Poniższy tekst napisałam jakiś czas temu na Konkurs - kartka z podróży „Jeden przełomowy
dzień życia”, już się nie przyda, więc niech sobie tu "leci".
Zderzenie
Droga Elu!
Dobrze wiesz, jak lubię święty
spokój w zaciszu mojego wiejskiego domu, gdzie rozbrzmiewa radiowa Trójka,
klawiatura stuka, a koty mruczą uroczo. Czasem jednak potrzebuję trochę
ponapawać się „gwarem wielkiego miasta”. Przeobraziłam się więc w kobietę taką bardziej
„światową”. Sukienka i makijaż poprawiły mi humor i dodały skrzydeł, może to
śmiesznie brzmi, ale naprawdę działa. Pojechałam do Krakowa, ot tak, powłóczyć
się bez celu po uliczkach, zajrzeć do znajomych antykwariatów i księgarni,
posiedzieć na plantach, wpaść do ulubionego „Pierwszego Lokalu Na Ulicy Stolarskiej
Idąc na Lewo Od Małego Rynku”. I wyobraź sobie, że wpadłam, ale zanim tam na
kawę – na Macieja L. Tak, tego samego, o którym właśnie pomyślałaś. Kopę lat
nie widzieliśmy się, ale jak to mówią: góra z górą się nie zejdzie… Dosłownie
zderzyliśmy się pod Wierzynkiem. Żałuj Elka, że nie widziałaś naszych zdziwionych
min! Siłą sentymentu (oraz zderzenia, cha cha) poszliśmy na kawę. Na Stolarską.
Mieliśmy sobie co opowiadać, od
liceum przecież upłynęło sporo lat. Gdzie się podziewałaś, co studiowałeś, bla
bla bla. Aktualności, przy muzyce - o sporcie, lista przebojów, program radiowy
z naszej pogawędki by ułożył. Tylko „ powtórki z rozrywki” nie było. Zupełnie
nie wspominaliśmy o tamtej sytuacji…. Nie wracaliśmy do tego. Trudno
powiedzieć, dlaczego. W ogóle zastanawiałam się, czy on pamięta… Ja pamiętałam,
ale raczej nie zamierzałam poruszać tego tematu. Przynajmniej nie teraz.
Nie byłam Maćkiem tak oczarowana
jak przed laty, ale przyznam, że czułam coś w rodzaju satysfakcji, gdy łowiłam zazdrosne
spojrzenia dwóch kobiet siedzących przy stoliku obok. W końcu towarzyszył mi
typ niemal jak z reklamy: wysoki, elegancki, wysportowany, ciemnooki, z lekko
szpakowatymi włosami. Niekoniecznie „macho”, raczej taki gość, z którym można
konie kraść. Mimo garnituru. Tu sobie wyobraź jak on w tych kancikach i
kołnierzykach skacze przez ogrodzenie stadniny, a potem chwyta na lasso
jakiegoś gniadego araba i cwałuje niczym Indianin po prerii… Głupia jestem,
wiem. Ale ad rem.
Wyobraź sobie, że ktoś do Maćka
zadzwonił. Okazało się, że jego kolega ma do oddania dwa niedrogie bilety na
Majorkę, z pilnych przyczyn nie mogą z żoną jechać. Szukają kogoś w zamian ich,
żeby bilety nie przepadły. Myślałam, że spadnę z krzesła, gdy Maciej rzucił
lekko, jakby prosił o przysuniecie cukierniczki: „Słuchaj, a może my polecimy?”
To była propozycja całkiem na
luzie, koleżeńska, bez zobowiązań. Nie wyobrażaj sobie, Elka, „niewiadomoczego”.
Zgodziłam się spontanicznie. Sama nie wiedziałam, co mną kierowało. Miałam
jednak dziwne przeczucie, że od tej decyzji wiele zależy.
Wylot był nazajutrz, toteż nie było chwili do stracenia. Załatwiłam opiekę moim kotom (zadzwoniłam do sąsiadki, która ma drugie klucze, już nieraz mi pomagała), w Galerii Kazimierz kupiłam strój kąpielowy, parę łachów, uzupełniłam kosmetyczkę. Nocowałam w hotelu. Sama. Elka, nie wyobrażaj sobie, mówiłam.
Wylot był nazajutrz, toteż nie było chwili do stracenia. Załatwiłam opiekę moim kotom (zadzwoniłam do sąsiadki, która ma drugie klucze, już nieraz mi pomagała), w Galerii Kazimierz kupiłam strój kąpielowy, parę łachów, uzupełniłam kosmetyczkę. Nocowałam w hotelu. Sama. Elka, nie wyobrażaj sobie, mówiłam.
No i poszły konie po betonie, a
raczej samolot pofrunął po niebie
Majorka okazała się rajsko piękna. Hotel - wygodny, komfortowy, Mieliśmy osobne pokoje, jeśli o to chcesz zapytać. Fantastycznie spędzaliśmy czas, zwiedzaliśmy, pływaliśmy, plaża, drinki z palemką, takie tam.. Dużo rozmawialiśmy: o muzyce, filmach, literaturze. Nawet zbieżny mamy gust, jak się okazuje. Plotkowaliśmy, a jakże. Trafiliśmy do małej kawiarenki, gdzie podają przepyszne makowe torty Obżeraliśmy się po uszy. …. Ta sielanka trwała krótko, bo tylko 3 dni, ale wiesz, warto było. Oderwaliśmy się od rzeczywistości, naładowaliśmy akumulatory. Byliśmy dla siebie parą kumpli, którzy dobrze się bawią.
Majorka okazała się rajsko piękna. Hotel - wygodny, komfortowy, Mieliśmy osobne pokoje, jeśli o to chcesz zapytać. Fantastycznie spędzaliśmy czas, zwiedzaliśmy, pływaliśmy, plaża, drinki z palemką, takie tam.. Dużo rozmawialiśmy: o muzyce, filmach, literaturze. Nawet zbieżny mamy gust, jak się okazuje. Plotkowaliśmy, a jakże. Trafiliśmy do małej kawiarenki, gdzie podają przepyszne makowe torty Obżeraliśmy się po uszy. …. Ta sielanka trwała krótko, bo tylko 3 dni, ale wiesz, warto było. Oderwaliśmy się od rzeczywistości, naładowaliśmy akumulatory. Byliśmy dla siebie parą kumpli, którzy dobrze się bawią.
A tamto sprzed lat? Cóż, w końcu
udało nam się o tym porozmawiać. I nie uwierzysz, czego się dowiedziałam… Ech,
gdyby można było cofnąć czas, gdyby nos Kleopatry był krótszy… Cóż… Marzenia…
Wtedy ktoś nieźle namieszał między nami, ktoś uwierzył w fałszywe tony, ktoś
odpuścił, ktoś uniósł się dumą… Potem nasze ścieżki rozeszły się. Zbyt daleko,
zbyt szybko. Wciągnęło nas życie, inni ludzie, inne sprawy. Tamto pozostało w
cieniu pamięci, otoczone mnóstwem pytajników.
Wróciłam do domu zmęczona, ale
szczęśliwa. Kocury się ucieszyły. Sąsiadka dbała o nie jak o własne lecz wiesz,
pańskie oko kota tuczy. Z Maciejem umówiliśmy się, że czasem będziemy się
spotykać, tak na kawę, czy do kina. Nie
sądzę, żeby którekolwiek z nas liczyło na coś więcej niż przyjaźń. Nie
wróciliśmy z Majorki jako para, choć pewnie tego się spodziewałaś. A tu masz
babo placek. Z wyspy przywiozłam słomkowy kapelusz pełen wspomnień i marzeń.
Powiesiłam go na ścianie nad biurkiem, niech mi przypomina majorkańskie chwile.
Tamten dzień w Krakowie, kiedy
spontanicznie zdecydowałam się na wyjazd
z Maćkiem okazał się dla mnie szczególnie ważny, wręcz przełomowy. Doprowadził
do tego, że rozliczyliśmy się z przeszłością. Postanowiłam napisać powieść.
Opowiedzieć naszą historię ku pamięci, ku przestrodze. Może to komuś innemu
pozwoli nie zaplątać ścieżek…
Trzymaj kciuki, aby nie opuściła mnie literacka wena. Kończę te moje bazgroły, bo zaraz wyruszam w drogę - wybieramy się z Maćkiem na kręgle.
Trzymaj kciuki, aby nie opuściła mnie literacka wena. Kończę te moje bazgroły, bo zaraz wyruszam w drogę - wybieramy się z Maćkiem na kręgle.
Moc serdeczności!
-
Paulina
Świetnie sie czyta. Przesylam pozdrowienia .
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa.
UsuńPozdrawiam.