Agnieszka Lingas – Łoniewska, Zakład o miłość
Wydawnictwo Novae Res 2011
s. 246.
Premiera: 9 listopada 2011
„Zakład o miłość” to według mnie znakomity materiał na komedię romantyczną. Chociaż nie jestem pewna, czy wersja filmowa zdoła oddać te wszystkie emocje, które aż buzują na kartach powieści – rozpalone w sercach bohaterów płoną tak, że ich iskry dosięgają czytelnika. Po raz kolejny Agnieszka Lingas – Łoniewska serwuje nam porcję zajmującej emocjonalnej prozy, przenosi nas do świata przeżyć swoich postaci, pozwala nam niemal uczestniczyć w rozgrywających się zdarzeniach. Tym razem poznajemy Sylwię i Aleksa.
Ona to panienka z dobrego domu, arystokratka z zasadami, posłuszna rodzinnej tradycji. Studiuje historię sztuki, za dwa tygodnie wychodzi za mąż, a w perspektywie ma odziedziczyć sieć galerii (sztuki, nie handlowych, rzecz jasna). Wszystko ma poukładane i zaplanowane. Długowłosa blond piękność czuje jednak pewien niepokój, jakby brakowało jej powietrza.... Na szczęście ma wierne koleżanki, które pewnego wieczoru wyciągają ją na dyskotekę do klubu....
On jest synem biznesmena, pracuje w firmie ojca. Żyje rozrywkowo, lubi się zabawić, zwykle ma to, czego chce – typ zdobywcy. To taki zimny drań, bez skrupułów bez dwóch zdań. Drań o lazurowych oczach. Pod maską lodowatej obojętności i bezwzględności ten przystojniak o ksywce „Cichy” skrywa bolącą ranę z przeszłości.... Wieczory zazwyczaj spędza z kumplami na imprezach. Pewnego razu wpadła mu w oko zjawiskowa zielonooka dziewczyna....
Czy ich spotkanie to przypadek czy przeznaczenie? A może „Amor tak trafnie wybrał i cel, i łuk”?*
Akcja nie obfituje może w zdarzenia, ale za to mnóstwo się dzieje na płaszczyźnie damsko- męskiej, uczuciowej. Bohaterowie nie są statyczni, zmieniają się na oczach czytelnika.
Pod wpływem Cichego Sylwia zaczyna zastanawiać się nad tym, czego tak naprawdę chce, uświadamia sobie, co ( i kto) ogranicza jej wolność i tłamsi marzenia. W jej poukładanym dotąd życiu pojawia się odrobina spontaniczności i szaleństwa, a lista priorytetów ulega dekonstrukcji. Tymczasem do ślubu coraz bliżej....
Natomiast pod wpływem Sylwii w Aleksie zaczyna coś kiełkować: to serce i sumienie zaczynają wypuszczać pędy i pierwsze listki... Czy Cichy pozwoli rozkwitnąć uczuciom? Czy przegra zakład? Czy wyjaśni sprawy z przeszłości, które snują się czarną smugą nienawiści?
Założę się, że jesteście zaciekawieni....
Oprócz głównych bohaterów są też inne postacie budzące emocje. Na kartach „Zakładu...” pojawi się antypatyczny Marcelek, którego ma się ochotę kopnąć w kostkę oraz dla przeciwwagi urocza, starsza pani- ciotka Eugenia, która przy deserze w cukierni udziela lekcji, jak czerpać z życia pełnymi garściami. Wystąpi też Martynka, radosna dziewczynka, mądrzejsza i więcej widząca niż wydaje się dorosłym, a także pewna kobieta, która odegrała niebagatelną rolę w życiu Aleksa. Rodzice bohaterów, ich koleżanki i koledzy też dorzucają swoje „trzy grosze”. Natłoku postaci jednak nie ma, co sprawia, że skupiamy się na głównym wątku.
Narracja jest pierwszoosobowa, prowadzona dwutorowo. Poznajemy kolejne wydarzenia i przeżycia im towarzyszące na przemian z punktu widzenia Sylwii i Aleksa. Taki dwugłos.
Epilog mnie zaskoczył. Stanowi klamrę całej historii zarówno od strony fabuły jak i narracji. Odsłania, a raczej dyskretnie wskazuje, to, co nie zostało opowiedziane
„Zakład o miłość” jest współczesnym romansem, ale romansem z bonusem. Tytuły poszczególnych rozdziałów wyznaczają jakby pewien schemat (Spotkanie, Zakład, Podchody, Zauroczenie, Rozterki, Decyzja(...) Ona i on... itd.), ale traktowałabym to raczej jako uporządkowanie treści, bo trudno mówić o schematyczności, gdy oprócz ciekawego wątku miłosnego mamy drugie dno. To także opowieść o trudnych relacjach z matką, o tym, jak wydarzenia z dzieciństwa rzutują na osobowość człowieka, o tym, że należy żyć własnym życiem, spełniać własne marzenia, a nie realizować czyjeś plany.
Książkę się wręcz pochłania. Założę się, że przeczytacie ją w jeden wieczór. Będziecie drżeć z napięcia i ciekawości, będziecie trzymać kciuki za bohaterów, współczuć, denerwować się, jednym słowem – przeżywać. Czyż nie tego właśnie szukamy wędrując przez książkowe światy?
*Cyt. z piosenki „Baw mnie”Seweryna Krajewskiego
PS. Tradycyjnie na końcu książki znajdziecie playlistę, spis utworów, które inspirowały autorkę do pisania niniejszej powieści. Tymczasem mnie podczas lektury skojarzyła się ta piosenka:
O proszę, nie wiedziałam, że autorka na końcu umieszcza taką listę. Fantastyczna sprawa, wielki uśmiech ślę w takim razie do pani Agnieszki - dla mnie to fenomenalna sprawa, pozwalać czytelnikom poznać tego typu inspiracje!
OdpowiedzUsuńPS. 'Baw mnie' - uwielbiam :)
Mam ją w planach:). Poprzednie lektury autorki mi się podobały, więc i tę muszę przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Ja także mam w planach tę książkę i niecierpliwością czekam kiedy nareszcie zacznę ją czytać, gdyż po twej recenzji widzę, że warto.
OdpowiedzUsuńJuż się nie moge doczekać, kiedy pojawi się w księgarniach :)
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się premiery tejże książki! ;)
OdpowiedzUsuń