niedziela, 27 kwietnia 2014

"Zamek z piasku" M. Witkiewicz


Okładka z LC
Są powieści, o których tyle się czyta i słyszy, że podświadomie nabiera się ochoty na ich przeczytanie. Jeśli do tego z satysfakcją czytało się inne książki danego autora, to tym bardziej. Tak miałam w przypadku Magdaleny Witkiewicz. Po "Pannach roztropnych" ( głowy nie dam, czy ja "Milaczka" kiedyś czytałam), "Lilce i spółce" oraz "Balladzie o ciotce Matyldzie" nabrałam apetytu na więcej. Co i rusz dowiadywałam się o kolejnych publikacjach oraz emocjach, jakie wywołują. Pomyślałam, spróbujemy - zobaczymy...
I zapisałam się w kolejce bibliotecznej do "Zamku z piasku".
( Żony i pensjonaty też są  w tutejszym księgozbiorze, hurra!)
W końcu udało się wypożyczyć. Z premedytacją odłożyłam lekturę na weekend. No i pochłonęłam - wczoraj wieczorem zaczęłam, dziś w międzyczasie skończyłam. Lubię takie książki, które czyta się prawie za jednym zamachem, od których trudno się oderwać.

Muszę przyznać, że jakoś szczególnie to mnie "Zamek z piasku" nie zachwycił, ale nie mogę powiedzieć, żeby mi się nie podobał. 
Początkowo było tak, jakby to określić... sucho, skrótowo, jak opowiadania w gazetce z krzyżówkami. Niezbyt mi ta powieść "siadła" od strony opisowej, czułam niedosyt. Nie bardzo też "widziałam" bohaterów, nie umiałam ich sobie wyobrazić. Nawet, jeśli było to podane, to nie zapamiętałam, jak wyglądali.
Im dalej w las, tym jednak z coraz większym zaciekawieniem śledziłam perypetie postaci, ich  problemy, wybory i decyzje. Bo tu  o wiele ważniejsze niż kolor oczu, szereg szczegółów i zarys tła było to wszystko, co działo się w sferze uczuciowej, emocjonalnej.
Magdalena Witkiewicz w opowieści o Weronice, Marku, Kubie, Ewie, Dominice poruszyła wiele trudnych spraw. Główne z nich to pragnienie dziecka i niemożność jego posiadania, zdrada emocjonalna i realna, samotność w związku,  kryzys, zagmatwane relacje. Według niektórych (zdaje się nielicznych) opinii powieść jest przewidywalna, banalna. Nie dostrzegłam tu schematu. Na dobrą sprawę, to każde z rozwiązań fabularnych komuś tam może wydawać się oczywiste. Autor jednak musi jakoś to poukładać. Mnie tu wiele zaskoczyło, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Interesujące jest to, że tak naprawdę do końca nie wiadomo, czy Marek był uczciwy, czy oplątała go Dominika, podczas gdy Weronika nie poprzestała na rozmowach i e-mailach z Kubą. W ogóle ta Dominika wydała mi się intrygującą postacią, taka jakby femme fatale, szkoda, że było jej tak mało.
Nie będę streszczać fabuły, to można sobie znaleźć tu i tam, ale najlepiej przeczytać samemu - przenieść się na parę godzin do Gdańska, na Kaszuby oraz do sławnej już Amalki, przeżyć wiele wzburzeń i wzruszeń.
Ta książka nie należy do serii "Z tulipanem", ale ze względu na pewne (subtelne) epizody też by do niej pasowała.

"Zamek..." to powieść w sumie z happy endem, ale przede wszystkim z morałem. Związek trzeba ciągle budować, jak tytułową budowlę z piasku, dbać o niego i odbudowywać, gdy trafi się niszczycielska fala. Może to i banalne, "coelhowskie", ale co z tego, skoro to najszczersza prawda!  I nie rozmawiać z nieznajomym. Pięknie o tym śpiewa Michalina Malczewska w utworze "Zamek z piasku" do słów Magdaleny Witkiewicz. 
Ponadto: motocyliści są jak koty.
I tym miłym akcentem kończę te chaotyczne zapiski.

2 komentarze:

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów