Wydawnictwo mg, 2011 |
Nazwisko Enerlich już kilka razy obiło mi się o uszy, a raczej o oczy gdzieś w blogosferze. Wiedziona intuicją dodałam je do listy autorów, z których twórczością chciałabym się bliżej zapoznać. Parę dni temu w bibliotece wpadła mi w ręce niewielka książeczka o pięknej, nastrojowej okładce. Nie mogłam nie przeczytać. I choć nie mam sentymentu do mazurskiej ziemi, ani nie przepadam za opowiadaniami, to proza Katarzyny Enerlich oplątała mnie zupełnie.
"Oplątani Mazurami" to zbiorek osiemnastu utworów, krótkich opowiadań z domieszką reportażu, łączących prawdę z literacką fikcją. Powstał w wyniku współpracy z mrągowskimi regionalistami R. Bitowtem i R. Wróblem oraz własnej pracy reporterskiej autorki. Teksty pojawiały się na łamach pism "Bluszcz" i "Natura i Ty" oraz na antenie Radia Planeta.
K. Enerlich ocala od zapomnienia ducha dawnych Mazur, wspomina czasy, gdy Mrągowo było Sensburgiem, opowiada o ludziach i przedmiotach. Kufer babci Hildy, kawałek pachnącego mydła, strzępek rękawa od sukienki, słoik miodu, skrzypce...- to w nich kryje się historia, z nimi wiąże się życie dawnych mieszkańców.... Przemijanie jest leitmotivem zbioru- śmierć, rozstanie, wyjazdy, ale są i powroty.... sentymentalne. Przeszłość spotyka się z teraźniejszością. Wspólny mianownik wszystkich opowieści to miłość do Mazur, przywiązanie, które pięknie tłumaczy stara pruska legenda: Czarodziejka Jezior pływając olchową łódeczką snuje nitki babiego lata i oplata nimi serca tych, którzy tam przybywają.
Urzekła mnie prostota utworów i sugestywność języka, a także pewien ładunek emocjonalny. Od reportera wymaga się obiektywizmu, ale to postaci, o których opowiada, niosą wiele emocji i udzielają się one czytelnikowi. Przeżywałam te opowiadania. Z żalem odwróciłam ostatnią 125-tą stronę. Gdybym miała wskazać czytelnicze skojarzenia, to ze względu na "duchowe pokrewieństwo" postawiłabym tę książkę obok "Czarnego ogrodu" M. Szejnert i "Domu Małgorzaty" E. Kujawskiej.
Urzekła mnie prostota utworów i sugestywność języka, a także pewien ładunek emocjonalny. Od reportera wymaga się obiektywizmu, ale to postaci, o których opowiada, niosą wiele emocji i udzielają się one czytelnikowi. Przeżywałam te opowiadania. Z żalem odwróciłam ostatnią 125-tą stronę. Gdybym miała wskazać czytelnicze skojarzenia, to ze względu na "duchowe pokrewieństwo" postawiłabym tę książkę obok "Czarnego ogrodu" M. Szejnert i "Domu Małgorzaty" E. Kujawskiej.
Szkoda, że wkrótce będę musiała pożegnać się z "Oplątanymi...", ale pozostaję z nadzieją, że było to moje pierwsze, ale nie ostatnie spotkanie z prozą Katarzyny Enerlich.
Kasia pisze wyjątkowo. Każda jej książka to wielka uczuta duchowa. Ja sam posiadam wszystkie książki, ale przeczytałem część. Każda mnie zaskakuje. Gdy ją czytam przenoszę się w inne wymiary.
OdpowiedzUsuńNie spotkałam się do tej pory z twórczością Katarzy Enerlich ale coś czuję, że czas to nadrobić :)
OdpowiedzUsuńLubię opowiadania, nigdy nie byłam na Mazurach i nie czytałam książek tej autorki, choć słyszałam, że są dobre. Czyli trzeba poszukać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję... Pięknie, że dobrym słowem wciąż umiemy się dzielić. Serdeczności. Katarzyna Enerlich
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu słyszałam opinię, że jeśli o "Oplątanych..." idzie, to niekoniecznie z zachwytem, ale jak nie przeczytam, to się nie dowiem. Lubię stare mazurskie fotki, jakie zamieszcza Enerlich w swoich książkach. Za opowiadaniami nie przepadam, ale zazwyczaj, jeżeli już się za nie wezmę, to podobają mi się :-)
OdpowiedzUsuń