Wielka Litera 2014 |
Adekwatną do tych okoliczności okazała się lektura głośnej już, omawianej w mediach ( w tym Trójkowej audycji "Z najwyższej półki") książki "Brudne serca" Anny Karoliny Kłys - poznańskiej dziennikarki, reporterki związanej z Radiem Eska, autorki wywiadu-rzeki z Bohdanem Smoleniem, zajmującej się sprawami społecznymi, a także fotografią. Autorka zaprezentowała nam kawałek historii "źle obecnej w szkole". Już podtytuł "Jak zafałszowaliśmy historię chłopców z lasu i ubeków" wskazuje, jakiego tematu i jakich czasów dotyczy publikacja. O historii najnowszej, powojennej właściwie wiemy niewiele, a i ta szczątkowa wiedza uzależniona jest od tego kto i jak nam ją przekazywał, w jakich okolicznościach politycznych, że tak powiem, bo nie jest nowiną iż pewne treści w podręcznikach pojawiły się dopiero po 1989 r, a zafałszowań i przemilczeń chyba nigdy nie uda się uniknąć.
Anna Kłys podjęła się bardzo trudnego i ważnego zadania, by skrawek polskich powojennych dziejów naświetlić i przybliżyć. Odwołała się do pojęcia pamięci narodowej, która jest "sumą skleroz wszystkich obywateli" ( s. 7). Pamięć pojedynczych ludzi bowiem pewne fakty zaciera, wypiera, przekręca i tworzy na nowo. "Mamy bohaterów i zdrajców, ofiary i katów, stare pomniki dyskretnie wywiezione lub zburzone, a w oprawie muzyki, poezji i wzruszeń odsłaniane nowe. Nie mamy tylko ciągle pojęcia - co powoduje, że zostaje się bohaterem albo zdrajcą." (s. 8)
Zdaniem autorki, zapewne nieodosobnionym, nic nie jest albo białe albo czarne (czy też czerwone - pozostając przy symbolice barw naszej narodowej flagi). Sztucznym wydaje się jednoznaczny podział na dobrych i złych, apoteozowanie jednych i potępianie drugich, to niemożliwe, "żeby wszyscy byli w AK, żeby w Wermachcie służył tylko jeden dziadek ", że nikt nie kradł cudzej własności, a donosy pisali tylko szpiedzy sowieccy. (~ s. 14). Bo tak nie było, o czym świadczą przecież dokumenty, a zdrowy rozsądek nakazuje przyjąć postawę obiektywną. Nie wszyscy partyzanci byli "święci", nie każdy milicjant był z gruntu zły.
W swej mrówczej niemal pracy pani Kłys zgłębiła wiele materiałów źródłowych, m.in. zestawienie "Skazani na karę śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Poznaniu 1946-1955" - wydane przez IPN. Niewiarygodne, jak wiele osób zostało zgładzonych za "przestępstwa antypaństwowe" ( oczywiście według ówczesnego systemu). Byli wśród nich żołnierze podziemia zbrojnego, działacze konspiracji politycznej, a także cywile, którzy pomagali "bandom", czy ludzie, którzy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie. Przed WSR stawali cywile, funkcjonariusze MO, UB, Straży Więziennej, żołnierze KBW oraz WP - czytamy w publikacji. Jedynym śladem po rozstrzelanych są dokumenty ze śledztw, rozpraw i protokoły z wykonania kary- rozstrzelania. Przerażające jest to, że nie wiadomo, gdzie dokładnie byli zabijani, gdzie ich pochowano, co tak naprawdę się stało z ich ciałami.
Wśród tych tragicznych skazańców był Stanisław Cichoszewski ps. Struś, były milicjant, któremu postawiono zarzut działalności w grupie (określanej jako banda rabunkowo- terrorystyczna) "Rycerz" - "Szefa Czesia", napady na posterunki, potyczki z MO, UB, nielegalną broń, ucieczkę z więzienia... To jego tropem podąża w swym reportażu dziennikarka. Drugą sylwetką, której bliżej się przyjrzała, był Jan Młynarek - dowódca plutonu egzekucyjnego, naczelnik aresztu śledczego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Człowiek, który kilkakrotnie pisał prośby o zwolnienie ze służby, narażał się na nagany, kary dyspyplinarne, jakby dążąc, by go zwolnili; który fałszował swój życiorys. Anna Kłys próbuje pokazać ich od tej zwyczajnej strony, jako mężów i ojców, dociec o czym marzyli, co czuli, czego chcieli. Na ich przykładzie przedstawia zawiłość ludzkich losów na tle powojennej rzeczywistości, historii i polityki.
Kolejną postacią, która zaistniała na kartach tej książki jest mecenas Hejmowski - adwokat z urzędu w procesie Greisera, obrońca oskarżonych przez WSR i osadzonych w Polsce obywateli niemieckich. Są tu jeszcze przywołane tragiczne losy Władka Trawy, Janka Jodzisa, Stacha Janickiego oraz Władysława Rachela - sołtysa Sucharzewa, który przenocował akowców. Oprócz tych wstrząsających opowieści jest także niemniej poruszający rozdział "Prawa i przywileje narodu niemieckiego" - o pasie przygranicznym, rodzinnych stronach Cichoszewskiego i Młynarka, gdzie sporo było Niemców. Tu mowa o dzieleniu ludności na kategorie, wysiedlaniu, wkraczaniu frontu radzieckiego. Przywołane wspomnienia mieszkańców rocznik 1928, czy 1927. To, co zapamiętali, przyprawia co najmniej o gęsią skórkę.
Wśród tych tragicznych skazańców był Stanisław Cichoszewski ps. Struś, były milicjant, któremu postawiono zarzut działalności w grupie (określanej jako banda rabunkowo- terrorystyczna) "Rycerz" - "Szefa Czesia", napady na posterunki, potyczki z MO, UB, nielegalną broń, ucieczkę z więzienia... To jego tropem podąża w swym reportażu dziennikarka. Drugą sylwetką, której bliżej się przyjrzała, był Jan Młynarek - dowódca plutonu egzekucyjnego, naczelnik aresztu śledczego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Człowiek, który kilkakrotnie pisał prośby o zwolnienie ze służby, narażał się na nagany, kary dyspyplinarne, jakby dążąc, by go zwolnili; który fałszował swój życiorys. Anna Kłys próbuje pokazać ich od tej zwyczajnej strony, jako mężów i ojców, dociec o czym marzyli, co czuli, czego chcieli. Na ich przykładzie przedstawia zawiłość ludzkich losów na tle powojennej rzeczywistości, historii i polityki.
Kolejną postacią, która zaistniała na kartach tej książki jest mecenas Hejmowski - adwokat z urzędu w procesie Greisera, obrońca oskarżonych przez WSR i osadzonych w Polsce obywateli niemieckich. Są tu jeszcze przywołane tragiczne losy Władka Trawy, Janka Jodzisa, Stacha Janickiego oraz Władysława Rachela - sołtysa Sucharzewa, który przenocował akowców. Oprócz tych wstrząsających opowieści jest także niemniej poruszający rozdział "Prawa i przywileje narodu niemieckiego" - o pasie przygranicznym, rodzinnych stronach Cichoszewskiego i Młynarka, gdzie sporo było Niemców. Tu mowa o dzieleniu ludności na kategorie, wysiedlaniu, wkraczaniu frontu radzieckiego. Przywołane wspomnienia mieszkańców rocznik 1928, czy 1927. To, co zapamiętali, przyprawia co najmniej o gęsią skórkę.
"Brudne serca" mają wymiar również bardzo osobisty, albowiem autorka musiała stanąć oko w oko z przeszłością własnej rodziny, a ściśle swojego ojca, dyrektora Archiwum Państwowego, który w latach 1959-69 był w SB. Odkrycie tego faktu było dla Anny traumą, spotęgowaną przez to, że wszyscy dookoła o tym wiedzieli, tylko nie ona..., że rodzice nie chcą o tym rozmawiać. W pewnym sensie zawalił jej się świat. Musi nauczyć się żyć z tą świadomością. Zapewne jak szereg innych córek, synów, żon, wnuków, kuzynów itp.... Czy jednak da się przejść nad tym do porządku dziennego? Czy rodzina może być dyskredytowana czy obwiniana za postępowanie swoich członków? Co naprawdę wiemy o swoich przodkach? To niezwykle trudna i frapująca problematyka.
Publikacja Anny Kłys pozwala uświadomić sobie wiele spraw, porusza, daje do myślenia. Nie sposób przejść obok niej obojętnie, nie da się jej przeczytać bez emocji. Na uwagę zasługuje bogactwo materiałów, do których sięgnęła dziennikarka i ogrom jej pełnej poświęcenia pracy. Doceniam to, jak również odwagę mówienia o swoich rodzinnych sprawach, przynam jednak, że momenatmi irytował mnie styl, jakim się autorka posługiwała, jakby chciała w niektórych momentach rozluźnić atmosferę, nieco może zbyt swobodnie komentując przytoczone fakty. Jest to moje subiektywne odczucie, możliwe, że innym to nie będzie wcale przeszkadzać. Nie da się jednoznacznie okreslić, czy "Brudne serca" to bardziej reportaż historyczny czy esej, w każdym razie jest to kawał dobrej literatury faktu, z którą warto się zapoznać.
Muszę przeczytać, już od jakiegoś czasu interesuje mnie ten temat więc ta książka będzie dla mnie idealna.
OdpowiedzUsuńSądzę, że to będzie trafiony wybór, tylko lektura wymaga dość skupienia.
UsuńZ tym skupieniem, to u mnie ostatnio gorzej ;-), ale czasami mam chwilę późnym wieczorem zanim padnę ;-).
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUsunęłam komentarz ze względu na istotną literówkę, którą nie mogłam już poprawić.
UsuńTo ten komentarz (skopiowany przed usunięciem):
Nie znam książki, więc nie wypowiem się na ten temat. Jednak już na starcie nie odpowiada mi podtytuł : "jak zafałszowaliśmy historię...". Ta liczba mnoga - w domyśle "my wszyscy" to jakaś dziwnie pokrętna odpowiedzialność zbiorowa. Może jeszcze w odniesieniu do tych, którzy w tamtych czasach byli dziećmi, albo nawet się nie urodzili?
Niech każdy mówi za siebie, konkretnie nawet w tytule.
Nie pomyślałam o tym, rzeczywiście - lepiej brzmiałoby " jak zafałszowano...", ale nie chodzi tu o odpowiedzialność zbiorową, raczej o skłonność (wspólną nam wszystkim) do schematyzacji, do jednostronnego postrzegania. Kogoś uznajemy za bohatera, kogoś za zdrajcę, ale kim oni byli, jacy byli, co nimi powodowało - tego już nie dociekamy.
UsuńZdaję sobie sprawę, że nie przedstawiłam wszechstronnie tej książki. Odsyłam do audycji z autorką. Np.:
http://www.polskieradio.pl/9/874/Artykul/1039442,Z-najwyzszej-polki-historie-trudne-bolesne-nieznane
A propos przedstawiania wszechstronnego, jakbyśmy tak robiły, to by nikt nie chciał czytać tych wypracowań ;-).
UsuńInternet to bigos wiadomości, żeby nie powiedzieć, salceson - Ble ;-)
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję, pozdrawiam.
Usuń