piątek, 30 stycznia 2015

Po macoszemu

Natasza Socha „Macocha” Wyd. FILIA 2014

Okładka książki Macocha
Nie miałam tej książki w planach, ale skoro akurat napatoczyła się w bibliotece, no to czemu nie… Przeczytałam ją właściwie od  ręki, znaczną część w okolicach obiadu, wieczorem dokończyłam. Kilkadziesiąt stron leciało migiem. Taki typ. W dodatku w formie zapisków z pamiętnika. Zachwycona nie jestem, ale co się pośmiałam – to moje!

Na początku strasznie mnie irytowała bohaterka – narratorka. Wykreowana została na infantylną, egoistyczną, próżną istotę. Rozumiem, że to wszystko  w zabawnej, humorystycznej konwencji, ale bez przesady…. Zgadzam się, że pewnie trudno było Romie emanować radością i entuzjazmem, gdy nagle jej sytuacja domowa uległa zmianie. A mianowicie: przyjechała nastoletnia córka jej męża (z pierwszego małżeństwa) z zamiarem zamieszkania u nich. Ale te „mordercze” plany  pozbycia się intruza….Mnie to raczej nie ubawiło…  No i nawet w komedii jakoś nie na miejscu wydaje mi się określanie  (nawet tylko  w myślach bohaterki) córki swojego partnera mianem „zezowatego potwora ze skundlonymi włosami” i tym podobnymi epitetami. Podejście Romy do Kasi rzutuje w pewien sposób na jej relację z Brunonem – nie musi lubić jego córki, ale jakiś elementarny szacunek jej się należy. Skoro „po wierzchu” wszystko jest poprawnie, to biorąc pod uwagę jej notatki – jest w tym fałsz.  Zabrakło też udziału tego całego Bruna w rodzinie – jakby zupełnie się nie angażował w jej sprawy. Cóż, być może ważniejsze były dla niego operacje chomików…

Krzywe zwierciadło, w którym pokazano tę „patchworkową rodzinkę” aż nadto zostało przechylone.
Potem  - może się przyzwyczaiłam, bo już dałam się porwać komedii, ale i tak do głównej bohaterki sympatią nie pałałam, za to bardzo polubiłam jej matkę z Niemiec (czy ona miała w ogóle  jakieś imię? Bo nie utkwiło mi w pamięci. Chyba funkcjonowała jako Matka. Kojarzyła mi się za sprawą swojego temperamentu z postacią Simony z dawniejszych odcinków „M jak miłość”), czyli  „babcochę”  - dla Kasi. I tu brawa ogromne za tę pomysłową, trafną nazwę! (matka macochy = babcocha).

Fabuły w sumie w tej powieści brak. Całość dzieje się w przeciągu roku, od przyjazdu Kasi – do jej wyjazdu, a pomiędzy – mamy szereg luźnych scenek z życia wziętych, przez krzywe zwierciadło przepuszczonych. Zlepek epizodów, mniej lub bardziej zabawnych, dotyczących nie tylko Romy, Bruna i Kasi, ale także ich przyjaciół, znajomych, sąsiadów, tudzież przypadkowych ludzi (np. o fiksacji na punkcie barbie jednego z użytkowników kafejki internetowej, perypetie klientów biura matrymonialnego prowadzonego przez Romę z koleżanką…) plus  inne dodatki. To tak jakby powieść była ciastem i dodano za dużo środka spulchniającego…

Dla mnie dla książka, owszem, była rozrywką, ale nie nazwałabym jej ciepłą i wzruszającą. Jeśli ktoś szuka dramatu obyczajowego z pogłębioną psychologią postaci, studium przypadku relacji macocha-pasierbica – to nie ten adres. Natomiast tym, którzy mają ochotę na lekką, „głupkowatą” komedię, chcą się pośmiać i oderwać od codzienności – polecam.

Na koniec mam jeszcze tylko taką uwagę. Znalazłam w treści błąd rzeczowy. I wytknę go tutaj, bo mnie on bardzo razi. Otóż brzmi to następująco:
"Polecam panu od biologii nowelkę Sienkiewicza Dobra pani" (s. 57)
Polecona lektura pasuje do sytuacji z biologiem, ale autor się nie zgadza. Można niby zrzucić tę gafę na konto bohaterki, o niezbyt dużym rozumku, ale jednak – sądzę, że to może zmylić część czytelników i nie najlepiej świadczy... Tu więc minus.



2 komentarze:

  1. Zdecydowanie Natasza Socha jest dla miłośników absurdu, czytałam "Macochę" dawno temu i niewiele z niej pamiętam, natomiast dość dobrze wbiła się w moją głowę jeszcze bardziej absurdalna książka "Ketchup" Sochy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, za "Ketchup" już podziękuję, na razie mi wystarczy tej autorki. Swoją drogą, sądziłam, ze to debiut.

      Usuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów