piątek, 19 kwietnia 2024

"Błękitna wstążka" Magdalena Wojtkiewicz

wydawnictwo Filia 2024

Z reguły nie sięgam po literaturę tego typu (romans na wojennym tle), ale tym razem zrobiłam wyjątek.  Wobec debiutu Magdaleny Wojtkiewicz nie miałam wielkich oczekiwań, a wręcz dość sceptyczne podejście. Okładkowe hasła typu "historia wojennej zawieruchy i miłości, która nie powinna się wydarzyć" jakoś mnie nie przekonują i nie przepadam za fikcją osadzoną w wojennych realiach. Obawiałam się, że będzie to stereotypowa, schematyczna, egzaltowana opowieść w stylu szkolnego wypracowania, skoncentrowana na wątku uczuciowym, z pobieżnie nakreślonym tłem historycznym.

Okazało się jednak, że powieść została napisana całkiem zgrabnie, tzw. lekkim piórem, a przy tym konkretnie, bez zbędnych dygresji, Czytało mi się ją bardzo przyjemnie, trudno było oderwać się od lektury,  choć oczywiście tematyka należała do tych trudnych, poważnych i kontrowersyjnych.

Celowo nie będę pisać o fabule, by nie zdradzić zbyt wiele. Krótko tylko wspomnę, że przeniesiemy się do czasów wybuchu II wojny światowej, do Gdańska, Warszawy, a także do... malowniczego Jastkowa w gminie Ćmielów.
I to właśnie ten powód, dla którego sięgnęłam po "Błękitną wstążkę".

Fabuła jest dynamiczna, wciągająca, z wyraźnie zarysowanym kontekstem historycznym, a emocje i przemiany bohaterów są dobrze oddane. Śledząc losy postaci nie da się  pozostać wobec nich obojętnym, nie obędzie się bez wzruszenia, oburzenia niepewności, zdenerwowania, zdziwienia... Nie unikniemy chwili wahania i zastanowienia nad decyzjami, wyborami i czynami bohaterów. I jeśli nawet wątek romansowy nas nie przekona, to warto zauważyć, że Magdalena Wojtkiewicz przybliża nam wiedzę o zbrodni w Lesie Piaśnickim koło Wejherowa (tzw. "Pomorski Katyń"), a nie jest to częsty motyw w literaturze popularnej. I jeśli kogoś "Błękitna wstążka" skłoni do zagłębienia się w ten temat, do sięgnięcia do artykułów, materiałów historycznych, to jest - według mnie - sukces.

Książka jest doskonale wyważona, jeśli chodzi o ilość opisów i dialogów, a także o przedstawianie wydarzeń z perspektywy postaci Anny i Horsta.
Autorka zachowała umiar w dawkowaniu szczegółów, jednocześnie nie unikając scen przemocy i okrucieństwa. Wydaje mi się, że wszystko opisała w wystarczającym stopniu, by zachować istotny przekaz i oddziaływać na odbiorcę. Momentami może jednak nieco zbyt pobieżnie, budząc w czytelniku niedosyt - tu mam na myśli wątki dotyczące poszczególnych bohaterów.
Z wielkim wyzwaniem, jakim jest opis sceny miłosnej, też poradziła sobie wspaniale, bez wulgarności, bez śmieszności, zmysłowo i subtelnie.
Czytając "Błękitną wstążkę" miałam poczucie, że wszystko jest odpowiednio uporządkowane,  wszystko czemuś służy, każda postać, każde wydarzenie - ma znaczenie dla fabuły. Ładnie poprowadzono motyw błękitnej wstążki, widać, że tytuł nie od parady.

Mam nadzieję, że zarówno autorka jak i redaktorka zadbały, aby wszystko się zgadzało pod względem historycznym. Nie jestem w stanie tego do końca zweryfikować, ale chociażby sądząc po przypisach, można przypuszczać, iż pisanie powieści poprzedził rzetelny research. Niestety, znalazłam coś co mi "zgrzytało", z tym, że nie chodzi o fakt historyczny, a język postaci - otóż użyto wyrażenia, które powstało znacznie później niż czas akcji powieści. Nie jest to jednak aż tak wielki mankament, by przesłonić walory tej książki, która jest naprawdę niezła, tym bardziej jak na debiut.

Wydaje mi się, że są szanse na drugi tom tej opowieści, bo autorka jakby celowo nie dopowiedziała losów niektórych postaci, a w zakończeniu mamy ewidentnie otwartą furtkę na dalsze dzieje Anny Malickiej i Horsta Kluzera.
I chyba każdy, kto przeczytał "Błękitną wstążkę" chętnie poznałby, co było dalej....




 



niedziela, 14 kwietnia 2024

"Drabina" Eugenia Kuzniecowa


 

"Drabina" Eugenia Kuzniecowa

Pierwsze skojarzenia z drabiną to wspinanie się, hierarchia, awans społeczny, kariera, dążenie do osiągnięcia celów, pokonywanie trudności,  a w znaczeniu dosłownym: narzędzie do wejścia wyżej, droga ewakuacji/ucieczki...
Okazuje się, że tytuł został dobrany idealnie, bo wszystkie te odniesienia pasują jak ulał do treści najnowszej książki Eugenii Kuzniecowej, której debiut "Nim dojrzeją maliny" został dobrze przyjęty, a mnie osobiście - zachwycił. Tym razem  mój czytelniczy zachwyt ustąpił miejsca zadowoleniu, bo "Drabina", choć, owszem, podobała mi się, to zanadto mnie nie oczarowała.

Wydawało mi się, że będzie to lektura, którą pochłania się jednym tchem, a jednak spędziłam nad nią sporo czasu, z lekką irytacją, ale także z sympatią kibicując bohaterom.  Zupełnie nie wiedziałam, czego mam się spodziewać, kiedy coś zacznie się dziać, w którą stronę to wszystko ma zmierzać.
Z pewnością nie ma co liczyć na wartką akcję, czy pogłębioną analizę psychologiczną postaci, tu kluczową rolę odgrywa atmosfera - gęsta, pełna niepokoju, niepewności,  tęsknoty, wyczekiwania i nadziei.

Odnalazłam tu klimat czeskich komediodramatów w reżyserii Petera Zelenki, w których występuje  galeria nietuzinkowych, mających swoje "dziwactwa" postaci, a humor miesza się ze smutkiem i goryczą. Czytając, "widziałam" niektóre sceny i według mnie aż się prosi, by zekranizować "Drabinę", choć pewnie dla niektórych lekka, komediowa opowieść o wojnie i uchodźcach byłaby nie do przyjęcia.

Po wybuchu wojny na Ukrainie do mieszkającego w Hiszpanii, nieśmiałego, introwertycznego Tolika przyjeżdża niemal cała jego familia: matka, cioteczna babka - była artystka estradowa, wuj na wózku inwalidzkim, siostra z koleżanką, a do kompletu dwie kotki ( teściowa z synową!) i pies.
Rodzina trwa w takim zawieszeniu, z niepokojem śledzi wiadomości z ojczyzny, rozmyśla nad stanem swoich opuszczonych mieszkań i ogrodów, tęskni za utraconym.  Wszyscy mają poczucie tymczasowości. Odskoczni szukają w codzienności - gotowaniu, sadzeniu pomidorów ( w fontannie!), chodzeniu na targ po owoce, grze na flipperze, majsterkowaniu. Można odnieść wrażenie, że nikt nie czuje się sobą, wszystko jest na opak, pojawiają się np. dylematy czy  masz prawo tęsknić za psem podczas gdy giną ludzie? Czy w obecnych okolicznościach jest miejsce na randki, uczucia?
Niedawno zakupiony, wymarzony dom (póki co pełen pozostałych po poprzedniej właścicielce rzeźb, aniołków, jezusków i gobelinów) jest obszerny, ale szybko staje się "ciasny", bowiem Tolik czuje się osaczony, zaczyna się ukrywać w swoim pokoju, wchodzi do niego po drabinie, aby tylko uniknąć pytań i uwag rodziny. Nic dziwnego, bo ciągle go strofują, zwłaszcza matka: o pracę w nocy,  picie kawy,  o bieganie, o kolor koszuli... Traktują go jak nastolatka, a nie dorosłego mężczyznę.
Do tego Tola czuje wyrzuty sumienia, bo nie idzie walczyć na front. Ma jednak świadomość, że pracując jak dotąd ( jest programistą) może wspomóc Ukrainę finansowo oraz zapewnić schronienie i byt rodzinie. Z tym, że na dłuższą metę przebywanie z nią  jest uciążliwe.
W jego firmie zostaje zorganizowana huczna impreza charytatywna, potem pojawia się kwestia na co przeznaczyć zebrane środki. Pada pomysł, by część przekazać... Rosjanom, sprzeciwiającym się dyktaturze, ale nie spotyka się  to z powszechną aprobatą. 
W końcu pojawia się opcja powrotu do kraju. Zaczynają się przygotowania, nieporozumienia, perypetie... Finał zaskakuje nie tylko Tolika.

"Drabina" to opowieść o emigracji - zarobkowej i wojennej;  o wojnie z perspektywy uchodźców i obcokrajowców; o różnych punktach widzenia na tę samą sprawę; o poczuciu presji, lęku, tęsknocie, o skomplikowanych relacjach rodzinnych; o zaradności i bezradności.
Kuzniecowa opowiedziała o trudnej tematyce w lekki sposób, ale wcale jej tym nie umniejszyła. Dużo w powieści czarnego humoru, śmiechu przez łzy oraz zwykłej codzienności.  Postaci wykreowane przez autorkę budzą sympatię i choć ich działania nie zawsze wydają się racjonalne, to nie sposób im nie kibicować i nie życzyć powodzenia. Na szczególną uwagę zasługuje pięknie podkreślony wątek zwierząt - ewakuowanych z Ukrainy i otoczonych opieką.


Nie jest to powieść, którą uznałabym za wybitną i szczególnie ważną, ale doceniam jej humor, lekkość, koloryt i w ogóle pomysł na podjęcie trudnych tematów z nieco innej perspektywy. 
Bardzo podoba  mi się okładka, pasująca do treści, od razu wprowadzająca w upalny hiszpański klimat. Żałuję niestety, że tekstowi nie poświęcono należytej uwagi, bowiem znalazłam kilka literówek, a w niektórych momentach coś "zgrzytało" stylistycznie. Te drobne mankamenty nie przesłoniły jednak przyjemności z lektury. Z chęcią będę śledzić twórczość Eugenii Kuzniecowej, bowiem ciekawi mnie, co ta pisarka jeszcze wymyśli, w którą stronę - tematycznie i gatunkowo - podąży.


Moja lista blogów