Włóczykijkowa paczka przyszła do mnie już dawno, wafelki zjedzone, herbatki wypite, zdjęcia niet, ale książka przeczytana i wypowiedź będzie. Z góry zaznaczam, że bardzo subiektywna i będę się czepiać.
Może i nie taka znowu ostatnia ta powieść, ale daleka jestem od zachwytu i żarliwego polecania. Przy takiej obfitości znakomitych książek tę akurat można sobie odpuścić. Zdążyłam też nabrać przekonania, że żadnej publikacji wydawnictwa Novae Res nigdy nie kupię, a i w bibliotece raczej omijać będę. Przeczytałam już 4 (szczerze mówiąc 3 i 1/3) ich książki i jak dotąd „szału nie było” (określenie zapożyczyłam z któregoś bloga, zapadło mi w pamięć).
Mariusz Surmacz, Strażnik marzeń, Novae Res 2011, s. 288.
Odnośnie „Strażnika....”:
Bohaterem i zarazem narratorem jest Max, facet koło 40—tki, który przemierza trasę motorem, jadąc bez celu, przed siebie, uciekając przed sobą samym, swoimi wspomnieniami.... Odszedł był od ukochanej kobiety, dał jej wolność, choć ona była z nim szczęśliwa... Zostawił ją dla jej dobra (według niego), nadal ją kocha, tęskni za nią, snuje w myślach monolog skierowany do niej.
Podczas eskapady spotyka wiele ciekawych osób, każda z nich raczy go swoją opowieścią życia (zielarka Aniela, ksiądz – były rajdowiec, dziewczyna z bidula, Franek...) Natomiast on – jak o narrator- nie szczędzi czytelnikowi „pikantnych” szczegółów swoich spotkań z kobietami. Ta bezpośredniość bez zahamowań może wielu odbiorcom nie odpowiadać. Jednych odrzuci, ale drugich jednak przyciągnie.
Drażnił mnie pewien schematyzm. Postaci mówią jednakowym językiem (czy może tylko mi się tak wydaje...), każda opowiada historię swojego życia – niemal brakowało, żeby uczynił to też przybłąkany pies... Kolczyk w pępku pojawia się u co najmniej dwóch z kobiet... Powtarzają się opisy czynności, np. bohater daje karmę psu ( jasne, że karmi go codziennie, ale nie musi za każdym razem informować o tym czytelnika). W ogóle ciągle jest jedzenie, picie, spanie, seks. Do tego sentymentalne rozkminki o porzuconej kobiecie.
Drażnił mnie Max. Łaskawca się znalazł! - „Tak, poświęciłem naszą miłość, ale zrobiłem to, by ratować ciebie, kochanie.” (s.7). Macho, któremu wszystkie napotkane kobiety włażą do łóżka. Superman i farciarz – za uratowanie życia chłopakowi dostał od jego matki dom nad jeziorem i nie tylko... Drażniła mnie jego przesadna uprzejmość, nic tylko proszę, dziękuję, przepraszam....
”Dziękuję, Anielu za wszystko. Nigdy nie zapomnę tej wizyty i twojej opowieści. Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy” (s. 42)
„Dziękuję jeszcze raz i również życzę księdzu wszystkiego dobrego. Ten nocleg był dla mnie niesamowity. Kolacja i rozmowa były naprawdę wartościowym przeżyciem. Dziękuję za wszystko, życzę zdrowia i wszystkiego dobrego”(s. 72)
„ Wybaczcie mi, dziękuję za gościnę i przemiło spędzony czas. Nigdy was nie zapomnę...” (s. 128)
Chodząca laurka! Nie przypominam sobie, żeby przeklął... co trochę gryzie się z wizerunkiem faceta w skórze na motorze... w sumie to dobrze, że on taki kulturalny, ale przez to nienaturalny...
Drażniły mnie jeszcze takie kwiatki:
- „ - Powoli, Reksiu, udławisz się i będzie problem – powiedziałem, rzucając ostatni kawałek.Zaszczekał radośnie, merdając ogonem (...)”- jasne, że z kontekstu wynika, że chodzi o psa, ale z tekstu wynika, że to kawałek (kiełbasy) szczekał i merdał....
- „Gdy Marek i Aga wrócili, wysiedli i podeszli do mnie” - skoro pojechali samochodem ( co autor wyraźnie podkreśla w następującym dialogu:„-Dziękuję, pojadę po nią. Będziemy za godzinkę. Jest akurat w zajeździe, ale może się wyrwać.-- Jedź ostrożnie. Gdy przyjedziecie, kiełbaski będą już gotowe.-Oddzwonię, żeby była gotowa i jadę. Cześć.-Cześć.Pojechał. - s.242)------> a więc skoro pojechali samochodem, to chyba oczywiste, że wysiedli zanim podeszli.... Takie tłumaczenie czytelnikowi jak krowie na rowie.... brrr!
- „Aga podeszła z tacą, na której stały filiżanki, cukiernica i półmisek z plasterkami cytryny.” (s. 243) – coś dużo chyba tych plasterków było, normalnie to spodek wystarczy.... ;-)
Powiecie, ze czepiam się szczegółów... Ano czepiam się, bo mi to przeszkadzało w czytaniu i nie podobało mi się. Plusem jest to, że naprawdę szybko się czyta. W sprzyjających warunkach (ja ich nie miałam) wystarczy jedno popołudnie/wieczór. Fragmenty dotyczące rozmyślań bohatera były znacznie lepiej napisane niż dialogi, czytało się je jednym ślizgiem oka, nawet ładne były.
A, jeszcze coś mi się przypomniało... Alkohol tu leje się nieomalże strumieniami, a to naleweczka na plebanii, a to winko z Edytką, a to bimber u Bogdana....Po ostrej popijawie na drugi dzień bohater wsiada na motor....dobrze, że nie od razu rusza w trasę, ale "wczorajszy"chyba też nie powinien. To ma bardzo "niepedagogiczny" wydźwięk. Zwłaszcza przy współczesnej walce z plagą pijanych kierowców.
Wyszukałam z ciekawości informacje o autorze. Jest nauczycielem w- f ze Zwolenia. Tu znalazłam artykuł na temat pana Surmacza i jego książki:
„Strażnika marzeń” przeczytałam w ramach akcji „Włóczykijka”.
Czy książka powinna dalej wędrować? Czytacie na własną odpowiedzialność.
Surowo ją oceniłaś;). Ja raczej traktowałam tę książkę jako przerywnik od poważniejszej literatury z wyższej półki i w takiej roli dobrze się sprawdziła;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Novae Res... i wszystko wiadomo! 95% takich pozycji jak ta wyżej.
OdpowiedzUsuńHa, czyli zdanie mamy podobne, niestety...
OdpowiedzUsuńI tak bym nie sięgnęła, bo nie za bardzo przepadam za "momentami", zwłaszcza w takim steżeniu:).
OdpowiedzUsuńNie, nie... To nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńRatunku ;]
OdpowiedzUsuńNiech ta pozycja trzy się od mojej półki z daleka ;]
Potwierdzenie reguły: Pisać każdy może.
Trochę lepiej lub trochę gorzej;]
Nie podobała mi się ta książka, co tu ukrywać. Jako przerywniki wolę już raczej harlekiny.
OdpowiedzUsuńjeszcze nie zaczęłam, ale po tej recenzji jestem bardzo ciekawa, z czym to się je, chociaż z drugiej strony zaczynam się bać :)
OdpowiedzUsuń