poniedziałek, 9 września 2013

"Trzy dziewczyny, trzy randki, trzy łóżka" Ewa Rajter

Być może kiedyś w przyszłości, może nawet niebawem, literaturoznawcy na potrzeby literatury rozrywkowej  ukują termin "greyizm". Abstrahując bowiem od wartości książek w stylu słynnych "50 twarzy Greya" nie da się nie zauważyć, że mamy do czynienia z pewnym zjawiskiem, które zatacza szerokie kręgi
i ostatnio jest bardzo popularne. Autorzy mają niemal gwarancję, że jeśli umieszczą w swej powieści wątki erotyczne i powiadomią o nich odpowiednimi hasłami na okładce, odniosą sukces i znajdą grono czytelników. W ten popularny ostatnio nurt wpisuje się wydana niedawno powieść Ewy Rajter, spod pióra której wyszła kiedyś  książka "Kaktus w sercu" - sygnowana nazwiskiem Barbary Jasnyk, bohaterki serialu "Teraz  albo nigdy". Zarówno serial jak i tamta publikacja są mi nieznane, więc nie mam żadnego porównania i mogę traktować nowe dokonania autorki jako debiut. Praktycznie debiutem jest moje spotkanie z prozą pani Rajter.  Ten pierwszy raz być może będzie jednak ostatnim...

Trzy dziewczyny. Marta, Anka i Zuzanna. Trzy Gracje. Kolejno: dentystka, archeolog i pracownica agencji reklamowej. Przyjaciółki jeszcze ze szkolnych lat, trzymające sztamę kumpelki, zwariowane imprezowiczki. Z całej trójki najnormalniejsza wydaje się Anna- perfekcyjna w swej pracy pasjonatka mumii, swobodna, ale nie skacząca tak z kwiatka na kwiatek jak pozostałe koleżanki.
Trzy randki. Kobiety kierują się zasadą: trzy razy i spadaj. Traktują mężczyzn przedmiotowo, jak towar. Postępują bez zahamowań, bez skrupułów, bez złudzeń. Zdarza się, że jedna po drugiej przejmuje "używany obiekt". Anna wyłamuje się ze schematu, nie stosując zasady trzech randek. Przeżyła zawód, który sprawił, że nie wierzy już  w miłość.
Trzy łóżka. Łóżko w tytule występuje w symbolicznej roli, sugerując cel wcześniej wspomnianych spotkań. Najczęściej eksploatowanym meblem jest łóżko w mieszkaniu Ani, do którego klucze mają  też Marta i Zuza - i to one częściej tam bywają. Jako miejsce "wydarzeń" występują również urządzenia na placu zabaw, ostatni wagon metra, kokpit w samolocie czy park.

Perypetie bohaterek skoncentrowane są wokół spraw łóżkowo-sercowych, ich przyjaźń zostaje wystawiona na próbę, gdy na scenę wkracza Michał. Do toczącej się gry pozorów dochodzi wówczas komedia pomyłek.Galimatias kończy się jednak szansą na happy end....
Tłem jest Warszawa, jej nocne życie - świat lokali, gdzie alkohol leje się strumieniami, a  ruletka się kręci, wabiąc ułudą bogactwa i blichtru. Mamy także wyprawę do Meksyku na archeologiczne wykopaliska - wątek związany z Anką sprawił, że w powieści jest nad czym się skupić, jest co wyłowić z całej otoczki. Epizod dotyczący Agaty, a związany z pracą Michała jako psychologa - wydał mi się niekonieczny, choć na obronę można by stwierdzić, że to też ubarwiło monotonię fabuły.

Książka rekomendowana jest jako "prowokacyjna, erotyczna i niegrzeczna komedia".
Prowokacyjne wydaje się to, iż to kobiety tu rządzą i dzielą, łowią zwierzynę i porzucają ofiary. Nie płaczą, że ktoś je zostawił, to one zostawiają zatrzaskując drzwi za kolejnym delikwentem. Nieraz mu dosłownie uciekają. Czyż jednak nie umykają przed samymi sobą? Czy nie zagłuszają w ten sposób swoich prawdziwych pragnień i marzeń, potrzeby uczucia? Można by się nad tym pozastanawiać. Opisy mogą, ale nie muszą szokować, w sumie chyba bardziej szokuje mentalność dziewczyn i ich zasady, czy też raczej ich brak.
Czy to komedia? Powiedziałabym, że taka w amerykańskim stylu. Mnie nie ubawiła. Z drugiej strony nie irytowała mnie. Akurat dobrze wpasowała się w czas, gdy potrzebowałam lektury lekkiej, nie wymagającej umysłowego zaangażowania.  Aczkolwiek to  niekoniecznie powieść w moim guście. Przeczytana bez większego problemu i w sumie z pozytywnym wydźwiękiem, ale nie zachwycajaca,  i nie wzbudzajaca wielkiego entuzjazmu.
Wbrew pozorom, ta książka jednak daje do myślenia, bo choć fikcja fikcją, to niestety - zważywszy na współczesne rozpasanie obyczajów - takie "Marty" i "Zuzki" istnieją, a światła wielkich miast oślepiają wielu ludzi.


Z prozą Ewy Rajter spotkałam się dzięki wydawnictwu Wielka Litera.

Na "Wyznania Crossa" i inne Greye się nie skuszę ;-)

5 komentarzy:

  1. Zupełnie nie wiem, czy bym przebrnęła do końca, czy nie. Bo na pewno nie moja bajka. Recencja bardzo dobra, kurde, dlaczego Ty nie piszesz do jakiegoś czasopisma, hę?? Moim zdaniem przeszłaś już na ten level w profesjonaliźmie

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, jednym się podoba, drugim nie. Może kiedyś, jak w bibliotece na nią trafię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie ze wszystkim tak jest, trzeba samemu się przekonać. ;)

      Usuń
  3. Coś mi się wydaje, że autorce, to się film "Lejdis" podobał i zapragnęła własnego scenariusza ;-), a tak na poważnie już sam tytuł mnie nie zachęca. Choć też czasami lubię przeczytać coś lekkiego, to tę pozycję sobie odpuszczę. ...z resztą teraz coś mało czytam ;/ i nie spodziewałam się, że tak dłużył mi się będzie Romans amerykański Tyrmandów... ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się tu "Lejdis" nie skojarzyło, ale oglądałam dawno i ja raczej małofilmowa ostanimi czasy jestem.
      Lekkich książek jest od groma, do wyboru, do koloru.... Mi ostatnio lżejsze wchodzą, Tyrmandów jakoś w planach nie mam.
      Spokojnego czytania bądź nieczytania ;-)

      Usuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów