Pokazywanie postów oznaczonych etykietą publicystyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą publicystyka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 13 marca 2020

"Alfabet Tyrmanda" D. Pachocki

Rok 2020 został ustanowiony Rokiem Leopolda Tyrmanda. Przypada w nim 100.rocznica urodzin i 35. rocznica śmierci tego wybitnego pisarza, dziennikarza i publicysty, autora m.in.  powieści Zły i Dziennika 1954, niezależnego intelektualisty, krytyka komunizmu, arbitra elegancji i znawcy jazzu. Trudno o lepsze uhonorowanie literata niż lektura jego książek, biografii i innych publikacji jemu poświęconych. Wydawnictwo MG oferuje kilka takich pozycji, wśród nich przygotowany przez Dariusza Pachockiego Alfabet Tyrmanda.

Leopold Tyrmand to wyjątkowo barwna i ciekawa postać,  taki “typ niepokorny”. Jego literacka aktywność obejmuje ponad czterdzieści lat, z czego połowa przypada na czas emigracji. Ważnym etapem w jego życiu był pobyt w Paryżu, gdzie studiował architekturę i zetknął się z kulturą jazzu. Warto przypomnieć, że potem był organizatorem słynnego Jazz Jamboree. Wojenne losy rzuciły go z Wilna do Niemiec i Skandynawii. W 1946 r wrócił do Warszawy, jego literacka droga nie była usłana różami. W “Dzienniku 1954” pisał:
“Jestem pisarzem, któremu nie wydają książek, publicystą nie drukującym artykułów, dziennikarzem nie mającym wstępu do żadnej redakcji. Nikt nie chce ode mnie scenariuszy, nie błyszczę, nie bywam, nie mam rangi, nie stoję na szczeblu. Po prostu nie ma mnie. Wszystko dlatego, że chcę w moim kraju żyć, myśleć i pracować tak, jak uważam za słuszne. Za to płacę nieprawidłowością istnienia i zakazem rozwoju”
( L. Tyrmand, Dziennik 1954, Warszawa 1989, s. 231).


Cała moja recenzja pod linkiem:
http://zycieipasje.net/2020/03/11/patronat-medialny-alfabet-tyrmanda-dariusz-pachocki/

czwartek, 22 stycznia 2015

Aniołowie.... przybywajcie!

David Jeremiah, Aniołowie. Kim są? Jak pomagają? Co ujawnia Biblia?, Wydawnictwo M, 2014

Aniołowie Taka oto nietypowa lektura towarzyszyła mi w  adwentowo-bożonarodzeniowym okresie.
Co wiemy o aniołach? Jak już opędzimy się od wyobrażenia  postaci w długiej szacie ze skrzydłami i złotą świecącą aureolą, jak już przypomnimy sobie film z  Meg Ryan, Nicolasem Cage'm i cudowną ścieżką dźwiękową, to tak naprawdę okazuje się, że nasza wiedza o aniołach właściwie jest mizerna. Chyba że ktoś jest wytrawnym biblistą.

David Jeremiah, amerykański pastor, przygotował coś na kształt monografii aniołów opierając się na tym, co na ich temat można przeczytać w Biblii. Ta rozprawa nie jest jednak żadnym dyskursem teologicznym, ale popularyzatorskim wykładem, skierowanym bezpośrednio do Czytelnika. To  bardzo swobodny przekaz, dość "luzacki", pełen zwrotów na "ty", przykładów, pytań, wykrzyknień. Styl jest "kaznodziejski", ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Autor książki nie grzmi z góry, ale zaprasza na wspólną wędrówkę w poszukiwaniu odpowiedzi na wiele pytań i wątpliwości, zaprasza nas na podróż z prędkością niebiańskiego światła poprzez wieki i stronice Pisma Świętego.

Punktem wyjścia do rozważań stała się osobista historia choroby, kiedy to David Jeremiah odczuwał, że byłby o wiele spokojniejszy, gdyby miał przy sobie Anioła Stróża. Cóż, on nigdy go nie widział, ale przecież inni widywali anioły, zatem - czy to z jego duchowością coś było nie w porządku? Czy aktywność anielska skończyła się w czasach biblijnych? Czy "angelomania", jaka zapanowała w latach 90. XX w. to tylko rozrywka albo taktyka Szatana? David Jeremiah stawia naprawdę sporo pytań i zmusza do zastanowienia się."Jak wypracować zrównoważony i solidny punkt widzenia zbudowany na fundamencie realności Boga i wiecznej prawdy?" ( s. 9) - spróbujmy razem tego dokonać, zdaje się mówić pastor.

Milion ludzi na całym świecie czyta dwumiesięcznik wydawany przez Guidesposts "Aniołowie na Ziemi", w którym zamieszczane są historie o ludziach, którzy są przekonani, że spotkali aniołów. Czy to wiąże się z otwarciem na duchowość? Magazyn "Life" określił anielskość etykietą "Bóg w wersji light". Czy w tym nie kryje się zagrożenie - szatańska pułapka?
Jeremiah przywołuje kilka przykładów ingerencji aniołów np. opowieść o tym, co zdarzyło się w Ravensbruck (Corrrie Boom "A Prisoner - And Yet" - ukryta przed rewizją Biblia), czy historię Walta Sheparda - cudem uratowanego w wypadku na autostradzie. Czy wierzymy w to, co się zdarzyło?
Biblia  zakłada istnienie aniołów, mówi o nich wprost ponad trzysta razy.

"Podróżując" przez różne fragmenty Biblii wraz z przewodnikiem, uzyskujemy takie oto podsumowanie, kim są aniołowie:
to wywołujący lęk wojownicy Boga, nosiciela i siewcy Jego gniewu i mocy,
- chronią, ratują i bronią ludzi,
- prowadzą, dając jasne i konkretne wskazówki od Boga,
- pocieszyciele i służący, którzy przynoszą zachętę, dodają siły gestem i słowem,
- posłańcy, którzy informują i  objawiają dobrą nowinę.
Znajdziemy też ostrzeżenia. Nie wolno nam przedstawiać aniołów zgodnie z naszą wolą i wyobraźnią. Takie przedstawienia, które znamy z obrazów, czy figurek nijak mają się do Biblii, bo anioły to nie "puch i pianka", "dostępne jak aspiryna" (Magazyn "Time"). Biblia stanowi jedyne wiarygodne źródło informacji. Nie wolno pozwolić, by aniołowie zastąpili w naszym życiu Boga. Nie wolno przesadnie czcić aniołów.

Następnie David Jeremiah przygląda się kanałom komunikacyjnym (Bóg- anioł- człowiek) oraz analizuje status aniołów wg takich oto haseł: byty stworzone dla nas, stworzone na początku, niezliczeni, niebiańscy, byty duchowe, byty duchowe- a jednak ograniczone, są jak wiatr, jak ogień, jak gwiazdy. Rozważa  sytuacje, kiedy pojawiają się aniołowie oraz do jakiego stopnia jesteśmy do nich podobni. Wreszcie  omawia rozmaite grupy aniołów oraz ich imiona, wszak na pewno o nich słyszeliśmy (serafini, cherubini, archanioł Gabriel itd.) Zadaje także pytania - czy aniołowie wykonują całą pracę Boga, czy wżeniali się w rasę ludzką. Wspomina o anielskich orszakach i aniołach piekieł.

Publikacja zawiera indeks cytatów z Pisma Św., bibliografię. Co ciekawe, prezentuje protestancki punkt widzenia, ale stanowi cenne źródło informacji dla katolików. Nie wiem, czy mogę, ale nazwałabym tę książkę "popularnoreligijną". Być może niewiele osób wyrazi swoje zainteresowanie taką tematyką (ale może się mylę), w każdym razie jest to ciekawa i mądra książka, którą dobrze się czyta, tak jakby słuchało się znakomitego, trafiającego do  słuchaczy, mówcy.


  • ISBN: 978-83-8021-002-8
  • Okładka: miękka
  • Wymiary: 140 x 202 mm
  • Ilość stron: 230
  • Rok wydania: 2014
  • Wydawca: Wydawnictwo M

sobota, 9 sierpnia 2014

"Made in Poland", czyli Powstanie Warszawskie okiem jego uczestnika

Emil Marat,  Michał Wójcik
"Made in Poland. Opowiada jeden z ostatnich żołnierzy Kedywu Stanisław Likiernik"

Wielka Litera 2014

Trudno o lepszy czas na lekturę tej książki niż początek sierpnia, kiedy to przypada rocznica Powstania Warszawskiego- wydarzenia wyjątkowego i niezwykle ważnego w historii naszej Ojczyzny, okupionego mnóstwem ofiar, kontrowersyjnego w ocenie.
Dyskusje i spory o słuszność wybuchu powstania nadal się toczą, ale moim zdaniem  możemy sobie je wsadzić w kieszeń. To fakt historyczny, którego żadne analizy i opinie nie zmienią, i niezależnie od  sądów współczesnych osób,  jesteśmy winni cześć i pamięć tym, którzy wówczas walczyli o wolność i niepodległość, tym, którzy zginęli (żołnierzom i cywilom). I jeżeli ktoś ma w pełni prawo osądzać tamte wydarzenia, to tylko ten, kto był ich świadkiem i uczestnikiem. Już niewielu ich pozostało. Jednym z nich jest
Stanisław Likiernik ( ur. 1923), żołnierz Kedywu, uczestnik akcji sabotażowych i walk powstańczych, jeden z pierwowzorów postaci Skiernika - "Kolumba"/"Machabeusza" w powieści "Kolumbowie. Rocznik 20" Romana Bratnego, autor wspomnień "Diabelne szczęście czy palec Boży?"

"Made in Poland" to wywiad-rzeka opracowany przez dziennikarzy/historyków Emila Marat i Michała Wójcika.  Panowie zadbali, aby czytelnik, który nie siedzi po uszy w tematyce historycznej, podczas lektury tej publikacji nie czuł się jak na tureckim kazaniu - rozmowa opatrzona została niezbędnymi przypisami, wyjaśnieniami, cytatami, notkami informacyjnymi, a także podano obszerną bibliografię.
Wywiad obejmuje nie tylko okres II wojny światowej, ale też dzieciństwo oraz powojenny czas spędzony we Francji  -  cały życiorys bohatera. Skupia się nie tylko na powstaniu, ale porusza również inne tematy m.in.  "roboty" dywersantów, wykonywanie wyroków  podziemnego sądu, brawurowe akcje, powojenną działalność "Kolumba"-Krzysztofa Sobieszczańskiego, wątek żydowski, współczesne inscenizacje- rekonstrukcje historyczne.
Stanisław Likiernik, co tu dużo mówić, ma już swój wiek, ale "duchowo" się nie zestarzał. Jego opowieści robią wrażenie, to nie to samo co garść faktów z podręcznika historii. To relacja uczestnika, świadka, a przy tym człowieka, który ma wiedzę, doświadczenie i swoje poglądy. W rozmowie z Maratem i Wójcikiem "Stach" nie traci rezonu,  niekiedy żartuje, daje się czasem sprowokować, rzuca ciętą ripostą. Gotowy do polemiki. Stara się jak najwięcej wydobyć z pamięci:
 "Pytacie mnie o takie szczegóły, a ja jestem stary, , nie pamiętam. pamiętam niektóre wydarzenia, ale nie pamiętam już tych szczegółów. To trochę tak, jak.. Kiedyś , kilkanaście lat temu, byłem na nartach w Alpach, dość wysoko, dwa tysiące metrów w Val d'Isere.  Było słonce, piękna pogoda, ale w dolinie były chmury i spod tej pierzyny wyłaziły szczyty. I te białe szczyty to tak, jak u mnie pamięć o wydarzeniach z wojny: jeden biały szczyt to akcja na "Panienkę", drugi - akcja na Durrfelda, trzeci - powstanie jak mnie ranili i tak dalej... A co się działo w międzyczasie, tego już nie wiem. Bardzo dużo zostało w dolinie, pod chmurami w cieniu niepamięci. Staram się przedzierać z całych sił." ( s. 98-99).

Jasno i otwarcie wyraża swoje zdanie. Nie kryje krytycznego stanowiska wobec powstania, uważa je za klęskę,  ogromną tragedię. Trudno się dziwić komuś, kto był w centrum wydarzeń, znał realia,  w ciągu jednego dnia dowiedział się o śmierci bodajże 11 (o ile dobrze zapamiętałam) bliskich znajomych, kto widział na własne oczy to, co się wówczas na ulicach Warszawy działo ( a nie o wszystkim też opowiada, po prostu nie chce, bo to było zbyt straszne).
Jego stanowisko najlepiej oddadzą wybrane fragmenty:
  "Nóż mi się w kieszeni otwiera,  jak słyszę o pięknie moralnym w kontekście powstania. Co jest pięknego w rozrzuconych na balkonach ludzkich szczątkach, ofiarach eksplozji na Kilińskiego? Czy autorzy widzieli te flaki, te strzępy ludzkie, te obcięte nogi, jakieś płaty włosów sklejone posoką, rozrzucone ba kilkaset metrów? Widzieli?! To nie jest piękne!" (s. 213)
[Chodzi o autorów przywołanego przez Marata/Wójcika artykułu z "Tygodnika  Powszechnego" 1945 nr 19, w którym mowa o pięknie moralnym Warszawy 1944]
"(...) można mieć rozmaite opinie o powstaniu, ale to, że to była tragedia , jest pewne i oczywiste. Bo jeśli jest inaczej, to nie rozumiem słowa tragedia. Dwieście tysięcy zabitych, miasto zniszczone i tak dalej - to nie jest tragedia? No to w takim razie co jest tragedią? Dla mnie ktoś, kto neguje i zaprzecza temu, że powstanie było tragedią i katastrofą, to zupełny osioł." (s. 217)

 Jest ewidentnie rozczarowany  decyzjami dowódców:
 " - Czuje się pan oszukany przez własne dowództwo?
- Nie tyle oszukany, ile po prostu rozczarowany ich bezmyślnością... popełnili masę błędów, a myśmy za te błędy zapłacili. My, nie oni!" ! (s. 224)
Nie podziela  tezy, że  powstanie było konieczne ze względów  psychicznych i moralnych, że dało olbrzymi zysk natury moralnej, wartości moralne dla przyszłych pokoleń [A. Gołubiew, Myśli o powstaniu warszawskim," Tygodnik Powszechny" 1946 nr 31].
 Oznajmia:
"Niedobrze mi się robi od takiego myślenia. Jakie wartości wychowawcze ma totalna klęska? Jakie ma pozytywne działanie przez wiele wieków? Chyba to, że już nigdy kretyni nie będą wiedli dzieciaków na barykady" ( s. 213)
Nie neguje jednak sensu powstania w ogóle, miałoby ono szanse na powodzenie, ale albo decyzje były zbyt pochopne, albo coś "nie zagrało":
" Swoją drogą, gdyby posłuchali rad Iranka - Osmeckiego i rozpoczęli powstanie osiem dni później - mógłby być sukces. Ale go nie słuchali. A "Montera" tak. ( s. 213)
"Nie jestem wrogiem powstania bez zrozumienia racji drugiej strony. Bardzo bym chciał, żeby to nasze powstanie  do czegoś służyło, bo straciłem tam większość przyjaciół, to była tragedia dla wszystkich, dla tysięcy polskich rodzin." (s. 218)
 Wskazuje na niedostatek broni, mówi o chłopcach idących z gołymi rękami do walki:
 "Nie potrafię dokładnie powiedzieć, co by było, gdyby było inaczej, gdyby powstanie nie wybuchło. Nikt nie potrafi. Ale ja widziałem atakowanie budynków uzbrojonych w ciężkie karabiny maszynowe przez dzieciaki z trzema czy pięcioma rewolwerami. Sam spotkałem 1 sierpnia gdzieś po drodze moich kolegów ze szkoły, zupełnie bez broni. Pytam, gdzie ty idziesz, jeden z drugim?No idziemy tam i tam... A ty masz broń? Nie... No i poszedł taki na wojnę bez broni. Tak jak w tej znanej piosence:
Obok Orła znak Pogoni

Poszli nasi w bój bez broni.
Hu!Ha! Krew gra, duch gra, hu, ha!"
(s. 219)


Likiernik szczerze opowiada o tym, co widział, słyszał, o ludziach, z którymi miał do czynienia, rodzinie, przyjaciołach, współuczestnikach żołnierskich czasów,  daje swoje świadectwo "pokolenia Kolumbów". Polemizuje z tezami, argumentuje swoje racje. Szczególnie nie zgadza się z  książką H. Rybickiej o Kedywie oraz z "Obłędem '44" P. Zychowicza, jego intencją jest sprostowanie pewnych kwestii.
Intrygujący wydawać się może tytuł publikacji, dlaczego i skąd to "Made in Poland"? Autorzy wyjaśniają, że gdy zastanawiali się, jak nazwać wspomnienia, Likiernik upierał się, by podkreślić, iż te pierwsze dwadzieścia trzy lata życia w Polsce, atmosfera domu i Kedywu, ukształtowały go na zawsze.

Dla mnie była to fascynująca literatura, tym bardziej, że nieczęsto sięgam po tematykę historyczną, czyniąc wyjątki dla nielicznych książek. Warto się zapoznać z "Made in Poland", bo jakby nie było, to wspomnienia jednego z ostatnich żołnierzy Kedywu, a nie analizy i dyskusje historyków.

piątek, 8 sierpnia 2014

"Kupa kultury" L. Bugajski

http://www.polscyautorzy.pl/index.php/recenzje/596-leszek-bugajski-kupa-kultury-proszynski-i-s-ka 
Kultura, głupcze! 
 Irytuje mnie tytuł tego programu,  ale tym razem się nim posłużę, by zaprosić do przeczytania mojej recenzji zbioru esejów Leszka Bugajskiego o kulturze współczesnej i czterech jeźdźcach apokalipsy.
Rekomendacja  Janusza Głowackiego na okładce, tematyka i   "prowokacyjny" tytuł skutecznie przekonały mnie do sięgnięcia po tę książkę.
Interesująca lektura, choć niekoniecznie w warunkach upalno-urlopowych.

Czytajmy polskich autorów, nie tylko beletrystykę.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rekolekcje z książką ( "Kto zabił Jezusa? Prawda i interpretacje")


Okładka: Oprawa miękka
Wymiary: 168 x 238 mm
Ilość stron: 380  

Rok wydania: 2013




Nie samą beletrystyką człowiek żyje, ale wszelką literaturą faktu i szeroko pojętą publicystyką. W okresie wielkanocnym, zdominowanym niestety przez czekoladowe zające, choć mniej komercyjnym od bożonarodzeniowego, odpowiednią wydaje się tematyka religijna czy teologiczna. Do sięgnięcia po tę książkę przekonał mnie trailer zamieszczony na stronie wydawnictwa, w którym sam autor przedstawia główne założenia swojej publikacji.

Nie wiem, czy przeciętny zjadacz chleba, zdaje sobie sprawę, że Ewangelie znacznie różnią się między sobą, a ich treść w połączeniu z wiedzą historyczną, może przynieść rozmaite interpretacje. Świadectwo o śmierci Jezusa i jego procesie znajduje się również w innych materiałach źródłowych na przykład pismach starożytnego historyka Józefa Flawiusza. Źródła wydają się niekiedy sprzeczne lecz wnikliwa analiza, może doprowadzić do wniosku, iż one się uzupełniają.  Pytanie, jakie stawia Paweł Lisicki u progu XXI wieku brzmi,  czy można te teksty źródłowe czytać przez pryzmat Holokaustu, czy można w nich dopatrywać się korzeni antysemityzmu, antyjudaizmu? Jak wygląda dialog religijno-historyczny?
Przyznam, że mnie to zafrapowało...
I tak, przez szereg wieczorów czytałam między innymi o poglądach na czas powstania poszczególnych Ewangelii, na ich tendencyjność, autentyczność, uprzedzenia ich twórców; o tym, czy nauki Jezusa były bliższe faryzeuszom, czy zelotom; o interpretacjach sceny z uschłym drzewem figowym; o tym, czy Judasz istniał naprawdę i jakie były jego motywy postępowania; kim był Barabasz; jaką rolę pełnił Sanhedryn a jaki był udział Piłata w procesie Galilejczyka; kto odpowiada za wydanie wyroku, co oznaczają słowa "Krew Jego na nas i na dzieci nasze" wypowiedziane przez tłum przed pretorium i dlaczego są nieujęte w polskiej wersji językowej słynnego filmu "Pasja"...
Tematów i pytań było bez liku.

Zanim spróbuję sformułować własne uwagi na temat tej książki, oddam głos komuś, kto dla wielu osób jest niemal guru:
"Lektura Kto zabił Jezusa? zachwyca bogactwem ujawnień historycznych i mitologicznych, jak również odniesień scjentycznych i dywagacji polemicznych. Jeżeli jesteś wyznawcą Chrystusa- przeczytaj tę książkę, by dowiedzieć się więcej. Jeżeli nie jesteś wyznawcą Chrystusa - przeczytaj tę książkę, by się dowiedzieć"  - taką oto rekomendację wystosował Waldemar Łysiak (źródło- nota z okładki).
Cóż więc ja, mały żuczek, mogę dodać...

Nie była to lektura łatwa, albowiem wymagała skupienia i uwagi, naświetlała kwestie, nad którymi nigdy się do tej pory nie zastanawiałam. Lisicki w zgrabnym publicystycznym stylu prowadzi czytelnika przez gąszcz faktów, interpretacji, hipotez i wątpliwości. Odniosłam wrażenie, że autor bardzo wnikliwie i rzetelnie zgłębił dziedzinę, w której się porusza na obszarze tej publikacji. Świadczy o tym nie tylko obszerna bibliografia, także zawierająca dzieła obcojęzyczne, ale głównie liczne odniesienia i polemika z głosami wielu badaczy na przestrzeni lat, a wręcz wieków (od egzegetów starożytnych po papieża Benedykta XVI).
Tytuł brzmi niczym rodem z kryminału, ale wiedzie tym samym nieco na manowce, bo publikacji daleko od sensacji w stylu Dana Browna, jak również od fanatycznych tez żarliwego wyznawcy danej religii. To raczej diagnoza, czy refleksja podejmująca próbę ujęcia dialogu chrześcijańsko-żydowskiego w ramy logiki i historycznej prawdy. Podeprę się znów słowami znawcy, a mianowicie ks. prof. Waldemara Chrostowskiego, który w przedmowie stwierdza, iż "refleksję Pawła Lisickiego cechuje erudycja, wrażliwość i uczciwość". Nie sposób nie zgodzić się z tymi słowami.

 Książka "Kto zabił Jezusa? Prawda i interpretacje" zapewne przez wiele osób będzie z góry skreślona i wrzucona do wora z napisem "religijne", tymczasem jej autor mógłby śmiało posłużyć się słowami z wiersza ks. Jana Twardowskiego: "nie przyszedłem pana nawracać". To nie jest bowiem katecheza, ale praca naukowa krążąca na orbitach religii, teologii i historii. Inna sprawa, że nie wszyscy się takimi dziedzinami interesują i mają do tego pełne prawo. Niemniej sądzę, iż ta publikacja znajdzie szersze grono czytelników niż krąg filozofów, teologów, czy historyków i wzbogaci sferę intelektualno -duchową wielu osób.


Meandry wiedzy teologiczno -historycznej 
oraz dzieje procesu i śmierci Chrystusa 
zgłębiałam dzięki uprzejmości:



Moja lista blogów