sobota, 19 października 2013

Przybyłam, zobaczyłam, przeczytałam - "Zdobywam zamek"

Świat Książki 2013
Ostatnio ta książka wyskakuje zza rogu niemal na każdym blogu, zbierając przeważnie bukiety pochwał i zachwytów. Skoro już była w bibliotecznych nowościach - jakże mogłabym jej nie wypożyczyć... Uprzednio zarezerwowawszy, udałam się po nią do biblioteki i oczarowana okładką
(wytłaczane litery, ornamenty na wewnętrznej stronie oprawy, postać na zdjęciu przypominająca filmową Amelię) przyniosłam w domowe pielesze. Trochę obawiałam się, że to towar przereklamowany.
Co się okazało? 
To nie jest książka dla mnie.... Na okładce  widnieje bowiem zdanie: "Dla wszystkich, którzy pokochali powieść L. M. Montgomery "Błękitny zamek", a ja.... nie czytałam go nigdy! A tak serio, to już  moja druga lektura w niedługim odstępie, nawiązująca bądź porównywana do "Błękitnego zamku", toteż będę musiała nadrobić ten  karygodny czytelniczy brak. ;-)
Przejdźmy jednak do meritum.

Urocza powieść! Pomyśleć, że tak długo przyszło na nią czekać polskim czytelnikom! Po raz pierwszy wydana w 1948 r. odniosła duży sukces w Anglii i Ameryce, doczekała się scenicznej adaptacji i filmowej wersji. Dopiero teraz, w 2013 r ukazała się u nas w tłumaczeniu Magdaleny Mierowskiej. Cóż, lepiej późno niż wcale. 
 Dodie,a właściwie Dorothy Gladys Smith zaistniała w historii literatury opowieścią o "101 dalmatyńczykach", ale któż tam pamięta nazwiska autorów disneyowskich bajek! Ma na swoim koncie 9 sztuk teatralnych, scenariusze, kolejne części "dalmatyńczyków" oraz 4 tomy autobiografii. Wykonawcą jej literackiego testamentu był Julian Barnes, który "opisując półki z książkami jednej z bohaterek, wymienia "Zdobywam zamek" jako powieść pocieszycielkę, do której zawsze się wraca." (cyt. z okładki).
Czy będę wracać i ja - czas pokaże. Na razie tylko przyłączam się do licznych rekomendacji.

"Zdobywam zamek" ma formę pamiętnika prowadzonego przez 17-letnią Cassandrę, która chce ćwiczyć świeżo poznaną metodę stenografowania oraz uczyć się, jak pisać powieść - zamierza opisać osoby i przytoczyć rozmowy. Tematem będzie oczywiście jej rodzina - ekscentryczna i niebanalna gromadka Mortmainów z dodatkami (macocha,  zadomowiony u nich syn dawnej pokojówki). Żyją oszczędnie, wręcz biednie, nie mają prawie nic, bo nawet większość mebli wyprzedali. Za to gdzie oni mieszkają!
W prawdziwym zamku! Dokładnie w tym, co po nim pozostało - resztkach zabudowań, otoczonych murami, fosą i wieżami.Nie muszą nawet płacić czynszu, i tak nie mieliby z czego.
Sceneria jest niezwykle malownicza i romantyczna. Daleko jednak do sielanki, choć na swój sposób Mortmainowie są szczęśliwi, mają w sobie radość życia, tylko warunki mogliby mieć ciut lepsze. Dziewczęta chciałyby wyrwać się w kręgu nędzy i głodu, światełko w tunelu daje im spadek po ciotce (odziedziczyły futra) oraz pojawienie się dziedzica posiadłości Simona wraz bratem, Neilem. I tu zaczynają się te wszystkie konwenanse i niuanse...

Fabularnie niewiele się tu dzieje, główne osie  to zamążpójscie Rose i perypetie uczuciowe bohaterów oraz przełamanie niemocy twórczej ojca rodziny, autora słynnych "Bojów Jakuba". Istota rzeczy leży w epizodach znakomicie opisanych przez bystrą, zabawną, charyzmatyczną, ale niekiedy naiwną Cassandrę. Jej opowieści są żywe i barwne. Trzeba przyznać, że panna Mortmain ma zadatki na pisarkę ;-)
Historia z łapaniem "niedźwiedzia", niespodziewani goście podczas kąpieli w balii po farbowaniu  ubrań, rozmowy z krawieckim manekinem, świętojańskie rytuały, pies Heloiza i kot Abelard, damsko- męskie gierki, wyprawy do Londynu, podstęp wobec ojca - to i wiele innych spraw uwiecznionych w zeszytach przez Cassandrę dostarcza czytelnikom wiele przyjemności i uśmiechu.
Inteligentnie, z nawiązaniami literacko-muzycznymi, z humorem, ciepłem, nieco sentymentalnie, nieco"wiktoriańsko", ale przede wszystkim barwnie i ujmująco  - tak Dodie Smith wykreowała świat swej powieści. Oddając głos, czy raczej pióro,  bohaterce - dodała smaku całości. Forma bowiem tutaj doskonale pasuje do treści.
Walorem kolejnym są sylwetki występujących tam osób. Moją uwagę szczególnie zwróciła postać Topaz - z jednej strony artystyczna dusza, oryginalnej urody modelka malarzy, obcująca z naturą (w ciemnościach można ją było wziąć za ducha), z drugiej - zapobiegliwa gospodyni, troskliwa macocha (niewiele w sumie starsza od pasierbic) i dobra żona. Jednym słowem - zjawiskowa.

Trochę jakby Jane Austen, trochę jakby L. M. Montgomery, nieco sióstr Bronte  - w te klimaty wpisuje się powieść Dodie Smith. Jest to proza przyjemnie staroświecka, taka bardziej "dziewczyńska", ale sądzę, że i płci przeciwnej ta lektura nie zaszkodzi, zwłaszcza tym osobnikom, którzy odnajdują się w klimatach cyklu o Ani z Zielonego Wzgórza i Jeżycjady.

"Zdobywam zamek" - zdobył moje uznanie. Chciałabym, aby było więcej takich powieści, więcej wznowień "starej" dobrej literatury, niech młode pokolenia mają szansę poznać coś innego ( i wartościowszego!) niż te wszystkie Szepty, Zmierzchy i Greye...
Klasyka górą!
;-)



Powieść  - jako lektura bardzo optymistyczna - kwalifikuje się do kategorii październikowej Trójki E-pik.


6 komentarzy:

  1. Jestem na tak!
    A tak na poważnie, rozumiem wszystkie zachwyty, choć czasem Cassandra działała mi na nerwy (ale tylko czasem). Książka cudna, całkiem inna od Błękitnego Zamku więc kompletnie nie rozumiem tych porównań... ale mimo wszystko cudna na swój sposób :) Zakończenie mnie zaskoczyło, Rose i Neil ale ja to mało bystra chyba jestem i łatwo mnie zaskoczyć ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie chyba w tym cały urok Cassandry, że potrafiła być irytująca, czasem taki "miły dzieciak", czasem sprytna kobietka, raz elokwentna, raz "cielęca" ; trzeba jednak jej przyznać, że była oczytana i pomysłowa.
      Z tymi porównaniami to nieraz jest tak, że coś się w wydawnictwie komuś "ubzdura" i potem leci tekst na okładkę...a jak co do czego - to całkiem co innego. Wolę jak książka nie jest porównywana np. że to "najlepszy kryminał od czasów Christie" czy "dla miłośników E. E Schmitta", itp.
      Zakończenie - zdziwiło mnie, że tak szybko się zakończyło ;-)
      Raczej w trakcie też nie przewidywałam kto z kim będzie ;-)

      Usuń
  2. Czytając Twoją recenzję tez nabrałam ochoty na zdobywanie zamku ;) "Błękitny zamek" też nieczytany Dla mnie Montgomery to tylko Anna Shirley, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdobyć zamek polecam jak najbardziej! Dla mnie Montgomery to tylko Ania (ale mam wrażenie, że nie calutki cykl czytałam - zbieram, powtarzam, uzupełniam) i Emilka.
      Reszty nie znam, ale już ten "Błękitny..." poznam chociaż.
      Czytam teraz niespodziewanie kryminał - będzie do Żbika na październik. I będą uwagi negatywne ;-)

      Usuń
  3. Jedna z opinii wydrukowanych z tyłu tej książki jest w tym przypadku niezwykle adekwatna - Isherwood przyrównuje ją do rzeźby ("im dłużej się patrzy, tym więcej się dostrzega") i ja się z tym całkowicie zgadzam :).

    Całkiem mi się ta powieść spodobała - ale troszkę nie moje klimaty. Myślę, że miłośnikom powieści w stylu "Dumy i Uprzedzenia" dużo bardziej by się ta urokliwa lektura spodobała :]

    http://zakamarek2013.blogspot.com/2013/12/zdobywam-zamek-i-corka-tatarskiego-chana.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeźba - jeśli już, to ruchoma instalacja ;-)
      Przyjemna i urocza powieść, mi akurat wpasowała się i w klimat i w gust ;-)

      Usuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów