Sięgnęłam po tę książkę tak jakby w hołdzie ( nie wiem czy to dobre słowo), czy raczej ku pamięci Kogoś, kto bardzo lubił twórczość tej pisarki. Zresztą ja też lubię. Warto wiedzieć, że Grochola ma w dorobku nie tylko zekranizowane komedie romantyczne o domkach nad jeziorem ( swoją drogą to już taka klasyka naszej współczesnej literatury popularnej, "kobiecej" - w umownym tego słowa znaczeniu, bo ja nie dzielę książek na kobiece i męskie), ale książki różnego kalibru, dojrzałą prozę obyczajową, autobiograficzną, kryminalną, felietony, opowiadania poruszające wiele ważnych życiowych tematów. Można jej twórczość lubić albo nie, ale trzeba przyznać, że autorka się stara, trzyma klasę, nie produkuje powieści hurtowo, dba o jakość, a nie ilość.
"Zjadacz czerni 8" przykuł moją uwagę abstrakcyjnym ( jak się przekonałam, uzasadnionym w treści) tytułem oraz subtelną grafiką Andrzeja Pągowskiego. Zaczynałam czytać już ze dwa razy, nie szło, ale w końcu udało się przysiąść i jak już minęło kilka stron, to się wciągnęłam i zaangażowałam emocjonalnie.
To piękna powieść zbudowana z rozdziałów - opowiadań połączonych
cieńszymi i grubszymi nitkami postaci i wzmianek o nich. Wzruszająca,
smutna, niosąca nadzieję, wiarę w miłość
i dobro. Nie zaliczyłabym jej jednak do tych pokrzepiających, otulających jak
kocyk, ta powieść raczej drapie jak stary pled. Dostarczyła mi wielu wzruszeń i zaskoczeń, a
także czytelniczej przyjemności obcowania z literackim tekstem, w którym każde
słowo jest na swoim miejscu i ma znaczenie.
W sumie można by czytać te rozdziały w dowolnej kolejności. Każdy stanowi
odrębną całość. Łączą się tak, że np. syn starszej pani z jednego tekstu jest
szefem bohatera innego opowiadania, którego żonę operuje syn bohaterów
kolejnego tekstu, oczywiście on też ma "swoje pięć minut" ... Albo
jest wzmianka o tym, że ktoś chce rudego kotka, albo o kwiaciarni, albo o dziewczynie, która pięknie śpiewała... Pozornie bez
znaczenia, ale to potem "pączkuje" w fabule, rozwijają się
historie....
O czym są? O wszystkim! O życiu, śmierci, miłości - w różnych odcieniach ,
tęsknocie, chorobie, nadziei, teatrze... O przypadku i przeznaczeniu. O
potrzebie bycia wysłuchanym... O tym,
jak niesamowicie mogą się splatać ludzkie ścieżki... O tym, że wszystko jest po
coś...
Strasznie banalnie brzmi to, co piszę, ale nie umiem dobrać lepszych słów.
W sumie to jest mi bardzo trudno opowiedzieć o tej książce, bo właściwie każdy
rozdział można by rozgrzebać, przeanalizować, zastanowić się nad każdą sceną,
każdą postacią. Wolałam jednak to wszystko przeżywać, nie opisywać.
Jeszcze tylko dodam, że ważny wydaje mi się motyw czasu. Nie bez powodu tytuły
rozdziałów to określenia typu "Noc", "Poranek",
"Międzyczas", "Siedem minut", "Zmierzch" "Dzień".
Przyjrzę się ich związkom z treścią podczas kolejnej lektury. Już wiem, że będę
chciała powrócić niespiesznie do tej książki.