Mówię niedawno do męża:
- Wiesz co, muszę sobie kupić jakąś bluzkę, bo nie mam w czym do ludzi wyjść, ta poplamiona, ta rozwleczona, a tamta niefunkcjonalna.... Jak myślisz, tak za ile mogę kupić?
- Nie wiem.... tak 60 - 70 złotych ....
- !!!
Jaki mąż hojny! He, he... Tylko że po co mi taka droga bluzka, planuję wydać w granicach 30 - 40 zł, sądzę że spokojnie znajdę coś odpowiedniego w tej cenie. Się zobaczy. Tymczasem zapraszam na skecz kabaretu Ciach.
Męskie podejście do babskich zakupów. jak widać bywa różne ;-)
A nie masz u siebie jakiegoś fajnego lumpka?
OdpowiedzUsuńW tych tczewskich "butikach" na wyprzedażach za zeta można się nieźle obkupić :) A normalne zakupy to już inna bajka :)
Ann, ciuchów z "lumpków" mam po dziurki w nosie, chcę coś nowego- nowego ;-)
OdpowiedzUsuńOch, po wypłacie też pójdę szaleć po sklepach :D
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tak hojnego męża ;)
OdpowiedzUsuńOn nie tyle hojny, co nie zorientowany , a ja nie rozrzutna ;-)
OdpowiedzUsuńAgnesto- cena 60-70 byla zupełnie normalna w wawie i to kilka lat temu (w sieciówkach). Teraz to juz strach do takiego sklepu wchodzić:).
OdpowiedzUsuń;-) Pewnie, że są sklepy, gdzie za byle kawałek szmatki chcą jak cygan za matkę, ale są i takie całkiem przystępne dla przeciętnego człowieka, ja nie muszę mieć extra marki na metce. Może jakaś wyprzedaż się trafi... Tylko czasu na dłuższe buszowanie nie mam...
OdpowiedzUsuń