Nieczęsto zdarza się, żeby to, co znajdujemy na tylnej okładce – rekomendacje krytyków, fragmenty prasowych opinii, krótkie podsumowanie dzieła – idealnie odpowiadało zawartości książki, zwykle są to informacje „na wyrost”, mające na celu zachęcić nas do zakupu danej publikacji. Tymczasem „Wieczory kaluki” wydawnictwa Cyklady opatrzone są notą, która doskonale pokazuje, czego możemy się spodziewać po lekturze tego grubaśnego tomu. Cytaty z recenzji z pism Sunday Telegraph i The Observer również są niezwykle trafne. Rzeczywiście, utwór Jacobsona może śmiało pretendować do miana „najbardziej żydowskiej powieści, jaką kiedykolwiek napisano” oraz do wielu literackich nagród.
Brytyjski pisarz zaskakuje czytelnika ogromną śmiałością w budowaniu nietypowego obrazu żydowskości, komizmem, ironią, poczuciem humoru. Ustami bohatera Maxa Glickmana opowiada o losach rozmaitych postaci, są wśród nich żydzi i goje, ateiści i religijni ortodoksi, konserwatywni starzy i postępowi młodzi, rodzice i dzieci, kobiety i mężczyźni… W tej pełnej dygresji gawędzie pojawia się mnóstwo tematów: zbrodnia, zakazany romans, echa Holokaustu, cierpienie, fascynacja, problematyka tożsamości i człowieczeństwa, rozmaitego typu konflikty (pokoleniowe, kulturowe, religijne…) i relacje międzyludzkie (rodzinne, koleżeńskie, międzynarodowościowe…itp.)
Zastanowił mnie tajemniczy tytuł. Co to, do licha, są kaluki? Okazało się, że nie jest to żadne żydowskie święto, ani egzotyczna potrawa, tylko… gra karciana! Ulubiona rozrywka matki Maxa i pretekst do towarzyskich spotkań. Wieczory kaluki to jedyny stały element w życiu pełnym ciągłych zmian, nic nie jest w stanie zmienić przyzwyczajeń pani Glickman i jej przyjaciółek, nawet śmierć męża, zapalonego ateisty i byłego boksera (warto zwrócić uwagę na tę postać). Kaluki to gra, w której trzeba umieć przewidywać, pamiętać, które karty już „zeszły”, a które są nadal w rozgrywce; oprócz szczęścia w rozdaniu trzeba nieźle główkować, aby wygrać. Może kaluki to metafora życia i międzyludzkich relacji?
Proza Jacobsona jest zabawna, ale i kontrowersyjna, czasem refleksyjna, czasem wulgarna. Mimo wszystko dobrze się ją czyta. Jedyny zarzut to obszerność, odnoszę wrażenie, że w nieco krótszej formie ta historia nie straciłaby na wartości, a może i zyskała więcej czytelników – obecnie odstraszonych rozmiarem książki. Generalnie rzecz biorąc: polecam, ale ostrzegam, bo to specyficzna lektura.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)