piątek, 17 czerwca 2011

„Dziesiąty krąg” Jodie Picoult


Pechowa trzynastka

Trudno mi o obiektywną ocenę twórczości pani Picoult, albowiem nie znam jej książek. O autorce wiadomo, że studiowała nauki humanistyczne i pedagogikę, a w 2003 roku otrzymała nagrodę New England Book Award za całokształt pisarskiej działalności. Sugerując się opisem na okładce możemy przypuszczać, iż mamy w ręku wspaniały bestseller: „w swej trzynastej powieści Jodie Picoult sięga mistrzostwa fabularnego”, „doprawdy trudno się oderwać od tej kroniki rodziny na krawędzi zagłady”. Doprawdy…trudno się z tym zgodzić. Oczywiście to tylko moja osobista opinia.
„Dziesiąty krąg” to typowo amerykański dramat obyczajowy, kojarzy się z telewizyjnym cyklem „Okruchy życia”, w którym każdy film opowiada o jakiejś tragedii lub poważnym problemie. W rzeczywistości wystarczy włączyć „Wiadomości”, czy inny program informacyjny lub publicystyczny, by naoglądać się i nasłuchać przerażających rzeczy. W literaturze, a także w filmach, muzyce… - ogólnie biorąc w sztuce – szukamy swoistego ukojenia, relaksu, rozrywki, chcemy przenieść się w inny świat, może nie idealny, ale różny od naszej codzienności. Nieraz narzekamy na kiczowatość, ale lubimy przecież komedie romantyczne, bajki i historie z happyendem. Nie chodzi nam o to, żeby każdy utwór był „lekki, łatwy i przyjemny”, ale żeby zachowana była równowaga w dawkowaniu wrażeń, żeby było „światełko w tunelu”, szczypta optymizmu i coś pozytywnego wśród masy złych zdarzeń. Lektura nie powinna nas doprowadzać do stanu przygnębienia, nie powinna „dołować”. Mało to mamy swoich problemów i tych dookoła nas? Potrzebujemy czegoś „ku pokrzepieniu serc”.
W trzynastej powieści Picoult pokrzepienia nie znajdziemy, będziemy mieć za to pod dostatkiem takich zagadnień jak: rozpasanie amerykańskich nastolatków ( pokazane do granic obrzydliwości – np. gra „w tęczę”), narkotyki, zdrada, gwałt, pobicie, morderstwo, kłamstwa, cięcie się żyletką…. 
Autorka oprócz skumulowania w jednej książce ogromu przeróżnych problemów zdecydowała się dodatkowo wzbogacić dzieło o treści intertekstualne. Zgrabnie wplotła bowiem motyw „Boskiej Komedii” Dantego. Otóż jedna z bohaterek, Laura ( imię też bardzo „literackie”, patrz: Petrarka), jest zapalonym „dantologiem” i prowadzi na uniwersytecie wykłady na temat „Piekła”- I części średniowiecznego arcydzieła. Okazuje się, że na ziemi też może być niezłe piekło i pani profesor doświadczyła tego na własnej skórze. „Dziesiąty krąg” to również tytuł komiksu o przygodach Szpona Nieśmiertelnego – autorstwa Daniela Stone’a, męża Laury – kolejny „superman” amerykańskiej popkultury schodzi do piekieł w poszukiwaniu córki, wędruje z Wergiliuszem przez kolejne dziewięć kręgów, by przekonać się, że istnieje jeszcze jeden poziom: „dziesiąty krąg piekła jest dla tych, którzy sami się okłamują”. Komiks możemy sobie obejrzeć i przeczytać – przedziela bowiem (i całe szczęście!) długą i rozwlekłą fabułę. Ten chwyt literacki to zdecydowany plus dla książki. Zapomniałam przywołać główną postać, czternastoletnią Trixie Stone. Może dlatego, że jej nie lubię. Ani przez moment lektury nie było mi jej żal, sama sobie nawarzyła piwa, ale jego wypicie zrzuciła na innych, na pewno wielu czytelników stanie w jej obronie, możliwe, że dziewczyna się pogubiła i wiele wycierpiała, ale nie jest bez winy, temu nikt nie zaprzeczy. Warto zauważyć, że nie bez znaczenia jest nazwisko rodziny bohaterów: Stone = ang. Kamień, głaz; i o ile kamień kojarzy nam się z trwałością, siłą, spokojem, to nie możemy tego powiedzieć o bohaterach, których życie legło w gruzach.
Osobiście uważam, że komiks jest o wiele ciekawszy od treści powieści, choć niewątpliwie stanowi jej integralną część. Doszukując się „jaśniejszych barw” na kartach tej ponurej książki warto wspomnieć o rozbrajającej śwince Ernestynce detektywa śledczego oraz o „Zapiekance Dobrej Nadziei” – magicznej potrawie na wszystkie kłopoty. Dodać też trzeba słowo o niespotykanej egzotyce, tym razem jest to pejzaż Alaski, życie Eskimosów; daje to całkiem ciekawy kontrast: połacie śniegu i lodu / „piekielne ognie”. Największym jednak walorem „trzynastki” Picoult jest zabawa w wyszukiwanie literek wśród komiksowych rysunków, układanie z nich hasła po angielsku i tłumaczenie. Rzeczywiście, zaszyfrowana myśl Demostenesa doskonale oddaje sens przesłania całej powieści.
Nie sięgnę po inne tytuły tej autorki, nie lubię prozy tego typu: obyczajowych dramatów w amerykańskich realiach. Na pewno nie będę miło wspominać tej lektury, choć z drugiej strony trudno będzie o niej zapomnieć. Nie żałuję jednak czasu poświęconego „Dziesiątemu kręgowi”, gdyż warto było poznać „ofertę” kolejnego pisarza i utwierdzić się w przekonaniu, że dla mnie współczesna literatura amerykańska zdecydowanie nie jest tym, „co tygrysy lubią najbardziej”.
Recenzja powstała kiedyś na spotkanie DKK. To nie jest moja bieżąca lektura. 

3 komentarze:

  1. O widzisz. Przeczytałam dopiero dwie pozycje Picoult, ale nie miałam negatywnych odczuć. Po "Dziesiąty krąg" z ciekawości pewnie kiedyś sięgnę, choć jak widzę Tobie zupełnie nie podpasowała:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja książki Picoult cenię może za to że mnie zaskakują. Nie należą do pospolitych czytadeł, ale mają głębokie przesłania

    OdpowiedzUsuń
  3. Książkę czytałam i tekst pisałam ze 2 lata temu. Dziś nie jestem już taka pewna, że po inne powieści J. Picoult nie sięgnę. Być może dam jej jeszcze szansę. Dużo zależy od tego, na co w danym momencie mamy "fazę" - wówczas obyczajowe mi nie odpowiadały. Może gdybym dziś to czytała, wrażenia byłyby inne. W każdym razie starałam się obiektywnie pokazać kilka aspektów tej powieści, nie tylko swoje własne negatywne odczucia.

    OdpowiedzUsuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów