wtorek, 7 lutego 2012

Salon kontra saloon, czyli przygody młodej damy na Dzikim Zachodzie

Nora Roberts, Na wagę złota, Wydawnictwo MIRA/Harlequin, 2011.

Arizona, rok 1875. Do Lone Bluff z wypłatą w kieszeni i ochotą na whiskey i kobiety powraca Jake Redman, rewolwerowiec słynny z szybkiej ręki i celnego oka. Typ twardziela, dla którego zabić, to tyle co splunąć. W jego żyłach płynie cząstka indiańskiej krwi, honor jest dla niego sprawą kluczową. Przywykł "uważać za dom niespełna dwa metry,  na które padał  jego cień", ale ostatnio zakwaterował się w małej mieścinie wśród gór i pustkowi. Chciał odpocząć po kilku tygodniach pracy jako poganiacz bydła, ale zamiast spokoju znalazł kłopoty. Przyczyniły się do nich, a jakże by inaczej, kobiety. Zwłaszcza taka jedna blondynka, którą często ratował z opresji.

Podróż ciasnym i rozklekotanym dyliżansem w zaduchu w niezbyt doborowym towarzystwie do luksusów nie należała, ale Sarah Conway zniosła ją dzielnie. Po latach rozłąki i zakończeniu edukacji w szkole prowadzonej przez zakonnice jechała do swojego ojca, właściciela kopalni złota, by zostać panią domu, jaki dla niej wybudował. Na miejscu panienkę spotkało gorzkie rozczarowanie. Dwa dni temu pochowano jej rodzica, a wszystko, co po nim zostało, to gliniana chatynka, parę szop, zasuszony warzywnik, trochę grosza i pamiętnik. Wspomniana kopalnia w rzeczywistości była nie doskonale prosperującą firmą wydobywczą, a szybem wydłubanym w ziemi, w którym własnymi rękami pracował pan Conway. Złoto pozostawało w sferze domysłów.

Z pozoru krucha i delikatna Sarah okazała się twardą zawodniczką, która nie da sobie napluć w kaszę. Uparta i zdeterminowana zamieszkała w domostwie ojca i całkiem nieźle zorganizowała sobie życie. Początkowo dochodziło do zabawnych sytuacji, bo panienka zachowywała maniery i prowadziła konwersacje jakby była na proszonej herbatce na salonach, a nie w pionierskich warunkach pokrytego pyłem i kurzem miasteczka na Dzikim Zachodzie, gdzie rządziło prawo pięści i rewolweru. Dumna Księżniczka - tak ją nazywał Jake. Na szczęście wykształcenie, jakie zdobyła młoda dama, nie ograniczało się do języka francuskiego i gry na fortepianie. Umiejętność szycia, gotowania i znajomość gospodarstwa przydały się jak znalazł. W ogóle Sarah była pojętną uczennicą, nawet nauka strzelania do celu przyszła jej z łatwością, szybko też nauczyła się funkcjonować w małej społeczności Lone Bluff. Niezłe ziółko z niej wyrosło, trzeba przyznać, ale w pozytywnym znaczeniu. Można podziwiać jej hart ducha i odwagę. Do jej ręki szybko znalazł się konkurent, jak się potem okazało, bardziej interesowała go kopalnia... Cóż, kiedy serce Sarah biło dla enigmatycznego "brutala" o szarych oczach.

"Na wagę złota" jest romansem, owszem, ale bardzo zabawnym. Dialogi Sarah i Jake'a aż się iskrzą. Uśmiech wzbudza postać starego poczciwego pijaczka Luciusa i pies o pirackim imieniu. Nie brakuje także scen mrożących scen w żyłach. Napad,  pożar,  pojedynki, strzelanina, porwania.... Przygód jest pod dostatkiem. Do lepszych scen zalicza się bójka dwóch kobiet w "domu uciech", a także finałowa "rozgrywka" ze strzelbą.
Wśród postaci znajdziemy zarówno ludzi poczciwych i dobrych, jaki i wilki w owczej skórze, bezwzględnych zabijaków i honorowych wojowników, podłe żmije i kobiety o anielskich sercach.

Dużo się działo na kartach powieści, aż szkoda, że to tylko niewiele ponad trzysta stron. Wątek uczuciowy stanowił nić przewodnią, ale ważne miejsce w fabule zajęła kwestia "gorączki złota", sprawa własności kopalni, chciwości osób, które dla bogactwa, gotowe są na wszystko... Do tego jeszcze dochodzi problem traktowania mieszańców, ludzi, w których żyłach płynie częściowo indiańska krew, jak i samych Indian, doprowadzanych do wyginięcia przez Białe Twarze, żądne posiadania ziemi i wszelkich dóbr.

Wartka akcja nie pozwalała się nudzić, przygody bohaterów zajmowały uwagę na tyle, że można było przymknąć oko na typowo romansowe fragmenty, które nie każdy czytelnik lubi.
Romans przygodowy rozgrywający się w scenerii Dzikiego Zachodu, przypomniał mi klimat serialu "Doktor Quinn". Tu co prawda o medycynie mowy nie było, choć pomoc lekarska i pielęgniarska także miały miejsce, ale postaci, np. rodzina sklepikarzy, zdarzenia  takie jak turniej strzelecki, zabawa taneczna z okazji Dnia Niepodległości jako żywo można porównywać. Oczywiście skojarzenia z konwencją westernu są jak najbardziej także słuszne.

Bardzo dobrze się bawiłam podczas lektury; odpoczęłam i przeżyłam ciekawą podróż w czasie i przestrzeni.  Już wiem, dlaczego Nora Roberts jest tak lubianą pisarką ;-)
Szkoda, że nie ma dalszych części przygód mieszkańców Lone Bluff.

Powieść wydano wcześniej pod tytułem "Serce pełne złota", a tytuł oryginału brzmi "Lawless". Niech więc nikogo nie zwiedzie ta sama treść pod inną okładką.

3 komentarze:

  1. No widzisz Aguś Roberts nie boli :)
    Pośmiałaś się, odprężyłaś :) Mam nadzieję, ze to nie ostatnie spotkanie z tą autorką :)

    Ja po niej czuję wyjątkowo niedosyt :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Nora ma naprawdę wiele twarzy :) Cieszę się że książka Ci sie spodobała i że się dobrze przy niej bawiłaś ;D Ja sama przy niej spędziłam całkiem przyjemne i wesołe chwile. Kocham Norę !!!!

    OdpowiedzUsuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów