Wydawnictwo Otwarte 2011 |
Nie tylko na przypadłość zwaną PMS-em, ale na wszelkie chandry, doły i smuteczki najlepszym lekarstwem jest lekka i zabawna książka, taka na przykład jak "Klub Matek Swatek" Ewy Stec.
Autorka ma świetne poczucie humoru oraz dystans do opisywanych sytuacji i tego samego wymaga od czytelnika. Nie sposób bowiem brać na serio zwariowanych splotów zdarzeń i nie chichotać się nad scenkami, czy dialogami bohaterów.
A skoro już o postaciach mowa... Występuje tu cała plejada barwnych i charakterystycznych osóbek, w tym między innymi: singielka- nauczycielka Ania (znalezienie jej królewicza z bajki spędza sen z powiek jej rodzicielce i to staje się początkiem lawiny zdarzeń), malarz Wiktor o czekoladowych oczach( który tak naprawdę nim nie był) policjant Marek - amant (też mający co nieco za uszami), temperamentna Matylda o góralsko-jamajskiej krwi, łysy Kudłaty Edzio, gangster Wiertara oraz grupka kobiet w wieku menopauzalnym - nałogowa palaczka Danuta, emerytowana psychiatra Krystyna, niesamowita w swych poczynaniach Jadwiga, była pracownica służb specjalnych.
Zabawne są nie tylko perypetie i kwestie bohaterów, ale to, jak zostali nazwani. Nauczyciel muzyki, niespełniony geniusz fortepianu - Fryderyk Szopa, wróżka, jasnowidzka- Klara Widząca. Ha ha, świetne!
I czego tu nie ma! Karawan w charakterze meblowozu, depilator jak narzędzie tortur, gej w cekinowych kalesonach, gangsterzy i CBŚ, akcje rodem z filmu o Jamesie Bondzie, pościgi, porwanie, strzelanina, ech.... Poszalała autorka nieźle! I wcale nie mam jej tego za złe, bo rozrywka przednia! Miks komedii romantycznej z sensacyjnym kryminałem.
Myślałam, że Klub Matek Swatek, to będzie paczka babeczek plotkujących przy kawie i ciasteczkach, a to cała organizacja, agencja korzystająca z najnowszych zdobyczy technologii i mediów (aparat z lunetą, profile w sieci itp.) opierająca się na technikach wywiadowczych, nie wahająca się przed niczym, by tylko osiągnąć zamierzony cel (zaaranżowane przypadkowe spotkanie dwojga "ofiar").
Nie wiem, jakim sposobem, ale autorka wciągnęła mnie w wir powieściowego świata, np. za każdym razem, gdy Wiktor spadał z drabiny- słyszałam ten huk!
Przeczytałam gdzieś porównanie twórczości E. Stec do J. Chmielewskiej, a choć nie jestem entuzjastką i znawczynią tej drugiej, to myślę, że to zaszczyt i duży komplement dla tej pierwszej.
Pod powłoczką tych wszystkich brawurowych akcji, komicznych sytuacji i ogólnie śmichów- chichów są przemycone poważne sprawy i problemy ( takie jak nadopiekuńczość, manipulowanie innymi, pogodzenie się z przemijaniem itp.) jednak nie czas i miejsce, by je wszystkie wyciągać i analizować. Nadrzędnym celem powieści "Klub Matek Swatek" wydaje się być przecież rozrywka, więc na tym poprzestanę.
Odniosłam wrażenie, że pisząc - Ewa Stec znakomicie się bawiła, ja czytając- zresztą też. Czy sięgnę po kontynuację tej powieści i inne tytuły? Nie obiecuję, ale nie wykluczam. W każdym razie mam już kolejne nazwisko na liście sprawdzonych autorów.
Książka pasuje do marcowej Trójki E-pik - kategoria: o kobietach.
No nie wiem, z jednej strony chciałabym usłyszeć ten huk, gdy spada się z drabiny :), a z drugiej nie jestem przekonana do tej akcji i komizmu na przemian, hmmm
OdpowiedzUsuńMoże nie tak na przemian, a raczej jednocześnie, komiczne akcje i sytuacje. Np. gonitwa za gangsterami po... cmentarzu ( z szacunkiem zachowanym, żeby kto nie pomyślał źle).
UsuńZawsze można przetestować na egzemplarzu bibliotecznym ;-)
O jak ja lubię takie lekkie powieści :))
OdpowiedzUsuńZ taką lekką literaturą nieraz różnie bywa, niektóre powieści mnie irytują, ta akurat była przyjemna, śmieszna, zgrabnie napisana.
UsuńNie bez znaczenia jest też to, że akurat takiej książki potrzebowałam dla odmiany po dobrej acz ciężkiej Lessing oraz klasyczno-kultowym Salingerze.
Lekka lektura czasami by mi się przydała, pomyślę nad tą pozycją:)
OdpowiedzUsuńLubie twórczość Ewy Stec, ma fajny i lekki styl :)
OdpowiedzUsuńŚwietna książka. Śmiałam się jak wariatka przy niej :D
OdpowiedzUsuńNie jestem miłośniczką romansów i ckliwości, ale ta książka ma w sobie tak dużą dawkę humoru i sensacji, że bardzo przyjemnie mi się ją czytało :-)
OdpowiedzUsuńNajbardziej lubię w książkach takie ceny :D, ale ostatnio dochodzę do wniosku, że babskie książki są świetnym przerywnikiem w zgłębianiu literatury poważniejszej. Taka odtrutka świetnie zapobiega zmęczeniu materiału.
OdpowiedzUsuń"KMS" stanowi świetny przerywnik i pocieszacz.rozbawiacz ;-)
OdpowiedzUsuńMonotemo, takie ceny to gratka, ale za to mamy mały druk, co nie zawsze sprzyja czytaniu przy nocnej lampce na przykład ;-)
A ja nie lubię małych czcionek, bo wzrok mi się męczy i czytanie staje się szybko nieprzyjemne zamiast fajne. Ksiązka zabawna i świetnie sie ją czyta. Niedawno kupiłam sobie drugi tom i juz mnie tak nie zachwycił, nie śmieszył, a trochę nudził.
OdpowiedzUsuńWydaje się ciekawą lekturą, ale rzeczywiście czcionka może trochę zniechęcić do czytania. Ale na pewno tej książki nie przeczytam w najbliższym czasie?
OdpowiedzUsuńczytałam już dawno temu :) świetna :)
OdpowiedzUsuńAle urocza okładka! Tak, ta książka będzie dobra na wszelkie chandry i smuteczki. Zapamiętam :)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie :) lubię się śmiać przy książce :)
OdpowiedzUsuń