środa, 8 czerwca 2011

Spalona róża, Anna Walczak

Spalona róża, Anna Walczak, Wydawnictwo Novae Res 2010.


Spalona róża, spalona proza...

Szczerze mówiąc, nie przypadła mi ta książka do gustu. Podobnie jak w przypadku „Szeptem”, może gdybym miała o połowę mniej lat niż mam, moje wrażenia byłyby inne. Tymczasem zdecydowanie stwierdzam: nie moja półka. Zastanawiałam się w ogóle, do kogo skierowana jest ta książka? Do nastoletnich fanek cyklu „Zmierzch”? Bo chyba nie do entuzjastek Jane Austen, mimo wszystko...


Co mi się nie podobało? Lecimy po kolei przez cały „świat przedstawiony”. 
Czas. Bliżej nieokreślony. Sądząc np. po ubiorach i samochodach – współczesność, ale biorąc pod uwagę klimat, relacje między bohaterami, ich wypowiedzi równie dobrze mógłby to być wiek XIX (oczywiście gdyby zamiast aut dać powozy itp.) – chodzi mi o to, że wyczułam wpływ literatury dziewiętnastowiecznej, głównie Jane Austen ( „Duma i uprzedzenie” to ulubiona lektura autorki – czytamy w notce na okładce).

Miejsce. Niekonkretne. Oprócz wzmianek, że to się dzieje w północnej Anglii, nic na to nie wskazuje, z wyjątkiem może pogody. Wiemy, że to miasto, że jest tam Most Północny, ale nic mi to nie mówi. Zazwyczaj akcja umieszczana jest w konkretnej, nawet jeśli fikcyjnej, miejscowości – przynajmniej nazwanej. Tu zaś mamy takie „wszędzie i nigdzie”.

Bohaterowie. Może to moje „widzimisię”, wymysł i fanaberia, ale uważam, że polscy autorzy powinni pisać o polskich bohaterach. Tymczasem tu mamy taką parkę: Medison Carpen i Daniel Broginns. Jednak mniejsza o nazwiska... Są to postacie według mnie nierealne, sztuczne, nieludzkie – nawet oczekiwałam, że któreś z nich okaże się wampirem, demonem czy innym stworem, których ostatnio w popularnej literaturze na pęczki. Bohaterowie mają po 23 lata, a rozmawiają jak nastolatki, zachowują się też jakoś tak... Nie polubiłam ich.  Daniel jest wyidealizowany, taki piękny, bogaty, fascynujący swą tajemniczością i demonicznością...kreowany na wroga, w którym nie sposób się nie zakochać. Medison  - była ofiarą przemocy domowej, bita i poniewierana przez ojca alkoholika - rozumiem, ze chciała od tego uciec, uwolnić się. Nie rozumiem jednak jej motywacji – „poświęcenia” się – wyjścia za mąż za wroga, kogoś, kto ją też poniżał i dręczył psychicznie, tylko dlatego, by miała dach nad głową i pieniądze, a on wygrany zakład.  Jakby sama siebie zamknęła w klatce, sprzedała w niewolę, nie korzysta przecież z tej fortuny męża, sama o niczym nie decyduje, nawet ubrania jej kupiono. Dziwi mnie, że dorosła, jak by nie patrzeć, kobieta, zamiast poszukać pracy i pokoju do wynajęcia, wychodzi za mąż „z rozsądku” ( no jak w wiktoriańskiej powieści dosłownie). W pewnym momencie, gdy Carpen rozważa odejście od męża, stwierdza, że nie dostałaby pracy, bo nie ma wyższego wykształcenia. Co za bzdury! Coś by zawsze się znalazło. Ale widocznie autorka o tym nie pomyślała...
Akcja. Na początku jest drętwo, potem się rozkręca. Więcej jednak jest przegadane. Do wątku uczuciowego, emocjonalnego, dochodzi sensacyjny- Medison czuje się zagrożona, okazuje się, ze nie bezpodstawnie. Nie chcę wyjawiać szczegółów,  powiem tylko,  że morderstwa i scen jak z thrillera/horroru nie zabraknie.
Nastrój. Ponura to powieść mimo happy endu. Ponura sceneria: wielkie zimne apartamenty, ciemne ściany, czarne dywany, usychające drzewo, groby w ogrodzie, będzie też trumna i zakopywanie żywcem... gotyk pełna gębą.
 Nadmienię, że autorka jest fanką gotyckiego rocka, zapewne więc i gotyku w innych dziedzinach. Subkultura gotów mnie niestety (a raczej stety) nie interesuje.

Drażniły mnie też schematy: on bogaty- ona biedna, nienawiść przeradza się w miłość, przyjaciel z pozoru okazuje się zdrajcą, przypadkowo bohaterka podsłuchuje złoczyńców...no i taki przeskok – od scen rodem z thrillera do scen z romansu i zakończenia z „harlekina” ( typu rodzinna sielanka).

Plusy: szybko się czyta, proste zdania, klarowny układ (prolog, epilog, krótkie rozdziały z tytułami), gdzieś od X rozdziału powieść się rozkręca.

Nie mogę pominąć faktu, że autorka jest debiutantką i to 14- letnią. Świetnie, ze młodzież czyta i pisze, ale nie do końca świetnie, że wydaje. Mam na myśli, że czasem lepiej poczekać, dorosnąć i rozwinąć talent, uniknąć falstartu.

Czy książka powinna dalej wędrować? Mi się nie podobała, ale zapewne znajdzie swoich zwolenników. Moim zdaniem, są lepsze czytadła.Trzeba się samemu przekonać i wyrobić własną opinię.

Książkę przeczytałam w ramach akcji Włóczykijka.


PS . Całość tekstu była pisana jednakową czcionką, nie mam pojęcia dlaczego kawałek wyświetla się dużymi literami... próbowałam poprawić i nadal to samo... nie umiem tego zmienić, ki diabeł...

4 komentarze:

  1. Bardzo rzeczowa recenzja. Czytałam wiele opinii zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Wahałam się jeszcze, ale po Twoim opisie jednak nie sięgnę po tę książkę. Dzięki za cynk. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasandro, to tylko moje subiektywne wrażenia, ale skoro nie tylko ja wypowiadam się negatywnie, to coś w tym musi być...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz rację, dlatego odpuszczę ją sobie na wszelki wypadek. W końcu tyle ciekawych pozycji czeka w kolejce, że szkoda marnować czas na lekturę, która z dużym prawdopodobieństwem nie spełni moich oczekiwań. Jeszcze raz dzięki:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Niedawno skończyłam, recenzja niedługo, ale mnie się w ogólnym rozrachunku podobała :)

    I kompletnie nie rozumiem zarzutu odnośnie "niekonkretnego" miejsca akcji - czy rzeczywiście miejscowość musi być nazwana? Co powiesz np. o "Mieście ślepców" noblisty Jose Saramago - też byś mu zarzuciła, że umieścił akcję w mieście, które nie wiadomo gdzie jest i jak się nazywa?
    To, że czas i miejsce akcji jest nieokreślone, sprawia, że historia jest bardziej uniwersalna. Oczywiście zgadzam się, że autorka jeszcze sporo ma przed sobą, ale czytając rzadko myślałam o tym, że jest tak młodziutka.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów