sobota, 9 sierpnia 2014

"Made in Poland", czyli Powstanie Warszawskie okiem jego uczestnika

Emil Marat,  Michał Wójcik
"Made in Poland. Opowiada jeden z ostatnich żołnierzy Kedywu Stanisław Likiernik"

Wielka Litera 2014

Trudno o lepszy czas na lekturę tej książki niż początek sierpnia, kiedy to przypada rocznica Powstania Warszawskiego- wydarzenia wyjątkowego i niezwykle ważnego w historii naszej Ojczyzny, okupionego mnóstwem ofiar, kontrowersyjnego w ocenie.
Dyskusje i spory o słuszność wybuchu powstania nadal się toczą, ale moim zdaniem  możemy sobie je wsadzić w kieszeń. To fakt historyczny, którego żadne analizy i opinie nie zmienią, i niezależnie od  sądów współczesnych osób,  jesteśmy winni cześć i pamięć tym, którzy wówczas walczyli o wolność i niepodległość, tym, którzy zginęli (żołnierzom i cywilom). I jeżeli ktoś ma w pełni prawo osądzać tamte wydarzenia, to tylko ten, kto był ich świadkiem i uczestnikiem. Już niewielu ich pozostało. Jednym z nich jest
Stanisław Likiernik ( ur. 1923), żołnierz Kedywu, uczestnik akcji sabotażowych i walk powstańczych, jeden z pierwowzorów postaci Skiernika - "Kolumba"/"Machabeusza" w powieści "Kolumbowie. Rocznik 20" Romana Bratnego, autor wspomnień "Diabelne szczęście czy palec Boży?"

"Made in Poland" to wywiad-rzeka opracowany przez dziennikarzy/historyków Emila Marat i Michała Wójcika.  Panowie zadbali, aby czytelnik, który nie siedzi po uszy w tematyce historycznej, podczas lektury tej publikacji nie czuł się jak na tureckim kazaniu - rozmowa opatrzona została niezbędnymi przypisami, wyjaśnieniami, cytatami, notkami informacyjnymi, a także podano obszerną bibliografię.
Wywiad obejmuje nie tylko okres II wojny światowej, ale też dzieciństwo oraz powojenny czas spędzony we Francji  -  cały życiorys bohatera. Skupia się nie tylko na powstaniu, ale porusza również inne tematy m.in.  "roboty" dywersantów, wykonywanie wyroków  podziemnego sądu, brawurowe akcje, powojenną działalność "Kolumba"-Krzysztofa Sobieszczańskiego, wątek żydowski, współczesne inscenizacje- rekonstrukcje historyczne.
Stanisław Likiernik, co tu dużo mówić, ma już swój wiek, ale "duchowo" się nie zestarzał. Jego opowieści robią wrażenie, to nie to samo co garść faktów z podręcznika historii. To relacja uczestnika, świadka, a przy tym człowieka, który ma wiedzę, doświadczenie i swoje poglądy. W rozmowie z Maratem i Wójcikiem "Stach" nie traci rezonu,  niekiedy żartuje, daje się czasem sprowokować, rzuca ciętą ripostą. Gotowy do polemiki. Stara się jak najwięcej wydobyć z pamięci:
 "Pytacie mnie o takie szczegóły, a ja jestem stary, , nie pamiętam. pamiętam niektóre wydarzenia, ale nie pamiętam już tych szczegółów. To trochę tak, jak.. Kiedyś , kilkanaście lat temu, byłem na nartach w Alpach, dość wysoko, dwa tysiące metrów w Val d'Isere.  Było słonce, piękna pogoda, ale w dolinie były chmury i spod tej pierzyny wyłaziły szczyty. I te białe szczyty to tak, jak u mnie pamięć o wydarzeniach z wojny: jeden biały szczyt to akcja na "Panienkę", drugi - akcja na Durrfelda, trzeci - powstanie jak mnie ranili i tak dalej... A co się działo w międzyczasie, tego już nie wiem. Bardzo dużo zostało w dolinie, pod chmurami w cieniu niepamięci. Staram się przedzierać z całych sił." ( s. 98-99).

Jasno i otwarcie wyraża swoje zdanie. Nie kryje krytycznego stanowiska wobec powstania, uważa je za klęskę,  ogromną tragedię. Trudno się dziwić komuś, kto był w centrum wydarzeń, znał realia,  w ciągu jednego dnia dowiedział się o śmierci bodajże 11 (o ile dobrze zapamiętałam) bliskich znajomych, kto widział na własne oczy to, co się wówczas na ulicach Warszawy działo ( a nie o wszystkim też opowiada, po prostu nie chce, bo to było zbyt straszne).
Jego stanowisko najlepiej oddadzą wybrane fragmenty:
  "Nóż mi się w kieszeni otwiera,  jak słyszę o pięknie moralnym w kontekście powstania. Co jest pięknego w rozrzuconych na balkonach ludzkich szczątkach, ofiarach eksplozji na Kilińskiego? Czy autorzy widzieli te flaki, te strzępy ludzkie, te obcięte nogi, jakieś płaty włosów sklejone posoką, rozrzucone ba kilkaset metrów? Widzieli?! To nie jest piękne!" (s. 213)
[Chodzi o autorów przywołanego przez Marata/Wójcika artykułu z "Tygodnika  Powszechnego" 1945 nr 19, w którym mowa o pięknie moralnym Warszawy 1944]
"(...) można mieć rozmaite opinie o powstaniu, ale to, że to była tragedia , jest pewne i oczywiste. Bo jeśli jest inaczej, to nie rozumiem słowa tragedia. Dwieście tysięcy zabitych, miasto zniszczone i tak dalej - to nie jest tragedia? No to w takim razie co jest tragedią? Dla mnie ktoś, kto neguje i zaprzecza temu, że powstanie było tragedią i katastrofą, to zupełny osioł." (s. 217)

