Tymczasem z tekstów pisanych na DKK wygrzebałam taki oto tekst:
Lynn Cullen, Córka Rembrandta, Wydawnictwo Jaguar, 2008.
Lekcja sztuki mistrza Rembrandta
Lynn Cullen, amerykańska pisarka, historyk samouk, nad „Córką Rembrandta” pracowała aż 8 lat. Włożyła w tę powieść nie tylko wiele czasu poświęconego na wnikliwe studia, lekturę i podróże do źródeł, ale też wiele serca. Dzięki temu słyszymy stukot drewnianych clompen (holenderskie chodaki) po uliczkach Amsterdamu, złowróżbny dźwięk dzwonów katedry i głos Rembrandta wołającego z pracowni na piętrze: „Titus! Titus”, czujemy zapach lawendy zawieszonej w oknie i wilgoć znad kanałów, a koło nóg przebiega nam rudy kocur Tijger.
Autorka w świetnym stylu i w doskonałych proporcjach wymieszała prawdę i fikcję. Sprawiła, że słynny holenderski malarz „ożył”, stał się dla nas człowiekiem, który kocha, cierpi, cieszy się, smuci, narzeka, marudzi, krzyczy itd. Poznaliśmy go, bowiem nie jako twórcę dzieł podziwianych dziś w muzeach całego świata, ale jako ojca, męża, wdowca, mistrza, rywala. Zajrzeliśmy w mury jego domu i pracowni, a także wleźliśmy z brudnymi clompen w życie i rodzinne sekrety. Stanęliśmy przed sztalugami, oko w oko z gburowatym geniuszem - dziwakiem na granicy szaleństwa. Narratorką opowieści o dziejach van Rijnów, Uylenburghów i Bruyninghów pisarka uczyniła nastoletnią Cornelię. Na barkach tej młodej dziewczyny spoczywała cała odpowiedzialność za prowadzenie domu i opieka nad zgorzkniałym artystą. Musiała zmierzyć się z dojrzewaniem, miłosnym uczuciem, rozczarowaniem, śmiercią ukochanego brata i poznaniem skrywanej przez lata prawdy o swoim pochodzeniu. Trzeba przyznać, że obserwacje i sądy nastolatki są niezwykle błyskotliwe, czasem wręcz ironiczne. Widać tu nałożenie się w narracji kompetencji odautorskich, a może i tłumacz przyłożył do tego rękę.
Historia przedstawiona przez L. Cullen jest ciekawa i wciągająca. Doskonale oddaje koloryt siedemnastowiecznego Amsterdamu z jego kanałami, kamienicami, kramami rzemieślników i skradającą się śmiercionośną zarazą, a także klimat malarskiej pracowni geniusza- dziwaka. Tematyka artystyczna przeplata się tu na równorzędnych prawach z rodzinną i społeczną. Opowieść wzrusza i zaskakuje. Mimo wielu smutnych momentów nie brakuje je swoistego ciepła.
Spodziewałam się typowego „czytadła” do poduszki – lekkiego i nieco naiwnego romansu, tymczasem to po prostu ładna opowieść z dużym ładunkiem emocjonalnym. Ze zdziwieniem przeczytałam, że Wydawnictwo Jaguar, które opublikowało ”Córkę Rembrandta” specjalizuje się w literaturze dla dzieci i młodzieży. Ta książka nie jest opatrzona etykietą „literatura młodzieżowa”, i całe szczęście, bo wielu dorosłych mogłoby ją przez to przegapić. To publikacja, która zasługuje na uwagę każdego czytelnika, bez względu na wiek, szukającego w literaturze czegoś więcej niż wartka akcja i sensacja.
Podchodząc z nieco innej strony, trzeba podkreślić, że powieść L. Cullen, mimo że w dużej mierze fikcyjna, ma realną wartość edukacyjną, a raczej motywującą do poszerzenia naszej wiedzy z zakresu sztuki. Kto bowiem po jej lekturze nie zaczął szukać albumów z reprodukcjami dzieł Rembrandta i wiadomości o samym twórcy? Kto nie zapałał chęcią obejrzenia na własne oczy tak sugestywnie opisywanych obrazów, do których pozowali Saskja, Hendrickje, Titus, czy innych znanych płócien? Z jednej strony szkoda, że książka nie ma odpowiednich ilustracji, ale z drugiej – motywuje, by samemu znaleźć interesujące nas ryciny. Można zajrzeć np. do encyklopedii multimedialnej na http://www.vid.ranking-ofe.info/link-Rembrandt.
Powieść z dużym ładunkiem emocjonalnym , więc to co lubię...dziękuję za info...
OdpowiedzUsuńPoluję na nią, ale do tej pory bezskutecznie. Za to recenzja kusząca, więc wcześniej czy później muszę dostać ją w swoje ręce:)
OdpowiedzUsuń