Wielka Litera, 2013 |
(...) That's Mallorca
Living is easy, life will be so crazy
I don't wanna miss it no more
Come on down and get it
Your mind can really take it
That's the way you like it for sure
Mallorca, join the generation, oh oh oh
That's Mallorca
Mallorca, feel the good vibration, oh oh oh
That's Mallorca
Living is easy, life will be so crazy
I don't wanna miss it no more
Come on down and get it
Your mind can really take it
That's the way you like it for sure
Mallorca, join the generation, oh oh oh
That's Mallorca
Mallorca, feel the good vibration, oh oh oh
That's Mallorca
(...)
[Loft - Mallorca]
Żałuję, że przeczytałam tę książkę. Żałuję, bo... mam ją już za sobą i drugiej takiej do czytania w wakacyjny czas mieć nie będę, a tak miło byłoby przenieść się z leżaka pod gruszą wprost na majorkańskie plaże... Już sama okładka ze zdjęciem przedstawiającym stolik na tarasie kamiennego domku i bezkresny błękit pełni funkcję "terapeutyczną" - wprowadza w sielski, marzycielski i romantyczny nastrój.
Wydawać by się mogło, że to kolejna historia z cyklu: kobieta po przejściach układa sobie życie na nowo, odnajduje swoje miejsce na ziemi, odnosi sukces w świeżo rozwiniętej działalności, spotyka księcia z bajki i żyją długo i szczęśliwie. Częściowo tak jest, ale... diabeł tkwi w szczegółach. I ubiera się u Prady!
Okazuje się, że majorkańska idylla nie wygląda w rzeczywistości tak jak w turystycznym folderze, własny biznes- choć intratny - nie jest spełnieniem marzeń, a i książę (w sumie to było dwóch pretendentów) ma co nieco za uszami. Nie jest słodziutko, choć jest przyjemnie i zabawnie, momentami bardzo smacznie - (specjały lokalnej kuchni kontra polska wigilia, fenomen makowych tortów z cytrynowym kremem.) W dodatku nie ma typowego happy endu. Autorka pozostawiła nas w niepewności, dalsze losy postaci stawiając pod znakiem zapytania, otwierając im furtkę, ale niczego nie przesądzając. Gdyby porównać schemat fabuły do tkaniny, to Anna Klara Majewska zręcznie ją udrapowała, tu przycięła, tam przyszyła, ozdobiła... i koniec końców powstała szykowna kreacja "pret- a- lecture".
Główna bohaterka, a zarazem narratorka, trzydziestoparoletnia Magda bez żalu pozostawia za sobą wiedeńskie życie: stabilną pracę jako architekt wnętrz, byłego małżonka, niedoszłego męża - hrabiego von und zu, wszystkie związane z tym problemy. Znaczną część jej dobytku stanowią kartony z obuwiem - ta kobieta jest bowiem prawdziwą butoholiczką! W swojej pieczołowicie przechowywanej kolekcji (na cedrowych prawidłach, we flanelowych woreczkach i oryginalnych pudełkach z nalepionym polaroidem z zawartością i opisem) ma nie tylko szpilki od Manolo, ale i słynne botki Jimmy'ego Choo, dzieła obuwniczej sztuki Keliana oraz inne nie mniej cenne okazy. W tym miejscu od razu powiem, że ta cecha bohaterki, jej zamiłowanie jest konsekwentnie pokazywane na przestrzeni całej powieści - często powraca motyw butów.
Magdalena ląduje na Majorce, gdzie zamierza osiedlić się na dłużej niż na wakacje, być może na zawsze - wszak to la isla bonita, bez mrozów i słot, arkadia oferująca oliwkowe gaje, pomarańczowe dolin, turkusowe zatoczki, bezkresne morze i wieczne słońce, raj, gdzie wszystkie hormony szczęścia spadają z nieba. Pełna entuzjazmu bohaterka wynajmuje dom, który wymaga gruntownego remontu i znajduje szkołę dla syna, tymczasowo wysłanego do babci do Warszawy. Oczywiście następuje cała masa perypetii, opowiedzianych lekko i z humorem, nie zawahałabym się nawet użyć słowa - dowcipnie.
Madzi - która generalnie jest rzeczową, konkretną osóbką, choć nieco zakręconą - towarzyszy grono barwnych postaci. Przekrój mamy tu wielokulturowy, albowiem są to m.in.: prowadząca swobodny tryb życia Rosa Weintraub - koleżanka jeszcze z Wiednia, chorwacka złota rączka Zdenek, ekscentryczny Altos ukrywający się przed szwajcarską skarbówką, kurduplowaty pianista Vincenzo, macho Martin - "Mr. Perfekt z podwójnym dnem", zdziwaczała staruszka Teresa o polskich korzeniach, "Clooney" o turkusowych oczach, Czeszka Ivanka ubierająca się jak - za przeproszeniem - burdelmama, ale dziewczyna z sercem na dłoni.... Z nimi nie można się nudzić! Zwłaszcza przy sposobie przedstawiania tych postaci - kolorowo, dowcipnie, ze zróżnicowaniem wypowiedzi postaci (egzaltowany styl Altosa, czesko-kombinowany język Ivanki itp.) Nie brakuje komplikacji - głównie w wątku uczuciowym, ani komicznych scen, dowcipu sytuacyjnego, trafnych ripost, czy określeń ciętym językiem relacjonującej wszystko bohaterki. Są też malownicze, żywe opisy majorkańskich pejzaży, pełne kolorów, smaków i zapachów. Myślę, że zwolennicy nurtu toskańsko- prowansalskiego w literaturze także będą zadowoleni z tej książki.
Autorka prochu nie wymyśliła, ale napisała przesympatyczną, niegłupią, dowcipną powieść, którą rekomenduje sama Hanna Bakuła. Akurat nie znam bliżej jej dokonań pisarskich, ale sądzę, że obie panie łączy błyskotliwość i typ humoru. Nie byłabym raczej skłonna, by wrzucić "Rok..." do przepastnego wora z napisem "literatura kobieca", a już na pewno nie przylepiłabym metki "romans", choć te aspekty życia nie są obce bohaterom i nie pominięte w warstwie fabularnej.
To powieść obyczajowa, iskrząca się humorem, trochę z przymrużeniem oka traktująca o życiu, ale jednocześnie bardzo prawdziwa, taka przyjazna i swojska. Nie ma tu zbędnego filozofowania i "złotych" coelhowskich myśli, nie ma usilnego starania się, by stworzyć polską Bridget Jones. Krótko mówiąc, nie jest tu nic przekombinowane. Bardzo mi się podobało!
Anna Klara Majewska to córka reżysera i pisarza Janusza Majewskiego ("Siedlisko") oraz fotograficzki Zofii Nasierowskiej. Niedaleko pada jabłko od jabłoni pod względem uzdolnień artystycznych i talentu. Autorka "Roku na Majorce" jest nie tylko pisarką i felietonistką, ale też projektantką i redaktor naczelną magazynu podróżniczego "Connoisseur Circle", napisała "Jak dobrze wyjść za mąż po czterdziestce" oraz "Sekrety" (wraz z H. Bakułą i A. Ibisz). Co ciekawe, przez 20 lat mieszkała w wielu krajach, gościła również na Majorce, a zatem mamy tu solidne podłoże, jeśli chodzi o znajomość specyfiki tej wyspy, zyskujemy pewność, że Majewska napisała o czymś, co zna z autopsji, a nie tylko z kolorowego przewodnika.
"Rok na Majorce" to lekka, dowcipna, niesztampowa lektura, niezbędny element wakacyjnego ekwipunku - niezależnie od tego, czy się wybieracie na Baleary, czy na Mazury, czy gdziekolwiek. Byle z książką!
PS. Niesamowicie spodobał mi się przymiotnik "majorkański" ;-)
Na deser - informacja o wspaniałym konkursie - można wygrać wycieczkę na Majorkę!
KONKURS
Za sprawą magii książki na Majorce z Magdą i jej przyjaciółmi byłam dzięki wydawnictwu Wielka Litera.
Lektura akurat pasowała do czerwcowego wyzwania "Pod hasłem".
Podoba mi się fabuła, ale mam sporo innych typowo wakacyjnych lektur.
OdpowiedzUsuńNie wątpię, że takich fajnych lektur na letni czas jest sporo, może więc Majorka w przyszłym roku... albo 'rozgrzewająco" zimową porą? ;-)
UsuńDopiero dzisiaj natknęłam się na recenzje tego tytułu i myśle, że to coś dla mnie. Na wakacyjny czas taka lektura jest idealna.
OdpowiedzUsuńSądzę, że dobrze byś się bawiła podczas lektury. Spróbować nie zawadzi, a i konkurs związany z ta książką jest:
Usuńhttp://www.wielkalitera.pl/aktualnosci/id,30/zapraszamy-do-udzialu-w-konkursie-rok-na-majorce-moje-miejsce.html
Fakt, świetna lektura na lato :)
OdpowiedzUsuńWprost idealna!
UsuńA mnie również baardzo podobała się ta książka, aż byłam zdziwiona. Naprawdę, bardzo dobra lektura.
OdpowiedzUsuńA i cieszę się, że poznałam przymiotnik "majorkański", bo wcześniej go nie znałam, a tak fajnie brzmi :-)
Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale przeoczyłam jakoś ten komentarz.
UsuńDziś autorka była gościem radiowej Jedynki, dowiedziałam się że to, co opisała, ma podłoże w rzeczywistości, wydarzyło się naprawdę, choć oczywiście "ubrała" to w literacką otoczkę.
Też nie znałam "majorkańskiego", do głowy by mi nie przyszło tworzyć taki przymiotnik, nie było okazji ;-)
Przymiotnik powstał wraz z wyspą. A jak inaczej byście nazwały coś co jest z Majorki, używając przymiotnika? Majorkański/majorkiński to żadna filozofia...
OdpowiedzUsuńDrogi Anonimie,
UsuńTu nie chodzi o żadną filozofię, nam się po prostu szczerze podoba słowo "majorkański", zachwycamy się nim, bo jest dla nas nowe, egzotyczne. Nie wyśmiewamy, że dziwne, niepoprawne czy coś.
Nie każdy miał okazję się wcześniej zetknąć się z tym przymiotnikiem.
Niemniej dziękujemy za oświecenie maluczkich... ;-)