poniedziałek, 31 grudnia 2012

"Sprawozdanie" czytelnicze A.D. 2012

Przeglądając Wasze blogi co rusz natrafiam na podsumowania i statystyki, postanowiłam więc i ja zerknąć na swoją listę przeczytanych książek i przypomnieć sobie miniony czytelniczy rok.
Zakończę go z okrągłą liczbą 75 lektur (choć zastanawiam się, czy taką liczbę z piątką na końcu można nazwać okrągłą...). Jest to co prawda o 25 sztuk mniej niż w poprzednim roku, ale nie czytam dla bicia rekordów. Nie ilość się liczy, a jakość. Przyznam, że jestem bardzo zadowolona z książek, jakie przeczytałam- niewypałów totalnych nie było wcale, trafiło się parę rozczarowań, ale giną w obliczu pozostałych, odebranych pozytywnie.
Ogólnie był to rok odkryć i debiutów. Po wielu autorów sięgnęłam po raz pierwszy.

Przekonałam się i to z powodzeniem ( aż  5 tytułów!)do twórczości Nory Roberts, czego nie mogę niestety powiedzieć o Dianie Palmer.
Spróbowałam Pratchetta ( fajna zabawa, ale dawkowana w dużych odstępach).
Udało mi się wreszcie sięgnąć po prozę słynnej Colette, K. Mansfield, M. Axellson (tej na razie dziękuję), a także M. Forster (nie czuję chęci na więcej).
Po raz pierwszy sięgnęłam także po Wańkowicza, Wellsa - na tym póki co poprzestanę.
Zafascynowała mnie twórczość M. Kuncewiczowej. Zainspirowana "Marcem z Marią" zaopatrzyłam się w kilka tytułów, będę zgłębiać sukcesywnie.
Odkryłam  S. Fleszarową- Muskat oraz M. Binchy - mam nadzieję, że będę się jeszcze spotykać z książkami obu pań.
Zamierzam kontynuować także czytanie S. Raduńskiej.
Debiutanckie powieści  Z. Papużanki i Z. Białasa sprawiły, że mam ochotę na ich kolejne utwory.
Chętnie poznam też ewentualne następne powieści B. Ziembickiej (Ach te Różany... już dawno nie pamiętam przypadku, że nie mogłam się doczekać poznania drugiej części  i czym prędzej nabyłam, a raczej nie zdarza mi się tak szybko gnać po coś do księgarni ;-D )

Przybyły do mnie  w tym roku dwie Włóczykijki. O ile "Smak życia" mnie rozczarował, to "Cichy wielbiciel" O. Rudnickiej zdecydowanie okazał się najlepszą włóczykijkową lekturą, jaka do mnie dotarła do tej pory tą drogą i w ogóle pozytywnie mnie zaskoczył.
Skoro już mowa o rozczarowaniach - były nimi też książka Dudziak i po części "Mariola...".

Biorąc pod uwagę ilość przeczytanych książek danego autora w tym roku wygląda to tak:
5 -N. Roberts
4 - J.I. Kraszewski (plus jedna baśń pojedyncza, nie wliczałam do spisu)
2- M. Gretkowska, E.-E. Schmitt, B. Ziembicka, M. Pruszkowska, T.Pratchett,  S.Fleszarowa, . M. Kuncewiczowa.
 
Mój  tegoroczny Top- 15 (tak, 15, bo uznałam, że 10 to za mało na tak owocny czytelniczo rok) prezentowałby się tak (kolejność przypadkowa, kryterium - sentymentalno - subiektywne):
  • Służące, K. Stockett 
  •  Kamień pogan, N. Roberts
  • Woda dla słoni, S. Gruen
  •  Zabójca z miasta moreli, Reportaże o Turcji W. Szabłowski 
  • Casting na diabła, G. Bełza
  •  Korzeniec, Z. Białas
  •  Most, G. Mak
  •  Droga do Różan/Wiosna w Różanach,, B. Ziembicka
  •  Hrabina Cosel, J.I. Kraszewski
  •  Szopka, Z. Papużanka
  •  Kobieta w lustrze, E.-E. Schmitt
  •  Boska trucizna, A. Cziż
  •  Dziennik, J. Pilch
  •  Sekretny język kwiatów, V. Diffenbaugh
  • S. Biskupski, Chłopcy z ostrowieckich lasów

Zastanawiałam się, czy nie rozszerzyć tego topu do 20 pozycji, ale opanowałam się w porę, bo takim sposobem przepisałabym wkrótce niemal pół listy.

Natomiast gdybym miała wybrać jedną jedyną the best, naj, super, to moim prywatnym hitem 2012 ogłosiłabym.............
"Dziennik" Jerzego Pilcha.
 Bo tak! ;-)

Nie będę już wyliczać, co się działo u mnie na przestrzeni roku 2012 w zakresie wyzwań, konkursów, projektów, współprac itp. bo sporo tego  wymieniałam z okazji drugich urodzin bloga w październiku. Od tej pory niewiele się zmieniło. Doszła współpraca z "Czytajmy Polskich Autorów". Ostatnio przybyło trochę wygranych książek, ale o tym informuję w miarę na bieżąco w stosikach. Poprzestanę zatem na tym krótkim posumowaniu lektur, a o planach czytelniczych na następny rok napiszę niebawem.
Tymczasem życzę Wam miłego "sylwestrowania" i udanego startu w Nowy Rok!
Uściski!
A.

niedziela, 30 grudnia 2012

W afekcie za kulisami -"Świat jest teatrem" Boris Akunin

  
 Nota ze skrzydełka okładki przybliżająca nieco treść powieści:
Rok 1911. Na prośbę wdowy po Czechowie Fandorin podejmuje się rozwiązania zagadki tajemniczych szykan, które spotykają znaną aktorkę petersburskiego awangardowego teatru "Arka Noego" goszczącego na występach w Moskwie. Erast Pietrowicz zakochuje sie - po raz pierwszy od czasów wczesnej młodości. Aby zbliżyć się do pięknej Elizy Altairskiej-Lointaine, zostaje dramatopisarzem. Jego sztuka Dwie komety na bezgwiezdnym niebie odnosi sukces i umożliwia detektywowi przeniknięcie do rządzącego się specyficznymi prawami świata teatru. Może to pozwoli mu znaleźć mordercę, którego ofiarami padają ludzie związani z ukochaną...


Nazwisko Akunin na okładce to gwarancja dobrej czytelniczej przygody, o ile z góry nastawimy się na grę z konwencją i nieszablonowość. Zgodnie z autorską definicją, "akunin" to ktoś ustalający własne zasady. Rosyjski pisarz o gruzińskich korzeniach skwapliwie korzysta z prawa do ustanawiania  literackich reguł, czemu szczególnie daje wyraz w cyklu pt. Gatunki, ale i w seriach  sensacyjno - kryminalnych( czy to o perypetiach Fandorina,  czy Pelagii, tudzież Magistra) nieźle miesza i kombinuje na powieściowej niwie. Efekt- rozgłos, nagrody, tłumaczenia książek na 35 języków oraz ogromna popularność wśród czytelników.

"Świat jest teatrem" to trzynasta, bynajmniej nie pechowa, część rozgrywającego się w realiach carskiej Rosji cyklu Przygody Erasta Fandorina. Tym razem wraz z  głównym bohaterem zaglądamy za kulisy nowatorskiego teatru i śledzimy nie tylko wątek kryminalny, ale i miłosny, poznając przy tym teorię sensacyjności leżącą u podstaw sukcesu teatru Noego Sterna, a także podział ról według charakterystycznych emploi aktorów na przykładzie sztuki "Wiśniowy sad". Dzieje się tu sporo, czasami aż można "zapomnieć", że to jednak kryminał, zresztą u Akunina nie powinno to dziwić, bo jemu jedna konwencja zazwyczaj nie wystarcza. Dla mnie stanowi to zaletę, ale fanów "czystego" kryminału nie przekona.

Erast Fandorin również typowym detektywem nie jest. Posiada szeroki wachlarz umiejętności, których nie powstydził by się sam Chuck Norris. Nawet napisać sztukę teatralną to dla niego fraszka. Jedynym mankamentem wydaje się tylko tendencja do jąkania. Na emeryturze nie spoczywa na laurach, co roku opanowuje nowy obcy język oraz kolejną sportową dyscyplinę. Dzięki temu jest w znakomitej formie fizycznej i umysłowej. Tajemnicze zagadki rozwiązuje niejako "gościnnie", nie urzędowo. Poproszony o zbadanie sprawy związanej ze środowiskiem aktorskim wdeptuje w niezwykłą historię pełną emocji,  gdzie zazdrość, żądza sławy i wielkości prowadzą do zbrodni, a sam pada ofiarą... strzały amora. Zaślepiony uczuciem, albo omotany próbą zapomnienia o nim, Erast  kieruje się mylnymi tropami, dedukcja zawodzi. Jednak w kulminacyjnym punkcie niczym James Bond ratuje sytuację. Takiego bohatera jak Fandorin można zarówno lubić, jak też i nie znosić. Z całą pewnością oryginalna zeń persona. Sama za mało go znam, by wystawić  jednoznaczną opinię, ale chętnie poczytam o nim więcej.
Tak jak Sherlok Holmes miał swojego Watsona, a Robinson Piętaszka, tak Erast ma swojego Masę - japońskiego sługę i oddanego przyjaciela w jednym. To dopiero jest delikwent! Dla niego również znalazło się miejsce na scenie, gra główną męską rolę w sztuce swego pana i nieświadomie staje się jego rywalem. Japończyk zabawnie kaleczy rosyjską mowę, co zostało oddane w polskim przekładzie pióra Olgi Morańskiej.  Postać Masy miło ubarwia całość powieści.

Skoro świat jest teatrem, a ludzie aktorami, to zawodowi aktorzy grają podwójnie. Czasem trudno im oddzielić życie od sceny, ich codzienność naznaczona bywa teatralnością. Czy wśród masek, pozorów i póz jest miejsce na prawdziwe uczucia? O tym opowiada nie tylko warstwa obyczajowa utworu, ale i sztuka przez Fandorina napisana, którą -co ciekawe- czytelnik też może poznać w załączniku. W ogóle do głosu dochodzi wielopoziomowość powieści, bo w ramach literackiej fikcji mamy teatr w teatrze i ten teatr przez tekst załączonej sztuki znów na płaszczyznę tekstu powieści się przenosi. Zagmatwanie to wygląda, ale w lekturze żadnej trudności nie sprawia.



Akunin potrafi swymi książkami zająć czytelnika, wciągnąć go w wir swojej wyobraźni i przygód bohaterów. Kryminał nie do końca kryminalny, choć miejscami krwawy i grozę budzący, humorem i szczyptą japońskiego kolorytu doprawiony to świetna lektura dla lubiących niekonwencjonalność osób. "Świat jest teatrem" może przypaść do gustu nie tylko miłośnikom sensacji, ale i teatrologom, a może również sympatykom orientalistyki. Skądinąd sam autor jest japonistą.
Dla mnie lektura tej powieści była znakomitą rozrywką i miłą odmianą.

B. Akunin, Świat jest teatrem, Świat Książki 2012

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki  Matrasowi.

Lektura przydała się jak znalazł do realizacji wyzwania Trójka E-pik.

piątek, 28 grudnia 2012

Mój kawałek Świata...

Gdyby była wiosna, pomyślałabym, że to żart primaaprilisowy. Tymczasem mamy szarą zimową rzeczywistość, bo o białej to można -przynajmniej u nas- tylko pomarzyć. Weltbild wycofuje się z polskiego rynku, a co z tym się wiąże - Świat Książki może przestać istnieć, gdyż utraci głównego inwestora. W sieci aż zawrzało... 
Liczne portale i strony internetowe podają tę wieść nieomal hiobową, wyrażają swoją dezaprobatę dla zaistniałej sytuacji oraz sympatię dla wydawnictwa. Na Facebooku powstała strona społecznościowa "Ratujmy Świat Książki" skupiająca miłośników i wiernych czytelników tegoż. Na chwilę obecną ma ponad dwa tysiące uczestników, tzn. tyle osób "polubiło" ten profil. W jedności siła. Wsparcie społeczne przyda się w działaniach mających na celu ocalenie wydawnictwa, bo takowe na pewno zostaną podjęte. Z jakim wynikiem? Cóż, pozostaje wierzyć, że pozytywnym. 
No bo jakże to tak, Świata Książki brak? Nie mogę sobie tego wyobrazić.
Istnieje od 1994 roku, a to nie byle jaka kadencja, w moim odczuciu  - stały element rynku księgarskiego. Pamiętam katalogi Klubu Książki, czy jak to się tam nazywało....Uczestnictwo, zamówienie łączyło się z obowiązkowym zamawianiem z kolejnych folderów, a więc nie było zbyt dogodne, zwłaszcza, gdy nieczęsto się coś kupowało, bądź nie znalazło nic interesującego dla siebie w danym momencie. Nie korzystaliśmy z tego.Wtedy wolałam konkurencyjny "Klub Dla Ciebie", który potem przeszedł pod skrzydła i nazwę Wetlbildu, do którego przyłączył się następnie ŚK.Czyli wszyscy w jednej drużynie ;-)
Pomijając jednak kwestię katalogów, logo Świata Książki towarzyszy mi od dawna. Nie sposób go nie znać, bo charakterystyczne "kółeczko" nad  "falistą linią" - przedstawiające jakby głowę czytelnika nad otwartą książką, czy też przypominające wschodzące słońce (mi tak właśnie się to kojarzy)- opanowało półki księgarń, bibliotek, pojawia się na blogach i zawitało do niejednych domowych zbiorów.
Specjalnie pod tym kątem przyjrzałam się moim półkom i wydobyłam z nich taką oto "szczęśliwą trzynastkę":

Mój kawałek Świata...Świata Książki.
To tylko wybrana reprezentacja, "nieobecne ciałem", ale obecne książkowym duchem są w moich i rodzinnych zbiorach jeszcze:
- "Szopka" Z. Papużanki
- "Good night, Dżerzi" J. Głowackiego
- "Agent" M. Gretkowskiej oraz "Na dnie nieba" tejże
-"Telefrenia" E. Redlińskiego
- "Miasto utrapienia" J. Pilcha
- "Dom z papieru" Dominiqueza
 Pewnie jeszcze coś by się znalazło.

 Czytanych - pożyczanych z biblioteki czy prywatnie nawet nie wyliczę, bo sporo tego było,  wspomnę tylko przykładowe nazwiska: D. Lessing, H. Krall, P Suskind, B. Akunin, N. Roberts...
Gościły u mnie książki z serii nowa proza polska- "Wyspa" i "Warunek" E. Rylskiego, "Moje pierwsze samobójstwo" i "Marsz Polonia" Pilcha, "Bidul" M. Maślanki, "Z głowy" J. Głowackiego. Ta seria należy do moich ulubionych, chciałabym zgromadzić kilka jej tomów, właśnie dwa zamówiłam w promocji, gdyby zaprzestano jej wydawania byłaby to dla mnie niepowetowana strata.
Przy okazji wspomnę, że autorka "Szopki" jest nominowana do Paszportu Polityki - już zagłosowałam i trzymam kciuki.


Bardzo lubię i cenię Świat Książki za bogatą i różnorodną ofertę, w której każdy może znaleźć coś dla siebie - jest w niej bowiem i poczytna beletrystyka i tzw. literatura ambitna (nie ujmując poprzedniej), niejednokrotnie nagradzana np. laureaci Nike. Są wydawani klasycy i debiutanci. Obok bestsellerowych nowości  trafiają się wartościowe wznowienia. Zresztą, co tu dużo mówić, zainteresowani wiedzą w czym rzecz, a ciekawym wystarczy przejrzeć działy na stronie wydawnictwa, czy sklepu. Do wyboru do koloru.
Trudno mi cokolwiek powiedzieć o stanie finansowym ŚK, ale biorąc pod uwagę popularność wśród czytelników, czy nie jest to kura znosząca - jesli nie złote- to chociaż srebrne jajka? Choć może świetna promocja nie ma wystarczającego odzwierciedlenia w wynikach sprzedaży... Przy grzmiących na alarm sondażach czytelnictwa, może być i tak, kto wie...

Mam też osobisty sentyment do Świata Książki z tego względu, iż wygrałam organizowany przez nich konkurs na recenzję "Płatków na wietrze", a dzięki nagrodzie w postaci bonu zrealizowałam kilka książkowych marzeń.

Mam nadzieję, że sytuacja się zmieni, a wydawnictwo złapie wiatr w żagle i choć pod inną banderą nadal będzie bezpiecznie pływać po czytelniczych morzach i księgarskich oceanach. Czego serdecznie Światu Książki i jego czytelnikom - także sobie -życzę.




niedziela, 23 grudnia 2012

Łamiąc wirtualny opłatek...

... życzę Wam, Drogie Blogerki i Mili Blogerzy, 
abyście na czas Bożego Narodzenia 
choć trochę wyściubili nosy z książek 
i zanucili kolędę wybierając się na zimowy spacer.

Radosnych, zdrowych i rodzinnych Świąt, 
wielu wspaniałych książek i czego tam jeszcze pragniecie pod choinką,
wesołego kolędowania, 
spokojnej zadumy, 
odpoczynku od zgiełku.

 Ciekawych pomysłów,
 inspiracji 
oraz 
 wszelkich sukcesów 
w nadchodzącym Nowym Roku.

Ściskam serdecznie-
Agnesto

Do życzeń dołączam pastorałkę.

PS. Wpis opublikowany automatycznie - nie będę mieć raczej sposobności, by zajrzeć tu bliżej Wigilii, zatem teraz przy okazji dziękuję w swoim imieniu  za Wasze życzenia umieszczane na blogach.

piątek, 21 grudnia 2012

Szczypta poezji w zimowy dzień

       Czesław Miłosz
      Piosenka o końcu świata
       
      W dzień końca świata
      Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
      Rybak naprawia błyszczącą sieć.
      Skaczą w morzu wesołe delfiny,
      Młode wróble czepiają się rynny
      I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.
      W dzień końca świata
      Kobiety idą polem pod parasolkami,
      Pijak zasypia na brzegu trawnika,
      Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
      I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
      Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa
      I noc gwiaździstą odmyka.

      A którzy czekali błyskawic i gromów,
      Są zawiedzeni.
      A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
      Nie wierzą, że staje się już.
      Dopóki słońce i księżyc są w górze,
      Dopóki trzmiel nawiedza różę,
      Dopóki dzieci różowe się rodzą,
      Nikt nie wierzy, że staje się już.

      Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
      Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
      Powiada przewiązując pomidory:
      Innego końca świata nie będzie,
      Innego końca świata nie będzie.


      ----------------------------------------------------------------------------------------------
      Pozdrawiam  przedświątecznie i życzę  - wbrew wszystkiemu-wielu początków.

      A.


poniedziałek, 17 grudnia 2012

Przybytki, czyli stosik poniekąd zaoczny

Przyszło mi do głowy, że sporo czasu upłynęło odkąd ostatnio prezentowałam swoje książkowe zdobycze, a przybyło to i owo w międzyczasie, zatem pora na ujawnienie zbiorów. Będzie to jednak stosik poniekąd zaoczny, gdyż kilka książek już udało się z  rodzinną wizytą,  niektóre mają obowiązkowy przystanek u odbiorcy (zamówione do księgarni, której nie mam na miejscu), jeszcze inne są w drodze. Dość zawile tłumaczę, ale mniejsza o to.
Zacznijmy od konkretów:

1. M. Kamiński "Warto podążać za marzeniami..." - egzemplarz recenzyjny od Wydawnictwa G+J, w ramach Czytajmy Polskich Autorów [recenzja]
2. A. J. Dudek "Dolce vita po polsku" - egzemplarz recenzyjny od Wydawnictwa MG w ramach Czytajmy Polskich Autorów [recenzja]
3. B. Akunin "Świat jest teatrem" - egzemplarz recenzyjny - od Księgarni Matras - recenzja najprawdopodobniej po świętach
4. A. Białowąs "Galeria uczuć" - wygrana na fb na stronie "Książka zamiast kwiatka" - [recenzja]
5. K. Michalak "Nadzieja" - wygrana w konkursie recenzenckim na blogu autorki; właściwie to zostałam nagrodzona "Mistrzem", ale skorzystałam z możliwości zamiany.
6. K. Bulicz -Kasprzak "Nie licząc kota..." - pożyczona prywatnie.
7. Opowieści wigilijne - wylosowana w blogowej "rozdawajce"(vide poprzedni wpis)
8. S. Biskupski "Chłopcy z ostrowieckich lasów" - o partyznantach na Kielecczyźnie, docelowo dla dziadka, ale może i sama przeczytam też. Zakup antykwaryczny via Allegro
9.LMM - "Wymarzony dom Ani" - gromadzę powoli całą serię, zdobyłam na gratyzchaty.pl
10. Salinger "Buszujący..." -Zakup antykwaryczny via Allegro.Egzemplarz okazał się w gorszym stanie niż miał być....Cóż..
11. Chmielewska "Całe zdanie nieboszczyka..." - może przełamię się jednak do jej twórczości... Z gratyzchaty

Teraz "wielcy nieobecni":

 12. Z. Papużanka "Szopka" - wygrana na blogu - już o niej pisałam -do czytania teraz  zagarnęła ją siostra.
13. M. Musierowicz "McDusia" - zakup własny w lokalnej księgarni -również książka wybyła w celach czytelniczych - jak wyżej ;-)

14. E. Gaskell "Północ Południe"
15. "Poczytaj mi mamo. Księga trzecia"
Obie zamówione w Matrasie, odebrane przez rodziców, bo oni mają bliżej niż ja do stacjonarnej księgarni tej sieci, a korzystniej odbierać w punkcie, bez kosztów przesyłki. 


16. "Czarny warkocz" Fleszarowej -Muskat
17. "Ze wspomnień samowara" B. Hertz
18. książka o Conradzie

Na w/w książki oczekuję, przygarnęłam hurtem na gratyzchaty.pl

19. "Pół życia" J. Picoult - oczekuję na przesyłkę z wydawnictwa, wygrałam u kasandry_85 "przydział" egzemplarza do recenzji - recenzja będzie brać udział w konkursie.
20. "Lilka" M. Kalicińska - wczoraj się dowiedziałam, że wygrałam  - na fb w konkursie świątecznym na stronie "Książka zamiast kwiatka".

Sporo tego się nazbierało, ale to łącznie z trzech miesięcy.
Tom się nachwaliła... teraz zmykam - nie poczytać, bo mam przerwę międzyksiążkową, ale pomyśleć- co by tu w następnej kolejności wziąć na tapetę... i spać....
 Paaaaa!





 



sobota, 15 grudnia 2012

"Opowieści wigilijne" oraz Christmas Tag

Poszczęściło mi się w losowaniu  u Monotemy  i za sprawą otrzymanej niewielkiej, ale uroczej książeczki mogłam zrealizować zadanie grudniowej Trójki e-pik dotyczące lektury z motywem świątecznym. Doprawdy magiczny jest ten czas okołobożonarodzeniowy,  niedawno pisałam, że nic odpowiedniego do tej kategorii nie mam, a tu proszę! Mówisz, masz ;-) Dziękuję jeszcze raz.

"Opowieści wigilijne" (Czarna Ruta 2000) to zbiorek trzech opowiadań pióra Jerzego Pilcha, Olgi Tokarczuk i Andrzeja Stasiuka. Nie będę przybliżać treści, bo zrobiła to poprzednia czytelniczka ((kto ciekaw - KLIK), wspomnę tylko krótko o swoich wrażeniach.

Tekst J. Pilcha pochodzi z powieści "Pod Mocnym Aniołem", którą czytałam wieki temu, więc nie miałam odczucia, że już to znam. Zresztą, jak mawia słynny wiślanin „Książek nie czyta się po to, aby je pamiętać. Książki czyta się po to, aby je zapominać, zapomina się je zaś po to, by móc znów je czytać..."(Bezpowrotnie utracona leworęczność). "Pastorałka don Juana" to obrazek ze szpitala, gdzie leczą rany niedoszli samobójcy, alkoholicy i inni "dziwni", oni też mają swoją wieczerzę wigilijną, też kolędują, onirycznie- delirycznie...
 Swoją drogą po "Dzienniku" nabrałam ochoty powrócić do książek Pilcha, bo niezmiernie lubię jego frazę, ironię i sposob kreowania rzeczywistości. I jeszcze przede mną "Miasto utrapienia", ha!
Opowiadanie Olgi Tokarczuk  wydało mi się z kolei znajome. Sprawdziłam w sieci i okazało się, że z "Profesorem Andrewsem w Warszawie" znamy się nie tylko z widzenia. Także z tomu " Gra na wielu bębenkach". ale też czytałam to tak dawno, że powtórka nie była przykrością. To opowiadanie podobało mi się najmniej ze wszystkich trzech, było najmniej świąteczne, bardzo zagęszczone, przeładowane, ciężkie, a może tylko tak je odebrałam. Co ciekawe - dotyczy ogłoszenia stanu wojennego, a czytałam je (efekt niezamierzony) dokładnie 13 grudnia...
Andrzej Stasiuk zaś snuje opowieść lekko gorzkawą, ale w sumie optymistyczną, opowieść miejską i bardzo ludzką. Nostalgiczną, refleksyjną. Z akcentem ekologicznym. Uwolnić karpia! To opowiadania najbardziej mi się podobało, przypomniało, że dawno nic Stasiuka nie czytałam, a lubię.

Cieszę się, że ten tomik miałam okazję przeczytać, ze względu na autorów głównie.

***
CHRISTMAS TAG
Zostałam wywołana do świątecznego odpytywania przez Toskę82. Oto zestaw pytań i mojej odpowiedzi.
1. Kiedy zaczynasz przygotowania do Bożego Narodzenia?
Nie wydaje mi się, bym wybiegała z przygotowaniami przed grudzień, ewentualnie kwestie pomysłów na prezenty gwiazdkowe mogą pojawiać się wcześniej.
2. Posiadasz kalendarz adwentowy? 
Nie.
3. Jakie są Twoje ulubione filmy świąteczne?
Może nie tyle te z motywami świąt, co powtarzane często w tym czasie ekranizacje np. "Potopu", "Krzyżaków", coś tego typu na pewno musi być w tv.
4. Czy masz jakieś wesołe wspomnienia świąteczne?
Pewnie tak, ale nic szczególnie wesołego mi się teraz nie przypomina.
5. Jak wygląda Boże Narodzenie w Twoim domu?
Właściwie to Boże Narodzenie spędzamy głownie poza domem, u rodziców jednych i drugich.
6. Co najbardziej lubisz w Świętach Bożego Narodzenia?
Choinkę i szopkę.
7. Czy masz jakieś tradycje świąteczne?
Tak, ale chyba nie wychodzę poza najpopularniejsze.
8. Jakie są Twoje ulubione piosenki świąteczne?
Zdziwiło mnie dlaczego jest  pytanie o piosenki, a nie o kolędy. 
Z kolęd (i pastorałek) najbardziej lubię "Triumfy Króla Niebieskiego...", "Bracia, patrzcie jeno...", "Mizerna, cicha...", "Z Narodzenia Pana", "Bosy pastuszek".
Z piosenek - "Last Christmas" oraz "Pada śnieg..." duetu Górniak/Antkowiak.
9. Jaką będziesz mieć choinkę w tym roku?
Tę samą, co w zeszłym i poprzednim. Sztuczna, ale sypie się jak prawdziwa. Wysoka, gęsta.
10. Jaki jest twój ulubiony zapach świąteczny?
Bigosu i kompotu z suszu.
11. Jaki kolor lampeczek choinkowych lubisz najbardziej?
Kolor jak kolor, przeważnie są w kilku na przemian, ale nie lubię jak migają jak wściekłe, że oczopląsu można dostać.
12. Odliczasz dni do świąt?
"Nie liczę godzin i lat..."Ani się obejrzymy, a będzie już po....
13. Ulubiony zimowy lakier do paznokci?
Pora roku nie stanowi dla mnie kryterium doboru koloru. Ostatnio wcale nie maluję paznokci.
14. Ulubiony zimowy napój?
Kawa z kardamonem i herbata z plastrem pomarańczy.
15. Jak wygląda twój pokój podczas okresu świątecznego?
Generalnie mieszkanie jest posprzątane, choć  bez przesady, żeby szorować za szafą i segregować skarpetki w rządki itp. ;-)
W tym roku ograniczymy się do choinki  ale bywało, że utykałam gdzie się tylko dało malutkie bombeczki, ustawiałam stroiki, ozdoby. Teraz przy Elwirowym "daj, daj" albo jej "samoobsłudze" dekoracje nie bardzo mają rację bytu ;-)
Wigilijny stół natomiast - obowiązkowo stroik i świece.
Dziękuję za uwagę.
Kto ma ochotę i czas, zapraszam do udziału.
Wyznaczę (choć niezobowiązująco) np. ylllę, Upadły czy Anioł, Sardegnę, Klaudię Maksę, ......

środa, 12 grudnia 2012

Co oznacza difenbachia?



"Sekretny język kwiatów" kupiłam  pod wpływem impulsu skuszona blogowymi recenzjami. Długo jednak, bo dobry rok kazałam czekać tej książce na półce. Obawiałam się, że pod tą prześliczną i zachwycającą okładką z elementami o różnej fakturze (ten kwiat jest błyszczący, a litery wypukłe!) kryje się powieść, która mnie rozczaruje. Kilka razy już zaczynałam lekturę i zostawiałam po paru stronach. Zapowiadało się bowiem tak sobie. W końcu się zmobilizowałam i... przeczytałam tę książkę w dwa dni. Przysłowiowym jednym tchem niemal.

Dzieje bohaterki  poznajemy dwutorowo.  Jedna nitka to wydarzenia bieżące - po uzyskaniu pełnoletności Victoria Jones opuszcza dom dziecka i rozpoczyna życie na własny rachunek. Po pewnych perturbacjach znajduje dorywczą pracę jako pomoc florystki. Okazuje się, że dziewczyna ma niesamowite umiejętności, rośliny są jej pasją, potrafi je nie tylko pięknie układać, ale i trafnie dobierać - zna bowiem mowę kwiatów według wiktoriańskiego słownika. Na targu florystycznym Victoria poznaje pewnego mężczyznę, z którym nawiązuje dialog za pomocą kwiatowych wiadomości. Rozpoczynają się perypetie, nie tylko miłosne...Druga nitka fabularna prowadzi w przeszłość - poznajemy wydarzenia z dzieciństwa bohaterki, gdy  trafiła pod opiekę Elisabeth, która nauczyła ją języka kwiatów i zdradziła arkana plantatora winorośli.
 Jak można się spodziewać - nie bez powodu mamy retrospekcję. Wydarzenia z przeszłości kładą się cieniem na teraźniejszym życiu. Stopniowo odsłania się tajemnica Victorii, a ona dojrzewa do wyznania prawdy i oczyszczenia relacji. Nie jest jednak wcale różowo, młoda kobieta musi zmierzyć się głównie sama ze sobą, oswoić z uczuciami, nauczyć wielu rzeczy,  ukorzenić się - bo była taką dziką rośliną. Jej szansą są kwiaty, sukces w usługach florystycznych wydaje się być drogą do stabilizacji. Zwłaszcza, że efekty pracy i zadowoleni klienci pozytywne wpływają na poczucie własnej wartości bohaterki.

Samotność, odrzucenie, poczucie winy, determinacja, bezdomność, macierzyństwo - to tylko główne przykłady- hasła tego, czego doświadczyła bohaterka. Emocjonalnie było bardzo trudno ogarnąć tę historię. Prawie się popłakałam czytając fragmenty dotyczące nowonarodzonego dziecka, przeżywałam decyzje Victorii. W sumie nic złego się nie stało, ale mimo wszystko... za wrażliwa jestem. Zakończenie jest optymistyczne, tchnące nadzieją, ale nie ma wyraźnego happy endu, typu "i żyli długo i szczęśliwie", autorka daje szanse bohaterom, ale zostawia sytuację otwartą.

Nie przepadam za dramatami obyczajowymi, nie lubię czytać rozdzierających serce historii, czy oglądać filmów z cyklu "Okruchy życia. W tym przypadku jednak poprzez motyw języka kwiatów i wszystko z tym związane, powieść zyskała szczyptę niezwykłości, magii takiej codziennej, przesunęła się z półki "dramaty obyczajowe" w stronę takich książek jak "Czekolada" i "Mistrzyni przypraw". Bukiety przygotowywane dla indywidualnych klientów przez Victorię były jak słodycze Vian, czy przyprawy Tilo - odpowiednio dobrane zmieniały życie użytkowników, pomagały im poprzez swoje znaczenie. Skoro już jestem przy literackich skojarzeniach to powiem, że sama bohaterka przypominała mi nieco Karen z "Dziewczyny, która pływała z delfinami" - dzika, głównie uczuciowo, miała swój świat, swoje dziwactwa, swoją pasję, w której się odnajdywała, dzięki której zyskiwała inne oblicze.

Źródło zdjęcia:swiatkwiatow.pl
Książka zawiera na końcu słownik znaczeń wybranych roślin. Po tej lekturze na pewno się zastanowię zanim podaruję komuś kwiaty, będę mieć na uwadze ich klucz.
Dodam jeszcze, że autorka nie wymyśliła sobie tych znaczeń, w posłowiu opisuje jak pracowała nad stworzeniem słownika na podstawie różnych źródeł. Co ciekawe, samo nazwisko pisarki też jest kwiatowe.
Diffenbaugh brzmi jak difenbachia. Jest to piękna roślina doniczkowa, występuje w wielu odmianach, należy do rodziny obrazkowatych, niestety jest trująca. Ciekawe, co oznaczałaby według Victorii?
Może oznacza zdolności pisarskie- pisarz tworzy obrazy, piękne i wielobarwne jak liście, a i "zatruć" umysł czytelnika swoją historią potrafi....


V. Diffenbaugh, Sekretny język kwiatów, Świat Książki 2011

Powieść przeczytałam w ramach Trójki E-pik - zadanie: książka, która była Twoim planem na rok 2012.
Jak się okazało,  naprawdę miałam w planach (a nie tylko zamierzałam od dawna)- jest "czarno na białym" w noworocznym poście;-)

niedziela, 9 grudnia 2012

Olka, nie nakręcaj się!


A. Białowąs, Galeria uczuć,
Wydawnictwo Replika 2012
.

Notka z okładki:
Wszystko wydaje się proste, dopóki nasze życie ma solidne podstawy
Trzydziestoletnia, trochę roztrzepana, niepewna siebie Ola zawsze wmawiała sobie i wszystkim wokół, że rola niepracującej „kury salonowej” to jej powołanie.
Pewnego dnia jej poukładane i szczęśliwe życie rozsypuje się jak domek z kart: mąż nagle wyprowadza się z domu i wydaje się, że ma to związek z przyjaciółką rodziny.
Teraz Ola musi stawić czoła przeciwnościom losu. Przemienia się w pewną siebie i świadomą swoich możliwości kobietę, która może mieć wszystko, o czym zamarzy: kochającą rodzinę, wspaniałego męża i czas dla dawno zapomnianej pasji.


Każdemu zdarza się czasami zbyt pochopnie wyciągnąć wnioski, przypisać komuś niewłaściwe intencje, źle zinterpretować czyjeś słowa, czy dorobić sobie całą "ideologię"do przypadkowego zdarzenia. Ola, bohaterka "Galerii uczuć" czyni tak nagminnie. Słyszy to, co chce usłyszeć, widzi to, co chce zobaczyć.  Zawsze szuka dziury w całym.Wbiwszy sobie coś do głowy, pozostaje głucha i ślepa na głos rozsądku i racjonalne argumenty. Ma trudny charakter, jest w gorącej wodzie kąpana, nie potrafi przyznać się do błędu i przeprosić. Mąż Paweł i przyjaciółka Edyta namotali (tylko nie sądź, Czytelniku, zbyt pochopnie) w jej dotychczas spokojnym życiu, toczącym się powoli między domowymi pieleszami a pracą w galerii - sklepiku z bibelotami. Sama bohaterka też przyczyniła się do tego zamieszania. Działając zbyt impulsywnie i bezmyślnie straciła grunt pod nogami, ale paradoksalnie- zwariowana sytuacja pomogła jej stanąć twardo na ziemi, odnaleźć to, co najważniejsze i poukładać parę spraw. Każda bowiem kura domowa, czy "salonowa" (określenie z powieści), ma barwne pióra i marzenia.
Nieoceniona okazała się pani Fredzia- właścicielka galerii. Zrzędliwa, pozbawiona smaku estetycznego i nieznająca się za sztuce szefowa wyciągnęła do Olki pomocną dłoń, wsparła radą, pozwoliła rozwinąć skrzydła i wyciągała za uszy z tarapatów. Pomagała też w prozaicznych sytuacjach jak choćby podwiezienie dzieci do szkoły. Z początku ta postać wydawała mi się trochę karykaturalna, ale w końcu wypadła znakomicie - z bagażem doświadczeń i sercem na dłoni, postępująca po prostu po ludzku.
Główna bohaterka - notabene moja rówieśniczka - była w moim odbiorze irytująca, nie polubiłam jej. Nieraz nie rozumiałam jej postępowania, czasem za nią nie nadążałam. Zresztą ona sama chyba też nie nadążała. Nieraz przeszkadzał jej ten "diabeł pod skórą", a hasło "Olka, nie nakręcaj się", którego użyłam w  tytule, kilkakrotnie padało w powieści, jako taki hamulec, którym bohaterka próbowała się przywołać do porządku. Sympatii mojej nie wzbudziły także inne postacie, na dłuższą metę i Alfredę trudno byłoby mi znieść, ale to tak jak w życiu - nie z wszystkimi ludźmi jest nam po drodze, nie z każdym nadajemy na podobnych falach. 

 Narracja prowadzona jest w formie pierwszoosobowej, z perspektywy Aleksandry. Tematyka powieści dotyczy problemów małżeńskich, życia rodzinnego, wzajemnego zaufania, umiejętności słuchania drugiej osoby, kompromisów, ale także odnosi się do roli kobiety w społeczeństwie, stereotypów i rozdźwięków między marzeniami czy planami a rzeczywistością. 

Rzecz dzieje się we Wrocławiu, zastosowanie lokalnej topografii przydaje powieści realizmu. Dużo dialogów i humorystycznych scen. Trudno mieć zastrzeżenia do języka i stylu autorki. Całość bardzo przyjemnie i szybko się czyta. Historia opowiedziana lekkim piórem Aliny Białowąs nie jest szczególnie wyjątkowa, ale i też nie całkiem banalna, może i znudzić i zachwycić - wszystko zależy od tego, na jaki padnie grunt, czyli od oczekiwań i sytuacji odbiorcy. 
Osobiście z bohaterami się nie zaprzyjaźniłam, ale książka umiliła mi jeden z listopadowych weekendów, w tym pobyt w grocie solnej. Mam poczucie, że przeczytałam dobrą lekką współczesną polską powieść obyczajową i nadzieję, że autorka  uraczy nas kolejnymi publikacjami.

wtorek, 4 grudnia 2012

Literacka Barbórka

Wszystkim dzisiejszym Solenizantkom składam bukiet serdecznych życzeń. 
Ciekawe, czy pod blogowymi nickami kryją się  jakieś Basie? Zapewne tak, tym bardziej je pozdrawiam.
Przy okazji zaś proponuję przypomnienie sobie bohaterek literackich oraz pisarek o imieniu Barbara. Oczywiście padną także tytuły z Basią w roli głównej.

Postaci:
- Basia Jeziorkowska "Hajduczek" - "Pan Wołodyjowski" H. Sienkiewicza
- Barbara Niechcic - "Noce i dnie" M. Dąbrowskiej
- Basia - tytułowa dziewczynka z "Awantury... " K. Makuszyńskiego
- Basia z "Domu nad rozlewiskiem" i kolejnych części trylogii M. Kalicińskiej
 - imienniczka pojawia się w "Kapitanównie" M. Pruszkowskiej

Tytuły: 
- "Awantura o Basię" K. Makuszyński

- "Barbara Radziwiłłówna" A. Feliński (dramat oparty o dzieje postaci historycznej)
- "Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna -Szczakowej" M. Witkowskiego

Autorki:
- Barbara Kosmowska (m.in."Prowincja", "Hermańce", "Buba", "Teren prywatny")
- Barbara Rybałtowska ("Szkoła pod baobabem" i inne części sagi)
- Basia Meder ("Babcia w Afryce", podróżniczka)
- Barbara Wachowicz (to ta pani w fioletach, autorka wielu biografii, opowieści biograficznych np. o Mickiewiczu, Sienkiewiczu)
- Barbara Ciwoniuk (literatura młodzieżowa)
- Barbara Cartland (romanse, romanse... napisała ponad 700 książek!)
- Barbara Delinsky (romanse)
 
Barbara o Barbarze: 
-''Barbara Brylska w najtrudniejszej roli'' Barbara Rybałtowska 

 Tyle znam. Z własnej lektury albo ze słyszenia. Nawet teraz zerknęłam pod tym kątem na grzbiety książek na półkach, niestety, nic adekwatnego nie znalazłam.
Liczę na to, że dorzucicie garść innych bohaterek i pisarek, albo opowiecie o swoich ulubionych literackich Basiach i Barbarach.


Pozdrawiam cieplutko!



sobota, 1 grudnia 2012

W grudniu po południu

 Właściwie to tej porze, gdy piszę niniejsze słowa, noc grudniowa skrzydła rozpościera. W grudniu po południu - będę czytać oczywiście, choć to "popołudnie" jest terminem bardzo umownym.
Oj, zleciał listopad szybciutko! Czytelniczo milutko. Siedem (o ile dobrze liczę) książek przeczytanych, w tym jedna zaczęta wcześniej. Plus dwie "nadczytane" w różnym stopniu - ich lektura będzie kontynuowana w najbliższym czasie.
Trójka E-pik  zrealizowana. Czas na kolejną. Na grudzień są takie propozycje:

powieść z motywem Świąt Bożego Narodzenia
książka, która była Twoim planem na rok 2012
zagraniczna powieść z dreszczykiem
Mam ewentualnych kandydatów, czy raczej kandydatki, do drugiej i trzeciej kategorii. Natomiast chyba nie znajdę powieści z motywem świątecznym, chyba że gdzieś przypadkowo w fabule takowy się objawi.
 Parę tytułów, które by pasowały, już czytałam, a są to:
 - Srebrne dzwonki, Luanne Rice 
- Szukając Noel, R.P. Evans
- Boże Narodzenie w Lost River/Święta z kardynałem, F.Flagg 
- Noelka, M. Musierowicz tudzież "McDusia"
Grishamów i innych kryminałów czytać na pewno nie będę - raz,że nie mam, dwa- kryminał czytam w ramach "dreszczyku" i jako egzemplarz recenzyjny, więc już świątecznego nie zamierzam.

 Czekam na Wasze ewentualne podpowiedzi.
Czy w "Nie licząc kota..." jest coś o Bożym Narodzeniu może?

Być może będzie stosik, bo przybyło małe co nieco, ale parę książek już się "rozpełzło".
Zapraszam do głosowania na opowiadanie: tutaj w ankiecie. Przyznam się, że moje też jest, ale słabizna straszna.
 Czytam aktualnie "Dziennik" Jerzego Pilcha i nacieszyć się nie mogę specyficzną frazą i ironią pisarza.
Spieszę zatem do lektury i filiżanki z aromatyczną kawą, czy herbatą raczej, bo późno się zrobiło.

Pozdrawiam grudniowo - śnieżkowo!
 

czwartek, 29 listopada 2012

"Wyśpiewam wam wszystko" Urszula Dudziak

U. Dudziak, Wyśpiewam wam wszystko, Kayax 2012

Darzę sympatią i szacunkiem charyzmatyczną, pełną energii artystkę, lubię jazz (choć preferuję odmianę smooth niż tradycyjny, czy też klasyczny), ale o tej książce zbyt dobrej opinii nie mam.
Zbiór wspomnień, anegdot, dykteryjek i refleksji ułożonych pod hasłami - tytułami rozmaitych utworów muzycznych wydał mi się zbyt chaotyczny. Nie upieram się przy chronologii, ale przydałby się jakiś klucz, a nie tak od Sasa do Lasa, na zasadzie co mi się przypomni. Nierówny jest też "kaliber"  - Dudziak opowiada zarówno o sprawach ważnych- związanych z karierą zawodową, rodziną, jak i o błahostkach, które w moim odczuciu zamiast ubarwiać  - nie tyle zaśmiecają, ile bałaganią. Podobnie jak liczne anegdoty o innych osobach. A w końcu to miała być osobista opowieść. Mimo zamieszczonych fragmentów pamiętników, a także stylu radosnej, szczerej paplaniny, Dudziak nie "wyśpiewała wszystkiego".
Książkę można w sumie "opanować" w jeden wieczór. Ja czytałam na raty, zarzuciłam, teraz powróciłam i dobrnęłam do końca.
Najbardziej utkwiło mi w głowie, jak Urszula przecedziła barszcz do zlewu, jak pomylono ją na scenie z również nieźle śpiewającą siostrą ("Złaź, Danka, niech Ula śpiewa"), a także jak muzyków okradano (parę razy autorka opowiada o tym, jak stracili pieniądze, albo sprzęt).
Ciekawe są wspomnienia o Jerzym Kosińskim i jego zdania zanotowane przez ukochaną.
Walorem publikacji są liczne fotografie dokumentujące życie prywatne i sceniczne. Podpisy pod zdjęciami - niby miały być zabawne, ale nie wszystkie wyszły.
Do niewyrównanego tekstu trzeba się przyzwyczaić.
Wiem, że "Wyśpiewam..." wydano też w formie audiobooka- czyta sama autorka! Ciekawa jestem, jak to brzmi. Świetnie by było, gdyby w tle pobrzmiewały melodie utworów będących "patronami" poszczególnych rozdzialików. A może tak jest?

poniedziałek, 26 listopada 2012

"Boska trucizna" Anton Cziż

A. Cziż, Boska trucizna,
Wydawnictwo Otwarte 2010
  
Nota na okładce głosi tak:
Sankt Petersburg, rok 1905. W śnieżnej zaspie zostaje znalezione ciało młodej kobiety. Okoliczności śmierci bada radca kolegialny Wanzarow. Pozornie banalna sprawa niespodziewanie się komplikuje. W śledztwo zostają wmieszani ekscentryczni naukowcy, piękności w woalkach oraz tajne carskie służby. Czy rozwiązanie zagadki kryje się w świętych tekstach kultu aryjskiego boga Somy?
„Boska trucizna” to mistrzowsko skonstruowany kryminał. Rosja w przededniu rewolucji jest tłem dla trzymającej w napięciu intrygi. Kapitalny język i poczucie humoru autora dodają smaku opowieści o zbrodni i tajemniczym napoju.

Natomiast ja ze swej strony stwierdzam, że "Boska trucizna" to trzy i pół setki stron znakomitej rozrywki. Kryminalna fabuła przyprawiona humorem i przesycona rosyjskim klimatem sprawiła, że wsiąkłam po uszy i ani mi w głowie było zaprzestanie lektury. Moje zapotrzebowanie na książkę tego typu zostało zrealizowane z pełnym zadowoleniem.

Śledztwo przypominało zabawę w kotka i myszkę, z tym, że z Wanzarowa był niezły kocur - nawet "nosił gęste wąsy przystrzyżone nieco na styl koci" (s. 20), natomiast myszka, jak się okazało, była niejedna. Cały czas coś się działo, pojawiały się nowe postaci.  Nie było wiadomo, czy dana osoba wystąpi tylko epizodycznie, czy może odegra większą rolę w fabule. Trochę nieraz mieszały mi się te wszystkie nazwiska, ale nie pogubiłam się. Co ciekawe, dużo tu kobiecych ról, jakby według przysłowia "gdzie diabeł nie może, tam babę pośle". Tylko zamiast mocy piekielnych mamy Ochranę i Oddział Specjalny - rywalizujące ze sobą, plus policja śledcza - między młotem a kowadłem będąca. Pewne damy wiele krwi napsują naszemu detektywowi, a i żona dorzuci swoje trzy grosze.

Wanzarow jest młody, ambitny, wierzący w prawdę i walkę ze złem. Jego cechą charakterystyczną jest wada wymowy-"Dostojny pan wydawał śmieszny dźwięk, w którym mieszały się "s", "sz" i "f" jak zbłąkane owieczki. W ustach silnego rosłego mężczyzny niewinna wada wymowy wydawała się rozczulająca, jeśli nie rozbrajająca... (s.23) Śledczy wydaje się być jegomościem dość ociężałym, bynajmniej nie umysłowo! Jego sokratejski sposób rozumowania, drążenie tematu, logika budzą podziw. Bywa nawet porównywany do Sherlocka Holmesa, ale z tego jest niezbyt zadowolony. To zupełnie inny typ niż Kurt Wallander, niemniej zyskał u mnie taką samą sympatię.( niestety nie mam zbyt dużego porównania, jeśli chodzi o literaturę kryminalną i detektywów).

Autor zmieszał w literackim tyglu takie ingrediencje jak: symbolika pentagramu, starożytna mitologia - bóstwo Soma, eliksir życia, motyw faustowski, nietzscheańska teoria nadczłowieka, szpiegostwo, manipulowanie ludźmi,  rewolucyjne nastroje, rosyjska zima, towarzystwo opiumowe oraz wiele innych wątków i motywów. Doprawił wszystko humorem, suspensem i wlał w kryminalną formę. Wstrząśnięte, nie mieszane. Dla mnie- pyszna czytelnicza mikstura.

Cziż został okrzyknięty drugim rosyjskim Akuninem. Coś w tym jest, choć za mało znam twórczość obu, by przeprowadzać dokładniejsze porównania. Grunt, że przy książkach obu pisarzy świetnie się bawiłam, a niekoniecznie prozę tego typu czytuję zazwyczaj. 
Odniosłam wrażenie, że nad "Boską trucizną" unosi się duch "Mistrza i Małgorzaty". Co prawda tu nie ma mieszania płaszczyzn i nierealnych postaci, ale atmosfera zamieszania, zagmatwania wydały mi się podobne.
W pewien sposób też powieść Cziża pasuje mi do "Korzeńca", i jak już wróci do mnie ten drugi tytuł, ustawię je obok siebie na półce.
Tak czy owak, bardzo mi się podobało i aż szkoda, że tak długo kazałam tej książce czekać.
Chętnie poznałabym inne przygody Wanzarowa. Ciekawe, czy wydawnictwo zamierza kontynuować serię.

 --------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Książka wpasowała się w wyzwanie listopadowa Trójka E -pik: pisarz z kraju sąsiadującego z Polską 


czwartek, 22 listopada 2012

Żadnych zmian, ratunku!

Zachciało mi się grzebać w szablonach, ustawieniach i przeżyłam chwile grozy.
Przestawiło mi się tak, że zrobił się paskudny granatowy szablon i poznikało wszystko, co tu mam, czyli lista blogów, bannery, logo, linki itp. I żadne cofanie się nie pomagało, mojego bloga, jakiego widzicie na co dzień, nie było, tylko ta nowa pozbawiona elementów składowych wersja, choć posty się zachowały oczywiście.
Jakieś kopie zapasowe, cuda wianki... Kombinowałam i nie wiem jak, ale cudem udało się powrócić do starego wyglądu, zielono-fioletowego. Może i nieładnego, nudnego, ale przynajmniej stałego i obecnego na miejscu.
Ufff, przestraszyłam się nieźle. 
Nie chcę już nic zmieniać.. Żadnych nagłówków, czcionek, kolorów. Niech będzie jak jest.Nie ruszam.
Dobranoc

wtorek, 20 listopada 2012

"Kapitanówna" M. Pruszkowska, Z. Krippendorf

Źródło zdjęcia nakanapie

M.Pruszkowska, Z. Krippendorf, Kapitanówna, Wydawnictwo Press 86, 1995.

Powieść określiłabym jako pensjonarsko - marynistyczną. Dość staroświecką i nudnawą. Z początku tak mnie nużyła, że porzuciłam książkę na dłuższy czas, potem się zmobilizowałam i skończyłam - co nieco się fabuła rozkręciła, ale porywająca nie była. Przygoda, intryga, humor, romantyczna historia - obecne, ale całość w porównaniu na przykład do książek Kornela Makuszyńskiego (weźmy chociażby "Pannę z mokrą głową" czy "Szaleństwa panny Ewy") wypada blado. Ma jednak swój urok, momentami bowiem trudno się nie uśmiechnąć.

Tytułowa bohaterka, Elżbieta, przy pomocy ciotki Zuzy- żony okrętowego ochmistrza, nielegalnie dostaje się na pokład. Ma do spełnienia tajemniczą, bardzo ważną misję, można powiedzieć rodzinną. Pasażerka na gapę szybko zostaje wykryta, ale nie ponosi konsekwencji. Znakomicie przyjęta przez załogę i współpasażerów, czuje się na statku jak ryba w wodzie, wprowadzając przy tym mnóstwo zamieszania i nieporozumień. Wraz z ciotką i panią Aliną ewidentnie coś knują, a swój tajemniczy plan wprowadzają w życie w Stambule. Swoje poczynania dziewczyna opisuje w pamiętniczku, którego fragmenty przeplatają narrację.Córka kapitana jest osóbką energiczną, żywiołową wręcz, roztrzepaną, odważną, pomysłową, zakręconą, ale o dobrym sercu. Rejs jest dla niej przygodą życia, ale i lekcją dojrzałości, odpowiedzialności. Spośród bohaterów, w większości sympatycznych,  wyróżniają się panny Schmaltz - "hybrydy", "zgagi", uprzykrzające życie załodze i innym podróżnym, egoistyczne babsztyle zainteresowane sobą i handlem. Postaci te ukazane są w negatywnym świetle, ośmieszane, na końcu dostają zasłużoną nauczkę.

Powieść zawiera wartości edukacyjne i wychowawcze. Czytelnik poznaje specyfikę życia i pracy na statku, zajęcia, rozrywki, zwyczaje i przesądy marynarzy, a także funkcjonowanie jednostki pasażersko - handlowej, zawijającej do portów Morza Śródziemnego. Wiele treści zdezaktualizowało się na przestrzeni lat  wraz z rozwojem technologii, praw handlu, czy logistyki. Oprócz wiadomości marynistycznych są  także turystyczne: opisy zabytków i miast odwiedzanych przez bohaterów. Pojawiają się echa wojny - los rodziny kapitana. Poznawczy charakter ma  zastosowanie żeglarskiej nomenklatury, marynarskiego żargonu (as- asystent, chief, radzik - radiotelegrafista, ochmistrz i inne)
W wymiarze moralnym - ukazane wartości takie jak szacunek, praca, rodzina, prawda, altruizm. Potępione kłamstwo (choć bohaterka kłamie i udaje, to w tym przypadku cel naprawdę uświęca środki), egoizm, skąpstwo itp.

"Kapitanówna" (1967) została wydana przez  Press 86 w 1995 roku w serii "Lektury nastolatek".  Gdybym wtedy czytała tę powieść, pewnie bym ją odebrała inaczej, z większym zainteresowaniem. Może nawet nie przeszkadzałby mi spoiler zamieszczony na tylnej okładce.
Dziś książki Pruszkowskiej są mało popularne i rzadko spotykane, choć pewną furorę nadal wywołuje "Przyślę panu list i klucz" ( miód na serce mola książkowego). Niejako pod wpływem tej lektury sięgnęłam po kolejną spod  nazwiska autorki (tu w duecie z enigmatyczną Zofią Krippendorf). Niestety, już tak zachwycona nie byłam.
Obawiam się także, że współczesnym nastolatkom raczej do gustu by ta powieść nie przypadła, choć chciałabym się mylić.

*Przeczytaną książkę podpięłam pod zadanie listopadowej Trójki E-pik: powieść wydana przed 2000 rokiem

piątek, 16 listopada 2012

Ale "Szopka"!

 Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie! 
(M. Gogol) 

Tu tak naprawdę nie ma się z czego śmiać. Gorzki i przerażająco prawdziwy jest obraz rodziny  przedstawiony w debiutanckiej książce Zośki Papużanki, krakowianki z teatrologicznym wykształceniem, doktorantki literaturoznawstwa, autorki tekstów kabaretowych.

Moją uwagę zwróciła ta powieść jeszcze na etapie zapowiedzi - w ulotce promującej serię 'nowa proza polska' Szara okładka z sugestywną kobiecą twarzą (jak widać plany graficzne uległy zmianie) oraz  rekomendacja Leszka Bugajskiego  wzbudziły moją ciekawość. Potem przypadkiem usłyszałam fragment tekstu czytany w radiowej Trójce.  Do tego przeczytałam recenzję sugerującą gombrowiczowskie tropy. Ciągnęło mnie do "Szopki". Nic więc dziwnego, że gdy wygrałam tę książkę w blogowym konkursie nieomal skakałam z radości.

Do "Szopki" hej, czytelnicy,  do "Szopki", bo tam cud... Tak żartobliwie tylko kolędę trawestuję, bo tematycznie to żadna rewelacja. Sceptycy wzruszą ramionami, mało to bowiem portretów kilkapokoleniowej rodziny w literaturze, mało opisów problemów w relacjach międzyludzkich, konfliktów, dramatów istnienia? Na pęczki. Tu jednak nie o treść  tylko, a o formę chodzi. O język. O narrację. O sposób budowania i prezentowania postaci. Nie bez powodu debiut Papużanki ukazał się w serii "nowa proza polska", bo odbiega od klasycznego, tradycyjnego dyskursu powieści.

Autorka operuje narracją przesuwając punkt ciężkości coraz to do innych bohaterów, oddaje im głos, a przy tym nie pozwala czytelnikowi przywyknąć do tymczasowej choćby chronologii. Nie wiadomo, czy na następnej stronie będzie relacja wnuczki, czy wspomnienia dziadka z okresu wojny, czy scena z czasów, gdy ów jegomość jeszcze tylko funkcję męża i ojca, albo nie-ojca pełnił, czy może z perspektywy innego członka rodziny zobaczymy kawałek powieściowej rzeczywistości. "I nigdy nie będzie jasne, kto jest narratorem, kto postacią, kto tłem, kto bohaterem, czyje są słowa, które się piszą." (s.5) "Szopka" jest nieprzewidywalna.

Brawa należą się Papużance za znakomity słuch językowy i ciekawe pomysły. Za oddanie słowem pisanym wrzasków, słowotoków, myślocieków, wielogłosowego jazgotu (np. na imieninach). Gromkie oklaski za nieprzypadkowe użycie pozornie przypadkowych wielkich liter wyrazów w monologu matki ścierającej ze ściany brzydki napis. Za wypowiedź karpi wigilijnych. Za szopkę metaforyczną i dosłowną (krakowska, konkursowa - z witrażami i złotą kopułą z chochelki oraz  sklecona z desek w ogródku przez dzieci na wakacjach). Z mojej strony zaś szczególne standing ovation za scenę telefonicznego zaproszenia na celebrację sznycli. 

W hucznych rekomendacjach "Szopki" pojawiają się w ramach kontekstu nazwiska Zapolskiej i Kuczoka. Owszem, jest tu pewna dulszczyzna, kołtuństwo, a  jeden z bohaterów, mąż- "stary", później stający się dziadkiem  (Czy właściwie padło w powieści jego imię- zastanawiam się) przypomina Felicjana Dulskiego, milczącego pantoflarza, umykającego cichaczem z hałaśliwego terytorium, gdzie panuje niepodzielnie żona, herod- baba. (Herod- do szopki pasuje jak znalazł ;-)) Powiązań z prozą Kuczoka nie znajduję, tyle że w "Gnoju" też antyrodzina była pokazana. Bliższych skojarzeń nie mam. Natomiast dostrzegłam podobieństwo do stylu  D.Masłowskiej i G. Bełzy, ale zaznaczam, iż to nie wtórność.

Bardzo mi się podobało. Zastanawiam się tylko, czy po generalnie świetnie przyjętym debiucie autorka skusi się na "popełnienie" (ech, jak ja nie znoszę tego wyrażenia) kolejnych książek. A jeśli tak, to czy w podobnej konwencji językowej i narracyjnej? Sama nie wiem, czy chciałabym czytać "Szopkę" bis.


Zośka Papużanka, Szopka, Świat Książki 2012



niedziela, 11 listopada 2012

Poezja i frytki, czyli powrót na Jeżyce

Znajomość starszych tomów Jeżycjady zawdzięczam bibliotece, nowszych- Inviernicie. Z czasem  na moich półkach zagościły wybrane - ulubione "("Szósta klepka", "Kwiat kalafiora", "Nutria i Nerwus") - nie wykluczam powiększenia kolekcji. Najnowszą powieść cyklu - "McDusię" nabyłam  dość spontanicznie. Przeczytałam szybko już jakiś czas temu, pora na spisanie zaległych refleksji.

Miło było powrócić do poznańskiej dzielnicy i zajrzeć w okna bloku przy Roosevelta 5. U Borejków gości Magda (córka Kreski), która przyjechała, aby uporządkować rzeczy po nieodżałowanym profesorze Dmuchawcu, a przy okazji poukładać swoje sprawy uczuciowe. Laura przygotowuje się do ślubu. Kuzyni Ignacy i Józef dorastają i rywalizują ze sobą. Bernard Żeromski jak zwykle realizuje swoje zwariowane pomysły artystyczne. Jest świątecznie i refleksyjnie.

Do książek Małgorzaty Musierowicz podchodzę z sentymentem, wracam jak do starych znajomych - co słychać, kto się z kim ożenił, komu się urodziło dziecko itp.  Lubię ten borejkowski klimat, gdzie pieką ciasteczka, piją herbatki, rzucają łacińskimi maksymami, cytują poezję i wysyłają ESD ;-)
Nie mam podejścia analitycznego, nie rozkładam powieści na czynniki pierwsze, nie czepiam się szczegółów Ot, czytam sobie emocjonalnie raczej. Oczywiście wolę starsze, wręcz najstarsze tomy, ale to pewnie dlatego, że tamte czytałam po kilka razy, te nowsze- raz, góra dwa może niektóre. Ale tamte czytałam "za młodu" że tak powiem, a z wiekiem nieco zmienia się odbiór pewnych książek, i te kolejne już odbierałam inaczej, z innej perspektywy.

Generalnie "McDusia" mi się podobała.Parę razy chichrałam się z dialogów, udzielił mi się  przedświąteczny nastrój, z ciekawością czekałam, czy coś się nie wydarzy w związku ze ślubem. Nie podzielam opinii, że to powieść nudna, staroświecka, moralizatorska itp. Taki a nie inny jest jest jeżycjadowy klimat i cóż poradzić, nie każdemu pasuje.
Co najwyżej mogę mieć zastrzeżenia, co do postaci. Nie podobało mi się zachowanie Idy. Zawsze była spontaniczna i bezpośrednia, ale tu przeszła samą siebie. Wzdychająca, słodka Laura nieco mnie irytowała. Przyznam, że nie jestem fanką tej bohaterki. Zastanawia mnie  "reaktywacja" Pyziaka i  umotywowanie jego życiowego postępowania. Ma nam być go żal, czy co...W szczegóły nie wchodzę, aby przypadkiem komuś nie wyjawić za wiele przed lekturą.

 Tytułowa bohaterka okazała się miłą, nieco poplątaną dziewuszką, przyzwyczajoną do popularnego, choć niezdrowego junky food (frytki, chipsy itp.), stąd poniekąd żartobliwa forma jej imienia.  Prawnuczka Profesora Dmuchawca nie gustuje w poezji, nie rozumie jej, woli dosłowne znaczenia, tym różni się od borejkowskiego towarzystwa, ale przecież nie każdy lubi wiersze i właśnie ta postać może stać się bliska wielu czytelni(cz)kom. Magdusia nie jest poetyczna (Laura za to w dwójnasób), ale romantyczna - owszem (motyw kłódek wieszanych na moście).
Poezja gości na kartach głównie za sprawą wiersza Kazimierza Wierzyńskiego, poety znanego,  lecz jakby zapomnianego. Literackie aspiracje ma też młode pokolenie, głównie w osobie Ignacego Grzegorza. Chłopak stanowi przeciwieństwo Ogorzałkówny, ale może "w tym szaleństwie jest metoda", wszak przeciwieństwa się przyciągają, czyż nie? Zresztą czy tak całkiem są inni..., nie sądzę.

W przypadku wielotomowych opowieści już tak jest, że czytelnicy mają swoich ulubieńców i antypatie, przywiązują się do nich i chętnie by urządzili życie bohaterów według własnego scenariusza, cóż, kiedy trzeba pogodzić się z zamysłami autora. Nie inaczej w tym przypadku - losy jeżycjadowych postaci leżą w ręku Małgorzaty Musierowicz. Ciekawe, co się wydarzy we "Wnuczce do orzechów"....




piątek, 9 listopada 2012

Jedenastka z serduszkiem

Zbieram właśnie myśli po lekturze "Szopki", zwiedzam dla odprężenia znajome blogi, patrzę a tu kolejny łańcuszek przez nie się przetacza. Zostałam nawet wyznaczona do odpowiedzi przez toskę82. Odpowiem na zadany zestaw pytań, ale wybaczcie, nie będę nominować kolejnych osób, bo i tak wkrótce będziemy się kręcić w kółko kopiując pytania i powielając nicki wyznaczonych. Już były podobne zabawy, sporo osób brało udział, czy to już nie nudne?
'Libster' to coś w  rodzaju "ulubiony"? Nie znam niemieckiego ni w ząb. Wcześniej było "Likely Blog Award"czy jakoś tak.. Polskiego łańcuszka nie ma? ;-)

Dobra, już nie marudzę.
Lecę z kwestionariuszem:

  1. Czy mogłabyś zostać wegetarianką lub weganką? 
    Weganką nie, ale wegetarianką mogłabym, mięso nie jest najważniejsze w moim jadłospisie.
  2. Przeszłość, teraźniejszość czy przyszłość? W jakich czasach chciałabyś żyć?
     Wehikuł czasu mógłby mnie przenieść co nieco wstecz.
  3. Żałujesz jakiś decyzji sprzed lat, czy chciałabyś się cofnąć w czasie i coś zmienić?
    Zawsze można by zmienić to i owo ;-) Ale po co deliberować nad czymś, czego się nie da zrobić.
  4. Za co najbardziej się lubisz?
     Nie zastanawiałam się nigdy nad tym. Może za niespodziewanie odkrywane pokłady cierpliwości... albo za kuchenne eksperymenty ;-)
  5. Czy wierzysz w przyjaźń między mężczyzną a kobietą? Tak
  6. W jakich kolorach widzisz świat?Szaro-fioletowych.
  7. Wymarzone wakacje? W Polsce czy może coś egzotycznego? Nie lubię podróży.
  8. Co Ci się ostatnio śniło? Ostatnio spałam na tyle krótko, że nie zdążył się przyczepić mi żaden sen do powiek, gdy wstałam rano.
  9. Ulubiony film? Gatunek? Sporo, np. "Śniadanie u Tiffany'ego", "Forrest Gump", "Kate i Leopold", głównie komedie, ale nie głupawe.
  10. Jesteś rannym ptaszkiem, czy może uwielbiasz długo spać, i późno chodzić spać? Jestem sową.
  11. Czy istnieje książka, która miała wpływ na Twoje życie? No, ba ;-) Może nie jakoś spektakularnie, ale wiele lektur wpływa na nasze postrzeganie świata i życie jako takie.

    Dziękuję za uwagę.

Moja lista blogów