli chce Pan pisać w ojczystym języku, kupno laptopa ze zlokalizowanym systemem i odpowiednią wersją Worda nie powinno stanowić problemu. Jeśli stanowi, zawsze zostaje wieczne pióro. Kiedyś działało :)
UsuńPozdrawiam i pozostaję z nadzieją, że pracy nad cyzelowaniem swych tekstów nie uzna Pan mimo wszystko za zbędną.
Pax, pax! ;-)
OdpowiedzUsuńProponuję już pozostawić w spokoju kwestię "hymn a sprawa polska", a z dyskusją o "Melancholii...." poczekać aż ukaże się w wersji ostatecznej, miejmy nadzieję - bezbłędnej. Nie ma o co kruszyć kopii, korektorzy też muszą zarabiać na chleb ;-)Moja dygresja, owszem zainspirowana omawianym e-bookiem, była natury ogólnej.
Szanujmy słowa i siebie nawzajem.
Pozdrawiam serdecznie Autora i Wszystkich Komentatorów.
Niech się zatem stanie wedle woli Twojej. Tym bardziej, że chęci do dyskusji, jak widać, brak :)
Usuń