Bedą zapiski, nie owoce z miski.
W zeszłym roku dowiedziałam się nie tylko o istnieniu autorki nazwiskiem Michalak, Katarzyny zresztą, ale i o tym, że ma ona na koncie kilka bestsellerowych powieści. Czułam się tak, jakbym coś przegapiła... Chciałam i ja spróbować tych książek, o których tak szumnie i głośno w blogosferze.
Pierwszą, jaka wpadła w moje ręce, był "Rok w Poziomce". Dostałam ją z "rekomendacją", iż jest "mdła, przesłodzona i do rzygu przewidywalna" (mniej więcej tak to brzmiało), co mnie wcale nie odstręczyło. Milutko sobie czytałam jesiennymi wieczorami, a raczej powieść "czytała się sama" w tempie ekspresowym, jednym tchem nieomal. Dziś pamiętam co prawda tylko imiona bohaterów (Ewa, Andrzej, Witek, Karolina...) i strzępki zdarzeń (wydawnictwo, domek, odnaleziona rodzina...) ale książek nie czyta się po to, by je pamiętać. Dobrze się bawiłam, odpoczywałam, a o to mi wtedy chodziło. Nie zastanawiałam się też, czy bohaterka zachowuje się racjonalnie, czy jest naiwna, roztargniona taka, siaka, owaka...Nie analizowałam zanadto, dając się ponieść opowieści. Oczywiście z góry wiedziałam, że to ma być historia z happy endem, pełna niesamowitych przypadków, szczęśliwych zbiegów okoliczności i spełnionych marzeń sypiących się jak z rękawa. Przynajmniej w książkach można oderwać się od rzeczywistości. Przy "Poziomce" śmiało mogę narysować uśmiechniętą buzię. Serial chętnie obejrzę.
Po tak sympatycznym spotkaniu z prozą Tej Michalak, bez wahania złapałam z bibliotecznej lady "Zmyśloną". I tu zonk.... Najpierw ucieszyła mnie duża czcionka (wygodniej się czyta) i rozbawiły scenki z dziećmi. Potem zaś mina mi zrzedła. Czułam się jakbym oglądała film od środka, albo wybiórczo kolejny odcinek serialu -nie znam dziejów bohaterów, nie orientuję się w wątkach ( te wydały mi się takie jakieś polepione). Nie wiedziałam, że seria "poczekajkowa" jest tak ściśle powiązana, że kolejność tomów ma znaczenie. Numerki na okładce ułatwiłyby rozeznanie. Nastawiłam się na romantyczną, pogodną bajkę, a znalazłam dramaty rozdzierające serce. Za dużo złego naraz jak dla mnie (zdrady, podejrzenia, szantaże, śmierć dziecka - wspomniana, śpiączka, strzelanina....). Nie zaprzyjaźniłam się z tą książką.
Tymczasem upały sprawiły, iż wyciągnęłam ze sterty "Lato w Jagódce", by poczytać w międzyczasie coś lekkiego, odmiennego od ostatnich lektur. Przyznam, że jestem usatysfakcjonowana rozrywką. Generalnie dobrze się bawiłam, choć momentami nie było wcale do śmiechu. Miała być baśń i była. Z kopciuszkiem, sierotką Gabrysią, wróżką (nawet Cukrową!), księciem (marokańskim dla egzotyki), był sokół, pierścień i róża, biały rumak ( ba, stadnina!), motywu przemiany brzydkiego kaczątka też nie zabrakło (z bestii w piękność). Dobro nagrodzone, zło ukarane (nauczka dla bezwzględnej Maliny), rodzina odnaleziona, posiadłość odzyskana... jednym słowem happyend! Znajdą się sceptycy, którzy powiedzą, że takie rzeczy się nie zdarzają. E tam, każdemu nieraz przytrafi się nieprawdopodobna historia. Kondensacja niesamowitych zdarzeń, wyjątkowych zbiegów okoliczności i szczęśliwych trafów na kartach współczesnej baśni jest jak najbardziej uzasadniona. Coś przesadzone, przerysowane ma swój cel.
Wspomniałam, że chwilami nie było tak wesoło - w ogólnie optymistycznej opowieści, tak między wierszami nieco, poruszono wiele trudnych spraw (m.in. traktowanie osób niepełnosprawnych, ich pragnienie bycia takimi jak wszyscy; bieda- sytuacja rodziny Gwoździków, wpływ wojennej zawieruchy na życie Stefanii, historia Pawła i jego matki, los Alka, prawnicy bez sumienia, kulisy telewizyjnego show... - tak sobie wypunktowałam nieco dziwnie, ale to tak dla siebie notatka). Nie płakałam. Ale koniec wzruszający!
Optymizm, wiara w spełnianie marzeń, ciepło, humor, pogoda ducha, emocje, niespodzianki oraz niczym nieskrępowana wyobraźnia - to emblematy twórczości Kasi Michalak. Następnym razem, gdy najdzie mnie ochota na "owocowe" baśnie, wytchnienie od literatury cięższego kalibru, zabiorę się za "Powrót do Poziomki", który otrzymałam jako nagrodę w "kąkórsie" anty-ortograficznym na blogu Kejt Em. Ciekawe co tam u Ewki...