Odkąd przeczytałam fragment najnowszej powieści Eustachego Rylskiego w magazynie Książki nabrałam ogromnego apetytu na lekturę całości. Taka jakby lekko "stasiukowa" wydała mi się ta proza, przyciągnęła mnie obietnicą przygody i wybornej opowieści. Niestety, jedna jaskółka wiosny nie czyni...
Trwając w przekonaniu, iż autor "Warunku" jest dobrym, choć dotychczas mało popularnym i niedocenianym pisarzem, a także mając świadomość - głównie dzięki "Wyspie" - czego mogę się po nim spodziewać (kunsztowny język, tradycje literackie, "gęstość" prozy) śmiało wypłynęłam na literackiego przestwór oceanu, jednak zamiast złapać wiatr w żagle, poczułam spiekotę upalnego lata 1963 i utknęłam na mieliźnie.
Główny bohater a zarazem narrator - Jan Ruczaj - opowiada historię swojego życia wracając myślą do sierpnia 1963, gdy jako dwudziestolatek pracował w bazie transportowej ( tu kłania się M. Hłasko), a w miejscowości pojawiła się po latach jego dawna nauczycielka Julia Neider. Wspomina szkolne czasy, paczkę jaką tworzył wraz z Martą, Olą i Szymonem i próby zaszczepienia w nich bakcyla rewolucji, fascynacji poezją Błoka i symfonią "Leningradzką" Szostakowicza. Przedstawia historię brawurowego przemycenia kobiety za granicę i dalsze perypetie swego losu aż po czasy, gdy już jako sześćdziesięciokilkulatek wiedzie życie samotnego taksówkarza. Opowiada o klanie Hemingwaya - grupie młodzieńców których "pociągał ten infantylny i niezbyt mądry pisarz" ( s. 45) i wyostrzał im apetyt na życie, o różnych typach spod ciemnej gwiazdy, o układach z ubeckim kapitanem, o szemranych interesach, o rodzinnych sprawach, o zagranicznych ekscesach.... Powoli układają się elementy układanki, ale i tak są zamglone, dużo tu niedomówień, niepewności.
Ruczaj nie budzi sympatii. Jawi się jako pełen dumy egocentryk, przekonany o swojej wyższości, prawie do wymierzania sprawiedliwości. Nie bez powodu koledzy z pracy przezywają go "hrabia". Dodałabym, że raczej nie lubi ludzi, jest introwertyczny, wyobcowany, a przy tym zimny, cyniczny, bez skrupułów. Nadto filozofujący i poszukujący straconego czasu. Sprawia wrażenie fałszywego, a może tylko żyjącego pozorami i pozory stwarzajacego. Kolekcjoner przyjemności, które traktuje jako ekwiwalent od życia za rezygnację ze szczęścia. przepełniony panoszącą się nostalgią. Mówi o sobie m.in. tak:
"Mimo wrodzonego pesymizmu, niewiary w sens istnienia i metafizycznego lęku, jakim podszyty byłem od kiedy pamiętam, każdy kontakt z materią mój umysł przerabiał natychmiast na przyjemność." (s.9)
Tytułowa Julia była obsesją, iluzją, tajemnicą, obietnicą czegoś nie wiadomo czego, uosobieniem dręczącej bohatera tęsknoty za młodością. Postacią, która wyryła piętno na duszy Ruczaja i miała wpływ na jego dalsze życie. Dla czytelnika - zagadkowa i niejednoznaczna persona, jej dzieje poznajemy urywkowo, fragmentarycznie, nic nie jest właściwie pewne. Nie dowiadujemy się o niej tyle, ile się spodziewać można by po tytule, tu jednak kluczowym słowem jest "obok".
Sądzę, że to słowo trafnie charakteryzuje głównego bohatera - Janek egzystuje obok ludzi, obok realnego świata, obok prawdziwych uczuć, obok wartości. Zatraca się w melancholii, wspomnieniach. iluzji. Będąc obok - ma pozycję wytrawnego obserwatora i komentatora tego, co się wokół dzieje. Przez pryzmat jego dziejów poznajemy kawałek historii II połowy XX wieku, polskie przemiany.
Rylski "warczy" przeważnie krótkimi suchymi zdaniami, bywa wulgarny bądź uderza w liryczne - refleksyjne tony. Tę powieść wliczyłabym w poczet tzw. męskiej literatury, choć to pojęcie umowne. Chodzi tu o taki twardy obraz świata, w którym liczą się ambicja, duma i honor, rządzą układy i przemoc, a sukcesy osiąga się poprzez różne, nie do końca uczciwe sposoby.
Są w "Obok Julii" elementy: kryminalno - sensacyjny, przygodowy, romansowy, historyczny nawet w pewnym sensie. Do tego ogromne pokłady melancholii i nostalgii. Razem daje to utwór gęsty od znaczeń. Znaczeń, które ciężko wychwycić i w pełni zrozumieć.
Elementem, na który zawsze zwracam uwagę w czytanych przeze mnie tekstach, jest intertekstualność, nawiązania do innych utworów. Tu obok bezpośredniego przywołania Hemingwaya, wspomniane są min. wiersze Błoka, "Sława i Chwała" Iwaszkiewicza, tegoż "Panny z Wilka" (podobny ty nawet klimat przesycony widmem śmierci i poczuciem bezsensu), "Śniadanie u Tiffany'ego". Nasuwa się skojarzenie z prozą Marka Hłaski (Baza sokołowska) i "Madame" Antoniego Libery. Fragmenty opowiadające o pracy dla Kima Sewastopola, o wyprawie do Saluzzo, o incydencie z Serbami skojarzyły mi się z prozą Stasiuka.
Może i nie bezpodstawne byłoby też przywołać Marcela Prousta. Może i więcej dałoby się z tej powieści "wyciągnąć", ale czasem przyjemniej skupić się na fabule niż wnikać w konteksty.
W osobistym odbiorze znużyła mnie ta powieść, przytłoczyła, choć momentami nie obyło się bez zaciekawienia. Powiem tak: w trakcie czytania szło gładko, ale gdy się oderwałam - nie przyciągało, nie pochłaniało mnie bez reszty. Nie odmawiając utworowi walorów, nie odnalazłam się w jego klimacie, może po części dlatego, że nie jestem fascynatką Hemingwaya. Niewiele jego pióra czytałam, ale stwierdziłam, że to nie moja droga. Nie mam pojęcia czego szukał lampart na szczycie Kilimandżaro. Pozostanę zatem obok autora "Pożegnania z bronią". Obok Julii. Obok Rylskiego. I choć książka znalazła się wśród rekomendacji Trójkowej audycji "Z najwyższej półki" - u mnie nie znajdzie się na półce "ulubione".
Za możliwość wyrobienia sobie własnej opinii o tej powieści dziękuję Wydawnictwu Wielka Litera.
Wyd. Wielka Litera 2013 |
Główny bohater a zarazem narrator - Jan Ruczaj - opowiada historię swojego życia wracając myślą do sierpnia 1963, gdy jako dwudziestolatek pracował w bazie transportowej ( tu kłania się M. Hłasko), a w miejscowości pojawiła się po latach jego dawna nauczycielka Julia Neider. Wspomina szkolne czasy, paczkę jaką tworzył wraz z Martą, Olą i Szymonem i próby zaszczepienia w nich bakcyla rewolucji, fascynacji poezją Błoka i symfonią "Leningradzką" Szostakowicza. Przedstawia historię brawurowego przemycenia kobiety za granicę i dalsze perypetie swego losu aż po czasy, gdy już jako sześćdziesięciokilkulatek wiedzie życie samotnego taksówkarza. Opowiada o klanie Hemingwaya - grupie młodzieńców których "pociągał ten infantylny i niezbyt mądry pisarz" ( s. 45) i wyostrzał im apetyt na życie, o różnych typach spod ciemnej gwiazdy, o układach z ubeckim kapitanem, o szemranych interesach, o rodzinnych sprawach, o zagranicznych ekscesach.... Powoli układają się elementy układanki, ale i tak są zamglone, dużo tu niedomówień, niepewności.
Ruczaj nie budzi sympatii. Jawi się jako pełen dumy egocentryk, przekonany o swojej wyższości, prawie do wymierzania sprawiedliwości. Nie bez powodu koledzy z pracy przezywają go "hrabia". Dodałabym, że raczej nie lubi ludzi, jest introwertyczny, wyobcowany, a przy tym zimny, cyniczny, bez skrupułów. Nadto filozofujący i poszukujący straconego czasu. Sprawia wrażenie fałszywego, a może tylko żyjącego pozorami i pozory stwarzajacego. Kolekcjoner przyjemności, które traktuje jako ekwiwalent od życia za rezygnację ze szczęścia. przepełniony panoszącą się nostalgią. Mówi o sobie m.in. tak:
"Mimo wrodzonego pesymizmu, niewiary w sens istnienia i metafizycznego lęku, jakim podszyty byłem od kiedy pamiętam, każdy kontakt z materią mój umysł przerabiał natychmiast na przyjemność." (s.9)
Tytułowa Julia była obsesją, iluzją, tajemnicą, obietnicą czegoś nie wiadomo czego, uosobieniem dręczącej bohatera tęsknoty za młodością. Postacią, która wyryła piętno na duszy Ruczaja i miała wpływ na jego dalsze życie. Dla czytelnika - zagadkowa i niejednoznaczna persona, jej dzieje poznajemy urywkowo, fragmentarycznie, nic nie jest właściwie pewne. Nie dowiadujemy się o niej tyle, ile się spodziewać można by po tytule, tu jednak kluczowym słowem jest "obok".
Sądzę, że to słowo trafnie charakteryzuje głównego bohatera - Janek egzystuje obok ludzi, obok realnego świata, obok prawdziwych uczuć, obok wartości. Zatraca się w melancholii, wspomnieniach. iluzji. Będąc obok - ma pozycję wytrawnego obserwatora i komentatora tego, co się wokół dzieje. Przez pryzmat jego dziejów poznajemy kawałek historii II połowy XX wieku, polskie przemiany.
Rylski "warczy" przeważnie krótkimi suchymi zdaniami, bywa wulgarny bądź uderza w liryczne - refleksyjne tony. Tę powieść wliczyłabym w poczet tzw. męskiej literatury, choć to pojęcie umowne. Chodzi tu o taki twardy obraz świata, w którym liczą się ambicja, duma i honor, rządzą układy i przemoc, a sukcesy osiąga się poprzez różne, nie do końca uczciwe sposoby.
Są w "Obok Julii" elementy: kryminalno - sensacyjny, przygodowy, romansowy, historyczny nawet w pewnym sensie. Do tego ogromne pokłady melancholii i nostalgii. Razem daje to utwór gęsty od znaczeń. Znaczeń, które ciężko wychwycić i w pełni zrozumieć.
Elementem, na który zawsze zwracam uwagę w czytanych przeze mnie tekstach, jest intertekstualność, nawiązania do innych utworów. Tu obok bezpośredniego przywołania Hemingwaya, wspomniane są min. wiersze Błoka, "Sława i Chwała" Iwaszkiewicza, tegoż "Panny z Wilka" (podobny ty nawet klimat przesycony widmem śmierci i poczuciem bezsensu), "Śniadanie u Tiffany'ego". Nasuwa się skojarzenie z prozą Marka Hłaski (Baza sokołowska) i "Madame" Antoniego Libery. Fragmenty opowiadające o pracy dla Kima Sewastopola, o wyprawie do Saluzzo, o incydencie z Serbami skojarzyły mi się z prozą Stasiuka.
Może i nie bezpodstawne byłoby też przywołać Marcela Prousta. Może i więcej dałoby się z tej powieści "wyciągnąć", ale czasem przyjemniej skupić się na fabule niż wnikać w konteksty.
W osobistym odbiorze znużyła mnie ta powieść, przytłoczyła, choć momentami nie obyło się bez zaciekawienia. Powiem tak: w trakcie czytania szło gładko, ale gdy się oderwałam - nie przyciągało, nie pochłaniało mnie bez reszty. Nie odmawiając utworowi walorów, nie odnalazłam się w jego klimacie, może po części dlatego, że nie jestem fascynatką Hemingwaya. Niewiele jego pióra czytałam, ale stwierdziłam, że to nie moja droga. Nie mam pojęcia czego szukał lampart na szczycie Kilimandżaro. Pozostanę zatem obok autora "Pożegnania z bronią". Obok Julii. Obok Rylskiego. I choć książka znalazła się wśród rekomendacji Trójkowej audycji "Z najwyższej półki" - u mnie nie znajdzie się na półce "ulubione".
Za możliwość wyrobienia sobie własnej opinii o tej powieści dziękuję Wydawnictwu Wielka Litera.
Mi też w sumie średnio się podobała, a przebrnąć było ciężko.
OdpowiedzUsuńCzytać to mi się czytało, ale w ogólnym rozrachunku - ciężki kaliber prozy ;-)
UsuńA ja miałam ochotę ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńzapraszam na konkurs,do wygrania "Azyl" :)
Ależ nie trać ochoty, może akurat złapiesz jej klimat.
UsuńWidziałam konkurs, wezmę udział ;-) Dzięki.
No patrz, a tak tę ksiażkę reklamowano. Też tak czasami mam, że biję się o jakiś tytuł, bo świetne renzje, bo temat interesujący, zdobywam i .... No ale.... Przeczytałaś.
OdpowiedzUsuńPromocję miała faktycznie mocną, dzięki niej szersze grono odbiorców dowiedziało się, że w ogóle taki Rylski istnieje, a co dopiero, że ma kilka książek na koncie ;-)
UsuńNie twierdzę, że nie warta była tego szumu, bo swe walory ma, tylko mi akurat do gustu nie przypadła.
Jelinek i LeClezio Nobla dostali a ja ich nie trawię na przykład.
Jelinek nieeeee, ja też nie za bardzo.
Usuń