Podczas lektury czułam się jak za dawnych lat czytając Anię, Polyannę i tym podobne. Wspaniała podróż sentymentalna i kostiumowa.
Tekst pisałam 3 wieczory, wiem -strasznie kulawy, zupełnie mi nie poszło.
Ale samą książkę przeczytałabym chętnie kiedyś jeszcze raz i oczywiście kolejne części. Bo są, tylko jakoś tak przeważnie tylko tę jedną sierotkę wydają... A film obejmuje znacznie więcej, dalsze losy bohaterek "Małych kobietek" .Oglądałam ekranizację z 1994 roku, tę nową też chętnie zobaczę.
Z uwagi na fakt, iż akcja zaczyna się w Boże Narodzenie ( to ważny dzień dla bohaterek - pomagają biednym, podejmują wyzwanie pracy nad sobą, świętują) i też kończy się po roku , kolejnym Bożym Narodzeniem - i znów wtedy mają miejsce ważne rzeczy ( spotkanie całej rodziny, sprawy |matrymonialne zaczynają swoj bieg..) - zaliczam tę lekturę do kategorii "poczuj klimat świąt" listopadowej Trójki E-pik.
Małe kobietki" Louisa May Alcott"
Urocza książka! Niby taka staroświecka, a jakże wartościowa i uniwersalna. Z
założenia to powieść dla młodzieży, ale i dorosły przeczyta ją z satysfakcją i sentymentem. To klasyka, do której często i
chętnie się wraca, o czym świadczą również adaptacje filmowe. Zachwyci na pewno
miłośników książek o Ani z Zielonego
Wzgórza, Emilce ze Srebrnego Nowiu, czy Polyannie oraz serialu o perypetiach
Doktor Quinn, to dość podobne klimaty. Fani Jeżycjady też nie powinni narzekać.
Proza Louisy May Alcott spodoba się szczególnie tym, którzy szukają w
literaturze charakternych bohaterek i ważnych wartości.
Są takie książki, o których wiele się słyszy, ich tytuły przewijają się tu i
ówdzie, pojawiają się liczne nawiązania do wywodzących się zeń postaci, czy
scen. Książki z kanonu literatury światowej, klasyka na którą dotąd nie było
czasu, czy brakowało sposobności. I końcu przychodzi ten moment, kiedy wreszcie
sięgamy po taką lekturę. Nastąpić wtedy może albo rozczarowanie zawiedzionymi
oczekiwaniami, albo zachwyt, gdy otrzymamy coś, co idealnie wpisuje się w nasz
gust, czy też wręcz przekracza nasze wyobrażenia o danym utworze.
Małe kobietki to dla mnie właśnie jedna z takich lektur; klasyka, która w końcu
doczekała się mojej uwagi i skradła moje serce. Żałuję, że nie poznałam tej
powieści wcześniej, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nie tylko
bowiem z radością przeczytałam piękne ilustrowane wydanie, które ukazało się
nakładem wydawnictwa MG, ale też obejrzałam świetną filmową adaptację z 1994
roku, planuję sięgnąć po inne książki Louisy May Alcott i obejrzeć najnowszą
ekranizację z udziałem m.in. Meryl
Streep; premiera tuż niedługo, bo w
okresie świąteczno-noworocznym.
Akcja tej, opartej w dużej mierze na
wątkach autobiograficznych, powieści
rozgrywa się w Ameryce w latach 60. XIX, w czasach wojny secesyjnej. Tytułowe
"małe kobietki" to cztery siostry March, dziewczęta mocno z sobą
zżyte, zaprzyjaźnione, ale o bardzo różnych charakterach i osobowościach.
Najstarsza, Meg ( Margaret, 16 l.) - jest miła i grzeczna, piękna, ale nieco próżna, tęskni za życiem w
luksusach , jakie pamięta z dawnych lat, jednocześnie bardzo szlachetna,
pracowita, mądra, dobra, oddana. Jo ( 15 l.) - typowa chłopczyca, skłonna do
żartów i psot, rezolutna, utalentowana literacko i aktorsko, pomysłowa,
szczera, nieco 'zwariowana', ale ma serce na dłoni i potrafi niesamowicie
zaangażować się w działania, na których jej zależy. Beth (13 l.) to niezwykle
cicha, nieśmiała, wrażliwa, nieufna dziewczynka, utalentowana muzycznie,
pięknie gra na fortepianie, bardzo obowiązkowa, dokładna, troskliwa, pełna
dobroci i miłosierdzia. Najmłodsza Amy (
12 l) - urocza, uparta, dość samolubna, nieco naiwna, pięknie rysuje i zabawnie
przekręca trudne słowa.
Dziewczyny uczą się, pracują, wypełniają
(choć nie zawsze chętnie) domowe obowiązki, zajmują się szyciem,
robótkami, dużo czytają, urządzają
teatrzyki, prowadzą własny "Klub Pickwicka" z własną
"gazetą". Ich przyjacielem i towarzyszem zabaw zostaje Laurie, wnuk
bogatego sąsiada, przemiły, wartościowy chłopak.
Pani March dla córek jest wzorem i powiernicą,
kocha je i wspiera , pozwala rozwijać talenty, mądrze je wychowuje,
czasem stosując sprytne "podstępy", szanuje ich wybory, pozwala uczyć
się na błędach, przekazuje cenne wskazówki. Uczy
je, aby w życiu kierowały się dobrocią i miłością, a nie bogactwem i modą
oraz doceniały to, co mają. Ojciec - walczył na wojnie, został ranny i dlatego
długo nie wraca, jego powrót jest świętem dla stęsknionych dzieci; nie jest z
niego żaden mądrala ani despota, lecz mądry, ciepły, kochający tata dumny ze
swych córek, które mobilizuje do "pokonania wewnętrznego wroga",
czyli do pracy nad swoimi słabościami.
Rodzina March, wskutek niefortunnych wydarzeń, utraciła swój majątek, ale nadal
jest jedną z najbardziej szanowanych w okolicy. Przyświecają im szlachetność,
honor, wzajemny szacunek i życzliwość, okazywana bliźnim pomoc i dobroć. Obraz
tej rodziny jest mocno wyidealizowany, przesycony najlepszymi uczuciami,
ukazany w kontraście do ciotki, której bogactwo jest niczym w porównaniu do
tego, co mają skromnie żyjący państwo March. A mają siebie nawzajem, wspierają
się, wiodą ciekawe życie, w sumie są naprawdę szczęśliwi. Rodzice nie planują
wydać córek za mąż za tzw. "dobre partie", owszem, życzą im jak
najlepiej, ale chcą przede wszystkim, aby były szczęśliwymi i dobrymi ludźmi,
spełniającymi się w swoich pasjach, talentach.
Małe kobietki to powieść pensjonarska i moralizatorska, ale
nie schematyczna; tu autorka stawia na niezależność i samodzielność kobiecych
postaci, choć nie brakuje romantycznych akcentów - nie ukrywajmy: oczekiwanych
i lubianych przez czytelniczki, niezależnie od epoki.
To opowieść o dorastaniu, pracy nad
sobą, pokonywaniu słabości, kształtowaniu charakteru. Głosi wartości takie jak
praca, rodzina, przyjaźń, miłość,
dobroć, uczciwość, szlachetność, pomoc. Zdecydowanie podkreśla rolę przymiotów duchowych ważniejszych od rzeczy
materialnych. Przesłanie wydaje się jasne, a propagowane wartości są wiecznie aktualne i ważne - tym bardziej
współcześnie, w zdominowanym przez konsumpcjonizm i bylejakość XXI wieku.
Akcja w sumie nie jest porywająca, zbyt wiele się nie dzieje, ale za to ma swój
nieodparty urok, pięknie opisane są realia, ubiory, posiłki, zajęcia, listy,
bale, pikniki, wspólne śpiewanie, zabawy, psoty itp. Obecne są w życiu
bohaterów zarówno przyjemne i zabawne sceny, jak i trudne, smutne, wzruszające momenty. Książka
wpisuje się także w klimat Bożego Narodzenia, od tych świąt zaczyna się bowiem
opowieść i zatacza krąg obejmując rok z życia bohaterów.
Dzięki fabule można odbyć wspaniałą podróż w przeszłość, do czasów
trudniejszych, ale jakby piękniejszych. Chciałoby się tam być, spędzać czas z
pannami March i Lauriem, razem z nimi przeżywać ich perypetie i problemy.. Żal
się z nimi rozstawać. Autorka zostawiła
bohaterów w sielankowym momencie i spuściła kurtynę. Kurtuazyjnie pytając:
"Czy podniesiemy ją znowu, by śledzić dalsze losy Meg, Jo, Beth i Amy? To
będzie zależało od zainteresowania czytelników pierwszym aktem dramatu
rodzinnego pod tytułem Małe kobietki." I to zainteresowanie najwyraźniej
było, bo zaowocowało kolejnymi tomami i nadal trwa, o czym świadczą kolejne
wydania książek i kolejne ekranizacje. Tu warto zaznaczyć, że filmowe wersje
obejmują znacznie dłuższy okres dziejów
bohaterów niż sama książka Małe kobietki
- to w sumie zaledwie pierwsza część.
Ta powieść ma swój wyjątkowy
staroświecki urok i uniwersalną wymowę. Nie wyobrażam sobie nie uwzględnić
jej w literackim kanonie i nie poznać, nieważne czy w wieku nastoletnim, czy
dojrzałym. Lektura na każdym etapie może przynieść wiele dobrego. Mam nadzieję,
że wydawnictwo MG nie poprzestanie na tym pięknie ilustrowanym tomie z rycinami
Franka Thayera Merrilla, w przekładzie Anny Bańkowskiej i wkrótce pozwoli
czytelnikom cieszyć oczy i serca drugą częścią pt. Dobre żony oraz pozostałymi
książkami Louisy May Alcott.
Wydawnictwo MG 2019 |