wtorek, 17 lipca 2012

Niedźwiedź w eterze i na papierze

Wyd. Agora 2011
Niedźwiecki nie wierzy w życie pozaradiowe, a ja nie wierzę w radio bez pana Marka. To dla mnie symbol Trójki, żywa legenda, głos, którego nie da się z nikim pomylić, przewodnik po muzycznym świecie, odkrywca nowych wrażeń. Dzięki niemu poznałam smooth jazz, smakowałam dźwiękową sałatkę włosko-francuską i  jak nieuleczalna "markomanka" popijałam niespiesznie kawę w sobotnie przedpołudnia, jak kania dżdżu czekałam piątkowego wieczoru, a już szczególnie nadstawiałam ucha na połączenie telefoniczne z Aliną Dragan, korespondentką z Holandii.

Ostanimi czasy bardzo mało słucham Trójki, albowiem tu, gdzie obecnie mieszkam, rzadko kiedy udaje mi się ustawić radio tak, by ją łapało w miarę wyraźnie. Ekwilibrystyka odbiornikiem i anteną nie jest wygodna na dłuższą metę. Przy złej pogodzie, o dziwo, jest lepiej. Na co dzień na falach eteru chwytanych przez moje radyjko panoszy się stacja na ostatnią literę alfabetu, wtrynia się łagodny puls przebojów regionalnej rozgłośni, tudzież zaszumione inne byty. Dobrze, że chociaż Jedynka odbiera i np. Lata z Radiem mogę słuchać. Tak czy inaczej, to Program Trzeci Polskiego Radia jest mi najbliższy pod względem muzycznym i sentymentalnym. Nie mogłam zatem przejść obojętnie obok autobiograficznej książki jednego z tuzów trójkowego dziennikarstwa.

Marek Niedźwiecki stanowi typ samotnika, nieco ekscentrycznego, introwertycznego, zanurzonego po uszy w swoim świecie pasjonata. W swojej książce nie jest zbyt wylewny, raczej oszczędny w słowach, konkretny, skromny i szczery. Opowiada o rodzinnym Szadku, o rodzinie, swoich pierwszych fascynacjach radiem i muzyką, o studiach, drodze zawodowej, początkach w Trójce i dalszych dziejach. Wspomina wiele postaci (bez zbędnego plotkowania), przywołuje dobre i złe chwile. Mowa jest także o podróżach - głównie do ukochanej Australii. Są fragmenciki z pamiętnika, gdzieniegdzie anegdoty, przepis na pyszne prawdziwki i mnóstwo zdjęć z prywatnego archiwum. Ta obfitość fotografii może być i zaletą i wadą książki  - w zależności od oczekiwań czytelnika. Przyznać trzeba, że nie jest oto obszerna publikacja, tekst owszem smaczny, ale budzi niedosyt. Na dobrą sprawę książkę da się przeczytać i obejrzeć w dość krótkim czasie, gdzieś w przelocie, przy okazji, jednak ma się też ochotę powracać do niej - przynajmniej ja jeszcze kiedyś ją otworzę i to pewnie nieraz. Trochę w tej opowieści słodkiego sentymentu, trochę goryczy, szczypta rozczarowania- bo ja wiem? -  ale też jest pewna harmonia i pogodzenie się ze światem i stanem rzeczy.

 Mocno pomarańczowym kolorem grzbietu i wklejki książka przypomina "RockManna..." pióra kolegi po fachu. Czyżby celowo, by pasowały do siebie na półce? Przydałaby się twarda oprawa, można dyskutować o jakości papieru. Taka forma wydania, jaką nam  zaoferowano, ma jednak też swój urok.

"Nie wierzę w życie pozaradiowe" to absolutny must read/must have dla sympatyków Trójki, Listy Przebojów i pana Marka, innym jednak też może przypaść do gustu taka prezentacja nietuzinkowego człowieka, żyjącego z pasją, po swojemu, spokojnie, na przekór rozpędzonemu światu. Miło mi było poznać bliżej postać, bez której nie wyobrażam sobie radia, której głos towarzyszy mi od lat.

4 komentarze:

  1. Ta pozycja to dla mnie must have :). Uwielbiam głos Pana Marka, a nad litą przebojów ślęczałam z zeszytem, bo zapisywałam wszystkie notowania, do tej pory moje archiwum funkcjonuje i sięga początków lat 90 :). Przy okazji Twojego wpisu, przypomniała mi się wstawka muzyczna, na szczęście youtube rządzi, ech co za wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie koniecznie zdobądź tę książkę. Ja co prawda notowań w zeszycikach nie prowadziłam, ale uważam to za miłą działalność, ma się potem spisy tytułów, wspomnienia ruszają lawiną... A wstawkę oczywiście pamiętam, nucę ;-)

      Usuń
  2. Był czas,że nie słuchałam Trójki, bo się pogniewałam przy całej tej aferze,gdy wyrzucili Pana Marka i Pana Jerzego Sosnowskiego. Od pięćdziesięciolecia Trójki, wróciłam i nie mogę teraz przestać słuchać. Uwielbiam "Markomanię" i już się nie mogę doczekać sierpnia, gdy audycja będzie trwała 3 h. Szkoda tylko,że Pani Eliza i Pan Sułek sa na wakacjach. Autobiografia Pana Marka to mój plan zakupowy, plus RockMann (Pana Manna to już w ogóle wielbię, co piątek o 6 rano zaczynam dzień z Mannem :). A jeszcze mnie zaciekawiłaś, pisząc,że Pan Marek to introwertyk :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pana Sosnowskiego też uwielbiam, co za głos... Przypomniałaś mi właśnie o nim, w tym sensie, że skoro czytam Manna i Niedzwiedzia to i po książki pana Jerzego trzeba sięgnąć. Właśnie przywiozłam sobie z rodzinnych zbiorów "Linię nocną". Jest tam jeszcze "Tak, to ten" i "Ach"(fragmenty czytałam)."Apokryf Agłai" już znam.
      Piątkowy poranny Mann - też lubiłam, na koniec Drakula ;-)
      Introwertyk- przynajmniej ja tak go odebrałam.

      Usuń

'Napisz proszę, chociaż krótki list" ;-)

Moja lista blogów