Tu tyle różnych spraw nawarstwia się i spiętrza."
Te słowa piosenki ze słynnego radiowego słuchowiska "Rodzina Poszepszyńskich" autorstwa J. Janczarskiego ciągle kołatały się mi w głowie, gdy czytałam "Dom tęsknot", drugą powieść w literackim dorobku Piotra Adamczyka - dziennikarza, filozofa, poety. Z tym, że opisywana przez niego rodzina nie była "jak wiele innych rodzin", a poznaliśmy ich nie tylko "w niedzielę i na co dzień", ale także na tle historyczno-społecznych wydarzeń XX wieku oraz relacji polsko-niemieckich. To także rodzina w szerszym pojęciu - a mianowicie: lokalna społeczność mieszkańców kamienicy, których tak wiele dzieli i jednocześnie - tak dużo łączy. I tu przychodzi na myśl serial "Dom".
Takie skojarzenia, czy porównania jednak zbyt wiele nie wyjaśniają, bo każdy wędruje swoimi ścieżkami odwołując się do własnych czytelniczych, filmowych oraz innych, kulturowych doświadczeń. Każdemu powieść może otworzyć zupełnie inne szufladki, uchylić inne drzwi...
Właśnie, drzwi... Na dość ciemnej okładce widnieje księga, a w niej - niczym w domu - częściowo otwarte drzwi, przez które wymyka się smuga światła. U góry snuje się dym, ale nie z komina. Skąd ten dym - wyjaśnienie znajdziemy już w pierwszym akapicie. Ponoć "rękopisy nie płoną", ale suche z upału i starości, ponadstuletnie księgi - owszem. Tytułowy dom, poniemiecka kamienica na wrocławskich Krzykach, jest jak otwarta księga. Każde mieszkanie, pokój, piwnica ma swoją historię i sekrety. Podobnie jak lokatorzy - różnego pochodzenia, statusu, wyznania i poglądów - każdy z nich snuje własną opowieść, zapisując kolejne karty księgi swego żywota.
"Dom tęsknot" to sentymentalna, wielowątkowa, pełna tajemnic i wzruszeń, urzekająca opowieść o powojennym Wrocławiu, o skomplikowanych losach tamtejszych mieszkańców, zarówno autochtonów jak i repatriantów. O miłości. O dzieciństwie i dorastaniu. O konfrontacji z mitami i stereotypami. O poszukiwaniu legendarnego Kielicha Lutra (odpowiednik świętego Graala) i jego strażnikach. O spełnionych marzeniach i rozczarowaniach.O pamięci. O tęsknocie.
Bo tęsknić można nie tylko za tym, co było, ale także za tym, co dopiero będzie....
Każdy z bohaterów za czymś lub za kimś tęskni. Piotr - za śliczną Laurką z sąsiedztwa, Rozalia Smokowa- za lepszą egzystencją, pan Teofil - za ojczystymi Kresami, panna Julianna - ciągle czeka na powrót ukochanego Fryderyka, Wieczne Potępienie - wbrew rozwiązłym pozorom - szuka stabilizacji... I tak po kolei można by wymieniać... W powieści nie znajdziemy jednak melancholijnych wynurzeń i gorzkiego rozpamiętywania, ani rozrachunku na serio z przeszłością. To raczej "rozrachunek" ironiczny, z dystansem. Takie może nieco inne spojrzenie na sytuację Niemców i Polaków po wojnie, zwłaszcza na tzw. Ziemiach Odzyskanych oraz świetnie opisane czasy PRL.
Powieść składa się z 76 dość krótkich rozdziałów, które choć razem tworzą spójną całość, same w sobie stanowią miniaturowe całości - zgrabnie ułożone, zakończone puentą, zawierają historię dotyczącą danej osoby, czy konkretnego zdarzenia. Napisane są lekko, z humorem, czasem jakby z przekąsem... Nawet o poważnych sprawach, w niczym im nie ujmując. Jakby "odbrązawiając" trudne tematy związane z wojną tożsamością narodową, itp.
Już wybrane przykładowo tytuły sporo mówią: "Moja matka poniemiecka", "Życie powszednie muru berlińskiego", "Hitler leży pod jabłonią", "Przypadek metafizyczny pojemnika na mączkę sago", "O wuju, co się utopił w arbuzie" "Zmiana wśród domowych wariatów", "Historia z ponurym kotem", "O wyższości faszyzmu nad wampiryzmem"... Mnóstwo tu anegdot, dygresji, wspomnień, opowieści i ciekawostek. Dobrze byłoby też przygotować sobie zawczasu notesik, by wyłowić celne zdania, aforyzmy.
Narracja ma formę retrospekcji. Bohatera, który "nam opowiada", poznajemy w momencie, gdy po dokonaniu "małej inkwizycji domowym sposobem" udaje się na zaleconą psychoterapię i zaczyna się otwierać wspominając dzieciństwo, rodzinne opowieści...Gatunkowo mamy tu wszystkiego po trochu - warstwa obyczajowa, historia, przygoda i sensacja, miłość, zbrodnia i zagadka. Do tego świetny styl, wyobraźnia, poczucie humoru. Wszystko w proporcjach idealnych, zapewniających wciągającą lekturę i rozrywkę. Jednocześnie to mądra proza, z której każdy może wynieść coś, o czym wcześniej nie wiedział i wyłuskać dla siebie jakieś literackie "smaczki".
Po tej powieści zostają dobre wspomnienia, choć nie opowiada ona o samych dobrych sprawach. Do tej książki naprawdę chce się wracać. Można ją otwierać na przypadkowej stronie i czerpać przyjemność z czytania kolejnych pięknych zdań. Pisząc te słowa, właśnie sobie ją podczytuję. Napawam się smakiem tej prozy. Naprawdę, nie spodziewałam się, że "Dom tęsknot" tak mnie zachwyci i zajmie. Nie sposób oddać całej specyfiki tej powieści, jej niepowtarzalnego kolorytu, wyrazistości postaci, barwnego nurtu opowieści. Po prostu trzeba przeczytać samemu!
"Pisanie jest jak wiązanie sznurowadeł - pisze się po to, by język nie uciekł" (s. 295) Piotrowi Adamczykowi nic nie uciekło, w dodatku spiął wszystko klamrą kompozycyjną. I nieważne, czy w szafie mieszka pożądanie, czy poniemiecki mundur oraz sukienki panienek Freytag, autor potrafi zdobyć uwagę czytelnika i sprawić, że będzie on tęsknił za jego prozą...
Cieszę się, że powieść jest urzekająca, już na mnie czeka na półce:)
OdpowiedzUsuńojej, jako autorowi bardzo mi miło :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
Ojej, jak autor szybko znalazł ślad swej książki :-) Nawet nie zdążyłam "ofejsować" ;-) A i tak czuję, że nie napisałam wystarczająco o tej powieści.
UsuńDziękuję za tak piękną porcję prozy i proszę pisać,pisać... Stęsknieni czytelnicy czekają :-)
Mam w planach - koleżanka w pracy jest zachwycona i jak tylko odblokuje książkowy zator - to się za Dom zabiorę.
OdpowiedzUsuńSłuszny zachwyt koleżanki, wypożycz koniecznie!
UsuńZ Poszepszyńskimi sobie nie skojarzyłam, ale uśmiałam się z Twojego skojarzenia, bo trafne.
UsuńNie czytałam jeszcze nic tego autora. Chętnie to zmienię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
artemis-shelf.blogspot.com