 Jest ewidentnie rozczarowany  decyzjami dowódców:
 " - Czuje się pan oszukany przez własne dowództwo?
- Nie tyle oszukany, ile po prostu rozczarowany ich bezmyślnością... popełnili masę błędów, a myśmy za te błędy zapłacili. My, nie oni!" ! (s. 224)
Nie podziela  tezy, że  powstanie było konieczne ze względów  psychicznych i moralnych, że dało olbrzymi zysk natury moralnej, wartości moralne dla przyszłych pokoleń [A. Gołubiew, Myśli o powstaniu warszawskim," Tygodnik Powszechny" 1946 nr 31].
 Oznajmia:
"Niedobrze mi się robi od takiego myślenia. Jakie wartości wychowawcze ma totalna klęska? Jakie ma pozytywne działanie przez wiele wieków? Chyba to, że już nigdy kretyni nie będą wiedli dzieciaków na barykady" ( s. 213)
Nie neguje jednak sensu powstania w ogóle, miałoby ono szanse na powodzenie, ale albo decyzje były zbyt pochopne, albo coś "nie zagrało":
" Swoją drogą, gdyby posłuchali rad Iranka - Osmeckiego i rozpoczęli powstanie osiem dni później - mógłby być sukces. Ale go nie słuchali. A "Montera" tak. ( s. 213)
"Nie jestem wrogiem powstania bez zrozumienia racji drugiej strony. Bardzo bym chciał, żeby to nasze powstanie  do czegoś służyło, bo straciłem tam większość przyjaciół, to była tragedia dla wszystkich, dla tysięcy polskich rodzin." (s. 218)
 Wskazuje na niedostatek broni, mówi o chłopcach idących z gołymi rękami do walki:
 "Nie potrafię dokładnie powiedzieć, co by było, gdyby było inaczej, gdyby powstanie nie wybuchło. Nikt nie potrafi. Ale ja widziałem atakowanie budynków uzbrojonych w ciężkie karabiny maszynowe przez dzieciaki z trzema czy pięcioma rewolwerami. Sam spotkałem 1 sierpnia gdzieś po drodze moich kolegów ze szkoły, zupełnie bez broni. Pytam, gdzie ty idziesz, jeden z drugim?No idziemy tam i tam... A ty masz broń? Nie... No i poszedł taki na wojnę bez broni. Tak jak w tej znanej piosence:
Obok Orła znak Pogoni

Poszli nasi w bój bez broni.
Hu!Ha! Krew gra, duch gra, hu, ha!"
(s. 219)


Likiernik szczerze opowiada o tym, co widział, słyszał, o ludziach, z którymi miał do czynienia, rodzinie, przyjaciołach, współuczestnikach żołnierskich czasów,  daje swoje świadectwo "pokolenia Kolumbów". Polemizuje z tezami, argumentuje swoje racje. Szczególnie nie zgadza się z  książką H. Rybickiej o Kedywie oraz z "Obłędem '44" P. Zychowicza, jego intencją jest sprostowanie pewnych kwestii.
Intrygujący wydawać się może tytuł publikacji, dlaczego i skąd to "Made in Poland"? Autorzy wyjaśniają, że gdy zastanawiali się, jak nazwać wspomnienia, Likiernik upierał się, by podkreślić, iż te pierwsze dwadzieścia trzy lata życia w Polsce, atmosfera domu i Kedywu, ukształtowały go na zawsze.

Dla mnie była to fascynująca literatura, tym bardziej, że nieczęsto sięgam po tematykę historyczną, czyniąc wyjątki dla nielicznych książek. Warto się zapoznać z "Made in Poland", bo jakby nie było, to wspomnienia jednego z ostatnich żołnierzy Kedywu, a nie analizy i dyskusje historyków.

2 komentarze:

  1. W okolicach sierpnia także sięgam po podobne lektury... Ta się jednak znacznie różni.. Przeważnie czytałam wspomnienia powstańców, którzy oczywiście twierdząc, że powstanie było klęską, widzieli błędy dowódców, ale widzieli także zaangażowanie. Nie bardzo podoba mi się punkt widzenia książki "Obłęd'44", ale cóż mnie tam nie było, trzeba poznać różne opinie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Obłędu'44" nie czytałam, więc nie mogę się wypowiedzieć.
      Natomiast Likiernik nie odmawia zaangażowania powstańcom, podkreśla odwagę kolegów, nawet jak mówi o chłopakach, którzy bez broni szli do walki, to przecież też zaanagażowanie. Inna sprawa - decyzje, które leżały u podstaw tego zrywu, a tych nie pochwala, wziąwszy pod uwagę realne proporcje sił, zasób broni i późniejsze konsekwencje.
      W każdym razie - warto czytać na ten temat. Nie tylko w sierpniu ;-)

      Usuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów