środa, 7 stycznia 2015

Szeptem o "Szeptusze"

Okładka książki Szeptucha
 Wyd. MG 2014
Rozglądam się na boki i spoglądam za siebie... Ciiiiii.... Tak szybciutko szeptem powiem, żeby mnie Redaktor Obsesja nie słyszała.... Bo wiecie, ona tę "Szeptuchę" bardzo polecała, zachwycała się nią.... a tu  masz babo placek! (Gdybym chciała być bardzo złośliwa, dopowiedziałabym - krowi. Tak w estetyce tej powieści pozostając).
Czytałam i czytałam.... i uszami przekładałam. Już  setna strona, a nadal lipa.....
Zaczęło się nawet zgrabnie - wspomnienia dziewczyny wychowywanej przez babcię, która była szeptuchą, wiejską "uzdrowicielką", leczącą za pomocą ziół i modlitwy.  
Rzecz dzieje się w Waniuszkach, wsi na Podlasiu, gdzie panuje ład i porządek,  każdy zna swoje miejsce i powinność, wszystko toczy się w rytmie natury i świąt kościelnych, jak w "Chłopach" Reymonta, taka "mityczna" wieś.
Potem zaczęły się schody: jak tylko pojawiła się jakaś postać na horyzoncie- to bach- historyjka, ciach- obrazeczek! Momentami gubiłam się, o czym to właściwie jest.
Nie mam nic przeciwko dygresjom, retardacjom, opowieściom szkatułkowym, ale na litość boską, skoro już odbiegać, to trzeba mieć od czego! Jakaś fabuła by się przydała, a w tej powieści oś główna jest tak cienka jak nić babiego lata. Wróć! Babie lato przynajmniej się snuje... Tak cienka jak badylek (przynajmniej coś wspólnego z zielskiem będzie). Uwaga: zdradzam fabułę: była sobie szeptucha, pomagała ludziom, potem jej zadania przejęła następczyni (wnuczka), pomagała -miała dar widzenia, potem miała romans z takim jednym z wielkiego miasta, który kręcił film o lokalnym kolorycie. Koniec. Celowo to spłaszczyłam, ale naprawdę tak to z grubsza wygląda.
No dobra, powie ktoś, że cały urok w tych "dygresjach".  Ale gdzie umiar? Jak to się mówi, co za dużo, to niezdrowo, a w tym przypadku - ma miejsce znaczny przesyt. Umyka główny temat, główna bohaterka. Rozłazi się wszystko. Ponadto wygląda to tak, jakby autorka nazbierała historii, z takimi tragicznymi na czele (a to przed laty Trofim zakatrupił rodzinę, a to hipisom dziecko umarło, a to inszy trup.... ). Nie mam nic przeciwko mocnym akcentom, ale dwa grzyby w barszcz to za dużo, a tu było ich nie dwa, a cały koszyk!
Dalej. Nie podobał mi się język. Plastyczny- to eufemizm. Kanciasty i wulgarny po prostu. Znów miałam wrażenie, że autorka przesadziła.
Kolejne myśli, jakie nachodziły mnie podczas lektury:
- ile jeszcze stron zostało do końca ...;-D
- autorka nie może się  zdecydować w którą stronę zmierza...;
- narzekałam kiedyś na "Mrówki w ogniu",ale chyba wolę te "Mrówki...";
- do sedna, autorko, do sedna...;
- fuj! bleee.....;
- z kogo bardziej się wyśmiewa: z "miastowych", którzy szukają prawdziwego wiejskiego życia, czy z mieszkańców wsi, którzy "robią  cepelię", by wydoić pieniądze od turystów...;
 - drugim Redlińskim to ona nie będzie... (w treści pojawia się "Konopielka", nasuwa się też "Awans" - pod względem tego "organizowania wiejskości" dla klientów);
- momentami jednak zabawne;
- dobrze pokazane  przemiany wsi, ludzkiej mentalności;
- zgrzytało: bohaterka wspomina jak chodziła w dzieciństwie do spowiedzi i ksiądz straszył piekłem, wyobrażała je sobie "jako rodzaj nocnego klubu z feerią efektów świetlnych i zawsze nowym programem rozrywkowym" (s. 27) - a skąd niby dziewczynka z zabitej dechami wsi miała takie porównania?
Oleśka - z czego żyła? Płacili jej za ziołolecznictwo? 

Spodziewałam się "okrągłej" powieści,  takiej z fabułą, wątkami pobocznymi,  nutą magii, romansu, sensacji, czego tam jeszcze...opisami przyrody, tymczasem to taka siląca się na współczesną prozę " ni pies, ni wydra". Przede wszystkim, mimo tych makabrycznych epizodów, nudna.
Nie jest to aż tak zła powieść, abym spluwała trzy razy przez lewe ramię, ale nie zachwyciła mnie, nie podobała mi się zupełnie. Postaci nie polubiłam, nie przejęły mnie ich losy. Jedynymi "światełkami w mroku" byli stara Chodorkowska (staruszka zatracająca się w odchłaniach wspomnień i niepamięci) i Wawrzyniec (świetna scena z bykiem, zdrowy chłopski rozum, cięte i  mądre gadki), akurat oni się autorce udali.

Rozgadałam się, ciiiiiiiiiiiiiiiii............... Tylko niech to zostanie między nami, bo jeszcze szeptucha jaki urok na mnie rzuci.... ;-)




   (Książka akurat  pasuje  do wyzwania "Pod hasłem" - styczeń 2015 r.)

3 komentarze:

  1. A ja się spodziewałam czegoś ciekawego. Ostatnio to jest modny motyw w powieściach, no cóż, porozglądam się dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Modny motyw, masz na myśli szeptuchę?
      Co do tej powieści, zdania są podzielone, sporo też pozytywnych opinii,każdy odczytuje po swojemu, na czym innym się skupia. Mój odbiór był akurat negatywny, ale nie jestem wyrocznią.
      Przejrzyj sobie tę książkę w księgarni/bibliotece i sama zdecyduj, czy Ci odpowiadałoby czy nie.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Wiem, gdzie mieszkasz..... :) Moją kochaną Szeptuchę..... Ała.....!

    OdpowiedzUsuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów