poniedziałek, 28 marca 2011

Goniąc króliczka na końcu tęczy, czyli wiosenne niespodzianki

Wiosna coraz bardziej pokazuje swoje pazurki- w postaci maleńkich szafirków tuż przy ziemi wypuszczających swe pączki i nieśmiało wyglądających z listków pierwiosnków. Słoneczne promyki głaskają nas po nosach, a ptasie ćwierkanie miłą nutką wpada nam w uszy. 
Na osiedlu wre praca przy ocieplaniu bloków - wrażenia akustyczne zapewnione, no ale nie sposób nie otworzyć okna.
Wczoraj spotkała mnie niespodzianka - wygrałam zestaw szklanek w konkursie kulinarnym. Szczegóły TUTAJ
Natomiast na portalu, gdzie można oddać i przygarnąć niepotrzebne rzeczy, zdobyłam "Lamparta" G. Lampedusy. Zawsze chciałam to przeczytać, ale nigdy jakoś nie miałam okazji, teraz mi się trafiła, i to tylko za cenę przesyłki, czyli naprawdę drobiazg, bo listem zwykłym
A teraz o tych króliczkach i tęczy....
"Gonić króliczka" M. Zaczyńskiej. 
 Niby schemat: on ją porzuca, ona rozpacza, potem wpada w tarapaty, pojawia się książę na białym koniu, a do happy endu prowadzi kręta droga. Można jednak ten schemat fajnie zrealizować i to właśnie zrobiła Zaczyńska. Czytając tę powieść naprawdę dobrze się bawiłam.
Polubiłam Jagodę, młodą pisarkę, która - jak to bywa w powieściach "kobiecych" - ma problemy z mężczyznami, uczuciami... Pozostawiona przez  partnera, traci chęć do życia,  ciągle otacza ją atmosfera skandalu ( choć często prasowe rewelacje nijak mają się do rzeczywistości), przypadkiem ląduje na zjeździe  anarchofeministek i niechcący staje się ikoną tego zgromadzenia. Poznaje prawdziwego hrabiego( na białym rumaku, dosłownie!), który byłby ideałem, gdyby nie był... kłamcą.Cichcem wzdycha do niej poczciwy pracownik wydawnictwa, a wraz z dziennikarskim sępem powraca "narzeczony". Do kompletu mamy starszą panią na hulajnodze, arabskiego szejka, demoniczną matkę - miłośniczkę polowań na safari, angielskiego lokaja i jeszcze kilka równie barwnych postaci. Do końca nie wiadomo, kto kogo goni, a kogo w końcu złapie - tak powiem w nawiązaniu do tytułowego króliczka. 
Bardzo przyjemna, zabawna książka.

"Na końcu tęczy" C. Ahern. 
Sięgając po tę książkę spodziewałam się lekkiego czytadła,  pisanego prostym językiem, takie też było, ale... mogło być krótsze. Niemal 50lat z życia bohaterów ujęte w postaci maili, listów, smsów i zapisów rozmów na komunikatorze internetowym to trochę za dużo.  Śmiałam się, że to taki współczesny odpowiednik powieści epistolograficznej. Oprócz korespondencji między głównymi protagonistami Rosie i Alexem ( przyjaciele z dzieciństwa, którzy czasem są jak "żuraw i czapla", sami nie wiedzą, co do siebie czują), mamy zapis ich kontaktów z innymi postaciami np. siostrą, matką, przyjaciółką, bratem, córką itp, jak również tychże osób między sobą. Na końcu jest taka scena, w której Rosie siedzi nad stertami wydruków, które czytała całą noc (niby to, co czytelnik właśnie przeczytał). Niewiarygodne jest dla mnie, że zbierała zapisy maili i rozmów internetowych przez całe życie (no kto prowadzi takie archiwum....), a tym bardziej, że wśród tych wydruków są też np. listy innych bohaterów między sobą, np. rozmowy Alexa z bratem, czy listy do niego od Katie...
Takie sobie czytadło, są o wiele lepsze.

"Maria i Magdalena"M. Samozwaniec - przepyszna lektura! Klimat krakowskiej bohemy, satyryczne spojrzenie młodszej Kossakówny, niesamowita i mało znana postać Lilki, czyli Marii Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej. Dwa urocze tomiki nietypowej biografii, cudne postaci, smakowite zdania. Książka z typu tych, do których się chętnie powraca - co pewnie uczynię kiedyś. Tymczasem polecam!

Z bibliotecznych zapasów została mi już jeno "Plebejka", czas napocząć własną książkową spiżarnię.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów