Tytuł opowiadania (gawędy) nieco zwodzi na manowce, bo mowa tu nie o żadnych papierach i nie o żadnym Glince, a o Krzyskim, którego barwną personę uwiecznił na kartach swego pamiętnika rzeczony Glinka, służący w książęcym regimencie. Trzeba wiedzieć, że obie postaci są fikcyjne, wklejone przez Kraszewskiego w historyczne tło - czasy Stanisława Augusta.
Rzecz dzieje się w Nieświeżu, na dworze księcia Karola Radziwiłła, zwanego od ulubionego powiedzonka "Panie kochanku". Wokół magnata gromadzi się liczne grono towarzyszy, rezydentów oraz "przybłędów", którzy grzeją się w blasku jego chwały, żywią u jego stołu i korzystają z majątku, zdecydowanie nadużywając. Sam książę nader hojnie obdarza wianem swoich podopiecznych, gościny i kiesy nikomu nie żałuje. Pewnego razu przybywa do nieświeskiej rezydencji wielce osobliwy jegomość:
"... twarz miał czarną, osmaloną, niemal cygańską, zarost jak smoła; do tego kędzierzawy, oczy wypukłe, jak węgle, zęby długie białe, przeciągłe oblicze grubo pofałdowane jakby w zakładki...
tu i ówdzie po nim rosły, niby kępiny brunatne, brodawki pokryte długimi włosami (...)" (s.8)
Strój przybysza również godzien jest uwagi:
"Szarawary karmazynowe, szerokie, buty malinowe, cytrynowy żupan atłasowy, a jasnozielony kontusz. Nie dosyć na tym, dla większej pstrocizny pas niebieski z czerwonym, a na kontuszu jeszcze szamerowanie pomarańczowe, niby ze złotem, czy szychem. przy czapce mu się piórko kołysało jakiegoś osobliwego też ptaka, mienione niebieskie z zielonym. Szabelka była u rękojeści turkusami sadzona, znać wschodnia". (s.9) Zadziwiający okazuje się też podarek dla Radziwiłła przywieziony
z Bliskiego Wschodu - butelka wina z piwnicy Noego (tego od potopu i arki!). Zręczna gadka, spryt, bałamuctwa i pochlebstwa pozwalają Krzyskiemu szybko zyskać miejsce wśród dworzan oraz przysłowiowy wikt i opierunek. Nieszkodliwy zeń błazen, ale książę nie lubi "sukcesora Noego"- jak pogardliwie nazywa tego szlachcica (zresztą wątpliwego rodu)- i chce się go pozbyć. Wraz z poplecznikami postanawia więc "zażyć trutnia" i snuje intrygę matrymonialną. Pomysł ożenku całkiem przypada do gustu Krzyskiemu, ale obiekt jego zalotów - panna Zoryna- nie podoba się księciu. To znaczy sama wybranka właśnie się mu podoba, ale obudził się w nim "pies ogrodnika", zazdrości dawnego feblika.
No i się porobiło.... Kto w czyje wpadł sidła, kto wyszedł jak Zabłocki na mydle - zapraszam do lektury. Dodam tylko, że aż cisną się do głowy przysłowia i powiedzenia: "zastaw się, a postaw się", "na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą", "dać kurze grzędę..."etc.
Opowiadanie, mimo archaicznej stylizacji, czyta się szybko i przyjemnie. Jest krótkie, wartkie i zabawne. Jednak pod płaszczykiem ( czy raczej pstrokatymi szarawarami i kontuszem) lekkości i zabawy kryje się niewesoły obraz: oto w postaciach i zdarzeniach autor ukazał przywary magnaterii i szlachty, a także pośrednio przyczyny upadku świetności kraju. Znać krytycyzm Kraszewskiego, choć unika piętnowania wad i zła, to wyraźnie pokazuje, jak, gdzie i w czym one się przejawiają.
W nocie wydawniczej, jaką opatrzono egzemplarz, który miałam przyjemność czytać, nadmieniono, iż ze względu na treść można by ten utwór zatytułować "O szlachcicu, który nabrał Radziwiłła", a główny wątek przypomina motyw z podań ludowych -"chłopa, co oszukał diabła". Coś w tym jest, choć mi raczej to Krzyski z diabłem się kojarzy, zatem byłaby to historia "jak diabeł wykiwał bogacza", czy coś w tym rodzaju.
W każdym razie - "Papiery po Glince" są znośną i całkiem interesującą lekturą, dobrą jako przerywnik między opasłymi tomami i zalewem współczesnych nowości. Polecam łaskawej uwadze czytelników.
J. I. Kraszewski, Papiery po Glince. Opowiadanie z życia Karola Radziwiłła "Panie Kochanku",Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1988.
(Źródło zdjęcia okładki: Lubimyczytac.pl)
Książkę przeczytałam zmobilizowana przez:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)